prof. Kazimierz  Z.  Poznanski
OBLED REFORM
WYPRZEDAZ POLSKI

NOTA WYDAWNICZA

Oddajemy do rak Czytelników ksiazke autora, który choc mieszka poza granicami Polski, uwaznie sledzi wydarzenia w kraju.

Kazimierz Z. Poznanski, bo o nim mowa, jest profesorem University of Washington w Seattle, na zachodnim wy-brzezu Stanów Zjednoczonych. Doktoryzowal sie na Wy-dziale Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1979 r. wydal w PWN swoja pierwsza ksiazke: Innowacje w kapitalizmie.

W 1980 r. Woodrow Wilson School, Princeton University przyznala mu roczne stypendium.

W 1981 r. za-czal wykladac ekonomie na Cornell Uniwersity, Ithaca, w stanie Nowy York. Rezultaty jego badan z tego okresu zostaly wlaczone do dwóch analitycznych opracowan Kon-gresu Stanów Zjednoczonych (pierwszy przypadek udzialu polskiego ekonomisty w tej prestizowej publikacji). Wykla-dal ekonomie równiez na Northwestern University w Evanston. Jako stypendysta Hoover Institution prowa-dzil prace badawcze w Stanford University (Kalifornia). W 1987 r. opublikowal na University of California - Berkeley ksiazke pt. Technologia i konkurencja: Blok sowiecki w gospodarce swiatowej. W 1992 r. wydal prace zbiorowa pt. Konstruowanie kapitalizmu, jedna z pierwszych publika-cji nt. transformacji postkomunistycznej (m.in. wspólautorzy Kolakowski oraz Kornai). W 1997 r. nakladem Cambridge University Press wydano jego ksiazke Przewlekla transformacja: Zmiany instytucjonalne a wzrost gospodarczy w Polsce, 1970-1994. Jako profesor University of Washing-ton organizowal coroczne konferencje naukowe nt. trans-formacji z udzialem polskich i amerykanskich ekonomi-stów. Wyniki zebral w dwóch ksiazkowych edycjach (m.in. Prywatyzacja oraz stabilizacja w Polsce, wydana przez Kluwer Academic Press, z udzialem Sachsa oraz McKinnona). Od 1996 r. jest wspólredaktorem glównego amerykanskie-go periodyku poswieconego sprawom Europy Wschodniej: „East European Politics and Societies". Zamiescil ponad trzydziesci artykulów naukowych w periodykach amery-kanskich i brytyjskich. W 2000 roku wydano po polsku je-go ksiazke Wielki przekret. Kleska polskich reform, która znalazla sie na krajowej liscie bestsellerów. Ksiazka jest przygotowywana do angielskiego tlumaczenia pod tytulem Globalne iluzje: Wywlaszczenie Europy Wschodniej. Gotowa do druku na rynku amerykanskim jest jego ksiazka: Sladami Poppera: Zbiorowa obojetnosc i upadek spoleczny. Wydawnictwo nasze daje mozliwosc wypowiedzenia sie autorowi w ksiazce, wobec której trudno przejsc obojetnie. Prezentowane analizy ekonomiczne, ocena polskich re-form, wreszcie wnioski autora, wielu moga zaskoczyc lub szokowac, dla innych beda potwierdzeniem przypuszczen, ze cos w kierunkach naszych reform i dostosowania sie Polski do Europy jest nie tak.Prace te traktujemy jako kolejny, wazny glos w dyskusji o polskich sprawach.

A oto co pisze sam prof. K.Z. Poznanski. „Niniejsza ksiazka jest napisana od nowa praca zbudowana na sche-macie mojej poprzedniej ksiazki Wielki przekret. Kleska polskich reform. Minelo kilka miesiecy od ukazania sie tamtej ksiazki, mojej pierwszej publikacji po polsku od dwudziestu lat. Jej sukces byl dla mnie sporym zaskoczeniem. Obawialem sie, ze moja skrajnie krytyczna ocena zmian ustrojowych w gospodarce zrazi czytelników. Ksiaz-ke sprzedano jednak w niespotykanym - jak na ten gatu-nek - nakladzie dwudziestu kilku tysiecy egzemplarzy. Niestety nie znalazla ona uznania w glównych osrodkach opiniotwórczych, w tym akademickich. Odniesc mozna wrazenie, ze polscy naukowcy w zasadzie uznali ksiazke za niewygodna, gdyz przez cala dekade glosza pochwale reform, które ja opisalem jako kleske. Oczywiscie nie na-lezy zbyt duzo oczekiwac po jednej ksiazce, ale mozna sie pocieszyc, ze stala sie przynajmniej przedmiotem konwer-sacji w tych kregach. Ukazalo sie mnóstwo recenzji, tyle, ze wysokonakladowa prasa albo calkowicie przemilczala ksiazke albo odniosla sie do niej z wyjatkowa zjadliwoscia. Mialem tez kilka zaproszen do telewizyjnych oraz radio-wych dyskusji, które zawsze byly bardzo burzliwe. Spo-tkalem sie tez z mlodzieza studencka, glównie w Krako-wie i Warszawie. Dwukrotnie mialem okazje przedstawic swoje poglady poslom na zaproszenie Sejmu. Odebralem tez obszerna poczte elektroniczna od czytelników, którzy w wiekszosci zareagowali z duza troska na moja krytyke reform. Dla nich, biernosc osrodków wplywu czy samych wladz w sprawach poruszanych w ksiazce musi byc bardzo deprymujaca. Uleglem ich zachetom do dalszego penetro-wania tematyki polskich reform. Postanowilem przygotowac nowa prace, która pomija drugorzedne watki i propo-nuje równie krytyczna ocene obecnych przemian ustrojo-wych z nadzieja, ze spotka sie z nie mniejszym zaintereso-waniem. W tym celu musialem tez znalezc nowego wy-dawce, który obnizylby ogromnie wygórowana cene nalo-zona na poprzednia ksiazke. Ograniczony czas nie pozwo-lil mi na wykorzystanie w tej pracy wszystkich otrzyma-nych dotad uwag. Te uwagi, a takze zupelnie nowe mate-rialy na temat reform oraz stanu gospodarki, uwzgledniam w mojej najnowszej ksiazce, juz w polowie zakon-czonej. Nadalem jej tytul Ostatnie wybory: rozklad panstwa

WPROWADZENIE

Transformacja ustrojowa ruszyla szybko, tyle, ze równie szybko doszlo do katastrofy, najpierw w formie gwaltownej recesji, a potem póldarmowej wyprzedazy majatku na rzecz obcych inwestorów. Minelo raptem nieco wiecej niz dziesiec lat od chwili, gdy uwolniona od komunizmu Polska wpadla w obled re-form, których zadaniem mialo byc stworzenie kapitalizmu. Tylko w obledzie mozliwe bylo, zeby budujac „wyzszy" kapi-talizm, wdrozyc system, który nie dorównuje temu, co zosta-wil „nizszy" komunizm. Wsparte zarliwa propaganda, nieu-dane pomysly reform trafiaja do realizacji bez zadnych prób zastanawia sie nad ich katastrofalnymi konsekwencjami dla gospodarki.

Istote tych przemian ustrojowych najlepiej oddaje okre-slenie „wielki przekret", gdyz w trakcie próby budowy ka-pitalizmu po komunizmie doszlo do póldarmowej wyprze-dazy wiekszosci narodowego majatku obcym inwestorom. Ten konkretny aspekt zmian ustrojowych, które tocza sie wieloma torami naraz, jest najwazniejszy przy ocenie dzie-sieciolecia po upadku komunizmu. Dziesieciolecia, w którym nastapilo bezprecedensowe ogolocenie narodu z jego majatku. Popularna wsród kregów, które okreslaja sie jako liberal-ne, opinia, ze kapital sprzedano bardzo tanio i do tego w ob-ce rece, bo walila sie w gruzy pozostawiona przez komunizm gospodarka, jest niepowazna. Polska znalazla sie bowiem w glebokiej recesji nie przed reformami, ale dopiero gdy te reformy zostaly podjete, czyli po 1990 roku. Co wiecej, go-spodarka weszla w zapasc dokladnie, dlatego, ze panstwo porzucilo potrzeby produkcji na rzecz wyprzedazy majatku.

Do sprzedazy pozostajacego w gestii panstwa majatku na-rodowego prawie za darmo doszlo, dlatego, ze zagrozeni utrata swych posad decydenci mieli malo czasu na ukartowanie przetargów. W tym pospiechu, najbardziej przydatni okazali sie obcy nabywcy, bardziej dyskretni w dzialaniu i zasobni finansowo niz ich krajowi konkurenci. Sposród obcych inwe-storów wybrano z kolei tych, którzy byli sklonni do zaofero-wania najwyzszych tzw. prowizji w zamian za zanizone ceny.

Wiem, ze „przekret" to okreslenie z ulicy, takze moze ra-zic, ale mamy tutaj do czynienia z dzialaniami, które nie za-sluguja na bardziej wyszukany jezyk. Zreszta, slowo to we-szlo do powszechnego uzytku, kiedy zaczely sie obecne re-formy ustrojowe, miedzy innymi pod haslem wyplenienia afer ery komunistycznej. Ówczesne afery gospodarcze, na-wet potraktowane lacznie, nie umywaja sie jednak swoja skala do „przekretu" zwiazanego z dokonana prywatyzacja majatku panstwa.

Nie byle, jaki to przekret, w którym majatek banków i przemyslu jest uplynniany przez aparat panstwa za okolo dziesiec procent jego aktualnej wartosci. Pozostale dzie-wiecdziesiat procent wycieka oczywiscie do nabywców za granice, zamiast zasilic mocno wyglodzona gospodarke, która zostawil po sobie stagnacyjny komunizm. Na taka to ogromna strate narazono spoleczenstwo, zeby zainkasowac prowizje, stanowiace tylko maly ulamek wartosci sprywatyzowanego kapitalu. Równiez te dziesiec procent, które po „wielkim przekre-cic" trafia do budzetu panstwa, nie jest zuzywane na pomnazanie produkcyjnego majatku. W sferze budzetowej ma miejsce maly przekret, w wyniku, którego znaczna czesc przychodu przechwytywana jest na uzytek prywatny (np. na niebotyczne pensje zarzadów w ciagle jeszcze licznych pan-stwowych spólkach, jak równiez w niedawno zreformowa-nych lokalnych samorzadach czy tez w nowo powolanych kasach chorych).

Przyszlosc gospodarki wydaje sie nawet bardziej przy-gnebiajaca niz smutna terazniejszosc tej panicznej wyprze-dazy. Polska skazuje sie bowiem na coroczny wyciek zysków z kapitalu, które, obok plac za prace, stanowia glówny skla-dnik dochodu narodowego. Poniewaz zagraniczni wlascicie-le przejeli komunistyczne monopole, maja warunki do dyk-towania plac i wypompowywania zawyzonych w ten sposób zysków na skale nawet dziesieciu procent dochodu narodo-wego rocznie.

Lacznie, jednorazowe straty wynikle z niedoszacowania sprzedawanego majatku oraz ciagle straty z tytulu wyprowa-dzanych zysków, wielokrotnie przerastaja znikome prowizje zarobione przez decydentów na posrednictwie. Chodzi, wiec tutaj o „wielki przekret" nie tyle ze wzgledu na skale osobi-stych korzysci odniesionych przez mniejszosc decydujaca o sprzedazy majatku, ile ze wzgledu na rozmiary strat dla wy-laczonej z procesu decyzyjnego wiekszosci spoleczenstwa.

Pozbawiona zysków, naleznych teraz zagranicznym wla-scicielom, gospodarka staje sie kapitalistyczna, choc w kraju zostaja tylko dochody z pracy - czyli place. Z obcym kapita-lem i lokalna praca, Polska staje sie krajem, który niejako musi zyc z dnia na dzien, z „golej" pensji. Mozliwosci zaku-mulowania wlasnego kapitalu wylacznie w oparciu o zarobki pracownicze sa nikle i równie male sa szanse na wyrwanie sie z niefortunnej sytuacji, gdzie tylko praca jest wlasna. Dzis szukanie pracy w bankach i fabrykach przypomina migracje za chlebem we wlasnym kraju, gdyz wiekszosc ich jest zagraniczna wlasnoscia. Zatrudnieni w ten sposób staja sie jakby sezonowymi pracownikami nie w obcym kraju, ale we wlasnym. Przy normalnej emigracji zarobkowej, gdy je-dzie sie do zamoznego kraju jak np. Niemcy, mozna liczyc na wysokie place. Przy wewnetrznej migracji trzeba zadowolic sie niskimi, polskimi placami, moze nawet na zawsze.

Pierwszym wyraznym sygnalem, na jak niewiele moze li-czyc lokalna praca jest obecna, druga z rzedu od chwili upad-ku komunizmu, recesja gospodarcza. Jak widac, fakt, ze ma-jatek trwaly trafia glównie w obce rece, to nie uchronil Pol-ski od nowego wstrzasu, za który trzeba placic naglym wzro-stem bezrobocia oraz placowa stagnacja. Gdyby starannie policzyc to bezrobocie, wyszloby na to, ze co czwarty lub, co piaty Polak zdolny do pracy znalazl sie juz bez pracy, oraz przewaznie bez zadnego zasilku.

Mój jezyk znowu moze kogos razic, tym razem z tego powodu, ze traci innym zargonem, nie z ulicy, ale raczej z katedry, tym marksistowskim. Wszak krytykuje kapita-lizm, rozprawiajac o placach oraz zysku, czy o pracy oraz kapitale, jak to czynia w swych wywodach marksisci. Jest to jednak tylko czysto przypadkowa zbieznosc, gdyz mnie, ja-ko ekonomiste, nic nie laczylo z marksizmem ani wtedy, gdy byl on jeszcze bardzo modny, ani tez obecnie, gdy ra-czej wyszedl z mody.

Bedac z wyksztalcenia liberalnym ekonomista wierze w kapitalizm, tyle, ze budzi mój niepokój wylaniajacy sie w Polsce zalezny typ kapitalizmu bez wlasnych kapitalów i bez rodzimych kapitalistów, a wiec swego rodzaju - jak go nazywam - „niekompletny kapitalizm". Powinno byc oczywi-ste, ze jest to gleboki niepokój liberalnego ekonomisty, a nie marksisty, gdyz ten ostatni jest wrogiem zarówno kapitalu jak i kapitalistów, bez róznicy, zarówno wlasnych jak obcych. Nikt poza - wywodzaca sie z liberalizmu - szkola ewolu-cyjna, w której dokladnie miesci sie moje myslenie, z taka pasja nie podjal obrony kapitalizmu, równiez przed komuni-zmem, z jego idea gospodarki bez rynków i wlasnosci. Szcze-gólne zaslugi mial w tym Hayek (1944), wskazujac na prak-tyczna niemoznosc zrealizowania komunistycznego idealu. Schumpeter (1942) dowodzil z kolei, ze nawet gdyby komu-nizm dal sie urzeczywistnic, to niewatpliwie bylby to regres.

Moje okreslenie siebie mianem liberalnego ekonomisty moze zdziwic niektórych zadeklarowanych liberalów w Europie Wschodniej, w tym znaczna czesc polskiego sro-dowiska intelektualnego, gdzie nie wypada byc kims in-nym. Nie zgadzaja sie na zadna, nawet umiarkowana kry-tyke reform ustrojowych. Przeciwnie, egzaltuja sie swym, jak twierdza, wielkim triumfem w budowie kapitalizmu. Ponoc szczesliwie juz zakonczonej w wiekszosci krajów Europy Wschodniej.

Niewykluczone, ze ta róznica w ocenie wynika stad, ze ich liberalizm wywodzi sie nie z ewolucyjnej mysli, ale z nur-tu, który nazywa sie ekonomia neoklasyczna. Wedlug mnie, przyczyny tych rozbieznosci musza byc jednak inne, gdyz na-wet poslugujac sie neoklasycznymi kategoriami nie sposób przeoczyc ulomnosci polskiego „niekompletnego kapitali-zmu". To nie jest wcale sprawa tej czy innej tradycji liberal-nej a raczej ich niecheci do nazywania rzeczy po imieniu.

Liberalizm, w zadnej postaci, nie wyklucza krytycznego spojrzenia na kapitalizm, gdyz ma bardzo wyrazna wizje „dobrych" instytucji. Liberalizm stoi tak samo murem za rynkami, jak i przeciw „zlym" rynkom. Jest tez w pelni swia-dom tego, ze nie kazda wlasnosc prywatna jest z definicji „dobra". Podstawowym kryterium oceny jest stopien wol-nosci gospodarowania, której to wolnosci nie da sie nijak oderwac od swobody zawierania umów i od wlasnosci zaso-bów kapitalu. Liberalizm, w tym szkola ewolucyjna, zaklada, ze wolnosc nie wyczerpuje wymogów wlasciwie rozumianego kapitali-zmu; nalezy do nich tez pewien system moralny. Instytucje, takie jak rynek czy wlasnosc, nie sa bowiem darem natury, ale sa ludzkimi wynalazkami, tworzonymi w zgodzie z obo-wiazujacymi regulami moralnymi. Bedac produktem tych re-gul, otwarte rynki oraz prywatna wlasnosc, czyli kapitalizm, sa tym silniejsze, im solidniejsze sa te moralne podstawy.

Poniewaz zywotnosc kapitalizmu wyrasta z szerokiego zasiegu wlasnosci, zrozumiala jest liberalna - równiez mo-ralna - negacja feudalizmu, w którym kapital - ziemia - byl w rekach niewielu. Stad tez liberalne potepienie komuni-zmu, w którym liczy sie nie tyle wlasnosc ziemi, co raczej kontrola nad maszynami jako kapitalem. W warunkach agrarnego feudalizmu zakres wlasnosci kapitalu ogranicza sie do arystokracji, a w przemyslowym komunizmie do ka-dry partyjnej.

Jednoczesnie, ze wzgledu na taka waska baze posiadania, w obydwu tych systemach sila robocza znajduje sie w sytuacji faktycznego poddanstwa. Z racji ich szczególnej pozycji, tak feudalna arystokracja jak i komunistyczna partia, przypisuja sile robocza do miejsca pracy i narzucaja jej niekorzystne wa-runki wynagrodzenia. A zatem, mamy do czynienia z dwoma swego rodzaju formami poddanstwa, czy ekonomicznej za-leznosci; jedna jest tradycyjna, a druga nowoczesna.

Jesli sie przyjrzec Europie Wschodniej po komunizmie, to rodza sie watpliwosci, czy obecna zmiana ustrojowa to nie jest przypadkiem kolejna, obok komunizmu, nowocze-sna „droga do poddanstwa". Przez zamiane aparatu partii na obcych rezydentów, jako prawie wylacznych dysponen-tów kapitalu, nie poszerza sie waska baza wlasnosci. Nowi wlasciciele, z ich uprzywilejowana pozycja ekonomiczna, dalej moga dyktowac warunki zatrudnienia i wynagrodzenia lokalnej pracy. Komunizm obiecywal wolnosc, ale dal poddanstwo dla ogólu rzadzonych, podobnie jest z polskim postkomunizmem, tyle, ze z jedna kardynalna róznica. A to, dlatego, ze teraz - po utracie tytulu wlasnosci do wiekszosci zasobów -podcieta zostala baza wolnosci tak dla rzadzacych jak i rza-dzonych. Nie chodzi, wiec tylko o to, ze mamy do czynienia z inna droga do poddanstwa. W gre wchodzi, bowiem droga do wiekszego poddanstwa, co nadaje zupelnie inny wymiar klesce reform.

W kontekscie tych przemian wlasnosciowych moze nasu-nac sie jeszcze bardziej zatrwazajaca mysl, mianowicie, ze w „niekompletnym kapitalizmie" nie chodzi juz wcale o rela-cje poddanstwa miedzy dwoma odlamami obywateli narodu polskiego. Tu wchodza w gre relacje miedzy Polakami, wlasci-wie bez wlasnego kapitalu, oraz innymi narodami, które ten kapital w wiekszosci przejely. Istota przemian ustrojowych nie jest, wiec wcale uwolnienie narodu, ale jego zniewolenie.

Prawdziwe znaczenie tych zmian w gospodarce, w jej sy-stemie instytucji, bedzie dopiero w pelni docenione, kiedy chora gospodarka znajdzie juz wyraz w chorej polityce. Z go-spodarka glównie w rekach zagranicznych mozna oczekiwac, ze polityka tez przejdzie w rece zagraniczne, gdyz nie da sie oderwac polityki od gospodarki. Wtedy raczej trudny do ogarniecia fakt pozbawienia narodu jego kapitalu znajdzie juz przelozenie na bardziej namacalny bieg zycia politycznego.

Znajda sie, bowiem partie czy platformy, które przystosu-ja sie do odmienionej rzeczywistosci wiazac swój los z obcym kapitalem. Najlatwiej to przyjdzie tzw. liberalnym osrodkom, których dzialania pozwolily obcemu kapitalowi wykluczyc z gry polski kapital. Majac na mysli wszechobecny obcy ka-pital, wystapia na niby w obronie nieobecnego polskiego ka-pitalu. Dokladniej, w imie nieobecnej polskiej klasy kapitali-stycznej, beda zadac zdlawienia plac polskiej sily roboczej.

CZESC PIERWSZA
WYMYSLONY POSTEP

Przejmowanie fabryk czy banków przez, zagranicznych wla-scicieli jest dzisiaj w swiecie czyms normalnym, ale nie sposób uznac za normalne przejmowanie calej gospodarki jakiegos kra-ju, a tym bardziej za póldarmo. Tak sie niestety stalo w Polsce, gdzie zamiast uratowac dla przyszlych pokolen to, co zostalo z komunizmu - zmarnowano ten spadek.

W zamian za niewy-górowane prowizje, wlasciwie napiwki, decydenci uplynnili ka-pital za ulamek jego prawdziwej wartosci. W ten sposób slaba gospodarczo Polska, cierpiaca na brak kapitalu, zostala w zasa-dzie pozbawiona wlasnego kapitalu. Nikt oczywiscie nie zdemontuje fabryk i banków by wywiezc je za granice. Dla co poniektórych stanowi to wystarczajacy powód, zeby nie martwic sie o przebieg polskiej prywatyzacji. Chyba nie zdaja sobie spra-wy, ze przez wyprzedaz tego majatku w obce rece nastapil maso-wy wywóz legalnych tytulów do przynaleznej im wlasnosci. Tym samym wywieziono prawa do przejmowania zysków, które przynosi sprzedany przez panstwo kapital. Moznaby sie ciagle po-cieszac, ze przez taka wyprzedaz sciagnieto bardziej doswiadczonych kapitalistów z zagranicy. Ale mozna bylo ich zdobyc w in-ny sposób, taki, który nie wykluczylby jednoczesnego stworzenia silnej wlasnej klasy kapitalistycznej. Gdyby obcy kapital naply-nal w formie budowy nowych fabryk czy zakladania nowych banków zagranicznych, Polska tez uzyskalaby dostep do wieksze-go doswiadczenia, jakie reprezentuja zagraniczni wlasciciele. Co wiecej, zamiast wyprzedawac zastany kapital obcym inwestorom uzyskano by dodatkowy kapital, nalezy przypuszczac, ze z tech-nika doskonalsza niz krajowa.

Panstwowy kapital moznaby wte-dy sprzedac rodzacej sie lokalnej klasie kapitalistycznej, zeby ona zadbala o jego niezbedna techniczna modernizacje. Sprzedajac kapital obcym oddano prawo do zysków jako waznej czesci dochodu narodowego, za bardzo marne oplaty oraz bez jakiejs wiekszej nadziei na trwale przyspieszenie produkcji przez jej dy-namiczna modernizacje. Nazwanie tego porazka byloby zbyt la-godne, to jest wlasciwie katastrofa. W ten sposób po komuni-stycznej katastrofie przyszla zaraz postkomunistyczna. Poprze-dnie niepowodzenie gleboko wrylo sie w zbiorowa psychike lu-dzi, ale obecne dopiero zaczyna powoli docierac do swiadomosci
polskiego spoleczenstwa.

 ROZDZIAL PIERWSZY
WYWLASZCZENIE NARODOWE

Wlasciwie zaden wazniejszy aspekt obecnej polskiej transformacji ustrojowej nie zostal dotad poddany jakiejs rzetelnej analizie ekonomicznej, bo jest to niestety prawie calkowicie „niema" transformacja.
Poniewaz znajomosc faktów jest slaba, malo kto sobie uswiadamia, ze skutkiem reform nie jest zwykly kapita-lizm. Jesli przyjac za norme Europe Zachodnia, to stosunki wlasnosciowe w zreformowanej Polsce sa zupelna dewiacja. Ci, którzy to dostrzegaja, sa zwykle zdania, ze Polska nie miala innego wyjscia. Mówia tak zupelnie niepomni, ze to zdyskredytowany dzisiaj marksizm uzasadnial bezsensowne systemowe koncepcje odwolujac sie do przeróznych „histo-rycznych koniecznosci".

Niespelnione zamierzenia

Nie ma kapitalizmu bez prywatnej wlasnosci, wiec refor-my zaczely sie od dylematu, w jaki sposób w prywatne rece przekazac olbrzymi majatek panstwa; czy w drodze roz-dawnictwa obywatelom czy tez przez sprzedaz indywidual-nym inwestorom. Zwolennicy darmowej dystrybucji powoly-wali sie na brak prywatnych oszczednosci, z których mozna by oplacic zakup kapitalu. Na rzecz sprzedazy mial przemawiac fakt, ze tylko w ten sposób majatek trafi w najlepiej przygotowane rece.

Pomysly rozdawnictwa nie znalazly w Polsce wiekszego uznania wsród reformatorów. Wybrano rynkowy, jak sie wy-dawalo, wariant - sprzedazy bezposrednio lub przez tzw. oferte publiczna, czyli gielde. Tym kanalem mialy byc uplyn-niane wieksze obiekty, dla mniejszych otwarto tzw. likwida-cje przez ratalny wykup. Z mysla o stworzeniu warstwy kapi-talistycznej uznano, ze we wszystkich przypadkach glówny strumien akcji zostanie skierowany do inwestorów wewne-trznych.

Chociaz majatek panstwa mial byc sprzedany glównie kra-jowcom, to jednak, gdy ruszyla pierwsza transza, w latach 1990-1992, wiekszosc specjalnie wyselekcjonowanych obiek-tów trafila do zagranicznych wlascicieli. Podobno udzielono tych preferencji zagranicznym inwestorom, zeby przekonac obywateli do inwestycji. Byc moze manewr ten kogos z oby-wateli przekonal, tyle, ze sprzedaz w tym trybie dalej zostala skierowana prawie wylacznie w zagraniczne rece.

Dla scislosci, w latach 1990-1992, w procesie prywatyza-cji pojawily sie tez zalazki duzego krajowego kapitalu, sku-piajace producentów z róznych branz w tzw. holdingi. Nie wynikalo to z preferencji aktualnych wladz, ale raczej bylo konsekwencja procesów, które zaczely sie juz w ostatnim ro-ku rzadów Rakowskiego. Przez jakis czas krajowe holdingi wchlanialy nowe obiekty, ale w koncu same staly sie przedmiotem zagranicznych przejec (nawet tak dynamiczna grupa jak Elektrim).

Pod kontrole zagraniczna przeszly tez w koncu zasoby przekazane w 1995 r. na rzecz tzw. funduszy inwestycyjnych, wprowadzonych jako namiastka powszechnego rozdawnic-twa. Obywatele otrzymali równe certyfikaty, które musieli na-stepnie zamienic na udzialy w jednym z funduszy restruktury-zujacych przydzielone im przedsiebiorstwa. Po dwóch-trzech latach, fundusze skonsolidowaly te udzialy na tyle, by zaczac systematycznie wyprzedawac je zagranicznym inwestorom.

Efekty tej wielotorowej wyprzedazy, jesli chodzi o prze-mysl, daly o sobie znac juz w 1997 r., gdy obcy udzial wyniósl 15 procent. Prawdziwa lawina wyprzedazy ruszyla w roku 1999. Stalo sie tak glównie, dlatego, ze po raz pierwszy wysta-wiono do prywatyzacji sporo obiektów o bardzo duzej skali, polskie giganty. Na skutki nie trzeba bylo dlugo czekac, gdyz pod koniec 1999 r. udzial obcego kapitalu w przemysle prze-kroczyl 40 procent, a w 2000 r. doszedl do 50 procent.

Plany sprzedazy na najblizsze lata sa niemniej ambitne, maja pójsc resztki przejetej przez Francuzów telekomunikacji oraz energetyka, na która ochote maja zwlaszcza Niemcy. Nieprzerwanie szuka sie tez zagranicznych nabywców na hu-ty stali oraz kopalnie wegla. Udzial obcego kapitalu moze calkiem latwo dojsc do 60-70 procent przed rokiem 2003, gdy najprawdopodobniej nie zostanie juz nic waznego do prywatyzacji (moze tylko jeszcze panstwowe koleje).

Jesli chodzi o banki, to na poczatku reform byly one prak-tycznie wylaczone ze sprzedazy dla zagranicy; zmiana nastapi-la dopiero po sprzedazy Banku Slaskiego w 1994 r. W 1997 r., udzial sektora zagranicznego w bankowosci wciaz jeszcze wy-nosil ponizej 20 procent. Ale juz pod koniec 1999 r. kontrola zagraniczna banków, mierzac tzw. aktywami wyniosla 56 pro-cent, a biorac za podstawe obliczen tzw. kapital wlasny -65 procent, a obecnie, czyli w 2001 r., az 75 procent.

Wolniej odbywa sie przejmowanie sektora ubezpieczenio-wego, gdyz dopiero w 1999 r. sprzedano pierwsze udzialy pan-stwowego monopolisty, PZU. Ale, zanim doszlo do tej -wstrzasanej sporami - sprzedazy, udzial zagraniczny juz byl pokazny, przede wszystkim dzieki tworzeniu wlasnych sieci. Mozna szacowac, ze przed sprzedaza ten udzial byl w grani-cach 30 procent, tak, ze po prywatyzacji PZU podniósl sie on do 45 procent, z tym, ze lada moment moze sie dalej podniesc. Podczas gdy w finansach - ubezpieczeniach i bankowosci - pewna czesc obcych udzialów pochodzi z zakladania wla-snych sieci, w przemysle budowa zagranicznych fabryk pod klucz jest minimalna. Nawet w tak dynamicznej dziedzinie jak motoryzacja, powstala tylko jedna sredniej wielkosci wy-twórnia w Gliwicach, General Motors. Glówny producent, wloski Fiat, poprzestal na modernizacji Tych, a zbankruto-wany Daewoo pozostawil na wpól rozgrzebany Zeran.

Owszem, naplynely z zagranicy spore „swieze" inwestycje do Polski, ale glównie w sektorze handlu. Skala ich jest taka, ze gwaltownie rugowana jest lokalna siec handlu detaliczne-go, która przetrwala nawet czasy komunizmu. Jak dotad, za-graniczni inwestorzy interesuja sie glównie supermarketami, które juz w tej chwili zapewniaja im okolo 25 procent calych obrotów. Przy obecnym tempie, handel zostanie niedlugo zdominowany przez zagranice tak jak przemysl czy finanse.

Tlo regionalne

Patrzac na reszte Europy Wschodniej, rzucaja sie w oczy Wegry, najbardziej zaawansowane w wyprzedazy zagra-nicznej. W 1999 r. zagranica miala pod swoja kontrola 70 procent sektora bankowego, czyli cala jego finansowo zdro-wa czesc (Zalacznik 1). W przemysle udzial ten tez byl juz wtedy w 70 procentach zagraniczny, przy czym znowu poza zasiegiem obcych inwestorów znalazly sie zaklady borykaja-ce sie z trudnosciami - utrzymywane przy zyciu przez budzet. Sciezke szybkiej wyprzedazy za granice przyjely tez byle republiki baltyckie, w tym zwlaszcza Estonia, gdzie udzial obcego kapitalu jest bliski 80 procent, tak w przemysle, jak i w bankach.
W innych krajach baltyckich - Lotwie i Litwie - udzial ten w przemysle jest nizszy, ale w sektorze bankowym sytuacja jest podobna (przy czym wiekszosc kapitalu bankowego w tych trzech krajach zostala przejeta przez dwa szwedzkie banki, niedawno zreszta polaczone w jeden bank).

W krajach, w których prywatyzacje oparto na kupono-wym rozdawnictwie, przejmowanie zasobów przez zagranice okazalo sie wolniejsze. Tak sie stalo w Czechach, choc zaso-by przekazane na bezplatny rozdzial obywatelom równaly sie wartosciowo tym wystawionym na sprzedaz. Mimo tych po-czatkowych komplikacji, w 1999 r. obcy kapital kontrolowal 35 procent przemyslu oraz 45 procent bankowosci, gdzie udzial ten nagle podniósl sie do 65 procent w 2001 r.

W Rosji, gdzie przyjeto za wzór czeski program, fabryki oraz banki zostaly przejete glównie przez kierownictwo oraz zalogi, nie zostawiajac nic dla wiekszosci obywateli. Glówna czesc kapitalów zostala nastepnie wyprowadzona by zasilic biznesy krajowych tzw. oligarchów, wywodzacych sie z daw-nej nomenklatury. Oligarchia musiala, choc tylko czesciowo, wesprzec sie na zagranicy ze wzgledu na nielegalny charakter bardzo wielu operacji (np. prania pieniedzy).

Gdy w Rosji wylonil sie swego rodzaju „nomenklaturowy kapitalizm", w Bulgarii czy Rumunii - ale równiez na Ukrai-nie - byla nomenklatura przejsciowo utrzymala kontrole produkcji, ale bez prawa wlasnosci. Slabsza od swych rosyj-skich odpowiedników, nomenklatura takze musiala ulec - od dwóch lat zaczela sie wyprzedaz. W Bulgarii i Rumunii, wiekszosc banków jest juz przejeta przez zagranice, a na Ukrainie, obcy, glównie Rosjanie, wykupuja przemysl, zwla-szcza ciezki.

Szczególnie trudny, jesli chodzi o zagraniczne przejecia okazal sie wariant przyjety w bylej Jugoslawii, gdzie postano-wiono zmienic tzw. samorzadowy model przez sprzedaz ak-cji pracownikom. Widac to w Serbii, gdzie dotad wlasciwie brak obcego kapitalu, a akcje znalazly sie przewaznie w rekach zalóg i dyrekcji. Z kolei, w Slowenii, gdzie prywatyzacja zostala wlasciwie zakonczona, udzial zagranicy w przemysle jest w granicach 15 procent, a w bankach - 10 procent.

Chorwacja oraz Bosnia, stanowia przyklad gdzie zalamal sie ten samorzadowy model. Jesli chodzi
o sama Bosnie, to w wyniku wojny stala sie ona miedzynarodowym protekto-ratem, w ramach, którego dano preferencje zagranicznym nabywcom, glównie w górnictwie. Podobnie stalo sie w Kosowie, a Serbia, jako przedmiot ataku, omal nie podzielila losu swej prowincji. To moze zabrzmiec drastycznie, ale tworzenie protektoratów jawi sie jako alternatywna metoda prywatyzacji.

Najbardziej trudny dla inwestorów zagranicznych okazal sie model Chin, gdzie po prostu nie doszlo do prywatyzacji. Chiny uczynily swoja gospodarke nie mniej prywatna niz Eu-ropa Wschodnia, prawie wylacznie przez zezwolenie wla-snym obywatelom na otwieranie biznesów. Te biznesy okaza-ly sie tak prezne, ze zupelnie przycmily sektor publiczny, który utrzymano w duzym stopniu z pomoca zagraniczna, gdyz glównie tam zezwolono na zagraniczne inwestycje.

Wariant budowy kapitalizmu bez prywatyzacji byl dostep-ny dla Polski jak i dla reszty Europy Wschodniej. Zadne czynniki ekonomiczne teoretycznie nie przemawialy za tym, ze tylko Chiny mogly pójsc ta droga. Na pewno nie ma to nic wspólnego z tym, ze Chiny sa wielkie a Polska, czy inne gospodarki regionu, male. Chetnie uzywaja tego argumentu polscy tzw. liberalowie, choc oczywiscie w ekonomii liberal-nej nie ma osobnych teorii dla malych i duzych gospodarek.

Wysuwa sie tez argument, ze Chiny sa inne, gdyz nie przechodza politycznej transformacji. Ciagle dziala tutaj mo-nopartia, nikt tez o nic nie pyta rzadzonych. Tyle, ze w Euro-pie Wschodniej tez nie doszlo do referendum w sprawie pry-watyzacji, a zwlaszcza wyprzedazy za granice. Co wiecej, w odróznieniu od Polski czy Czech wladze chinskie nie staraly sie narzucic doktrynerskich programów. Mniej demokra-tyczne Chiny wybraly, wiec bardziej demokratyczna droge re-form ekonomicznych.

Reszta swiata

Wychodzac poza swiat bylego komunizmu, mozna zaczac od gospodarki Irlandii, która stanowi ulubiony przyklad tzw. liberalów. Ich zdaniem, wyjatkowo szybko rozwijajaca sie Irlandia to dowód na to, ze strategia wyprzedazy zagranice jest najbardziej racjonalna dla kraju, który, jak Polska, startu-je do kapitalizmu z powaznym opóznieniem. W Irlandii 40 procent kapitalu przemyslowego jest obecnie w rekach zagra-nicznych, a w bankach ten udzial wynosi nawet 50 procent.

Gdyby jednak przyjrzec sie sredniej dla calej Unii Euro-pejskiej, to obraz ten wyglada zupelnie inaczej. Udzial obce-go kapitalu w przemysle nie wykracza poza 15 procent (w Niemczech jest on ponizej 10 procent). W bankach sta-nowi on srednio tylko 13 procent (ale w Austrii - 4 procent, a w Niemczech niewiele wiecej). W Hiszpanii oraz Portuga-lii, bardziej zblizonych gospodarczo do poziomu rozwoju Europy Wschodniej, udzial zagraniczny w bankach wynosi ponizej 15 procent.

Jeszcze wiekszy kontrast mozna dostrzec w niebankowych finansach, jak np. w ubezpieczeniach. W krajach unij-nych w ubezpieczeniach dominuje wlasny kapital, czesto pu-bliczny. W Europie Wschodniej, w tym równiez w Polsce, bez najmniejszych przeszkód wpuszcza sie obcy kapital do tego sektora. Wegry zdolaly juz calkowicie pozbyc sie wlasnych ubezpieczen, a Czechy wlasnie sprzedaly obcemu inwestoro-wi swego panstwowego monopoliste ubezpieczeniowego.

Prawdziwym ewenementem jest rynek emerytalny, który w Europie Zachodniej opiera sie glównie na panstwowych systemach skladkowych. W Europie Wschodniej podobny system zastepowany jest przez tzw. chilijski model, w którym prywatne - otwarte - fundusze emerytalne inwestuja wplaty. Tak sie stalo w Estonii, na Wegrzech, a ostatnio - w Polsce, przy czym we wszystkich przypadkach nowo tworzone fun-dusze sa glównie pod kontrola zagranicznych inwestorów.

Tak wysokiej penetracji gospodarki przez obcy kapital nie tylko nie mozna spotkac w Europie Zachodniej, ale nigdzie prywatyzacja nie zostala skazana na zagranicznych inwesto-rów. Nie zostala skazana z pewnoscia w Austrii, gdzie w trak-cie zaczetej w koncu lat 60-tych masowej prywatyzacji zaden znaczacy zaklad czy bank nie zostal sprzedany zagranicznym nabywcom. Podobnie w Wielkiej Brytanii, na której to przy-kladzie ponoc oparli sie dzielni polscy reformatorzy.

Prawie bez wyjatku, obcy kapital musial budowac obiek-ty i sieci od podstaw, takze w Irlandii, gdzie, jak podalem, obcy udzial wlasnosciowy w bankowosci jest bardzo wysoki, tyle, ze zagraniczne banki powstaly prawie wylacznie z no-wych inwestycji. Stare irlandzkie, w sensie wlasnosci, banki dalej, wiec obracaja glównie lokalnymi oszczednosciami, na-tomiast naplywowe zagraniczne instytucje finansowe pracuja glównie na wkladach, które naplywaja z zagranicy.

W sredniorozwinietej, podobnie jak Polska, Turcji, obcy kapital tez kierowany jest nie na wykup, ale glównie w budo-we nowych obiektów. Przez ostatnich dziesiec lat tureccy in-westorzy nabyli 85 procent prywatyzowanego majatku. Sko-rzystaly zwlaszcza rodzinne konglomeraty, laczace produkcje i sprzedaz z finansami. Daje to im kontrole nad cala gospo-darka do tego stopnia, ze sa w stanie dosyc skutecznie tamo-wac ewentualna inwazje zagranicznego kapitalu.

Jesli chodzi o pozaeuropejskie kraje sredniorozwiniete to sytuacja w Europie Wschodniej rózni sie tez od krajów Azji Wschodniej. W Korei Poludniowej udzial obcego kapitalu w przemysle czy bankach nie przekracza 5 procent. Podobnie jak na Tajwanie, gdzie np. w bankach jest 4 procent ob-cego kapitalu, a blisko 60 procent nalezy ciagle do panstwa. W Malezji rola obcego kapitalu w bankach jest wieksza - na poziomie 17 procent, a najwyzsza chyba na Filipinach -35 procent.

Trendy, widoczne w Europie Wschodniej, sa natomiast bardzo zblizone do zmian w Ameryce Lacinskiej, gdzie od lat trwa masowa prywatyzacja, w tym w bankowosci. Np. w Brazylii, w wyniku prywatyzacji, obcy udzial wynosi na ra-zie 15 procent, ale rosnie; w Meksyku jest on bliski 35 pro-cent, podobnie zreszta jak w Chile. W Argentynie odpowie-dni udzial osiagnal juz 40 procent, a w Wenezueli, ostatnio, zaledwie po dwóch latach prywatyzacji banków, az 55 pro-cent.

Silne podobienstwa mozna tez znalezc w sferze ubezpieczeniowej, oraz w dziedzinie emerytur. Dotyczy to zwlaszcza Chile, gdzie 50-60 procent zasobów funduszy jest kontrolo-wane przez zagranicznych udzialowców, przy czym narzuty za obsluge premii siegaja 25 procent. Zagraniczny kapital ma kontrole nad 30 procentami rynku emerytalnego w Ameryce Lacinskiej (wiekszosc tych srodków pozostaje przy tym w ge-stii jednego banku amerykanskiego, czyli Citibanku).

Wybierajac sprzedaz wiekszosci wlasnych kapitalów zagranicznym inwestorom, Polska nie zblizyla sie bynajmniej do Europy Zachodniej, choc taki byl zamiar. Weszla nato-miast na droge, na której znalazly sie kraje Ameryki Lacin-skiej, gdzie, jak widac, prywatyzacja - choc wolniej - prowa-dzi glównie do obcych przejec. W ten sposób, mozna powie-dziec, nastepuje nie tyle oczekiwana „europeizacja" polskie-go kapitalizmu, ale jego swoista „latynizacja".

Podsumowanie

Obraz, który sie wylania z miedzynarodowych porównan podwaza rozpowszechniony poglad, ze Polska przyjela jedyna dostepna droge zmian wlasnosciowych. To, co sie sta-lo nie bylo zadna historyczna koniecznoscia w tym sensie, ze zadne teoretyczne rozwiazanie z wyjatkiem przyspieszonej, masowej prywatyzacji opartej na wyprzedazy wiekszosci ma-jatku za granice nie dawalo nadziei na stworzenie dynamicz-nej gospodarki, w której rosnie ogólny dobrobyt.

Na to, ze ten szeroko przyjety poglad jest mitem - nazwij-my go mitem nieuchronnosci - wskazuje chociazby fakt, ze wsród bylych komunistycznych krajów Slowenia, zamiast prywatyzacyjnego wynarodowienia, wybrala wariant narodo-wej prywatyzacji. Choc zwolennicy masowej wyprzedazy ma-jatku za granice bardzo krzywia sie na porównania z China-mi, przyklad budujacych kapitalizm Chin równiez dowodzi, ze, chocby teoretycznie, istnial jeszcze inny wybór.

Jedyny wspólczesny model budowy kapitalizmu, który sie naprawde sprawdzil wsród sredniorozwinietych krajów przy-jela dotad Azja Wschodnia. W zadnym zas razie Ameryka Lacinska, która przesladuja niepowodzenia. To, ze w Azji Wschodniej kapital pozostal wlasny a w Ameryce Lacinskiej wlasnie trwa jego radykalna wyprzedaz na rzecz zagranicy, moze sugerowac, ze przyjmujac „latynoski" wariant, Polska zeszla byc moze na prawdziwe gospodarcze bezdroza.

Ta „latynoska" sciezka reform nie moze byc dla Polski optymalna, nawet gdyby przyjac, ze to jest przejsciowa faza, w której spoleczenstwo ma sie nauczyc kapitalizmu od ob-cych. Trudno jest bowiem zrozumiec jak ma sie ono nauczyc byc kapitalistami bez wlasnego kapitalu, czy to nie jest jak lekcja plywania bez wody. Wyglada, wiec na to, ze nie chodzi o jakas faze przejsciowa, ale raczej o bardzo trwala sytuacje. I jako taka trzeba tez ja chyba dzisiaj oceniac.

 ROZDZIAL DRUGI
SPRZENIEWIERZONY MAJATEK

Wielu ekonomistów nalegalo, aby majatek panstwa rozdac równo obywatelom, którzy go stworzyli, ale zamiast tego, niejako w imieniu obywateli, panstwo w istocie rozdalo caly ten majatek cudzoziemcom.
Skoro zagranicy sprzedawany jest wspólnie wytworzony majatek, jego wycena powinna byc znana publicznie, ale nie jest. Ciagle malo, kogo ten fakt oburza, gdyz przyjal sie poglad, ze komunizm zostawil zlom. Cena nie jest wazna, wazne jest to, by malo warte fabryki i banki oddac w dobre rece. Bez wzgledu na to, jaka jest prawda, nalezy jednak zba-dac jak wyceniono narodowy majatek. Poniewaz chodzi o zbiorowe wywlaszczenie, kalkulacje te nazywam „rachun-kiem wywlaszczenia".

Szok cenowy

Proponuje zaczac od zapoznania sie z przychodem za sprzedany majatek panstwa, bo takie dane sa latwo do-stepne z budzetu panstwa. Za caly okres 1990-1999, gdy sprzedano mniej wiecej polowe sektora przemyslowo-bankowego, wplynelo okolo 9-11,5 miliardów dolarów. Nalezy, wiec przyjac, ze w momencie zakonczenia procesu prywaty-zacji, powiedzmy w roku 2004, przychód z prywatyzacji w najlepszym razie ulegnie podwojeniu do lacznej sumy rów-nej 18-23 miliardów dolarów.

Mozna by powiekszyc strone wplywów, gdyz zagraniczni inwestorzy pozyskuja kapital nie tylko od panstwa, ale tez z zakupów gieldowych, czy z zamiany dlugów. Nalezaloby wtedy jednak odjac koncesje panstwa na rzecz obcych na-bywców (np. ulgi podatkowe, czy wylaczenia celne). Nikt nigdy nie zadal sobie trudu, zeby wyszacowac wartosc tych zachet finansowych, choc nie mozna wykluczyc, ze moga one z uplywem lat dorównac wplywom ze sprzedazy majatku za-granicy.

Trzymajmy sie jednak tej sumy 18-23 miliardów, która zostanie uzyskana z wyprzedazy, i zastanówmy sie czy suma ta moze byc adekwatna do wartosci kapitalu. Poniewaz kapi-tal powstaje z nieskonsumowanej czesci dochodu narodowe-go, czyli z oszczednosci, najlepiej jest porównac ten przy-chód z rocznymi oszczednosciami. Stanowia one 20 procent dochodu narodowego, np. w 1998 r., przy dochodzie ok. 160 miliardów dolarów, wyniosly 32 miliardy dolarów.

Wynikaloby stad, ze polski majatek sprzedawany jest za mniej niz roczne oszczednosci. Przy takiej cenie, Polacy mo-gliby kupic swój dotad „wlasny" kapital stosunkowo malym wysilkiem, bo roczne oszczedzanie 20 procent dochodów to nie jest nieslychane wyrzeczenie. Zeby te oszczednosci trafi-ly do faktycznych nabywców kapitalu, potrzebne byloby po-srednictwo banków, ale nawet niewydolne banki, moglyby z pewnoscia zrobic to wszystko w ciagu - powiedzmy -dwóch, trzech lat.

Gdyby ktos mial nadal watpliwosci, ze majatek sprzeda-wany jest za smiesznie niskie ceny proponuje, zeby sie zasta-nowil co by bylo gdyby np. Austria zaoferowala swoje banki i fabryki Polsce za ekwiwalent swoich rocznych oszczedno-sci. Skoro jej gospodarka jest dwa razy wieksza od polskiej, Polska moglaby, na polskich warunkach, za swoje dwuletnie oszczednosci, wykupic austriacki przemysl i banki, przy czym, nie bylby to juz jakis ewentualny komunistyczny szmelc. Powyzsza operacja bylaby absurdalna, gdyz przy wla-sciwej - rynkowej - wycenie, nie mozna by kupic Polskich banków/fabryk za roczne oszczednosci, ani tych w Austrii za dwuletnie. Stworzenie kapitalu, w kazdym przypadku, wy-magalo wykorzystania wieloletnich oszczednosci. Gdyby przyjac, ze zbudowanie polskiego kapitalu wymagalo inwe-stowania narodowych oszczednosci przez dziesiec lat, to wypadloby, ze jest on sprzedawany za 10 procent prawdziwej wartosci.

To wyliczenie, choc przyblizone, wlasciwie powinno wy-starczyc, ale mozna siegnac do innej - bardziej dokladnej -metody, przez wykorzystanie koncepcji tzw. wspólczynnika kapitalochlonnosci. Okresla on liczbe jednostek kapitalu niezbedna do wytworzenia jednej jednostki dochodu narodowego rocznie. W przemysle z reguly wynosi on trzy lub cztery, czyli ze potrzeba trzech badz czterech dolarów kapi-talu, by rocznie wytworzyc jednego dolara dochodu naro-dowego.

Przyjmijmy, ze wspólczynnik kapitalochlonnosci w ban-kowosci jest taki jak w przemysle, oraz, ze te dwa sektory daja polowe rocznego dochodu Polski, a wiec polowe 160 miliardów dolarów, czyli 80 miliardów dolarów. Gdyby przy-jac wspólczynnik równy 3/1, wtedy, by rocznie wyproduko-wac taka wartosc, sektory te musialyby dysponowac majat-kiem wartym trzy razy wiecej, czyli 240 miliardów dolarów, albo 360 miliardów dolarów, gdyby przyjac wspólczynnik 4/1 (Zalacznik 2).Chcialbym tutaj przypomniec, ze identyczne zalozenia przyjeli Niemcy Zachodni, kiedy zabrali sie do prywatyzacji majatku Niemiec Wschodnich. Stosujac wspólczynnik 3/1 ustali, ze pozostawiony przez komunizm zasób wart byl 320 miliardów dolarów, czyli zblizony byl do tego, który wyliczy-lem dla Polski. Ma to sens, gdyz dochód narodowy obu go- spodarek, mimo duzej róznicy w poziomie ich populacji, byl bardzo zblizony w momencie, gdy upadal w nich system komunizmu.

W kontekscie mojej analizy calkiem jalowe jest zastana-wianie sie, w jakim stopniu majatek Polski, czy Niemiec Wschodnich, byl fizycznie zuzyty. Faktem jest, ze zwlaszcza w Polsce, w wyniku zalamania inwestycyjnego w koncówce komunizmu, kapital trwaly - w tym maszyny - byl bardzo zuzyty fizycznie. Zastosowany tutaj wspólczynnik wartosci kapitalu przypadajacy na jednostke dochodu narodowego, odnosi sie jednakowoz nie do zuzytego, ale do niezuzytego kapitalu.

Teraz mozna juz blizej ustalic, jaki okres oszczedzania byl niezbedny dla stworzenia kapitalu, który zostawil komu-nizm. Wystarczy podzielic faktyczna wartosc kapitalu, 240-360 miliardów dolarów przez roczne oszczednosci wy-noszace 32 miliardy dolarów. Wypada, ze taki zasób kapita-lu wymagalaby 7,5 albo nawet 11 lat oszczedzania. Wynika-loby wiec stad, ze kapital polskich banków i fabryk idzie za granice za okolo 9-12 procent jego faktycznej wartosci.

Wieczny wyciek

Nie wystarczy zbadac sam sposób wyceny sprzedawane-go majatku, gdyz ze sprzedaza wiaze sie jednoczesnie przekazanie tytulu do wywozu dochodów z kapitalu. Ci, którym nie przeszkadza wyprzedaz dowodza, ze taki wywóz jest nierealny, gdyz inwestorzy beda reinwestowac dochody. Ale nawet gdyby gospodarka byla wyjatkowo atrakcyjna, odplyw taki jest nieunikniony, gdyz w realnym swiecie pienia-dze inwestuje sie nie po to zeby inwestowac, ale takze zeby konsumowac.

Aby rachunek wywlaszczenia byl pelny nalezaloby uwzglednic odplyw glównej formy dochodów z kapitalu -zysków, jak równiez tzw. rent, które powstaja, gdy rynki sa niedoskonale. Prawda jest, bowiem taka, ze choc rynki za-stapily plany, zachowana zostala ogromna monopolizacja gospodarki. Zagraniczni inwestorzy nabyli nie tylko pan-stwowy kapital, ale przejeli jednoczesnie pozycje monopoli-styczne, oraz zwiazane z nimi renty, które nalezaly kiedys do partii/panstwa.

Panstwo, jako druga obok rynku glówna instytucja, tez jest niedoskonale, otwierajac kolejne mozliwosci osiagania rent. Dowodem na obecnosc tych, nazwijmy je, panstwo-wych rent moze byc dopiero, co przeprowadzona analiza zdyskontowanej sprzedazy majatku zagranicznym inwesto-rom. Albowiem, gdyby sie blizej zastanowic, finansowe ko-rzysci, jakie zagraniczni nabywcy odniesli na skutek pan-stwowego „upustu" cenowego, to tez rodzaj monopolistycz-nej renty.

W ostatecznym rachunku zródlem rent - czy to rynko-wych, czy panstwowych - sa place. W przypadku tych ryn-kowych, place sa np. drenowane przez wygórowane ceny narzucane przez monopolistów. W przypadku rent panstwo-wych równiez cierpia place, gdyz nie placac podatków, badz zawyzajac koszty wykonawstwa w ramach zamówien rzado-wych, ci sami monopolisci uszczuplaja srodki na uzupelnie-nie plac (np. w formie bezplatnego lecznictwa, czy ogólne-go szkolnictwa).

Poniewaz nie mozna liczyc na to, ze zyski/renty beda sta-le reinwestowane w kraju, panstwo mogloby próbowac za-blokowac odplyw dochodów za granice. To prawda, ze ist-nieje taka teoretyczna mozliwosc, gdyz zagraniczne firmy ze wzgledu na swa lokalizacje podlegaja miejscowej legislacji. Ale przeciez nie mozna traktowac tej mozliwosci serio, gdy panstwo wlasnie dowiodlo póldarmowa sprzedaza majatku, ze wcale nie liczy sie z potrzebami narodowej gospodarki.

Zreszta dominujaca pozycja obcego kapitalu pozwala mu na „szantaz gospodarczy" panstwa, a na dodatek kapital ten jest bardzo trudny do kontrolowania. Z latwoscia moze on wyprowadzac swoje zyski/renty chocby przez manipulacje w handlu zagranicznym, który juz dzisiaj jest w 2/3 w obcych rekach. Robi sie to przez tzw. ceny transferowe (zawyzajac ceny swych dostaw importowych z wlasnych filii oraz zaniza-jac ceny opartego o ten przywóz eksportu do tychze filii).

Inna mozliwosc niewidzialnego wywozu stwarzaja zagra-niczne banki. Ze wzgledu na ciagle bardzo „drogi" krajowy kredyt, banki te przechwytuja zyski/renty z reszty gospodar-ki. Stad moze fakt, ze w ostatnich latach realna wartosc giel-dowa spólek przemyslowych malala, a bankowych rosla. Wy-wóz tych przychodów jest mozliwy przez ukartowane trans-akcje miedzy polskimi a zagranicznymi bankami-matkami, wykazujacymi zawyzone, albo nieistniejace, koszty wlasne.

Zeby sie zorientowac, o jakim wycieku mówimy, mozna przyjac, ze czyste zyski to 10 procent dochodu narodowego. Skoro banki i przemysl daja polowe dochodu, przypada na nie polowa zysków, czyli 5 procent dochodu narodowego. Zagraniczni inwestorzy zdobyli tytul do tych 5 procent, a wraz z rentami moze lacznie nawet do 10 procent. Przy 160 miliardach dolarów dochodu narodowego, chodzi o po-tencjalna sume rzedu 16 miliardów dolarów - sume rosnaca wraz z gospodarka.

Juz dzisiaj, w polowie drogi do pelnej wyprzedazy, dre-naz zysków z Polski (nie uwzgledniajac rent) mozna szaco-wac na 2-3 miliardy dolarów (Rutkowski 2001). Jest to bar-dzo realistyczna ocena, gdyz na Wegrzech, z jedna trzecia polskiego dochodu narodowego, w 1998 r. z tytulu repatriacji dochodów z zagranicznego kapitalu, bilans platniczy po-gorszyl sie o 1.5 miliarda dolarów. W zwiazku z tym, rzad wegierski zostal zmuszony do zaciagania kredytów, oczywi-scie zagranicznych.

Ten odplyw zysków/rent jest przy tym jednokierunkowy, gdyz Polska, podobnie jak Wegry, nie tworzy za granica wiek-szych zasobów kapitalowych. W 1998 r. Europa Wschodnia wydala zaledwie 1/4 miliardów dolarów na zakup kapitalu za-granica, oczywiscie bez zadnego dyskonta. To jest nic w relacji do sprzedazy, gdyz w tymze roku region sprzedal kapital wart 54-63 miliardy dolarów ze srednim dyskontem na poziomie dziewiecdziesiat procent za ok. 5-6 miliardów dolarów.

Zupelnie inna jest sytuacja w Europie Zachodniej, gdzie nawet slabiej rozwinieta Hiszpania zaczela wlasnie wykazy-wac dodatni bilans kapitalowy, glównie przez inwestycje w Ameryce Lacinskiej. Niedawno sprywatyzowana hiszpan-ska Telefonica przystapila tam do akwizycji za 27 miliardów dolarów. Za ta sume moglaby ona „kupic" Polske, choc cho-dzi tylko o jedna firme, której biznes nie tak dawno byl tyl-ko pare razy wiekszy od jej prywatyzowanego polskiego od-powiednika.

Jalowa machinacja

Zeby dokonczyc „rachunek wywlaszczenia", nalezaloby sie jeszcze zastanowic, czy w zamian za wyzbycie sie zy-sków/rent Polska skorzysta z wyzszej wydajnosci kapitalu. Mozna zalozyc, ze zagraniczni kapitalisci sa lepiej przygoto-wani do uzytkowania kapitalu. Ale po to, zeby wyprzedaz miala sens, te ewentualne korzysci w formie wyzszej wydaj-nosci musialyby dac efekt produkcyjny wiekszy od lacznych strat na darmowej wyprzedazy kapitalu oraz rocznym drenazu zysków/rent.

Pobiezna analiza sugeruje, ze jest malo prawdopodobne, zeby korzysci z wydajnosci usprawiedliwily masowa wyprze-daz obcym, gdyz nie widac jakiegos skoku w inwestycjach. Tylko wtedy jednak moglaby nastapic niezbedna poprawa wydajnosci, gdyz lepsza technike wdraza sie glównie przez inwestycje. Nie widac tez, zeby inwestycje szly do dziedzin, gdzie koncentruja sie zmiany techniczne; odwrotnie czesto ma miejsce likwidacja nowoczesnych dziedzin produkcji, np. elektroniki.

Kto wie, czy wejscie obcego kapitalu nie doprowadzi do trwalego cofniecia technicznego, gdyz malejacy wysilek in-westycyjny prowadzi do upadku tzw. zaplecza badawczego. Gwaltownie spadla liczba naukowców oraz wysokosc nakla-dów, czego wyrazem jest spadek liczby krajowych patentów. Liczba zgloszonych do opatentowania wynalazków spadla z 4100 w 1990 r. do 2800 w 1995 r., o jedna trzecia (na Wegrzech ta liczba spadla w 1990-1995 z 2300 do 1100, czyli o ponad polowe).

Dobitny jest przyklad ABB (Hofheinz 1994), która ku-pila 58 fabryk silników w Europie Wschodniej, w tym pra-wie wszystko, co mialy Polska i Czechy. Nie odnowiono produkcji, wystarczyla reorganizacja, na która wydano -glównie w formie wynagrodzen dla wlasnych kierowników - 300 milionów dolarów, czyli ok. 20 milionów dolarów na jedna nabyta fabryke. Polski potentat Zamech, byly rywal, stal sie podrzedna baza, prawie bez samodzielnych linii produkcyjnych.

Te informacje to oczywiscie zbyt malo, zeby formulowac solidne wnioski na temat efektów wyprzedazy majatku, za-cznijmy wiec kolejny etap „rachunku wywlaszczenia". Mia-nowicie, spróbujmy ustalic, gdzie znalazlaby sie gospodarka, gdyby w ogóle nie doszlo do prywatyzacji a utrzymalby sie trend w produkcji widoczny w koncówce komunizmu, czyli za Jaruzelskiego, pozostawiajac na boku kwestie ewentualnych róznic w strukturze produkcji (tj. jakosci i asortymentu wyrobów).

Dla polskich tzw. liberalów takie sieganie do przeszlosci jest nie do pomyslenia, gdyz ich zdaniem gdyby nie ostatnie reformy rynkowe, nastapilby w Polsce istny koniec swiata. Nie ma jednak dowodu na to, ze grozila apokalipsa. Z pew-noscia produkcja moglaby dalej rosnac 4 procent jak w la-tach 1983-1989. Przyjmujac 4 procent, zaczynajac od punk-tu gdy gospodarka dzwignela sie juz z kryzysu lat 1990-1992, wpadloby, ze w 2004 r. dochód narodowy wy-nióslby okolo 190 miliardów dolarów. A gdzie bylaby Polska, gdyby nic nie stracila na sprzedazy majatku z 90-procento-wym dyskontem. Przyjmujac za podstawe 240 miliardów do-larów faktycznej wartosci kapitalu, ta strata wynosi 216 mi-liardów dolarów. Gdyby cala ta suma zostala zainwestowana, przy wspólczynniku kapitalochlonnosci 3/1, dochód narodowy podnióslby sie o jedna trzecia, czyli o okolo 72 miliardy dolarów. Mielibysmy, wiec w 2004 r. nie 190 ale raczej 262 miliardów dolarów dochodu narodowego.

Wyzsza wydajnosc musialaby, wiec zapewnic przynaj-mniej ten sam poziomu dochodu narodowego, a takze do-datkowy przyrost wyrównujacy coroczny wyciek za granice zysków/rent. Gdyby przyjac, ze wyciek stanowi 10 procent wartosci calego dochodu narodowego, wtedy dodatkowy przyrost dochodu narodowego musialby wyniesc okolo 26 miliardów dolarów, dajac koncowy poziom wymaganego do-chodu narodowego w 2004 r. równy 262 + 26, czyli 288 miliardów dolarów.

Mozna teraz latwo sprawdzic, czy Polska znajdzie sie na takim poziomie rozwoju w 2004 r., kiedy zakonczy sie juz proces prywatyzacji. W tym celu zalózmy optymistycznie, ze w okresie 1999-2004 r. gospodarka rosnie nie 4 ale 5 pro-cent rocznie, czyli wiecej niz w ostatnich dwóch latach. Przy takim tempie dochód narodowy osiagnie tylko 210 miliardów dolarów, zabraknie wiec 78 miliardów dolarów by po-kryc straty z wyprzedazy oraz wyrównac drenaz zysków/rent.

Ale nie mozna wykluczyc, ze 5 procent stopy wzrostu to zbyt optymistyczne zalozenie, albowiem sa dowody, ze go-spodarka wlasnie weszla w kolejny kryzys, drugi po tym z lat 1990-1992. Obym byl zlym prorokiem, ale jezeli w kolejnym kryzysie - tez dziela Balcerowicza - produkcja spadnie na-wet nie 20 procent jak w latach 1990-1992 ale 10 procent, wtedy Polska w 2004 r. osiagnie tylko 190 miliardów dola-rów, czyli tyle ile mialaby bez póldarmowej wyprzedazy swe-go majatku za granice.

Niewiele, wiec trzeba, zeby sie okazalo, ze tzw. liberalowie zaordynowali Polsce program budowy kapitalizmu, który nie da im zadnej namacalnej poprawy poziomu zycia w porów-naniu z rozwojem bez reform, natomiast zostawi spoleczen-stwo bez wypracowanego przez cale pokolenia kapitalu. Nie pozostaloby wtedy nic innego do powiedzenia niz to, ze ten program polega na wywlaszczeniu narodu z kapitalu bez zadnej rekompensaty, lub prosciej - na jego konfiskacie.

Podsumowanie

Mozna teraz wykazac bezzasadnosc kolejnej potocznej opinii dotyczacej reform ustrojowych, gloszacej jakoby Polacy musieli oddac majatek narodowy za bezcen w obce rece, gdyz nie bylo ich stac na jego wykupienie. Skoro jednak Polacy stworzyli ten majatek to nie powinni miec problemu, zeby przy odpowiedniej polityce prywatyzacji, wykupic go sa-memu. Nie mieli natomiast szansy na wykupienie wielokrot-nie wiekszego majatku trwalego Austrii, gdyz go przeciez nie zbudowali.

Jakze obludne jest mówienie o finansowej niemoznosci Polaków, w swietle tego, ze majatek przemyslu i banków zostal sprzedany za jedna dziesiata jego aktualnej wartosci. Na to, zeby wykupic majatek po pelnych cenach Polacy potrze-bowaliby sporo czasu, ale na tak nisko wyceniony majatek, wystarczylyby roczne oszczednosci spoleczenstwa. Nie jest prawda, ze zostawiony przez komunistów kapital byl nic nie wart, prawda jest, ze on zostal sprzedany za bezcen, tyle, ze nie Polakom.

Prawdziwa „nedza" transformacji wychodzi na jaw, gdy zrozumiemy, ze sprzedajac za nic, reformatorzy stracili srod-ki na pomnozenie narodowego kapitalu. Przy ekwiwalentnej sprzedazy, za kazdy stary obiekt mozna by postawic dokla-dnie drugi tak samo stary, tak, ze majatek by sie podwoil. Wtedy nie musialoby dojsc do utraty kontroli nad majatkiem narodowym, gdyz jedno poszloby do obcych a drugie trafi-loby do lokalnych wlascicieli, wiec podzial bylby pól-na-pól.

Dopiero teraz, gdy Polska nie ma wlasnego majatku, po-jawia sie prawdziwy problem, jak lokalni inwestorzy maja zakumulowac kapital, zwlaszcza ten wiekszej skali. Trudno to bedzie zrobic bez zysków, zwlaszcza, ze zagraniczni wla-sciciele nie wpadna na pomysl, zeby zaproponowac od-sprzedaz banków i fabryk, skad pochodza zyski, za jedna dziesiata wartosci. Wymyslona przez tzw. liberalów niewy-dolnosc finansowa Polaków po komunizmie, jedynie teraz staje sie faktem.

 ROZDZIAL TRZECI
NIEKOMPLETNY KAPITALIZM

Odejscie od komunizmu dokonalo sie glównie w sferze jezykowej, czy w wyobrazni, poniewaz tak naprawde reformy ustrojowe pozostawily pewne glówne defekty komunizmu nietkniete. To, ze w wyniku nieudolnych reform zamieniono w Polsce zwyrodnialy komunizm na kapitalizm w jego absolutnie wynaturzonej wersji mozna najlepiej zrozumiec porównujac nowy system nie tyle z sytuacja w ustabilizowanych krajach ka-pitalistycznych, co z powalonym wlasnie komunizmem. A to, dlatego, ze komunizm stanowi bezsporne wynaturzenie, wiec mozna by sie spodziewac, ze jako wynaturzenie, „niekomplet-ny kapitalizm" musi miec z nim raczej wiele wspólnego.

Patologia spoleczna

Nie od dzisiaj odczuwam gleboki niepokój jesli chodzi o przebieg zmian ustrojowych w Polsce.
Od samego za-rania reform znalazlem sie w gronie tych amerykanskich eko-nomistów, jak np. Murrell (1992), którzy z wielka rezerwa patrzyli na rozwój wydarzen. W tej poczatkowej fazie przedmiotem naszych watpliwosci byla skrajnosc „terapii szokowej". Swym radykalizmem zbytnio przypominala ko-munistyczne kampanie szturmowe, nie wrózac tym samym nic dobrego dla losów gospodarki.

Tak tez sie stalo, gdyz w wyniku zbyt gwaltownych posu-niec polska gospodarka wpadla od razu w gleboka recesje gospodarcza. Ale recesje sa krótkotrwale, przychodzi po nich rozwój, natomiast instytucje spoleczne, gdy powstana to la-two nie odchodza, w kazdym razie nie bez silnego oporu. Debata nad recesja przeslonila niestety wazniejszy fakt, ze od pierwszej chwili reformy zaczely rodzic chory kapitalizm, przekreslajac szanse na prezny rozwój na dluzsza mete.

Kiedy zaczela sie transformacja, wygladalo na to, ze refor-my zapewnia wdrozenie jakiegos wypróbowanego od dawna wariantu kapitalizmu. Wiecej, wygladalo na to, ze reformato-rzy maja calkowicie wolny wybór jesli chodzi o konkretna forme kapitalizmu. Zastanawiano sie, wiec, czy wybrac model tzw. anglosaski, gdzie rola panstwa jest bardzo ograniczona, czy raczej tzw. kontynentalny model kapitalizmu, gdzie pan-stwo jest bardzo aktywne, jak np. w Niemczech czy Francji.

W pierwszym roku transformacji sam zaczalem powaznie rozwazac najbardziej prawdopodobny kierunek przemian ustrojowych w Polsce. Zalozylem wtedy kilka mozliwych roz-wiazan, nawet taka ewentualnosc, ze zaden z wypróbowa-nych wariantów kapitalizmu nie musi byc wcale wprowadzo-ny. Uznalem, ze skoro nie tak dawno „przytrafil" sie Europie Wschodniej taki grozny „niewypal" jak komunizm, nie moz-na wykluczyc, ze znowu cos moze nie wypalic.

Jednym z niepozadanych wariantów bylby tzw. kapitalizm polityczny, w którym wladza uzywana jest do zdobycia pry-watnej kontroli nad publicznym kapitalem. W ten sposób nastapiloby automatyczne uwlaszczenie bylej nomenklatury, niejako na wzór wielu krajów, które doszly do kapitalizmu z pominieciem komunizmu (np. we Wloszech po ich poli-tycznej unifikacji albo jeszcze wyrazniej w Turcji czy w Male-zji, gdzie korpus oficerski zasilil szeregi kapitalistów).

Innym patologicznym wariantem, który nalezalo brac pod uwage bylby kapitalizm, w którym majatek panstwa jest przejmowany glównie przez zagranicznych inwestorów. Wbrew deklaracjom na temat przescigania rozwinietego ka-pitalizmu, rzady komunistyczne nie wydobyly wschodnioeu-ropejskich krajów ze stanu ogólnego zacofania, w jakim w niego weszly. A, jak wiadomo, w zacofanych krajach znacz-na czesc czynnego kapitalu, znajduje sie z reguly w rekach zagranicznych.

Dzisiaj widac, ze transformacja nie odbywa sie glównie droga politycznego kapitalizmu, gdyz kapital narodowy przejmowany jest nie przez byle czy nawet nowe elity wladzy, ale przede wszystkim przez zagranicznych inwestorów. Transformacja wepchnela region na droge tzw. zaleznego ka-pitalizmu, jak to czesto ma miejsce wlasnie w krajach zaco-fanych. Tyle, ze w zacofanej gospodarczo Europie Wscho-dniej w gre wchodzi zagraniczna dominacja na zupelnie wy-jatkowa w historii skale.

Upajajac sie samym faktem upowszechnienia prywatnej wlasnosci kregi, tzw. liberalne twierdza, ze w Polsce rodzi sie system, który byc moze odbiega od normy, od tego, co ma miejsce np. w Europie Zachodniej, ale nie jest bynajmniej wynaturzeniem. Odwrotnie, buduje sie w Polsce „najwyzszy etap kapitalizmu", czyli kapitalizm globalny, gdzie kapital jest rozproszony i anonimowy. W tej sytuacji wszelkie narze-kanie na brak wlasnych kapitalów jest dowodem niezrozu-mienia nowych czasów.

Opinia, ze powstaje „najwyzszy etap kapitalizmu", to zwykle nieporozumienie, zapozyczone z marksowskiej idei internacjonalizmu. To marksowski internacjonalizm poli-tyczny zaklada zanik odrebnych narodów oraz narodowych interesów. W tej fikcji, beznarodowi robotnicy - proletariu-sze - lacza sie ponad glowami kapitalistów. W nowej fikcji, w której chodzi raczej o gospodarczy internacjonalizm, la-cza sie natomiast beznarodowi kapitalisci, nad glowami ro-botników.

Zamiast spekulowac na temat tego, czy polskie reformy wydaly „najwyzszy etap kapitalizmu", lepiej jest zastanowic sie czy tworzac kapitalizm bez rodzimych kapitalistów nie za-chowano glównej cechy komunizmu. Ta cecha jest nie tyle li-kwidacja prywatnej wlasnosci na rzecz publicznej, ale stwo-rzenie nowej struktury spolecznej. Z eliminacja prywatnej wlasnosci nastapila rzecz wazniejsza - usuniecie klasy kapi-talistycznej, zwlaszcza tej z pokaznymi zasobami kapitalu.

Jezeli uznac spoleczna strukture komunizmu za patolo-gie, to rodzacy sie obecnie porzadek tez niestety stanowi pa-tologie. W wyniku oddania wiekszosci kapitalu nie odradza sie, bowiem zniszczona przez komunizm burzuazja. Mimo niewatpliwego nawalu reform, pozostala w Polsce splaszczo-na - niekompletna - struktura spoleczna z powalonego ko-munizmu. Pojawia sie sladowy drobny kapital, ale jego obe-cnosc nie stanowi istoty kapitalizmu, gdyz taki istnial nawet w ustroju feudalnym.

Dalszy regres

Podstawowa cecha komunistycznej patologii zostala w gruncie rzeczy nie tylko utrwalona ale i poglebiona. Na pierwszy rzut oka mogloby sie wydawac niemozliwe, zeby kapitalizm, jako „naturalny" lad, który jednostki niejako tworza same z siebie, mógl wyostrzyc patologie komunizmu. W istocie rzeczy, kapitalizm w jego najlepszej wersji bez-sprzecznie góruje nad komunizmem w swej najlepszej for-mie, ale nie jest juz tak bezsporne, ze nawet w swej calkowicie wypaczonej wersji kapitalizm bezapelacyjnie góruje nad kazda forma komunizmu.
Tak jest w przypadku polskiego „niekompletnego", czy „bezklasowego" kapitalizmu, gdyz dokonane wlasnie prze-kazanie wiekszosci kapitalu zagranicy wprowadza wazna zmiane w zastanych relacjach wlasnosci. Zeby jednak uchwycic ten aspekt transformacji, nalezaloby ustalic, kto za komunizmu sprawowal wladze nad kapitalem, bo jak byl kapital, to musial przeciez do kogos nalezec, przynajmniej w sensie prawa decydowania o sposobie jego wykorzystania w produkcji.
Formalnie wlasnosc kapitalu w komunizmie byla pu-bliczna, ale faktycznie znajdowala sie w gestii partii, co za-pewnial monopol wladzy politycznej. Partia byla, wiec jedy-nym najemca a spoleczenstwo podporzadkowana sila robo-cza. Nie nalezy popadac w iluzje, ze poniewaz majatkiem zarzadzali niewybieralni partyjni, to majatek byl niczyj. Ta-ka niebezpieczna iluzja sugeruje, ze w drodze prywatyzacji zagraniczni inwestorzy posiedli jedynie zupelnie bezpanski kapital.
Wraz z dokonujacym sie przejsciem do „niekompletnego" kapitalizmu partia, jako sprawujaca monopol wladzy sila po-lityczna, traci w drodze prywatyzacji swoje funkcje kontrolne na rzecz sily ekonomicznej w postaci cieszacych sie monopo-lem wlasnosci obcych inwestorów. Jak widac, istota zmian wlasnosciowych jest wymiana - czy lepiej substytucja - apa-ratczyków partii, jako nieformalnych dysponentów, na zagra-nicznych - formalnych - wlascicieli kapitalu.
Komunizm wywlaszczyl rzadzonych na rzecz partii, ale kontrola nad majatkiem utrzymana byla w ramach panstwa narodowego, teraz natomiast wywlaszczeniu ulega caly na-ród, lacznie nawet z rzadzacymi, wiec kontrola kapitalu wy-chodzi poza te ramy. Powinno sie, wiec raczej zaprzestac mówienia o prywatyzacji, co brzmi raczej pozytywnie, a zaczac mówic o masowym wywlaszczaniu calego narodu na rzecz obcych inwestorów - albo lepiej o „prywatyzacji przez wywlaszczenie".
Niepodzielna kontrola kapitalu pozwalala partii na dre-nowanie spoleczenstwa, czynnika pracy, w celu akumulowania tzw. nadwyzki. W tym zachowaniu wyrazala sie rola par-tii jako swoistego substytutu klasy kapitalistycznej, której glównym motywem jest maksymalizacja „wynagrodzenia" kapitalu. Rozszerzala sie tez baza dla pomnazania kapitalu, gdyz nadwyzka - choc niezbyt efektywnie - byla inwestowa-na przez kadry glównie w dobra kapitalowe, w tym w prze-mysl ciezki.
W wyniku roszady miedzy kadrami partyjnymi a obcymi wlascicielami, ci ostatni zyskuja kontrole nad podzialem do-chodu narodowego, która sprawowala partia/panstwo. Moz-na zalozyc, ze tak jak byle kadry, a moze nawet bardziej, za-graniczni inwestorzy zainteresowani beda maksymalizacja „wynagrodzenia" kapitalu. W nowym wydaniu nadal, wiec bedzie istnialo dazenie do narzucenia sile roboczej - pracy -wyjatkowo niekorzystnego podzialu, kosztem plac.
W komunizmie takie wyduszanie „niezasluzonej" warto-sci (czyli - rent) dokonywalo sie w danym kraju miedzy kon-kurujacymi czynnikami produkcji, przeplacanym kapitalem i niedoplacona praca. Przeplyw zysku, jako zasluzonego „wy-nagrodzeniem" kapitalu, tez byl tylko wewnetrzny. Nato-miast w kapitalizmie bez kapitalistów „niezasluzona" war-tosc, premiujaca kapital kosztem pracy, oraz zysk - sa juz przerzucane miedzy czynnikami produkcji w róznych kra-jach.
W zbudowanym w miejsce komunizmu systemie, obieg gospodarczy nie jest, wiec juz zamkniety, ale ma wbudowany na stale „wyciek". Podzial na zyski i place wiaze sie bowiem nieuchronnie ze stalym odplywem efektów produkcji, warto-sci, poza granice danego kraju. Poniewaz zyski oraz renty wydawane sa poza granicami, krajowa sila robocza nie moze liczyc nawet na posrednie korzysci z ich wydatkowania (na przyklad w formie obslugi luksusowej konsumpcji).
Jest to narodowy problem, poniewaz w trakcie budowy kapitalizmu kraje Europy Wschodniej jako calosc zostaja pozbawione wlasnego kapitalu. Nie da sie, wiec inaczej dys-kutowac o tym zjawisku niz w kategoriach narodowych. Zwlaszcza, ze kapitalizm oraz panstwo narodowe sa niero-zerwalne; w kazdym razie powstaly jednoczesnie. Nie ma narodu bez pewnej formy nacjonalizmu jako zródla pojecia interesu narodowego, cementujacego ludzi w koherentna zbiorowosc.
Nie mozna sobie wyobrazic, zeby jakies spoleczenstwo wyzbylo sie wiekszosci majatku trwalego na rzecz zagranicy przy rozbudowanej swiadomosci interesu publicznego. Po-kutuje opinia, ze transformacja ustrojowa w Polsce zaczela sie od zrywu narodowego, w którym sprawa nadrzedna stalo sie dobro publiczne. Ale musialo stac sie inaczej, w rzeczywi-stosci glówna sila napedowa tego procesu musialo byc raczej zaprzeczenie takiej swiadomosci, wrecz zwrot w strone pel-nej prywaty.

Nietrwalosc struktur

Mimo, ze „niekompletny kapitalizm", bardziej zgodny z logika ekonomiczna, z faktyczna wlasnoscia, moze okazac sie bardziej wydajny niz wsparty na logice politycznej, czyli golej wladzy, komunizmu - nie wystarczy to dla utrzy-mania systemu. Warto przypomniec, ze w latach komuni-stycznych bunty robotnicze nasilaly sie po okresie poprawy ekonomicznej (np. pózne lata Gierka). Komunizm zostal odrzucony, mimo ze do konca dochód narodowy rósl, czesto nawet bardzo znacznie.
O spolecznej ocenie systemów decyduja nie tyle ocen ogólnego stanu gospodarki, co opinie na temat dystrybucji dochodu narodowego. W okresie komunizmu niezadowole-nie spoleczne nabieralo wydzwieku nacjonalistycznego, gdyz atakowano partie za to, ze dlawila place robotników na rzecz radzieckich mocodawców (np. sprzedajac za bezcen statki). Przed podobna grozba stoi „niepelny kapitalizm", gdyz pomówienie o eksploatacje moze pojawic sie prawie w kazdej chwili.
Fakty moga sie nie liczyc, gdyz spoleczenstwa latwo staja sie podejrzliwe, jesli chodzi o intencje obcych panstw, gdy ich obecnosc w danym kraju jest nazbyt widoczna. Trudno zas o bardziej dobitne dowody takiej obecnosci niz obecna struktura wlasnosci w polskiej gospodarce. Zwlaszcza ze wla-snosc skupia sie w rekach miedzynarodowych korporacji, tak poteznych, iz kazdy ich ruch moze wstrzasnac podstawami raczej niewielkiej gospodarki Polski.
Na dodatek, wbrew róznym mrzonkom, wlaczajac idee umiedzynarodowienia kapitalu, gospodarki sa wciaz glów-nie narodowe, a narody jak wiadomo sa nierówne. Nawet takie ponadnarodowe struktur, jak Unia Europejska, dzia-laja na zasadach proporcjonalnosci glosów do skali kraju-czlonka. Fakt, ze zagraniczni wlasciciele kapitalu moga li-czyc na wsparcie przez ich panstwa pochodzenia, a takze przez najrózniejsze „ponadnarodowe" struktur , poglebia nierównosc sil.

Idea umiedzynarodowienia - globalizacji - kapitalu, za-kladajaca ogólna, swiatowa harmonie interesów jest tak sa-mo zludna, jak komunistyczna wizja ogólnej harmonii w for-mie „miedzynarodówki" prac . Depczac narodowe odczucia, komunistyczny internacjonalizm wyzwolil destrukcyjny na-cjonalizm, który obrócil sie przeciwko systemowi. Bazujac na swej alternatywnej wizji „miedzynarodówki" kapitalu, obe-cny system tez moze wyzwolic podobne niszczace nastroje. Komunizm wlasciwie upadl bezglosnie, wrecz banalnie, ale okazac sie moze, ze ostateczne rozstanie z jego spadkiem, czy przedluzeniem w postaci „niepelnego kapitalizmu", z ob-cym kapitalem, moze przybrac forme prawdziwego politycz-nego wstrzasu. To sa tylko spekulacje, ale historia daje wiele do myslenia, gdyz w okresie przedwojennym, gdy gospodar-ka polska byla kapitalistyczna, zblizone okolicznosci wlasno-sciowe staly sie przyczyna ostrych ataków na obcy kapital. Warto przypomniec, ze przed wojna udzial obcego kapi-talu byl w Polsce bardzo wysoki a duza jego czesc byla w re-kach niepolskich grup etnicznych. Nie byl to jednak „nie-kompletny kapitalizm", gdyz kapital zagraniczny - w sensie rezydencji -nie stanowil, jak teraz, wiekszosci. W szczegól-nosci nie w sektorze finansowym, czyli w bankach i ubezpie-czeniach, gdzie wynosil ledwie 10-15 procent. W przemysle zagranica miala 30-35 procent kapitalu (Landau i Toma-szewski, 1967).

Nawet ten stan, w dopiero co wyzwolonej Polsce wywolal gleboka troske. Polski zywiol kapitalistyczny czul sie zagro-zony nie tylko ze strony wielkich korporacji zagranicznych, ale równiez przez miejscowe mniejszosci etniczne (np. na Górnym Slasku czy na Kresach). Byl to okres bardzo aktyw-nych zabiegów slabo rozwinietej polskiej klasy kapitalistycz-nej o poszerzenie wplywów, zwlaszcza przed wybuchem gwaltownego kryzysu swiatowego, tzw. Wielkiej Depresji lat 30-tych.
Obawy o nadmierne wplywy zagranicy zdominowaly na-stroje w latach kryzysu wlasciwie na calym kontynencie Eu-ropy, ale i poza nia, w szczególnosci w Ameryce Lacinskiej, bez wzgledu na to czy obcy stan wlasnosci byl dominujacy. Podobne nastroje wywolywala wówczas nawet jakakolwiek bardziej wyrazna obecnosc obcych towarów. Nastawienia te staly sie pozywka dla dwóch radykalnych nurtów, komuni-zmu, ale równiez odbiegajacego od komunizmu - faszyzmu.
W przypadku faszyzmu zyskaly aprobate koncepcje rasi-stowskiego panstwa oraz akceptacja koncepcji totalnej woj-ny jako instrumentu polityki zewnetrznej, wymierzonej prze-ciw odbieranym jako zagrozenie panstwom. Komunistom nacjonalistyczne sentymenty ulatwily pozyskanie spoleczne-go przyzwolenia dla totalnego panstwa, uprawnionego do uzycia nadzwyczajnych srodków w stosunkach wewnetrz-nych, wobec postrzeganych jako grozba klas posiadajacych.
W Niemczech, liderze faszyzmu, wyrosly one z poczucia, ze gospodarka jest lupem silniejszych konkurentów, nacjona-lizm posluzyl do wykreowania bardziej chorobliwych nastro-jów nacjonalistycznych. W Rosji, jako liderze, wyroslego z podobnego poczucia, komunizmu, nacjonalizm byl doktrynalnie czyms raczej obcym. W miejsce tego snuto uniwersal-na wizje jednolitej szczesliwej masy „równych" ludzi zamiast, jak w faszyzmie, wizji uniwersalizmu jednej „najwyzszej" rasy.

Podsumowanie

Jak widac, inny skutecznie wylansowany poglad, ze polskie reformy ustrojowe stanowia radykalne przejscie od komu-nistycznej nienormalnosci do kapitalistycznej normalnosci, nie wytrzymuje prostej konfrontacji z faktami. Samo przej-scie do systemu kapitalizmu, jak widac, nie gwarantuje, sy-stemowej normalnosci. Prawde mówiac, w jakims sensie, to co sie ostatnio stalo z systemem gospodarczym, spowodowa-lo nawet poglebienie dotychczasowej nienormalnosci.
Komunistyczna likwidacja prywatnej wlasnosci w drodze nacjonalizacji dokonanej przez pierwsze wladze po wojnie byla jednoczesnie wywlaszczeniem obcych wlascicieli, jak równiez etnicznych mniejszosci. Przynajmniej w Polsce czy w Czechach zmiany te byly tez w duzym stopniu konsekwencja przymusowej deportacji ludnosci niemieckiej wedlug podyktowanego przez zwycieski Zwiazek Radziecki, za zgoda pozostalych aliantów, podzialu terytoriów pobitych Niemiec.
Jesli mozna mówic o braku ciaglosci w procesie odejscia od komunizmu, to chyba glównie wlasnie w owym „narodo-wym" aspekcie przemian wlasnosciowych. Komunizm doko-nal po wojnie wywlaszczenia obcego kapitalu jako waznej, ale nie dominujacej sfery wlasnosci, formalnie na rzecz cale-go narodu, faktycznie na rzecz partii. Postkomunizm ozna-cza natomiast prawie pelne uwlaszczenie zagranicznych podmiotów kosztem calego narodu, juz bez tej partii.
Mamy wiec wreszcie polski kapitalizm, tyle, ze zachowano ustanowiony przez komunizm podstawowy uklad struktury wlasnosci. Nadal brak silnej lokalnej klasy kapitalistycznej obracajacej rodzimym kapitalem w celach produkcyjnych a nie w celu zagranicznej wyprzedazy. W tym sensie polska gospodarka pozostaje w objeciach systemu, który z przekory, ale równiez troche zlosliwie, mam bardzo ochote nazwac nie tyle „póznym", co „najpózniejszym" komunizmem.

 CZESC DRUGA
ZMARNOWANE   PANSTWO

Powstanie „niekompletnego kapitalizmu", w którym brak silnej rodzimej klasy kapitalistycznej, nie byloby mozliwe bez mani-pulacji spoleczna swiadomoscia, przez glówny odlam inteligen-cji, okreslajacej sie jako „liberalna". Inteligencja wystapila w tej roli po czesci ze wzgledu na wlasne interesy, gdyz wyprze-daz zagranicy za bezcen narodowego majatku stworzyla dla pewnych jej odlamów okazje do osobistych korzysci. Dla in-nych, przylaczenie sie do tej totalnej manipulacji stalo sie jedy-nym sposobem unikniecia marginalizacji w pozbawionym fun-duszy swiecie nauki i kultury. Glównie wspólnym wysilkiem tych ludzi powstalo w spoleczenstwie zamieszanie, czy wrecz cofniecie myslowe, o tyle dziwne, ze dopiero niedawno skonczy-lo sie pranie mózgów, które uprawiala, z pomoca rzesz inteligen-cji, komunistyczna machina propagandowa. Nowa kapitali-styczna machina nie poszlaby w ruch, gdyby nie zabiegi tych, którzy mieli cos do zyskania na wywlaszczeniu narodu na rzecz obcych inwestorów za bezcen. Chodzi o zastepy ludzi bezposre-dnio zwiazanych z rozdysponowaniem majatku panstwa, ludzi, których mozna okreslic mianem „handlarzy zlomem". To im posluzyla wyjatkowo absurdalna teza, ze trzeba sprzedawac tanio i obcym, gdyz ponoc na wskros nieracjonalny komunizm wlasciwie nie zostawil zasobów kapitalu, tylko zlom, no i bez-radna dyrekcje na strazy tego zlomu. Gdyby to jednak bylo prawda, wtedy gospodarka polska moglaby istniec tylko na pa-pierze, bo jak nie ma kapitalu to nie ma produkcji. Tak samo przydatna okazala sie niedorzeczna teza, ze nalezy zaufac przy-wódcom reform w postaci dynamicznej grupy tzw. liberalów. A  to, dlatego, ze w przeciwienstwie do nieracjonalnej wladzy za komunizmu, gdy rzadzili za zaslugi ludzie z partyjnego klucza, teraz decyzje sa racjonalne, gdyz znalazly sie w rekach wybra-nych z konkursu technokratów. Tymczasem po upadku komu-nizmu doszlo do negatywnej selekcji kadr decydentów, nie tyl-ko  w   sensie fachowosci, ale tez postaw moralnych, w tym poszanowania interesu publicznego. Bez przyjecia tego wszystkiego do wiadomosci nie sposób jest ogarnac nawet czesciowo rozgry-wajacego sie na naszych oczach najnowszego dramatu polskiej gospodarki, oraz - niestety - polskiej historii.

 ROZDZIAL CZWARTY
WYMUSZONA   RECESJA

Dlawiace gospodarke, nigdy nie skorygowane bledne decyzje reformatorów, sa odpowiedzialne za wyprzedaz majatku za granice, poniewaz jego zagospodarowanie przez krajowych inwestorów okazalo sie niewykonalne
W swietle poprzedniego wywodu moze okazac sie nie calkiem zrozumiale, dlaczego to majatek narodowy po-szedl glównie w obce rece, skoro ceny jego sprzedazy byly iscie wyprzedazowe. Krajowych inwestorów powinno byc stac na okazyjne zakupy kapitalu, a jednak odeszli z kwit-kiem. Stalo sie tak dlatego, ze dzialania tego aparatu pan-stwowego, który zanizyl ceny, nie daly krajowym kapitalistom szans konkurowania po przejeciu majatku z poteznymi nie-polskimi rywalami.

Radosc niszczenia

Zeby rozwiklac problem skad sie wzielo przejecie kapita-lowe przez zagranice, trzeba wpierw zrozumiec, co sie stalo z gospodarka po 1990 r., gdy Balcerowicz zdecydowal sie na swoja „terapie wstrzasowa". Przed 1990 r. przez kilka lat komunistyczna gospodarka parla do przodu w calkiem przyzwoitym tempie. Jak to sie, wiec stalo, ze nagle, w drodze z podrzednego komunizmu do nadrzednego kapitalizmu, która ten czlowiek wytyczyl, gospodarka wpadla we wprost niespotykana recesje.
Mimo ze pochlonela ona jedna piata dochodu narodo-wego, dominuje niedorzeczny, wywodzacy sie z odpowie-dzialnych za program reform tzw. liberalów, poglad, ze rece-sja, przypadajaca na lata 1990-1992, nie zasluguje na to miano, gdyz jest fikcja statystyczna. Nie bylo zadnej recesji, ale tylko eliminacja zbednych produktów. Produktów, które wytwarzano za komunizmu, mimo ze nikt ich nie chcial; mi-mo to byly corocznie wliczane do dochodu narodowego (Balcerowicz 1997).
Glównym powodem, dla którego partia/panstwo za ko-munizmu dopuszczala do nadmiaru produkcji, byla ponoc jej obsesja, zeby nie zwazajac na potrzeby spoleczenstwa nieustannie zwiekszac wskazniki produkcji dóbr kapitalo-wych, tj. maszyn i urzadzen. Doszlo, wiec do tego, co sie na-zywa „nadmiernym uprzemyslowieniem", wyrazajacym sie w wiekszym procentowo udziale przemyslu w tworzeniu do-chodu narodowego niz np. w wolnej od takiej obsesji Euro-pie Zachodniej
Niepotrzebna produkcja byla mozliwa, gdyz partia/pan-stwo szczodrze subsydiowala producentów, którzy z racji nie-sprzedanej produkcji mieli deficyty. Ci producenci oczywi-scie marnowali zasoby pracy i kapitalu, stad zaordynowane w trakcie „terapii" Balcerowicza odciecie subsydiów, nie tyl-ko usunelo zbedna produkcje, ale uwolnilo srodki na wzrost potrzebnej produkcji. Mamy powód do radosci, gdyz po od-chudzajacej kuracji, nastepuje zaraz ekspansja gospodarki.
Poniewaz recesja lat 1990-1992 uderzyla glównie w prze-mysl, zwlaszcza w dziedziny produkujace dobra kapitalowe, ich udzial w dochodzie narodowym istotnie spadl. Mogloby to byc uznane za statystyczne potwierdzenie tezy o nadmier-nym uprzemyslowieniu oraz za oczywista oznake postepu. Gdyby oczywiscie nie fakt, ze w wyniku recesji, oraz dalszych wydarzen, udzial tego dzialu kapitalowego - maszyn i urza-dzen - spadl ponizej wskazników zachodnioeuropejskich.
Kierujac sie ta logika, nalezaloby dalej poprawiac struk-ture polskiej gospodarki przez obnizenie produkcji w in-nych dzialach, które mialyby wyzszy udzial w tworzeniu do-chodu narodowego niz w Europie Zachodniej. Gdyby w wy-niku kolejnej „zdrowej", usuwajacej zbedna produkcje, re-cesji nastapilo statystyczne przestrzelenie w jakiejkolwiek dziedzinie, nalezaloby zaczac usuwac stamtad niepotrzebne nadwyzki, tym samym powodujac kolejna - nalezy rozumiec fikcyjna - recesje.
To jest absurdalny sposób myslenia, gdyz nie jest mozli-we, zeby Polska byla nadmiernie uprzemyslowiona przez -ponoc nawiedzonych - komunistów. Zaden potrzebny - ra-czej juz zbedny - ekonomista, nie móglby, bowiem obronic tezy, ze sredniorozwinieta gospodarka polska, mogla cierpiec na nadmiar przemyslu, czyli dóbr kapitalowych. Od-wrotnie, glówny problem takiej gospodarki to niedostatek dóbr kapitalowych, stad tez potrzeba siegania do ich przy-wozu z zagranicy.
Prawda jest taka, ze jesli w ogóle mówic o obsesji par-tii/panstwa to wyrazala sie ona w dlawieniu produkcji nieprze-myslowej, czyli uslug. Uwazano, ze uslugi nie daja produkcji, choc z czasem uznano, ze ze wzgledu na aspiracje ludzi trze-ba tolerowac ich rozwój. Skoro jednak problem polegal na niedorozwoju sektora uslug, zamiast „poprawiac" proporcje gospodarcze niszczac przemysl, nalezalo te strukture najzwy-czajniej zmienic, rozwijajac sektor uslug szybciej niz przemysl.
W taki sam, zalosny sposób, zalamuja sie inne elementy koncepcji recesji jako kuracji odchudzajacej, jak chocby teza, ze istnieje jakas proporcjonalna zaleznosc miedzy zbedna produkcja a glebokoscia ponoc tylko statystycznego zalama-nia w produkcji. Nie jest ona calkowicie pozbawiona sensu, gdyz jakas produkcja za komunizmu byla nietrafiona. Z pew-noscia moglo byc jej nawet wiecej niz w typowej gospodarce rynkowej, gdzie tez nie wszystko w produkcji jest zgrane.
Trudno jednak na tej bazie powaznie dowodzic, ze spa-dek polskiego dochodu narodowego o jedna piata mial zródlo wylacznie w zbednej produkcji. Zeby to bylo mozliwe, przez caly okres komunizmu partia/panstwo musialaby gdzies skladowac zbedne nadwyzki, czyli ta jedna piata rocz-nej produkcji. Juz po pieciu latach, nawet bez wzrostu pro-dukcji, zgromadzono by góry wyrobów bedace równowarto-scia rocznego dochodu narodowego, a komunizm trwal trzy-dziesci piec lat.
A w ogóle, to gdzie lezaly te zwalowiska zbednych samo-chodów, po które za komunizmu ustawialy sie kolejki. Ich produkcja spadla w latach 1990-1992 o jedna trzecia; co ro-ku, calymi latami, trzeba bylo, wiec gdzies co trzeci samochód skladowac. Albo gdzie gromadzono jedna piata produkcji pil-nie wtedy poszukiwanej zywnosci, gdyz ta po 1990 r. zmalala o jedna piata. Co z dwoma trzecimi nieosiagalnych nowych mieszkan, skoro liczba ich po 1990 r. zmalala dokladnie o dwie trzecie.

Kuracja glodowa

Gdyby teoria fikcyjnej recesji byla prawdziwa, wtedy podleczone banki oraz fabryki nadawalyby sie szybko do przejecia przez krajowych inwestorów. Ale oni wcale ich nie przejeli na wlasny uzytek, wiec musiala to byc chyba au-tentyczna recesja, za która stal prawdziwy spadek produk-cji, glównie tej potrzebnej ludziom. Co wiecej, za ta autentyczna recesja - wlasciwie katastrofa - musiala sie kryc jakas bardzo bledna polityka, czyli fatalnie chybiona terapia Balcerowicza.
Terapia Balcerowicza istotnie chybila, gdyz zostala oparta na blednym aksjomacie, ze nalezy uruchomic wszystkie do-stepne instrumenty panstwa, by zdusic wysoka w 1989 r. in-flacje. Jednak walczac z inflacja, zeby uniknac recesji, zwykle rozluznia sie kredyt. W Polsce zas cene kredytu drastycznie podniesiono, a podaz kredytu ograniczono o jedna czwarta. Zabraklo nawet srodków na prowadzenie tzw. biezacej dzia-lalnosci, zakup materialów czy oplacanie robotników.
Nie tylko gwaltownie wyschly zródla pieniadza, ale - tez pod haslem zwalczania inflacji - dopuszczono przez obnize-nie stawek celnych do równie raptownego otwarcia gospo-darki na import. Przed 1990 r. rynek krajowy byl chroniony wysokimi barierami, podczas gdy nagle w latach 1990-1991 cla ustalono na poziomie zaledwie 6-8 procent (Kolodko 1999). W ten sposób, cala rzesza krajowych producentów zostala wypchnieta z polskiego rynku przez zagranicznych dostawców.
Kryzys plynnosci oraz jednoczesna utrata rynków, musia-ly podciac gospodarke, która zreszta juz byla w slabej kondy-cji. Nie nalezy sie dziwic, ze, majac przed oczami widmo bankructwa, krajowi producenci zaczeli ograniczac produk-cje. W tych warunkach, lokalni inwestorzy mogliby sie zaan-gazowac w kupno zagrozonego bankructwem majatku pan-stwa tylko gdyby byli pewni, ze problemy z uzyskaniem kre-dytu czy sprzedaza w kraju beda tylko przejsciowe.
Mogloby sie wydawac, ze skoro po 1992 r. gospodarka zaczela znowu isc do przodu, powinien rozbudzic sie apetyt lokalnych inwestorów na trwale przejmowanie majatku pan-stwa. Niestety, zabójcza polityka Balcerowicza zostala w za-sadzie utrzymana, z pewnoscia w sferze kredytu. Kredyt po-zostal niezmiennie trudno dostepny oraz tak kosztowny, ze nawet w tej chwili stopa procentowa w Polsce jest prawie trzy razy wyzsza niz w krajach Unii Europejskiej.
Nie nastapila tez zadna korekta jesli chodzi o ochrone rynku wewnetrznego; odwrotnie, nie liczac pewnych krótkich okresów, utrzymano polityke redukcji barier importowych. Po radykalnej obnizce cel na prawie wszystkie towary w 1990 r. nastapila w 1992 r. ich czesciowa odbudowa. Ale zaraz potem wszedl niestety w zycie uklad z Unia Europejska, który zobo-wiazal Polske, zeby w ciagu niespelna pieciu lat zrównala swe taryfy celne z bardzo niskimi clami unijnymi.
Trzon niesprywatyzowanego - panstwowego - majatku znalazl sie, wiec w stanie permanentnego kryzysu, jak w przy-padku hutnictwa. Zaraz po 1992 r., radzilo sobie niezle, ale w miare obnizek cel, do zera, oraz licznych zwolnien, import zdolal zalac juz jedna trzecia rynku. Zaczely sie, wiec klopo-ty finansowe, zwlaszcza, ze odbiorcy stali zaczeli zalegac z platnosciami. Na zadna z hut nie moze porwac sie krajo-wiec, ale obce koncerny prawie juz zdobyly polski rynek, wiec tez sie nie pala.
Polscy reformatorzy nie cofneli sie przed kompletnym od-slonieciem rynku stalowego, chociaz unijne panstwa stosuja skuteczne bariery w tej dziedzinie. Np. w uzyciu sa tzw. spe-cjalne antydumpingowe cla, obejmujace 30 procent zela-za/stali i 44 procent produktów metalowych. Bariery uzywa-ne sa tez w innych galeziach przemyslu, stad, podczas gdy oficjalna, srednio wazona skala cel wynosi w calym przemy-sle 5,1 procent, prawdziwa stopa jest blizsza 9 procent.
Skutki naglego odsloniecia sie na bezlitosna konkurencje z importu dobitnie widac w rolnictwie. Rolnictwo znalazlo sie w trwalej zapasci w Polsce nie dlatego, ze produkowalo zbedne wyroby. Przeciwnie, produkowalo wyroby potrzeb-ne, swietnie radzace sobie na rynkach eksportowych, takze dolarowych. Powód byl inny: zalew produktów rolnych z Europy Zachodniej, polaczony, na poczatku zmian ustrojowych, z bezplatnymi dostawami „interwencyjnych" nadwyzek.
Podczas gdy Polska jest przymuszana przez unijna biuro-kracje do otwarcia swych rolniczych rynków, unijne rolnictwo jest nadal chronione przed importem jak dziesiec lat temu, czyli wyjatkowo szczelnie. Np. producenci wolowiny korzy-staja z cla w wysokosci 125 procent oraz z zakazu przywozu znacznie tanszej, hormonalnie hodowanej wolowiny z Kana-dy oraz ze Stanów Zjednoczonych. Z kolei, mleczne produk-ty oblozone sa zaporowym clem na poziomie 58 procent.
Co wiecej, kraje unijne, tak w hutnictwie jak w rolnic-twie, zachowaly rózne instrumenty wspomagania eksportu (np. tanie kredyty czy gwarancje kredytowe), z których Pol-ska zrezygnowala. Skutki tego sa widoczne zwlaszcza jesli chodzi o wschodni kierunek handlu, szczególnie Rosje i Ukraine. Polska byla kiedys na tych rynkach potega, w tym w zywnosci, a dzisiaj, glównie z wyboru, jest karlem, tracac swa pozycje glównie wobec wspieranych przez panstwa kon-kurentów z Unii.

Nieuczciwa walka

Wystawieni na miazdzaca konkurencje z importu oraz borykajacy sie z brakiem kredytu, miejscowi inwesto-rzy mieli tylko jedna szanse w staraniach o panstwowy maja-tek. Ta jedyna szansa bylaby dla nich polityka przemyslowa panstwa wyrównujaca warunki konkurencji o majatek z oply-wajacymi w fundusze obce firmy bedace zródlem importo-wego zagrozenia (patrz sugestie Kornaia, 1991). Stalo sie jednak dokladnie odwrotnie - panstwo przyjelo „polityke antyprzemyslowa".
Zamiast chronic lokalnych nabywców zniesiono jakiekol-wiek formalne wymogi dla zagranicznego udzialu w prywaty-zacji. To byla dobrowolna decyzja polskich wladz, nie majaca nic wspólnego z negocjacjami akcesyjnymi z Unia. Nie ma tez precedensu wsród czlonków Unii znoszenia barier dla ru-chów kapitalowych jeszcze przed formalnym przyjeciem (Austria do ostatniej chwili utrzymala ograniczenia wobec obcych inwestorów, np. w sektorze motoryzacji).
Zreszta, nawet jak sie juz jest czlonkiem Unii, przepisy zezwalaja na wylaczenie ruchów kapitalowych z pelnej libe-ralizacji w ramach tzw. unii monetarnej. Dania zdecydowala sie poczekac z przyjeciem wspólnej waluty, zeby dac swym bankom czas na konsolidacje tak, by uniknac obcych prze-jec. Portugalia weszla do tego monetarnego rezimu, ale z podobnych powodów zaczela pod nadzorem panstwa szyb-ka konsolidacje róznych dziedzin, w tym tez w swym sekto-rze bankowym.
Przy calym swym liberalizmie, Unia nie jest wcale obsza-rem calkowicie pozbawionym panstwowej wlasnosci, takze nie ma potrzeby sprzedawania na sile wszystkiego co pan-stwowe, zeby sie „dopasowac". W Portugalii, kiedy przed niewielu laty wstepowala do Unii, publiczne banki stanowily 80 procent, a teraz ciagle 45 procent. W Niemczech az 40 procent sektora pozostaje w rekach panstwowych (glównie w formie - nastawionych na wspieranie rozwoju - tzw. ban-ków regionalnych).
To, ze w Polsce nie wprowadzono zadnych reglamentacji, stanowi odchylenie od praktyk, jesli nie wrecz norm zacho-dnioeuropejskich, ale w innych elementach obecne polskie podejscie do obcego kapitalu jest tez dewiacja. Najbardziej chyba szokuje wczesna decyzja, zeby w polskich warunkach natychmiast wystawic na sprzedaz caly kapital. W ten spo-sób powstala bowiem ogromna nadwyzka podazy majatku panstwa nad efektywnym popytem ze strony lokalnych in-westorów.
Na dodatek zdecydowano sie oferowac majatek glównie tzw. inwestorom strategicznym, reflektujacym na ponad 50 procent udzialów, gotowym do okreslonych nowych inwesty-cji. Kierowano sie doktryna Balcerowicza (2000), ze sprze-daz „rozproszona", w mniejszych udzialach, nie zapewnia maksymalnej ceny, choc nikt w praktyce ich nie maksymali-zowal. Ograniczeni finansowo polscy inwestorzy stali sie je-szcze mniej zdolni do walki z obcym nabywca.
Co wiecej, krajowy inwestor prawie nigdy nie mógl liczyc na - finansowe - zachety, oferowane obcokrajowcom, jak to stalo sie np. z bankami. Przez cale lata wymóg dotyczacy re-zerw bankowych ustalono na poziomie 30 procent, trzy ra-zy wyzszym niz w Unii. Podrozylo to koszty dzialalnosci banków, oraz cene kredytu, tym samym obnizajac rynkowa wartosc banków. Kiedy wiekszosc banków stala sie juz wla-snoscia zagraniczna, w 1999 r., wskaznik rezerw w Polsce zrównano z unijnym.
Z kolei w przemysle zagraniczni nabywcy zyskali zachety w postaci czesto nawet dziesiecioletnich okresów zwolnien podatkowych, niedostepnych dla krajowców. Podczas gdy pierwsi zostali objeci zerowymi clami na import maszyn i urzadzen, podobny przywilej nie objal jednak polskich na-bywców majatku. Polscy wlasciciele nie moga nawet marzyc o takim wsparciu w obliczu bankructwa jakie niedawno panstwo obiecalo upadajacemu Zeraniowi, czyli koreanskie-mu Daewoo.
Do tego wszystkiego, panstwo zrezygnowalo z jakichkol-wiek ogólnie przyjetych w swiecie wymogów wobec obcych in-westorów, oprócz tzw. obowiazkowych inwestycji. W wiekszo-sci przypadków te obowiazki nie byly egzekwowane, gdyz cho-dzilo jedynie o stworzenie wrazenia, ze laczna faktyczna cena sprzedazy jest wyzsza niz wplata do budzetu. Zamiast sprowa-dzic dodatkowy kapital z zagranicy, nabywcy z reguly siegneli do zysków wypracowywanych przez swe polskie nabytki.
Negocjujac wysokosc obowiazkowych inwestycji strona polska prawie nigdy nie domagala sie zeby zagraniczny inwestor wprowadzil konkretna technike produkcji czy wyrób. Jakze inaczej zachowala sie natomiast Irlandia, której polity-ka przyciagania obcych inwestycji - przypomne, glównie na budowe nowych obiektów - nie polegala tylko na niskich stawkach podatkowych. Wazniejsze bylo to, ze prawie bez wyjatku, mozna bylo inwestowac tylko w dziedziny „wyso-kiej" techniki.
Trudno o wiekszy kontrast niz to, co sie stalo po otwarciu na obcy kapital z elektronika w Irlandii i w Polsce. W Polsce, dysponujaca bardzo wyksztalcona kadra elektronika padla wlasciwie z marszu, a obce firmy weszly glównie z wlasnym towarem. W Irlandii, ci sami producenci stworzyli od zera prezna branze elektroniczna, podobnie jak w Finlandii, gdzie - tez pod opieka panstwa - taka silna branza, oparta w duzym stopniu na obcej kadrze, powstala w ciagu ostat-nich paru lat.

Podsumowanie

Nalezy odrzucic kolejny popularny dzisiaj poglad, miano-wicie ze dzieki reformom ustrojowym udalo sie od za-raz wylaczyc panstwo z nadmiernej interwencji w gospodar-ke. Owszem, zrezygnowano z jawnej polityki przemyslowej, która zapewniala przemyslowi i rolnictwu nie tylko rozliczne subwencje ale i prawie pelna ochrone przed importem. W to miejsce wprowadzono jednak niejawna polityke przemyslo-wa, tyle, ze nastawiona nie na wsparcie wlasnych producen-tów, lecz obcych.
W zgodzie z logika „terapii szokowej", praktykowana za komunizmu polityka przemyslowa zostala rozmontowana w sposób radykalny; polska gospodarka zostala, wiec wtraco-na w calkowicie niepotrzebna, mozliwa do ominiecia, glebo-ka recesje. Poniewaz polityka ochrony gospodarki nie zosta-la nigdy nawet czesciowo zrekonstruowana, spowodowalo to z kolei, ze krajowi inwestorzy stali sie niezdolni do przejmo-wania na trwale panstwowych fabryk i banków.
W tych warunkach jedynym sposobem na powstrzymanie zagranicznego przejecia polskiej gospodarki bylo formalne wylaczenie obcych inwestorów z prywatyzacji, albo zaniecha-nie na pewien czas prywatyzacji w ogóle. Decyzja w tej spra-wie nalezala wylacznie do polskich wladz, gdyz zadne osrod-ki zewnetrzne, wlacznie z Unia Europejska nie mialy prawa zabronic takich wyborów. W kazdym razie, zaden taki zakaz nie powinien nabrac mocy przed pelna akcesja.
Zamiast tych zakazów, w miejsce polityki popierania wla-snych inwestorów weszla polityka popierania obcych inwe-storów, czyli wlasciwie „polityka antyprzemyslowa". Nie cho-dzi o jakies przypadkowe ruchy panstwa, ale zupelnie spójne dzialania, których glównym przeslaniem stalo sie ulatwienie obcym producentom przejecia rynków wewnetrznych. Albo - jako najwiekszy przywilej - taniego przejecia krajowych producentów wraz z ich dawnymi rynkami zbytu.

 ROZDZIAL PIATY
LABIRYNTY  KORUPCJI

Miejsca bardzo mocno juz wyblaklego marksizmu nie zajal  bynajmniej  wsparty na solidnej moralnosci liberalizm, ale rozpasany amoralizm, przyzwalajacy na gwalcenie interesu publicznego i omijanie prawa
Morderczy klimat dla krajowych inwestorów nie zostal nigdy skorygowany, gdyz nie chodzi o zwykle bledy ze strony rzadzacych, ale o ich niezbyt nawet skrywane intere-sy wlasne. Komunizm zrodzil sie
w nienormalnych okolicz-nosciach przemocy, „niekompletny kapitalizm" powstaje zas w warunkach nagminnej korupcji. Ze wzgledu na uznaniowosc oraz bezkarnosc, aparat panstwa moze naruszac cele spoleczne, wlaczajac wymogi uczciwej sprzedazy naro-dowego majatku.

Wspólna korzysc

Zeby zrozumiec role korupcji w prywatyzacji, a wlasciwie w calej transformacji, trzeba sie cofnac w czasie do póznego komunizmu i jego upadku. Obowiazuje proste rozumowanie, ze komunizm upadl, bo musial upasc, gdyz byl z gruntu zlym systemem. Gdyby jednak przyjac takie proste myslenie, stajemy bezradni wobec nastepujacej kwestii: jak to jest mozliwe, ze skoro system komunizmu byl od poczat-ku uwazany za zly, to, dlaczego ten zly system nie zostal odrzucony niejako od reki.
Przyznam, ze przez jakis czas nie znajdowalem odpowie-dzi, az natknalem sie na tekst Kolakowskiego (1990), w którym rzucil on teze, ze komunizm skonczyl sie powol-nie przez upadek wiary w jego racje tak po stronie partii, jak i mas. Stwierdzenie takie wymagalo duzej odwagi, gdyz sugerowalo, ze to nie jest tak, ze tylko partia chciala kiedys ko-munizmu a masy nigdy go nie chcialy. Odwrotnie, obie gru-py poczatkowo wsparly system a potem - znowu razem - go porzucily.
Pozostala mi jednak niejasnosc, jakie racje weszly w miejsce dawnej wiary w komunizm - czy przypadkiem in-na wiara, w inny system, czy raczej niewiara w nic, a tym sa-mym przyzwolenie na nie-system. Poniewaz wiara w system zaklada spójnosc moralna, rozumiana jako sens interesu pu-blicznego, nie bylo tez jasne, czy w miejsce bylego porzad-ku wszedl zwiazany z innym systemem moralny porzadek, czy tez raczej nastapilo podwazenie interesu ogólnego, czy-li demoralizacja.
Z czasem doszedlem do wniosku, ze istotnie komunizm z poczatku mial ogólne poparcie, wlacznie z moralnym przy-zwoleniem na monopol wladzy oraz rutynowa przemoc. Tak jak w kazdym porzadku moralnym, baza poparcia byl sens publicznego interesu, któremu niewolny i brutalny system mial sluzyc. Ale z czasem nastapilo przewartosciowanie, tyle, ze wraz z nim przyszla demoralizacja, zdefiniowana wyzej ja-ko odejscie od poczucia interesu publicznego.
Uznalem tez, ze tego zwrotu, rozumianego jednak nie jako równoczesny zanik wiary, ale jako demoralizacja, dokonala tak partia/panstwo, jak i masy. Jesli chodzi o kadry, to w pewnej chwili uznaly, ze komunizm daje im przywilej decydowania o losie mas, ale nie osobiste korzysci materialne. Kiedy góre wziely wzgledy prywatne nad publicznymi, kadry uznaly, ze mozna by pozbyc sie komunizmu, azeby zaczac sie bogacic w dowolny sposób, równiez nawet w drodze korupcji.
Z kolei rzadzeni uznali, ze system, który zawsze dawal im duze poczucie bezpieczenstwa, w tym stala prace i sztywne ce-ny, równiez oferuje im tylko marne korzysci materialne. Choc nie na taka skale jak rzadzacy, masy równiez zaczely systema-tycznie pasozytowac na panstwowej gospodarce. Zwyciezyl konsumeryzm, wraz, z którym przyszlo masowe wycofywanie sie z politycznej aktywnosci, wraz z cichym przyzwoleniem na coraz bardziej widoczna korupcje wladz.
Powyzszy zwrot dokonal sie w Polsce w okresie Gierka, choc nie mozna za ten fakt winic jego osobiscie czy tez jego ekipe. Podobnie, nie mozna postawic takiego zarzutu ekipie Brezniewa, czy tez jemu osobiscie, choc pod jego wladza nasta-pil taki sam zwrot w Zwiazku Radzieckim (patrz Jowitt 1992). A to dlatego, ze komunizm mial w sobie od poczatku ziarno upadku, w tym sensie, ze predzej czy pózniej musialo dojsc do demoralizacji, czyli korupcji wladz i obojetnosci ludzi.
U podstaw demoralizacji, jako odrzucenia interesu pu-blicznego, lezala skrajna centralizacja wladzy politycznej. Je-sli chodzi o samych rzadzacych, ogromna centralizacja za-gwarantowala im nie tylko pelna swobode dzialania, ale i bezkarnosc, nawet w sytuacji lamania ustanowionego pra-wa. Stad tez w momencie, gdy kadry partyjne zdecydowaly sie zastapic interes ogólny wlasnym, nie musialy obawiac sie powazniejszych sankcji prawnych czy tez kadrowej repry-mendy.
Partyjny monopol wladzy mial równie demoralizujacy wplyw na rzadzonych, gdyz uczynil ich w zasadzie bezradny-mi. Uderzajac w instytucje tzw. spolecznosci cywilnej, jak rodzina czy wspólnota, zatomizowal on rzadzonych. Wszczepil im poczucie, ze skoro ich glosy/czyny nie licza sie w ogólnym rachunku, wiec lepiej wycofac sie z zycia publicznego. Rza-dzeni znalezli dla siebie program zastepczy w formie u uciecz-ki w zycie osobiste i pomnazanie dóbr konsumpcyjnych. Fakt, ze to wlasnie demoralizacja partii i mas spowodowala, ze ko-munizm - jak kazdy inny system objety demoralizacja - mu-sial upasc, nie zostal w pelni uswiadomiony. W ostatnich la-tach komunizmu pelno bylo opozycyjnych ataków na korupcje, tyle ze rozumiano przez nia nie tyle nielegalne korzysci materialne co fakt sprawowania wladzy przez uzurpacje. Kry-tyka dotyczyla, wiec prawie wylacznie rzadzacych, tak jakby rzadzeni, czyli wiekszosc nie cierpiala na te dolegliwosc.
Antykomunistyczna opozycja narzucila koncepcje upad-ku komunizmu jako rewolucji mas walczacych o inna wiare, czyli moralnosc. To byl ponoc proces, w którym rzadzeni ja-ko moralni nosiciele zmian ulegli niejako przebudzeniu z le-targu. Motywowane troska o ogólny interes masy eliminuja, wiec kierowana przez waskie interesy czlonków partie. Bu-rzac mocno zwiazane z nia poklady korupcji, przebudzone masy gwarantuja nastanie moralnego panstwa.

Negatywny wybór

O tym, ze uzdrawiajaca panstwo moralna rewolucja nie doszla do skutku, najlepiej swiadczy fakt, ze wraz z upadkiem komunizmu nie zaczelo sie budowanie spraw-nego panstwa tylko niszczenie resztek, które zostaly z daw-nego panstwa. Zamiast odnowy ducha publicznego, nastapi-la raczej dalsza demoralizacja, znowu tak za sprawa rzadza-cych jak i rzadzonych, tym razem zainteresowanych w osiagnieciu jak najwiekszych korzysci osobistych z podzialu schedy po komunizmie.
Wraz z zalamaniem komunizmu, pojawila sie niespotyka-na, mozna powiedziec - „historyczna", szansa, przed która chyba nigdy wczesniej nie stanelo prawie zadne panstwo w hi-storii. Raptem w rekach rzadzacych znalazla sie do podzialu nie jak za komunizmu roczna produkcja, ale zakumulowany przez dziesieciolecia narodowy kapital. W ten sposób, teraz za kapitalizmu, ulegly zwielokrotnieniu mozliwosci zaspaka-jania wlasnych korzysci dla ludzi aparatu panstwa.
Pokusa byla przy tym wyjatkowo ogromna, gdyz pozosta-wiony przez komunizm ogromny zasób kapitalu byl tak jak za komunizmu nadal swego rodzaju mieniem porzuconym. Za komunizmu kapital byl faktycznie niczyj, ale nie na sprzedaz, teraz ten kapital, ciagle niczyj, mógl stac sie przedmiotem sprzedazy. Dysponenci mogli, wiec potrakto-wac prywatyzowany majatek narodu jako bezpanski i nie przejmowac sie ustaleniem jego faktycznej wartosci ani scia-ganiem zan pelnych cen.
Nic, wiec dziwnego, ze prywatne interesy rzadzacych, czy-li korupcja stala sie motorem calej ustrojowej transformacji, w tym wyboru jej modelowej koncepcji przejscia z komuni-zmu do kapitalizmu. Ten fakt, sam w sobie, dokladnie tlu-maczy dlaczego wraz z upadkiem komunizmu, glównym ce-lem wladz, juz nie starego partii/panstwa ale nowego pan-stwa bez partii, stalo sie nie dbanie o ogólny dobrobyt ale o grabiez odziedziczonych zasobów majatku.
Nie moglo byc inaczej, gdyz dla zainteresowanego wla-snymi korzysciami aparatu panstwa wybór czym sie zajac, produkcja czy rozdzialem, zalezal glównie od tego, która z tych sfer dawala wieksze mozliwosci naduzyc. Przynajmniej poczatkowo, gdy zasoby majatku zastane po komunizmie byly pilnowane przez zalogi, nielegalne spijanie zysków z panstwowej produkcji nie moglo dorównac prowizjom z ewentualnego rozdzialu majatku panstwa, z którego szla ta produkcja.
W ten sposób, porzucony zostal nie tylko model panstwa z czasów wlasnie pogrzebanego komunizmu, ale tez model nowoczesnego panstwa w ogóle. Przy wszystkich swoich eks-cesach, panstwo za komunizmu reprezentowalo wspólny model panstwa interwencyjnego, dbajacego o produkcje. W polskiej drodze do kapitalizmu dokonal sie regres nie tyl-ko ze wzgledu na wywlaszczenie z kapitalu calego narodu, wraz z rzadzacymi, ale tez dlatego, ze nagle panstwo niejako porzucilo naród.
Korupcja podyktowala nie tylko wybór podzialu zasobów kapitalu w miejsce wspierania produkcji, ale zdeterminowa-la tez wybór sposobu - metody - zmian wlasnosciowych. Zeby zmaksymalizowac mozliwosci korupcyjnych korzysci konieczne bylo przede wszystkim wylaczenie z prywatyzacji innych potencjalnych stron. Innymi slowy, wazne stalo sie, zeby przynajmniej w tej dziedzinie zapewnic daleko idaca autonomie panstwa, charakteryzujaca system komunizmu.
To tlumaczy, dlaczego szybko wykluczono samoprywatyzacje przez zalogi - robotników i dyrekcje - rozstrzygajac niejasnosci z okresu komunistycznego tak, ze majatek trwa-ly uznano nie za wlasnosc ogólna, ale jako prawnie nalezny panstwu. Korupcja zostal tez podyktowany wybór sprzeda-zy majatku jako glównego kanalu prywatyzacji. Porzucono bezplatne rozdawnictwo majatku, gdyz nie gwarantowalo ono panstwu prowizji na tym poziomie co jego sprzedaz.
Stad wziela sie napasc tzw. liberalów na popierane przez dawne „niezalezne" zwiazki rozdawnictwo, ze równo dzie-lac kapital miedzy obywateli, czy nawet tylko wsród zalóg, doprowadzi sie do wypaczenia kapitalizmu. Nie ma wat-pliwosci, ze taki kapitalizm, nazywany przez jego zwolen-ników „kapitalizmem demokratycznym", bylby wypacze-niem. Tyle, ze obrany przez panstwo wariant sprzedazy tez grozil wypaczonym kapitalizmem, bez lokalnej wlasnosci kapitalu.
Z mysla o maksymalizacji prowizji zostal rozstrzygniety kolejny podstawowy wybór w sprawie modelu prywatyzacji, mianowicie podjeto decyzje zeby przeznaczyc na sprzedaz jak najwiecej z dostepnych srodków trwalych w jak najkrót-szym czasie. Gdyby nie pogon za latwymi prowizjami aparat panstwa wybralby wolne tempo dystrybucji majatku sprzeda-zy. Tak, by miec czas na prawidlowe przygotowanie majatku do oficjalnych przetargów oraz staranna selekcje ofert.
Tak, wiec, prywatyzacja zamiast uzdrowienia panstwa, odebrala mu na stale kontrole nad zasobami oraz dala oka-zje do naduzyc, stala sie sama glównym zródlem dalszego je-go rozkladu. Fakt, ze w wyniku prywatyzacji panstwo w osta-tecznym rachunku traci swe zasoby nie mial juz wiekszego znaczenia dla jego moralnego stanu. Pozbawione resztek przyzwoitosci panstwo nie jest zdolne do wlasnej odnowy, a tym bardziej do zaszczepiania poczucia interesu ogólnego.

Potega korupcji

Teza, ze korupcja stala sie napedowa sila prywatyzacji, a tym samym calej transformacji, moglaby sie oczywiscie komus nie spodobac, no bo gdzie sa prokuratorskie dowody. Gdzie sa dowody na to, ze prywatyzatorzy rzeczywiscie przed sprzedaza dopuszczaja do zalamania banków czy fa-bryk. Albo, gdzie sa namacalne dowody, ze w przypadku ja-kiegos banku czy fabryki, ktos rzeczywiscie wykorzystal nadarzajaca sie okazje, zeby zanizyc cene majatku dla wla-snej korzysci.
Ktos by mógl rzec, ze przedstawione wczesniej wylicze-nia na temat skandalicznie zanizonych wycen to nie dowód na korupcje, gdyz gdyby to byla prawda to mielibysmy do czynienia z nie konczacymi sie procesami nieuczciwych de-cydentów. Tyle, ze w Polsce, nie mówiac o Rosji, wymiar sprawiedliwosci jest absolutnie niesprawny. Wykroczenia prywatyzacyjne zwykle nie sa scigane,
a nawet jesli dochodzi do rozpraw sadowych, sam wynik procesu zwykle bywa do kupienia.
Moze u kogos pojawic sie inna watpliwosc, czy istotnie korupcja panstwa rzadzi sprzedaza majatku, gdyz nie bardzo wiadomo dlaczego korupcja mialaby prowadzic do zanizania cen. Gdyby ceny byly sztucznie zanizone potencjalni nabyw-cy zaczeliby walke miedzy soba. Zadzialalby wiec rynek, czy-li prawo popytu i podazy. Pod wplywem nadmiernego popy-tu musialyby podniesc sie ceny podazy majatku, na tyle ze ostateczny nabywca zaplacilby jego pelna wartosc rynkowa.
Tam, gdzie rzadzi korupcja, nie rzadzi jednak zaden ry-nek, ale zmowa, w której sprzedajacy decyduje o tym kto dokladnie dostanie majatek. Po to, zeby zaoferowac zanizo-na cene oraz wyciagnac lapówke, taki urzednik ma tylko jedno wyjscie, mianowicie uniemozliwic szeroki dostep do przetargu na majatek kupujacym. Innymi slowy, jedyna na-prawde zgodna z logika korupcji strategia sprzedazy majat-ku stal sie, jak juz sugerowalem, falszywy przetarg z „gwa-rantowana" wyplata.
Wlasciwie to chodzi o wielostopniowy proceder, w którym potencjalni nabywcy zagraniczni najpierw na zasa-dach rynku walcza, zeby z pomoca firm doradczych dotrzec do odpowiednich urzedników. Najszybszy lub najhojniejszy z walczacych wygrywa, po czym nastepuje nierynkowy przydzial. Wytypowany kontrahent ma juz zapewniony kontrakt, a inni inwestorzy stanowia tylko parawan albo sluza jako gwaranci na wypadek jesli taki „robiony bieg" nie zadziala od razu.
Ale nawet jak uporamy sie z tymi dotyczacymi wyceny, ktos móglby kwestionowac czy istotnie korupcja rzadzi wszy-stkim, bo gdyby to byla prawda to bezkarni sprzedajacy sami przyjeliby za bezcen majatek zamiast oddawac go obcym nabywcom. Takiej alternatywy jednak nie bylo, gdyz - ze wzgle-du na wspomniany wczesniej tragiczny stan gospodarki - za-dni krajowi pretendenci, wlacznie z decydentami, nie mogli marzyc o osiagnieciu trwalych zysków z przejetych obiektów.
Do tego dochodzi fakt, ze urzednicy dysponujacy majat-kiem nie byli zainteresowani zagarnieciem fabryk czy ban-ków na stale, nawet gdyby mialy przyniesc dobre zyski. Nie marzyli o zostaniu kapitalista, nie tym z marksowskiej gro-teski, ale ciezko pracujacym i pilnie oszczedzajacym osobnikiem. Pragneli oni glównie zdobycia latwego pieniadza i dostepu do rozrzutnej konsumpcji, zeby odbic sobie do woli mlode lata, które ponoc podle im zmarnowal siermiez-ny komunizm.
Nawet gdyby sie zgodzic z powyzszym, pozostaje kolejna watpliwosc, ze skoro sami sprzedajacy nie mieli ochoty na przejecie na wlasnosc prywatyzowanego kapitalu, dlaczego wybrali z reguly obcych zamiast lokalnych nabywców. Nie mozna dowiesc przemoznej roli korupcji, dopóki sie staran-nie nie wyjasni, dlaczego nieuczciwi urzednicy mieliby wzgardzic lapówkami oferowanymi ze strony lokalnych in-westorów na rzecz prowizji plynacych od ich zagranicznych rywali.
Mozna by na to odpowiedziec, ze slabsi finansowo lokal-ni inwestorzy nie mogli przebic zagranicznych, ale to nie jest koniec sprawy. Zreszta, poniewaz lapówki placone za darmo-wy majatek byly marne, jak zasilki, nie wydaje sie zeby kwe-stie finansowe byly tutaj najwazniejsze. Istotnie, wybór padal glównie na zagranicznych nabywców, gdyz okazali sie lepiej przygotowani niz krajowcy do dzialania w warunkach chro-nicznej korupcji jaka zapanowala w Polsce.
Trzeba pamietac, ze korupcja to swiat ciemnych zakuliso-wych konszachtów, wiec zeby w nim sobie radzic, nie tak jak na rynku - w pelnym swietle - trzeba opanowac specjalne re-guly. Jedna z nich jest, zeby nielegalnie ukladajace sie strony, bez mozliwosci odwolania sie do prawa, mogly sobie ufac. Obcy nabywcy okazali sie bardziej godni zaufania od krajo-wych pretendentów, gdyz przyjeli wypróbowana zasade, ze na-lezy bezwzglednie wywiazywac sie z przyjetych zobowiazan.
Zagraniczni nabywcy okazali sie nie tylko bardziej wiary-godni jesli chodzi o warunki szemranych umów, ale byli tez w stanie bardziej skutecznie podporzadkowac polskich urze-dników. Przyjeli zasade oplacania wszystkich rywalizujacych frakcji decydentów i to na jak najwyzszym szczeblu. Zabrali sie tez do skrupulatnego zakladania kompromitujacych dossier na wypadek wylamania sie zamieszanych w afery, co przemienilo Polske w prawdziwie egzotyczna „kraine te-czek".

Podsumowanie

Nie ma, jak widac, innego wyjscia jak odrzucic kolejny wyjatkowo niedorzeczny poglad na temat reform, ze najlepsza gwarancja na szybkie usprawnienie systemu bylo masowe wpuszczenie obcych inwestorów, z ich wiekszym doswiadczeniem rynkowym i szacunkiem dla prawa. Z pew-noscia prywatyzacja majatku, który przechwycili obcy na-bywcy, nie dostarcza na to dowodów, odwrotnie, w procesie zakupu zaczeli bezpardonowo gwalcic prawa rynku i na-gminnie lamac prawo.
Trudno sie temu dziwic, gdyz wsród zagranicznych inwe-storów zainteresowanych sprzedawanym majatkiem prze-wazyly korporacje miedzynarodowe. Maja one wyjatkowe doswiadczenie robienia interesów w warunkach upadlego panstwa, gdyz nie dzialaja tylko w rozwinietych krajach, jak Unia, gdzie korupcja jest raczej marginesem. Korporacje miedzynarodowe sa równiez gleboko zakorzenione w go-spodarkach zacofanych, gdzie korupcja jest sposobem prze-trwania.
Komparatywna (= wzgledna) przewaga zagranicznych korporacji w korupcji obrócila sie zreszta nie tylko przeciw krajowym inwestorom, kapitalistom, ale tez przeciw samemu aparatowi panstwa. Pierwszych wykluczyly one z procesu prywatyzacji majatku a drugich, czyli samo panstwo, jego sprzedajnych decydentów, mimo ze ci dostarczyli im ten ma-jatek - niejako na talerzu - za ulamek realnej wartosci, kor-poracje sklonily do przyjecia bardzo marnych lapówek.
Najlepiej jest przekonac sie o tym, jak dalece obcy inwe-storzy górowali nad sprzedawcami majatku przez zestawie-nie ukrytych korzysci nabywców z ukrytymi prowizjami dla urzedników. Prowizje mozna szacowac na 2-4 procent wply-wów z prywatyzacji równych 18-23 miliardów dolarów. Cho-dzi o 0,4 do 0,5 miliarda dolarów, co stanowi tylko pól pro-cent 216 miliardów dolarów kapitalu, który na czysto - po odliczeniu cen - zyskali zagraniczni nabywcy w zamian za la-pówki.

 ROZDZIAL SZÓSTY
HANDLARZE ZLOMEM

Z nadgorliwego apologety komunizmu inteligencka elita przeksztalcila sie w jego najbardziej zdeterminowanego przeciwnika, zeby nastepnie zostac poplecznikiem innej dewiacji - kapitalizmu z obcym kapitalem i lokalna praca.
Panstwo nie jest anonimowe, a wladza jest personalna, wiec nie powinno byc klopotu z wyjsciem poza ogólna analize mechanizmów wyprzedazy majatku i ustaleniem ja-kie sily polityczne wykonaly te operacje. Jako ekonomista nie powinienem wchodzic na teren, który nalezy do politologów, ale ci nie sa skorzy do udzielenia odpowiedzi. Choc odpo-wiedz jest prosta, mianowicie, ze wszystkie dotad rzadzace osrodki przylozyly sie do tej wyprzedazy, tyle, ze w nierów-nym stopniu.

Sila przewodnia

Szukajac politycznych sil zwiazanych z wyprzedaza majat-ku nalezy zaczac od analizy glównych grup interesu oraz ról, które te grupy wziely na siebie w procesie wywlaszczenia. Kiedy sie spojrzy na ten proces z tej perspektywy, wylania sie obraz przechodzenia do kapitalizmu, które stanowi wynik konfliktu dwóch grup. W jednej znalezli sie ci, którzy przy okazji chcieli po prostu zostac sami kapitalistami a w drugiej ci, którzy mysleli raczej o innych korzysciach niz kapitalizm dla siebie.
Sadzac po wynikach, czyli wywlaszczeniu kapitalu na rzecz zagranicy, w tym konflikcie grup interesu prawie na-tychmiastowe zwyciestwo musialy odniesc nie te kregi, które byly zainteresowane przejmowaniem kapitalu, by zostac pro-duktywnym kapitalista. Byly to raczej kregi, które wykorzy-staly wladze by stac sie „posrednikami" w wyprzedazy majat-ku w obce rece. Wszystko z mysla o zaspokojeniu swych zgo-la niekapitalistycznych potrzeb, czyli wybujalej konsumpcji.
Za tym zwyciestwem kryje sie przede wszystkim zaskaku-jaca wygrana stosunkowo malo liczebnej grupy, mianowicie trzonu inteligencji, prawie wylacznie miejskiej. Uksztaltowa-na w duzym stopniu przez opozycje wobec komunizmu gru-pa ta nie zdobyla sobie wielkiego wyborczego poparcia. Mi-mo braku tego poparcia, proces reform zostal podporzadko-wany tej grupie pozbawionej niestety bezposredniego intere-su w przywróceniu kapitalistycznej produkcji.
Nie ulega zadnej watpliwosci, ze glówne inteligenckie sro-dowiska przylaczyly sie do opozycji wobec komunizmu nie z potrzeby kapitalizmu, czyli checi stania sie samemu kapita-listami. Chodzilo im raczej o poszerzenie sfery wolnosci, cze-sto traktowanej jako wyzsze dobro, samo w sobie. Dopisano do tego misje, zeby wzorem polskiej przeszlosci niesc wol-nosc ogólowi, choc nie bylo dla tych inteligenckich kregów do konca jasne jak nalezy dokladnie rozumiec sens wolnosci.
Inteligenckie starcie ze skazanym na upadek komuni-zmem nie mialo jednak charakteru wylacznie ideowego, gdyz doszly do tego silne interesy osobiste, tym wieksze im blizej znalezli sie osrodków wladzy. Z tegoz dokladnie powo-du, gdy doszlo do wyboru modelu prywatyzacji, srodowiska inteligenckie uzyly swoich wplywów nie dla zagarniecia kapi-talu na wlasny uzytek, bo go raczej nie chcialy dla siebie. Uzyly tych wplywów w tym celu, zeby z korzyscia wlasna sprzedac kapital innym.
Na wyborze modelu prywatyzacji zaciazyla tez typowa dla polskiej inteligencji awersja wobec charakterologicznie odmiennych kapitalistów, tyle, ze tym razem przyjela ona szczególna forme.
Jej potepienie spadlo nie na wszystkich kapitalistów, ale wylacznie na miejscowy zywiol kapitalistycz-ny. Zywiol ten uznano za zbyt prowincjonalny, zeby sobie po-radzil we wspólczesnym - globalnym - kapitalizmie, w ich miejsce powinni, wiec przyjsc swiatowcy z zagranicy.
Z powyzszego rozumowania inteligenckie srodowiska zdolaly wyeliminowac wzgledy moralne, które moglyby suge-rowac, ze prowincjonalni czy nie, krajowcy maja prawo do wlasnosci tego co wypracowali bardziej niz ktokolwiek inny. Za tym krylo sie ogólniejsze przekonanie tych kregów, ze nie nalezy mieszac kapitalistycznego rynku z tradycyjna moral-noscia, lub inaczej - ekonomii z socjologia. Zinterpretowali wolnosc gospodarcza jako forme spolecznego nihilizmu.

Mialo to niemale znaczenie praktyczne, gdyz, zanegowanie moralnosci, jako bazy nie tylko rynku, ale kazdej spolecznej instytucji, stalo sie wygodnym usprawiedliwieniem dla sprze-dazy ogólnego majatku bez ogladania sie na prawo. W ten sposób, przynajmniej w ich oczach, dopuszczalna stala sie po-wszechna praktyka zanizania, cen w celu uzyskania prowizji przy zmianie wlasciciela zasobów kapitalu z organu panstwa na prywatna osobe, czyli na zagranicznego rezydenta.
Zadna inna grupa spoleczna otwarcie nie przyjela tej filo-zofii, nie wszystkie jednak rzucily wyzwanie inteligencji. Nie-które z nich wrecz zwiazaly sie z tymi kregami w celach spra-wowania wladzy, chodzi glównie o robotników z dawnej opo-zycji - nielegalnych zwiazków. Czesc tej grupy zawsze chcia-la, zeby kapital zostal rozdany czyniac kapitalistów ze wszystkich. Ale jej trzon szybko przesunal sie w strone wyprzeda-zy zagranicy za korzysci wlasne, czyli preferencyjne akcje.
To te dwie grupy, bez ambicji stania sie kapitalistami, a w pewnym sensie nawet anty-kapitalistyczne, solidarnie, wy-kluczyly z gry o narodowe zasoby lokalne grupy, które chcia-ly kapitalizmu dla siebie, czyli prokapitalistyczne. Co zakrawa na ironie, wsród pokonanych znalazla sie jedyna wazna gru-pa, która za komunizmu zachowala wlasnosc - chlopi. Z tego tytulu byli bowiem wyjatkowo przygotowani do wykorzysta-nia mozliwosci jakie daje normalny - ludzki - kapitalizm.
Narzucona przez inteligencje, jako „sile przewodnia", wy-przedaz w rece zagraniczne zostawila tez na lodzie inna, tyle, ze znacznie mniej zasobna, pozostalosc po kapitalizmie, mia-nowicie wywlaszczonych po wojnie przedsiebiorców i kamieniczników. Jedyna szansa byla dla nich reprywatyzacja prze-prowadzona na tyle szybko, zeby ich zagarnieta wlasnosc nie zostala ponownie zagarnieta, tym razem przez zagranicznych inwestorów; do takiej reprywatyzacji nigdy nie doszlo.
Wsród wylaczonych znalezli sie tez dotychczasowi komu-nistyczni dyrektorzy banków i fabryk, którzy w przeciwien-stwie do przedwojennych wlascicieli zebrali bogate doswiad-czenie w zarzadzaniu kapitalem. Sadzac po krajach rozwinie-tego kapitalizmu, stanowili oni grupe najlepiej przygotowana do przejmowania kapitalu, ale odebrano im te szanse argu-mentujac, ze jako zwiazani z komunizmem nie maja do tego moralnego tytulu, ale maja go obcy nabywcy bez pytania o przeszlosc.

Propaganda wyprzedazy

Kiedy sie czyta powyzszy opis swoistego „konfliktu klaso-wego" w którym grupy zainteresowane kapitalem sciera-ja sie z tymi, którzy go nie chca, rodzi sie pytanie co to takiego pozwolilo trzonowi inteligencji stac sie „sila przewodnia" rodzacego sie „niekompletnego kapitalizmu". Przeciez, inte-ligencja byla nie tylko slaba liczebnie ale jej ewentualne ko-rzysci z wywlaszczenia na rzecz zagranicy - prowizje - bladly w porównaniu z tym co mieli finansowo do zyskania lokalni nabywcy.
Kregi inteligenckie wygraly, glównie dlatego ze przejely z komunizmu najwazniejszy instrument wladzy, czyli srodki przekazu. Nie chodzi o to, ze pojawil sie jeden organ, ale o to, ze najbardziej wplywowe media, choc wolne od pan-stwowej cenzury, przyjely te sama generalna linie programo-wa. Z wymiana redaktorów naczelnych nastapila nieslychana wulgaryzacja mediów, powrót do wczesnych wzorów komu-nistycznych, gdy demolowano tzw. wrogów klasowych.
Wykonujac wyrok na sobie, inteligencja stoczyla sie z obroncy wyzszej kultury do nosicielki anty-kultury, ale jed-noczesnie zyskala szanse bardziej skutecznego narzucenia spoleczenstwu falszów wspierajacych wyprzedaz majatku. W tym klamstwa, ze komunizm zostawil gospodarke w tak kiepskim stanie, ze fabryki i banki to zlom, który powinien zaraz znalezc solidnego uzytkownika - najlepiej cudzoziem-ca. Oraz, po cenie zlomu, zeby bron boze sie nie rozmyslil.
W jednej, wspartej przez media, wersji stwierdza sie, ze odziedziczono zlom, gdyz komunizm doprowadzil do kom-pletnego fizycznego zuzycia majatku trwalego. Wskazniki zu-zycia sa rzeczywiscie wysokie, co nie zmienia jednak faktu, ze niezuzyta - aktywna - czesc polskiego majatku ciagle by-la bardzo duzo warta. Innymi slowy, ile by nie bylo tego zlo-mu w postaci zuzytych maszyn, nie mialo to wcale wplywu na wartosc sprzedawanych niezuzytych maszyn.
Zgodnie z inna wersja, kiedy upadl komunizm, upadla tez produkcja, wiec ile by nie wlozono kiedys w budowe za-kladów czy organizacje banków dla nabywcy, to niewiele znaczylo, bo licza sie tylko zyski z przyszlej produkcji. Nie wiadomo jednak, dlaczego poczatkowe zalamanie produkcji mialoby przekonac potencjalnych nabywców, ze przyszle zy-ski tez beda marne. Jak gorliwie podaja te same media, za-raz po zalamaniu produkcja oraz zyski zaczely przeciez szybko rosnac.
Najlepiej widac zabiegi srodków przekazu na przykladzie poszczególnych sektorów, jak chocby finansów. Ile razy za-czynaja sie przygotowania do sprzedazy banków, pojawiaja sie lamenty, ze tak zle dzialaja bo np. wieki trwa realizacja zwyklego czeku. Od czasu to czasu do rangi niezwyklego wydarzenia urasta tez informacja na temat bankructwa jakiegos krajowego banku, tak jednak malego, ze malo kto o nim kie-dykolwiek slyszal, a jeszcze mniej mialo z nim do czynienia.
Kiedy jednak trzeba pochwalic tzw. liberalnych reforma-torów, ze ci ratuja bankowosc, tak jak inne wystawione pod mlotek sektory, ton mediów sie zmienia. Nagle okazuje sie, ze od 1994 r., przed fala wyprzedazy, gdy rzad oddluzyl ban-ki w formie obligacji, staly sie one najbardziej zyskowna dzie-dzina gospodarki. Nie tylko, ze wyrózniaja sie na tle zbankru-towanych banków czeskich, czy tych rosyjskich - mafijnych, ale maja wyniki finansowe lepsze od banków unijnych.
Urabianie opinii przez srodki przekazu okazalo sie na ty-le skuteczne, ze malo kogo zdziwilo, ze zdrowe banki - z ak-tywami rzedu az 90 miliardów dolarów - po 1994 r. zostaly prawie w calosci sprzedane zagranicy za 3 miliardy dolarów, czyli za darmo. Gdyz dokladnie tyle panstwo wyplaci ban-kom do 2004 r. z budzetu w formie oprocentowania wspo-mnianych oddluzeniowych obligacji, które wraz z innymi ak-tywami przeszly w rece nowych zagranicznych wlascicieli.
Gdyby jednak ktos smial sie sprzeciwic tego rodzaju wy-wlaszczeniowej operacji, media maja nan repertuar niewy-brednych ataków. Gdyby, na przyklad, ten ktos wspomnial, ze nie nalezy chyba wszystkiego wyprzedawac zagranicy, do-padna go oskarzeniem, ze jest szowinista. Nigdy jednak dotad nie przyszlo ludziom mediów do glowy, by uzyc jakiegos odpowiedniego okreslenia na tych, którzy mysla, ze najlepiej bedzie wtedy jak w polskich rekach zostanie nic, ino sznur.
Na smialka, który z kolei zechcialby kwestionowac ceny, po których majatek jest uplynniany, srodki przekazu maja in-na inwektywe. Na temat zanizonych cen moze bowiem roz-prawiac tylko osobnik, który ma jakies zludzenia na temat tego, ze komunizm byl w stanie tworzyc cos wiecej niz zlom. Z rozpedu, taki krytyk wyceny majatku, moze nawet obe-rwac od machiny jako niezyciowy sympatyk pokonanego ko-munizmu, czy - zgola pogardliwie - jako komuch.
A prawda jest taka, ze jesli mozna w ogóle mówic o zlo-mie w kontekscie polskiej prywatyzacji to nie tak jak sobie zycza glówne srodki przekazu, ze zastany kapital byl wart ty-le co zlom, ale ze ten kapital zostal potraktowany jak zlom. Z pomoca srodków przekazu sprzedano banki i fabryki, wla-sciwie to cala Polske w cenie zlomu, rekami ludzi, których ominely dotad epitety. Z racji charakteru ich zajecia naleza-loby od zaraz zaczac ich nazwac „handlarzami zlomem".

Zgrana wladza

Inteligencji nie moglo wystarczyc samo przejecie kontroli nad mediami. Zeby zdobyc wladze, potrzebowala ona tez politycznej organizacji do realizacji swych celów. Stala sie nia z poczatku Unia Demokratyczna, potem przemianowana, w tym samym duchu orwellowskiej nowomowy, na Unie Wolnosci. Nie mógl to byc zaden innych duch, gdyz nikt inny po-za ta partia nie zaangazowal sie z podobna sila w pozbawie-nie ogólu ludzi bazy, na której opiera sie wolnosc, czyli ich wlasnego kapitalu.
Unia przejela ster wladzy pierwsza, w 1989 r., ale nie bez wsparcia  ze  strony niezaleznych  zwiazków zawodowych, glównie robotniczych. Byl to stosunkowo zrozumialy sojusz, gdyz obydwie sily mialy ten sam polityczny rodowód, antyko-munistyczna opozycje. Byle zwiazki byly dostatecznie silne, zeby wziac rzady we wlasne rece, ale ich kierownictwo posta-nowilo stronic od polityki. Zdecydowano, ze w imieniu daw-nej opozycji zmianami ustrojowymi pokieruje inteligencja.
Korzystajac z wyjatkowej okolicznosci, ze trzeba bylo od podstaw sformulowac program reform, Unia, z Balcerowiczem, podjela sie tego dziela. Gdy w 1991 r., w miejsce rza-du, w którym przypadly mu finanse, przyszedl nastepny, tez z Unia, ale bez Balcerowicza, ruszyla integracja, z inna Unia, Europejska. Juz wtedy bylo jasne, ze glówna technika tej partii bedzie radykalna sprzedaz inwestorom zagranicznym pod presja najprzerózniejszych formalnych wymogów zwia-zanych
z integracja.
Nie tego spodziewali sie robotniczy sojusznicy, gdyz liczy-li na to, ze albo majatek zostanie w rekach panstwa, tyle, ze bedzie zarzadzany zgodnie z interesem robotników, albo, ze zostanie rozdany wszystkim. To byl tylko jeden z powodów do narastajacych zatargów w rzadach bylej opozycji; innym byl fakt, ze nie doszlo do obiecanej poprawy gospodarczej. Zaczal sie natomiast okropny kryzys lat 1990-1992, który uderzyl glównie w panstwowy przemysl, czyli w bastion ro-botników.
Sytuacje te wykorzystaly, odsuniete od wladzy, partie wy-wodzace sie z dawnego okresu tak,
ze w wyborach 1993 r. kontrole nad gospodarka przejela koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego. Na-stapil gleboki zwrot, gdyz zamiast zyc widmem komunizmu, jak byla antykomunistyczna opozycja, koalicja zajela sie wid-mem kapitalizmu. Zdecydowala, ze od ostrej walki o refor-my wazniejsza jest walka z ostrym kryzysem gospodarki.
To dlatego pod rzadami tej koalicji doszlo do wyhamowa-nia tempa prywatyzacji, jak to mówili wtedy odsunieci od steru ludzie Unii - prawie o polowe. Zamiast na sile sprze-dawac majatek panstwa, lewicowa koalicja zaostrzyla nadzorcza kontrole nad sektorem panstwowym oraz wpro-wadzila zmiany w przepisach - zwane komercjalizacja. Mia-ly one zwiekszyc kompetencje panstwowej dyrekcji, tak by zblizyc warunki jej dzialania do sektora prywatnego.
Choc doszlo do potrzebnego zwolnienia tempa transferu majatku za granice, dopuszczono do kilku nierozwaznych sprzedazy, np. calego sektora cementowego oraz wyrobów tytoniowych. Wazniejszy jest jednak fakt, ze rzady lewicowej koalicji stanowia jedyny okres, kiedy swiadomie starano sie skierowac kapital glównie w rece krajowe. Na ten okres przypadl rozwój krajowych tzw. holdingów w przemysle, których zarzady znalazly sie glównie z rekach bylej partyjnej nomenklatury.
Swiadoma tego, ze zadne preferencje dla krajowych na-bywców na nic sie nie zdadza ze wzgledu na narzucone Pol-sce pod rzadami Unii Wolnosci zobowiazania otwarcia go-spodarki na obrót towarem i kapitalem, koalicja podjela je-dyny jak dotad krok, który mógl uratowac kraj przed wywla-szczaniem. Podjeto próbe stworzenia zapory w postaci zgru-powanych wokól panstwowych banków oraz ubezpieczyciela -monopolisty nowego typu holdingów - ale program ten szybko ugrzazl.
Trudno jest te wszystkie fakty zaakceptowac bylej opozy-cji antykomunistycznej, jak równiez prawicy jako takiej, gdyz zyje ona obrazem partii z okresu komunistycznego jako sil antypolskich. Z tych samych powodów prawicowe partie nie-chetnie mówia o wlasnych dokonaniach po 1997 r., kiedy na zasadzie rykoszetu wyrwaly wladze lewicowej koalicji. Maja do tego realne powody, gdyz najwieksza wyprzedaz zagrani-cy dokonaly te wlasnie sily, programowo narodowe.
Najbardziej szkodliwym aktem prawicy bylo przekazanie w rece zagraniczne calego systemu finansowego, który obraca pieniadzem, dzieki któremu - z kolei - obraca sie rynek. Kiedy odchodzila lewicowa koalicja, udzial obcego kapitalu w bankach wynosil ponizej 20 procent. Dzieki prawicy ten udzial podniósl sie do wspomnianych wczesniej 75 procent. Co wiecej, lewica trzymala wiekszosc ubezpieczen w gestii krajowej, gdy za sprawa prawicy sa one juz glównie w obcych rekach.
Szczególna role w tej prawicowej koalicji odegrala Unia, gdyz znowu na zasadzie tzw. pasa transmisyjnego z komuni-stycznych czasów, gdy zwiazki szly za partia, zwiazkowy trzon AWS lub Akcji dal gospodarke Unii, czyli Balcerowiczowi. Zaczal swe rzady od decyzji, zeby bez zadnej zwloki sprzedac zagranicy pozostale banki. Ale gdy Unia, wraz z nim, wyszla z koalicji, orgia wyprzedazy sie nie skonczyla, o czym swiadczy m.in. ostra „walka" rzadu Akcji o niepolski cukier.

Podsumowanie

Nie da sie wiec utrzymac ogólnie przyjetego pogladu, mianowicie ze glówna przeszkoda w budowie kapitali-zmu od poczatku byly przezytki komunistycznego myslenia reprezentowane przez sily polityczne sprzed upadku komu-nizmu. Jest w tym troche racji, gdyz istotnie intelektualna spuscizna z dawnego okresu bolesnie odbila sie na zmia-nach ustrojowych, tyle, ze wylacznym nosicielem tego prze-zytku okazala sie byla opozycja antykomunistyczna, zwla-szcza inteligencka.
Inteligencja nie przyjelaby, wzorem komunizmu, wrogiej postawy wobec krajowych kapitalistów, gdyby nie jej gorliwa akceptacja idei internacjonalizmu. Nawet za trudnych cza-sów komunistycznych, internacjonalizm, z negacja narodu, nie byl jednak traktowany tak powaznie jak obecnie. Mial on co najwyzej charakter sloganowy, gdyz nikomu z komunistycznych wladz nie przyszloby do glowy, zeby dzielic sie na-rodowym kapitalem z innymi krajami, nawet sposród tzw. obozu.
Wdrazanie takiej doktryny jak internacjonalizm, czy to w imie wspólnoty robotników, jak  w podrecznikowym komu-nizmie, czy wspólnoty kapitalistów z „niekompletnego kapi-talizmu", wymaga zakwestionowania tradycji moralnej. Gdy w komunizmie odbierano wlasnosc prywatna, moralnosc by-la naginana przez partie. Przy budowie „niekompletnego ka-pitalizmu" przez wywlaszczenie narodu doszlo jednak - przy udziale inteligencji - do odrzucenia moralnosci.
Choc nikt nie potrzebowal inteligencji, zeby zachecala go do przyjecia kapitalizmu, zabrala sie ona jednak do propa-gandy „wyzszosci" kapitalizmu, tego „niekompletnego", nad komunizmem. Zrobila to w rewolucyjnym stylu, który mono-partia porzucila na dlugo przed upadkiem komunizmu. Za-miast zajac sie polepszeniem bytu przecietnego czlowieka, byla opozycja, jako „przezytek komunizmu", wybrala jego rewolucyjne uswiadamianie - w nieswiadomosci kleski.

 CZESC TRZECIA
PRZEKLENSTWO HISTORII

Likwidacja narodowego kapitalu przez póldarmowa wyprzedaz zagranicy stawia Polske w sytuacji gorszej niz kiedykol-wiek w nowoczesnej historii jej gospodarki. Od dwóch juz stuleci Polska zmaga sie o zachowanie narodowej kontroli nad swym majatkiem, glównie w obliczu gospodarczej ekspansji jej sasiadów. Tak bylo oczywiscie w okresie zaborów, czy to w drodze niemieckiego rugowania z ziemi czy rosyjskich konfi-skat majatków.
Polska ziemia, jako glówny skladnik narodo-wego kapitalu, przechodzila wtedy w obce rece z reguly za ula-mek wartosci. W niemieckim zaborze dzialo sie tak pod presja dlugów, a w zaborze rosyjskim ze wzgledu na krótki czas wyzna-czony na sprzedaz posiadlosci. Na to, zeby pozbawic Polaków wszystkich zasobów, zaborcy potrzebowaliby jednak nastepnych stu lat, pod koniec, których wyrwaliby z polska ziemia równiez korzenie polskosci. Do tego nigdy nie doszlo, gdyz w miedzycza-sie Polska odzyskala niepodleglosc. Nadal jednak pokazna czesc zasobów kapitalowych byla w rekach zagranicznych, zwlaszcza w niemieckich, ale juz nie w rosyjskich. Dopiero, gdy nastal ko-munizm po raz pierwszy we wspólczesnej historii Polski kapital stal sie wylacznie narodowy. Jakkolwiek silna byla wtedy rosyj-ska kontrola polskiej gospodarki nie zmienia to oczywistego fak-tu, ze rosyjscy mocodawcy nie mieli tytulów wlasnosci. Natomiast po upadku tego jak by nie bylo narodowego komunizmu, zaledwie w ciagu dziesieciolecia, wylonil sie nienarodowy ka-pitalizm. Poniewaz wiekszosc kapitalu, banków i fabryk, znala-zla sie w rekach zagranicznych, w tych tez rekach znalazla sie prawie pelna kontrola gospodarki. W tym sensie, czyli pod wzgledem suwerennosci gospodarczej, w wyniku wywlaszcze-niowej prywatyzacji, sytuacja ulegla naglemu pogorszeniu. Sprzedany majatek trafil raczej do rak niemieckich, a w kazdym razie nie do rosyjskich, takze obecnego ograniczenia suwerenno-sci nie mozna dalej przypisywac Rosji. Mimo tych niezbitych faktów, jedyne zewnetrzne zagrozenie, które przykuwa dzisiaj uwage wiekszosci Polaków jest nie to realne, ale to nieistnieja-ce - rosyjskie. Nic chyba bardziej nie swiadczy o niskim stanie swiadomosci przecietnego obywatela oraz o tym, jak bezmierny musi byc cynizm tych, którzy z racji dostepu do wladzy manipu-luja zbiorowa swiadomoscia. Po to, zeby zalosne dzielo rozdra-pywania polskiego kapitalu doszlo do swego naturalnego konca, czyli do pelnej likwidacji polskosci.

 ROZDZIAL SIÓDMY
ZAKLAMANA PRZESZLOSC

Nie moglo sie udac przejscie z komunizmu do kapitalizmu, gdyz malo kto rozumie czym byl komunizm, nawet ta czesc spoleczenstwa, czyli wiekszosc, która uwaza szczytowa dekade póznego komunizmu za gospodarczo najlepsze lata po wojnie.
Istota „polskiej drogi" do kapitalizmu jest manipulacja hi-storia dla doraznych korzysci tych, którzy marnuja historie. Najlepiej o tym swiadcza ciagle odwolania tzw. liberalów do dekady Gierka. Jest to ponoc okres bezsensownego uzaleznienia gospodarki oraz wynikajacego stad krachu. Dopiero na tym tle mozna ponoc ogarnac gospodarcze uniezaleznie-nie oraz zbudowany na nim cud obecnej dekady Balcerowicza. Niestety, porównanie wypada mocno na korzysc Gierka.

Zapomniane reformy

U podstaw tezy tzw. liberalów, ze polityka Gierka, bedace-go u steru partii w latach 1970-1980, dopuscila do nadmiernego uzaleznienia gospodarki od zagranicy lezy opi-nia, ze tak jak wszyscy partyjni liderzy bal sie reform gospodarki. Byly one potrzebne dla rozruszania gospodarki, ale wymagaly delegowania wladzy w dól, z czym wiazalo sie ry-zyko utraty kontroli. A to dlatego, ze jak ktos poza scislym centrum zasmakuje uroków wladzy to zaraz bedzie chcial jej wiecej, kosztem tegoz centrum.
Wedlug tej szeroko przyjetej interpretacji, w obliczu kule-jacej gospodarki zostawionej przez Gomulke, Gierek mial ograniczony wybór. Doszlo do zastoju gospodarczego, gdyz ze wzgledu na niska wydajnosc, brakowalo srodków na inwe-stycje. Zwiekszenie wydajnosci wymagaloby glebszych zmian systemowych, których nikt nie bral powaznie pod uwage. Je-dynym wyjsciem okazaly sie zagraniczne kredyty na zakup dóbr inwestycyjnych, tak wiec zaczelo sie pozyczanie.
Nic nie jest jednak dalsze od prawdy, gdyz reformowanie bylo ostatnia rzecza, od której musieli stronic partyjni przy-wódcy. Przeciez komunisci zaczeli od gigantycznej reformy, jaka bylo zburzenie podstaw kapitalizmu. Wynikalo to z ich wiary, ze mozna organizowac gospodarke w dowolny sposób, tak by polepszyc wykorzystanie zasobów, kapitalu czy pracy. To nastawienie nigdy sie nie zmienilo; reformy szly nieustan-nie, tyle, ze juz na wyraznie skromniejsza skale.
Ci nieliczni sposród tzw. liberalów, którzy dostrzegaja fakt, ze mono-partia ciagle grzebala w systemie gospodarki, uwazaja z kolei, ze nie mialo to wiekszego znaczenia. Nie byly to bowiem prawdziwe reformy, ale zabiegi kosmetycz-ne, glównie obliczone na dobre wrazenie, zwlaszcza w wydaniu nowych liderów. Nie inaczej mial, ich zdaniem, posta-pic Gierek, kiedy doszedl, wiec do wladzy, zeby pokazac swój dynamizm, zarzadzil huczne reformy, aby je nastepnie szybko porzucic. Znowu nie ma w tym lutu prawdy, gdyz za Gierka doszlo do bardzo waznych zmian ustrojowych, zreszta utrzymanych w tym samym duchu co reformy jego poprzednika, Gomulki. Tak jak w przypadku Gomulki, reformy Gierka dokonaly dalszej erozji systemu komunistycznego. Nawet jesli oficjal-nie gloszono, ze wprowadzane przez partie reformy maja slu-zyc utrwaleniu scentralizowanego porzadku, prowadzily one do systematycznego odchodzenia od komunizmu.
Niczego innego nie mogla przyniesc decyzja Gierka, zeby rozczlonkowac centrum gospodarcze, przekazujac kompe-tencje z organów planowania do tzw. ministerstw branzo-wych. Proces planowania, z milionami formularzy idacych do góry oraz tysiacami decyzji idacych w dól, stal sie nagle ma-lo wazna formalnoscia. Dla przeciwwagi skoncentrowano produkcje w tzw. zjednoczeniach branzowych, co tylko po-ciagnelo za soba dalsza decentralizacje decyzji.
Nie moze byc wiec mowy o strachu przed decentralizacja wladzy, gdyz nie tylko, ze do niej doszlo, ale stalo sie tak nie przez przypadek. Zmiany byly potraktowane przez Gierka jako niezbedny warunek skutecznego otwarcia gospodarki na swiat, na import i kredyty. To otwarcie bylo zreszta samo w sobie aktem odwagi, gdyz zdawano sobie sprawe z tego, ze wraz z uzaleznieniem od zagranicznego importu
i kredytu, pole manewru dla wladz partii musi sie dodatkowo zawezic.

Kryl sie za tym, jak i za calym programem reform, swoisty przelom ideologiczny, gdyz marksizm ma wyjatkowo wyra-zna awersje do kapitalowego wiazania gospodarki narodowej z zagranica, nawet ograniczonego. Albowiem kazdy kapital, tak wlasny jak i obcy, jest traktowany jako nieuchronne zródlo eksploatacji pracy, sily roboczej. Praca jest jedynym zródla dobrobytu, badz, uzywajac marksowskiej frazeologii, tzw. wartosci, kapital moze, wiec tylko zyc kosztem pracy.
Ze zmianami w systemie gospodarki przyszly tez, kto wie czy nawet nie bardziej brzemienne w skutkach, zmiany poli-tyczne, zwlaszcza w naborze kadry. Rozluzniono kryteria ide-ologiczne, w tym sprawy pochodzenia spolecznego czy par-tyjnej gorliwosci, stanowiace zródlo tzw. negatywnej selekcji. Nastapil jednoczesnie przelom w stylu sprawowania wladzy, gdyz Gierek, jako pierwszy, uznal, ze - typowe dla komuni-zmu - uzycie przemocy nie moze byc instrumentem wladzy.
Nalezy dodac do tego wymiar zewnetrzny, mianowicie to, ze za posunieciami Gierka kryla sie chec powiekszenia niezaleznosci od Zwiazku Radzieckiego. Tak jak nikt w kie-rownictwie partii nie staral sie obalic komunizmu, nikt na serio nie rozwazal oderwania od Zwiazku Radzieckiego. Zainteresowana wladza, ekipa ta postanowila tylko posze-rzyc pole swego dzialania przez zachodnie kontakty, zwla-szcza z Europa, gdzie ranga komunistycznej Polski podnio-sla sie niezwykle.
Na tym etapie zaleznosc od Zwiazku Radzieckiego nie byla odbierana przez przywództwo jako pozbawiona pew-nych zalet. Podczas gdy wschodnie granice wydawaly sie trwale, zachodnie staly pod pewnym znakiem zapytania. Polska potrzebowala dobrych stosunków z Sowietami, wte-dy gdy Gomulka uzyskal od Niemiec Zachodnich potwier-dzenie ustalonych po wojnie granic. Jak równiez wtedy, gdy Gierek przystapil z kolei do przesiedlenia póltora miliona autochtonów.

Ukrywane realia

Ktos móglby ciagle twierdzic, ze na polu reform Gierek dzialal zbyt malo, zwlaszcza w porównaniu z reformami w dekadzie Balcerowicza, pod którym jakby zerwala sie tama. Tyle, ze przeciez reformy ustrojowe to nie jest wyscig na czas, chodzi w nich o to, zeby usprawnic gospodarke. Gdyby przy-jac te miare, to reformy Gierka, choc skromniejsze, daly lep-sze wyniki niz reformy Balcerowicza, wlacznie z ta sfera, która najostrzej atakuja przeciwnicy Gierka - uzaleznieniem. Zeby nie byc goloslownym, wezmy dla porównania sie-dem lat ujemnych bilansów handlowych dla okresu Gierka z lat 1971-1978 oraz Balcerowicza z lat 1991-1998. Przyj-mijmy jako miare procentowe relacje skumulowanego deficytu handlowego do skumulowanego eksportu za te rózne lata. W epoce Gierka deficyty importowe wyniosly 47 pro-cent eksportu a w epoce Balcerowicza - 36 procent, czyli niewiele mniej,
w kazdym razie na poziomie, który tez nale-zaloby uznac za ryzykowny.
Gdyby isc dalej z tym porównaniem dwóch dekad okaza-loby sie, ze po 1978 r. deficyt handlowy zostal bardzo szyb-ko wyeliminowany, podczas gdy obecny deficyt handlowy najpierw ulegl zwiekszeniu, by pokazac maly spadek dopie-ro w 2001 r. Stad, gdyby przedluzyc okres analizy o nastepne trzy lata, wtedy w latach 1979-1981 skumulowany import okazalby sie mniejszy niz caly eksport, natomiast dla lat 1999-2001 deficyt w imporcie bylby o 66 procent wyzszy od calej wartosci eksportu.
W obydwu dekadach nierównowaga w handlu zagranicz-nym znalazla odbicie w rosnacym dlugu zewnetrznym, gdyz dziure w obrotach towarowych trzeba bylo pokryc kredyta-mi. W dekadzie Gierka dlug podniósl sie od zera do 23 mi-liardów dolarów, co stanowilo 160 procent przeliczonego na dolary eksportu w 1979 r. W dekadzie Balcerowicza, dlug zwiekszyl sie z 48 do 61 miliardów dolarów, co stanowilo ekwiwalent az 230 procent dolarowego eksportu w 1999 r..
Tzw. liberalowie nie zostawiaja suchej nitki na Gierku twier-dzac, ze nie tylko pozyczyl za duzo, ale ze uzyl importu nie na tworzenie mocy eksportowych, ale wsparcie konsumpcji. To nieprawda, gdyz blisko 40 procent importu skladalo sie z dóbr inwestycyjnych, czesto calych obiektów przemyslowych. Ale krytyka ta jest zasadna jesli chodzi o okres Balcerowicza, kiedy ten udzial wyniósl tylko 15 procent; takze efekt proeksportowy okazal sie jak dotad znikomy (Podkaminer 2000).
Blizsze porównanie wyników w eksporcie za Gierka i Bal-cerowicza potwierdza powyzszy kontrast w ich sposobie wykorzystania importu. Okres Gierka to byly lata glebokich zmian w strukturze eksportu na rzecz dóbr przetworzonych oraz budowania nowych specjalnosci (np. obiekty przemy-slowe, Poznanski 1997). Okres Balcerowicza to lata, w których wlasnie doszlo do wyhamowania tempa eksportu oraz zamiany Polski w kraj bez zadnej chyba specjalizacji.
Ktos móglby starac sie zignorowac te fakty twierdzac, ze bez wzgledu na to jakie byly efekty w eksporcie jedynie stra-tegia Gierka tak czy inaczej zawiodla, gdyz w przeciwnym ra-zie Polska nie stanelaby w 1980 r. na granicy finansowej nie-wyplacalnosci wobec swych zagranicznych kredytodawców. W ostatecznym rachunku, wlasnie ze wzgledu na niedosta-teczny potencjal eksportowy, gospodarka stoczyla sie w kryzys 1979-1982; nalezy dodac, jedyny jaki zna dotad komunizm.
Fakt, ze doszlo do kryzysu, który kosztowal Polske jedna czwarta jej dochodu narodowego oraz ogromne straty w konsumpcji prywatnej, nie ma jednak wiele wspólnego z sytuacja w eksporcie. Z pewnoscia dlug byl dostatecznie wysoki, zeby spowodowac pewne perturbacje, ale nie tego typu rujnujacy kryzys. Prawdziwym powodem kryzysu nie byl wcale brak mocy eksportowych ale niemoznosc ich mobiliza-cji przez wladze w obliczu niepokojów robotniczych, które wybuchly w 1980 r.
To, ze u zródel recesji tkwil wybuch polityczny, powinno stac sie calkiem oczywiste jesli porówna sie Polske np. z We-grami, które mimo wiekszego obciazenia dlugami na jedne-go mieszkanca uniknely recesji. Podobnie z bardzo zadluzo-na Rumunia, której potencjal eksportowy byl znacznie slab-szy niz Polski czy Wegier. Stalo sie tak, gdyz tak Wegry jak Rumunie ominal polityczny kryzys, wiec ich wladze mogly uruchomic niepopularne instrumenty potrzebne dla opano-wania dlugu.
Jak juz chce sie oceniac Gierka na podstawie tego, ze nie udalo mu sie uniknac recesji, to trzeba wtedy przyznac, ze Balcerowicz nie okazal sie lepszy. Doprowadzil do poczat-ków recesji w 2000 r., której zarysy przypominaja los innych nadmiernie zadluzonych rozwijajacych sie krajów, które wpadly w finansowe tarapaty, jak np. Meksyk w 1994 r. czy Tajlandia w 1997 r.  Jesli Polska pójdzie ich droga, jej recesja moze spowodowac straty w produkcji gorsze niz w latach 1979-1982.
Za tym, ze obecna recesja moze okazac sie gorsza prze-mawia fakt, ze obecnie, tak jak za Gierka, waznym moto-rem recesji sa trudnosci polityczne, tyle, ze nieporównywal-nie wieksze. Za Gierka, recesja stala sie nieodwracalna ze wzgledu na zbuntowane spoleczenstwo w obliczu spójnego panstwa, które mialo jak ratowac sytuacje. Choc za Balcerowicza, w obliczu recesji, spoleczenstwo jest spokojne, poli-tyczne warunki sa gorsze, gdyz w wyniku korupcji panstwo stalo sie bezradne.

Utajnione porównanie

Obraz dwóch dekad jest ciagle niepelny, gdyz nie wiado-mo na ile, mimo recesji, udalo sie Gierkowi i Balcerowiczowi wykorzystac deficyty handlowe oraz dlugi zagranicz-ne dla rozbudowy gospodarki. Nawet gdyby zadnemu z nich nie wyszlo pomnozenie potencjalu eksportowego, pozostaje wazne pytanie na ile import przysluzyl sie do powiekszenia zasobów kapitalu. W koncu, wlasnie radykalne powiekszenie tych zasobów bylo waznym celem obydwu tych liderów.
Z pewnoscia Gierek osiagnal pod tym wzgledem wiecej w swej dekadzie niz Balcerowicz, gdyz zasoby kapitalu, mie-rzone wartoscia srodków trwalych brutto, wzrosly za Gierka po 1970 r. przyjetym jako 100 do 181 w 1980 r., podczas gdy przyjmujac 1989 r. za 100 indeks przyrostu za Balcerowicza w 1999 r. wyniósl tylko 123, czyli jedna czwarta tego co dokonal Gierek (i tyle, ile udalo sie osiagnac w bardzo trudnych dla polskiej gospodarki latach 1982-1989, za Jaruzelskiego).
Warto przypomniec, ze Gierek zdecydowal sie na nape-dzanie gospodarki na kredyt, oraz dlugami, nie tyle dla sa-mego pomnazania zasobów kapitalu, gdyz nie kierowal sie jakas obsesja budowania fabryk czy kopaln ale raczej checia zapewnienia pracy zblizajacemu sie tzw. wyzowi demogra-ficznemu. W tym wzgledzie tez osiagnal sukces, który przy-cmiewa Balcerowicza, gdyz za Gierka powstalo 2.1 miliona, a za Balcerowicza zlikwidowano 2.1 miliona miejsc pracy, czyli jedna piata.
Upór, z jakim Balcerowicz wpedzal Polske w wysokie bezrobocie jest niespotykany, gdyz wiekszosc tych 2.1 milio-na ludzi wywalono na bruk w pierwszych latach jego reform. Gdy w 1994 r. zaczely sie rzady lewicowej koalicji, SLD z PSL, liczba bezrobotnych zaczela szybko spadac, tak, ze pod koniec jej rzadów, w 1997 r. wyniosla l milion mniej. Gdy w 1997 r. Balcerowicz wzial gospodarke w swoje rece za koalicji AWS z UW, szybko dodano l milion ludzi do sta-tystyk bezrobotnych.
W strategii Gierka miescilo sie tez zapewnienie realnych przyrostów dochodu, oraz konsumpcji, dla gospodarstw do-mowych, bo to nie byla jakas kolejna stalinowska industria-lizacja, kiedy gotuje sie stal, ale garnki sa puste. Balcerowicz to tez nie inne wcielenie Stalina, ale jednak konsumpcja, policzona w cenach stalych, wzrosla za Gierka o blisko 65 punktów procentowych w latach 1970-1979, podczas gdy za Balcerowicza odpowiedni wskaznik wzrostu wyniósl tyl-ko 35 punktów.
Powyzsze porównanie nie oddaje prawdziwego kontra-stu, gdyz w wielu waznych dziedzinach konsumpcji korzy-stne zmiany za Gierka zostaly zniwelowane za Balcerowi-cza, jak np. w spozyciu miesa. Polak spozywal 49 kilogra-mów rocznie w 1970 r. ale juz 69 kilogramów w 1980 r., 20 kilo, czyli 40 procent wiecej. Jeszcze w 1989 r. za Rakowskiego spozycie bylo takie jak w 1980 r., by spasc do 57 kilogramów w 1997 r., o 12 kilogramów lub 20 procent (Zalacznik 3).
Gorzej wypada tez epoka Balcerowicza w sferze kultu-ry; z pewnoscia jesli mierzyc ja iloscia sprzedanych ksiazek, trzeba przyznac, ze zawsze jedna z najnizszych w powojen-nej Europie. W 1970 r., gdy zaczela sie epoka Gierka, na tysiac mieszkanców przypadalo 3451 ksiazek, ale w 1980 juz 4136, a - po jego odejsciu - za Jaruzelskiego, w 1989 r., az 4165. W 1997 r., juz w tzw. „wolnej Polsce", pod rzada-mi Balcerowicza, sprzedano 2425 ksiazek, czyli 1800 wolu-minów mniej.
Gdyby przyjac jako wskaznik dostepnosc mieszkan, zwy-kle umieszczona wysoko na skali preferencji konsumentów, za Gierka liczba izb na tysiac mieszkanców wzrosla z 19,4 w 1970 r. do 23,3 w 1980 r.., czyli o jedna piata, podczas gdy za Balcerowicza liczba ta spadla do 8,5 izb, czyli az o dwie trzecie. Jednoczesnie, ogólna powierzchnia uzytkowa mie-szkan ulegla redukcji miedzy 1980 r. i 1999 r. z 13,9 do 7,2 kilometrów kwadratowych, czyli o prawie polowe.
Co wiecej, zmiany w konsumpcji w tych dwóch dekadach dokonaly sie przy innych zalozeniach jesli chodzi o podzial korzysci ze wzrostu narodowej produkcji. Za Gierka, podzial byl z pewnoscia zbyt splaszczony, co stanowi grzech komuni-zmu, ale ciagle w zgodzie z koncepcja nowoczesnego pan-stwa, które nie toleruje biedy. Za Balcerowicza, w biede zo-staly wpedzone cale grupy zawodowe, zwlaszcza rolnicy, a biedni ogólem stanowia juz jedna czwarta ogólu.
Powyzsze porównania oczywiscie nie maja sluzyc wyka-zaniu wyzszosci komunizmu nad kapitalizmem, jak chcieliby tego tzw. liberalni krytycy. Tutaj chodzi tylko o wydobycie na jaw wstydliwie ukrywanych statystyk dotyczacych porówna-nia konkretnego przypadku komunizmu oraz kapitalizmu.
Z takiego zestawienia niestety wynika, ze skazany na zaglade komunizm radzil sobie lepiej za Gierka niz kapitalizm w wy-daniu Balcerowicza, tez chyba skazany na zaglade.
Wyrazajac sie bardziej dobitnie, nie chodzi o wybielanie komunizmu nawet z tych najlepszych jego lat za Gierka, ale raczej o obnazenie zwyrodnialego kapitalizmu ostatnich lat, gdy doszlo do kleski.
W tym sensie, jest to tez próba ukaza-nia wyzszosci normalnego kapitalizmu, takiego jak w Unii Europejskiej, który „pracuje" na wszystkich ludzi, z nienor-malnym, jak w Polsce, który „pracuje" na uprzywilejowane warstwy, zreszta glównie nie z kraju ale z zagranicy.

Podsumowanie

Konieczne jest - jak widac - rozstanie sie z marnym mitem dotyczacym oceny niedawnej przeszlosci, mianowi-cie, ze reformy tzw. liberalne przeniosly gospodarke z piekla do raju, z lap Gierka w dlonie Balcerowicza. Balcerowicz nie zabral Polski ze soba do raju, nie dal Polsce nawet cudu, o którym rozpisuja sie tzw. liberalowie, tak, ze jesli mozna w ogóle mówic o cudzie gospodarczym w powojennej Polsce, to wypada, ze w gre wchodzi tylko dekada z czasów Gierka, za komunizmu.
To, ze wiekszosc ludzi uwaza dzisiaj, ze okres Gierka byl najlepszym jakiego doswiadczyli po wojnie, to nie dlatego, ze - jak twierdza tzw. liberalowie - maja zamet w glowie z po-wodu nostalgii za latami, gdy byli biedni, ale mlodzi. Prawda jest taka, ze to tzw. liberalowie, wykorzystujac monopol me-dialny, staraja sie zamacic w glowach innym propagujac swo-ja wersje komunistycznego kultu jednostki, czyli „architekta cudu gospodarczego" - Balcerowicza.
Nie moglo dojsc do cudu za Balcerowicza, gdyz wsparl on wzrost produkcji na jeszcze wiekszych deficytach handlowych niz Gierek, stworzyl jedynie „domek z kart", który nie jest w stanie stac o wlasnych silach. Ten „domek z kart" zo-stal postawiony w trakcie zupelnie zbednej „pierwszej recesji Balcerowicza" z lat 1990-1992, a poczynajac od 2000 r., za-czal sie on rozpadac juz w „drugiej recesji Balcerowicza", wy-niklej nie tyle z bledów panstwa co z jego niemocy.
Nie moze tez byc mowy o cudzie, gdyz Balcerowicz nie zadowolil sie deficytami handlowymi, ale siegnal po inny sro-dek, iscie piekielna sztuczke, zeby ozywic gospodarke przez wyprzedaz w obce rece stworzonego glównie za Gierka kapi-talu. Podczas gdy Gierek obiecal Polakom podwojenie kapi-talu, czyli zbudowanie „drugiej Polski", Balcerowicz caly ten podwojony kapital, glówne zródlo narodowego bogactwa, roztrwonil za bezcen, zostawiajac niestety „Polske zerowa".
 ROZDZIAL ÓSMY
NIEMIECKIE NIEPORZADKI
„Polska droga" do „niekompletnego kapitalizmu" nie zaczela sie w Polsce, ale w Niemczech Wschodnich, albo dokladniej w Niemczech Zachodnich, które na swój wlasny sposób szybko zreformowaly bezwolne Niemcy Wschodnie
Dopiero jak sie przyjmie, ze prototypem „polskiej drogi" sa reformy przeprowadzone w Niemczech Wschodnich, mozliwe staje sie uzyskanie klarownego obrazu obecnej Polski. Mianowicie, w obydwu przypadkach w wyniku zmian lokalne gospodarki, zwlaszcza przemysl oraz rolnictwo, ulegly na wste-pie reform dewastacji. Zas, podobnie jak w przypadku Nie-miec Wschodnich, glówne korzysci  z póldarmowego rozdyspo-nowania publicznego majatku odniosly Niemcy Zachodnie.

Spreparowane umysly

Szukanie uzytecznych analogii, nalezy zaczac od przeba-dania, w jaki to sposób Niemcy Zachodnie zdobyly wplyw na opinie publiczna w Niemczech Wschodnich, jak równiez w Polsce. Wplyw ten byl potrzebny, zeby zyskac aprobate dla scenariusza na przechodzenie do kapitalizmu przez jednoczesny kryzys produkcji i oddanie kapitalu. Od-powiedz brzmi, ze w obydwu krajach u podloza lezy mobi-lizacja srodków masowego przekazu, jako propagatora te-goz scenariusza
W Niemczech Wschodnich uzyskanie kontroli nad srod-kami przekazu bylo wyjatkowo proste, gdyz kraj ten zostal wcielony do Niemiec Zachodnich w drodze eliminacji jego wszystkich odrebnych instytucji politycznych, wlacznie z me-diami. W miejsce wylacznie partyjnej prasy i telewizji weszly koncerny oraz osrodki polityczne, czyli glówne partie, z Nie-miec Zachodnich, gdyz zwyczajem Europy Zachodniej glów-ne tytuly prasowe przewaznie naleza do samych partii.
Wariant ten nie mógl byc oczywiscie powtórzony w Pol-sce, nie bylo zwlaszcza mowy o natychmiastowej wymianie lokalnych partii czy nawet ich podporzadkowaniu. Ale, od pierwszej chwili zaczelo sie wykupywanie prasy przez zagra-niczne koncerny, w tym w szczególnosci te z Niemiec Za-chodnich. Ci ostatni, bardzo szybko zdobyli mocna pozycje w paru sektorach ogólnokrajowej prasy, np. w pismach go-spodarczych. A teraz wchodza juz poteznie w tygodniki po-lityczne.
Po kilku latach prawie 50 procent prasy znalazlo sie w re-kach zagranicznych, a dzisiaj ten udzial jest najprawdopodob-niej bliski 75 procent. To jest absolutnie niezwykla sytuacja, z pewnoscia w swietle doswiadczen Europy Zachodniej, gdzie obce udzialy sa minimalne, szczególnie jesli chodzi o pi-sma polityczne. Dostep do obcej prasy jest w tych krajach sze-roki, ale - dla ochrony interesów swych obywateli - ich kon-stytucje zabraniaja obcej dominacji w publikacjach lokalnych.
Choc uzaleznienie prasy przez Niemcy Zachodnie okaza-lo sie totalne w Niemczech Wschodnich, a w Polsce tylko czesciowe, nie mialo to wiekszego znaczenia, gdyz inne zagraniczne koncerny przyjely podobna wykladnie. Bez potrze-by uzgodnienia, kierujac sie interesami zagranicznych nabywców, przystapily do przekonania miejscowej ludnosci, ze bedzie najlepiej gdy bedzie sie ona biernie przygladac jak dla jej wspólnego dobra zagraniczni nabywcy tworza system ka-pitalizmu.
W ramach lekcji biernosci, zaczeto powtarzac opinie, ze tylko oparcie na silach zewnetrznych daje szanse dojscia do kapitalizmu, gdyz chory komunizm zostawil glównie „skazo-nych" ludzi, niezdolnych do zdrowego dzialania. Komunizm to ekwiwalent hitleryzmu, albo nawet cos gorszego, wiec je-go elity, wlaczajac kadre kierownicza przemyslu czy finan-sów, nawet jesli w ogóle maja jakies przydatne kwalifikacje, nie maja zadnego moralnego tytulu do tego, zeby budowac kapitalizm.
Innym, waznym elementem kampanii biernosci stala sie teza, ze jesli wkrocza np. Niemcy Zachodni, jako autorzy po-wojennego cudu gospodarczego, wtedy Niemcy Wschodnie czy Polska beda, tak jak Niemcy Zachodnie, bogate i spokoj-ne. Mial sie wiec wreszcie powtórzyc cud gospodarczy na wschodnich rubiezach Europy. Skoro zas czeka cud, a cudu nie da sie przeciez w zaden sposób przyspieszyc, wschodnie rubieze moga tylko poslusznie czekac az cud ten sie faktycz-nie objawi.
To wlasnie w ramach tego widzenia zmian ustrojowych, akcenty w mysleniu przesunely sie
z poczatkowo centralne-go dla reform pojecia „przejscia do kapitalizmu", jako zbio-rowego wysilku, na rzecz terminów, które sugeruja latwe „wlaczenie do kapitalizmu". W kontekscie Niemiec Wscho-dnich pojawil sie zwrot „zjednoczenie" z Niemcami Zacho-dnimi, w przypadku zas Polski wprowadzono nasycony ma-giczna moca zwrot „integracja" - naturalnie ta z Unia.
Choc przejecie prasy bylo istotne dla uksztaltowania ta-kiego widzenia zmian ustrojowych, nie nalezy przeceniac tego faktu, gdyz zagraniczne koncerny trafily na podatny grunt. Inteligencja, zwlaszcza ta opozycyjna, w duzym stop-niu sama uznala, ze najlepsza postawa dla Polski jest bier-nosc. W tym miescilo sie równiez przekonanie o wlasnej niz-szosci; stad zadowolenie, ze jej poglady sa zbiezne z opinia-mi z zagranicy oraz goraca aprobata przejecia prasy przez ob-ce koncerny.
W swietle tych uwag, wspomniany wczesniej monopol by-lej opozycyjnej inteligencji na srodki przekazu nie moze byc traktowany doslownie, gdyz faktycznie znalazl sie on w ob-cych rekach. Ze wzgledu na powinowactwo pogladów w sprawie transformacji, inteligenckie kregi uzyskaly od obcych wlascicieli „licencje" na prezentowanie wspólnego spoj-rzenia na reformy, w którym nie ma miejsca na lokalna inicja-tywe w budowie kapitalizmu a tym samym na wlasna klase kapitalistyczna.
Fakt, ze przy tym bardzo nieeuropejskim modelu me-diów, nigdy nie doszlo do rzetelnej debaty na temat zasadno-sci masowego przejmowania miejscowego kapitalu przez ob-cych inwestorów, stanowi dostateczne potwierdzenie, ze za-graniczne media nie przyjely roli bezstronnego nosnika in-formacji. Rzadkie próby poruszenia tego tematu staly sie wy-lacznie przedmiotem ataku ze strony gorliwie wystepujacych w obronie zgubnej propagandy lokalnych informatorów.

Wyludzenie gospodarki

Poniewaz w wyniku faktycznego zawieszenia zycia poli-tycznego Niemcy Wschodnie najlepiej nadawaly sie do skoku na majatek, tutaj doszlo tez do skrajnej wersji wyprze-dazy w obce rece. Prawie bez wyjatku fabryki oraz banki by-ly sprzedane w rece nabywcy zachodnioniemieckiego. Tylko 5-6 procent majatku wykupili inni obcy inwestorzy, a nastepne 4-5 procent kapitalu, glównie w formie malych zakladów w przemysle, zostalo wykupione, na ratalnych zasadach, przez Niemców Wschodnich.
Równie skrajna forme przybrala wycena majatku, gdyz w zadnym przypadku, wlacznie z Polska, wycena nie zostala dokonana wylacznie przez nabywców. W Niemczech Wscho-dnich na czele prywatyzacji stanela powolana przez Niemcy Zachodnie agencja, która ani razu nie siegnela po niezalezne wyceny przez miedzynarodowe firmy audytorskie. W Polsce, przynajmniej, posluzono sie takimi firmami, co samo w so-bie, sadzac po wynikach, nie gwarantuje realnych wycen.
Ale w przeciwienstwie do Polski, przed przystapieniem do prywatyzacji rzad Kohla przygotowal stosunkowo solidny inwentarz majatku Niemiec Wschodnich. Caly majatek trwa-ly - maszyny i budynki - zostal w 1989 r., jak juz wspomnia-lem, wyceniony na 320 miliardów dolarów, plus pominiete wczesniej 270-320 miliardów dolarów w formie nierucho-mosci (wg. Sinn i Sinn 1992). Wskazywalo to na raczej za-sobna gospodarke, nieco wieksza od gospodarki Polski.
Mimo ze gospodarka Niemiec Wschodnich byla nieco wieksza od gospodarki Polski, sprzedano ja nie za wieksze pieniadze ale wrecz z doplata dla nabywców. Zamiast otrzy-mac oczekiwane 320 miliardów dolarów za sprzedaz srod-ków trwalych Niemiec Wschodnich, agencja prywatyzacyjna skonczyla z deficytem 180 miliardów dolarów, który musie-li pokryc obywatele Niemiec Zachodnich, w ramach specjal-nie utworzonego na cele zjednoczenia podatku, tzw. „soli-darnosciowego".Pod wzgledem niedoszacowania kapitalu, polski „wielki przekret" blednie wiec przy wschodnioniemieckim, w gre weszly tez wieksze sumy. Gdyby dodac nieoplacone 320 mi-liardów dolarów srodków trwalych wlozonych przez obywa-teli Niemiec Wschodnich do 180 miliardów dolarów deficy-tu pokrytego przez obywateli Niemiec Zachodnich, laczna suma wynioslaby 500 miliardów dolarów. Tyle mniej wiecej zyskali na „najwiekszym przekrecic" inwestorzy z Niemiec Zachodnich.
Wykup kapitalu przez Niemcy Zachodnie nie zakonczyl sie jednak na Niemczech Wschodnich, to bylo raczej tylko pole doswiadczalne. Po Niemczech Wschodnich przyszla ko-lej na inne kraje Europy Wschodniej, tyle, ze nie na podobna skale, gdyz do walki o ich kapital narodowy stanely tez inne kraje Europy Zachodniej. Rola Niemiec Zachodnich od po-czatku byla jednak najsilniejsza, miedzy innymi dzieki do-swiadczeniu zdobytemu w Niemczech Wschodnich.
Stad wziely sie glówne argumenty na rzecz bardzo szyb-kiej sprzedazy lepiej przygotowanym finansowo, czy facho-wo, zagranicznym inwestorom, wsparte jak by nie bylo iscie rekordowym tempem operacji na froncie wschodnioniemieckim. Tu ma tez swoje zródlo pokretna teza, ze komunizm zo-stawil tylko bezwartosciowy zlom, czyli jak barwnie sformu-lowaly to media w Niemczech Zachodnich, ze jest tak fatal-nie, ze konieczne bedzie pelne zaoranie conajmniej polowy fabryk i banków.
Decydujaca rola Niemiec Zachodnich w prywatyzacji na terenach Europy Wschodniej, wziela sie równiez czy szczegól-nie stad, ze to jej inwestorzy wkroczyli na te tereny najlepiej uzbrojeni w techniki wykupywania za bezcen. Nie powinno sie miec bowiem zadnych zludzen, ze w Niemczech Wscho-dnich rozegrala sie walka, w której wygrywali ci, którzy najle-piej byli przygotowani do skorumpowania pozbawionych ja-kiegokolwiek nadzoru urzedników prywatyzacyjnych.
Przykladem tego, jak skuteczne okazaly sie starania Nie-miec Zachodnich sa Wegry, ale Polska tez moze sluzyc jako przyklad, gdyz ich inwestorzy zdobyli najwieksza ilosc skaza-nego na wyprzedaz kapitalu. Przynajmniej jedna trzecia tego co dostalo sie w zagraniczne posiadanie, w tym w bankowo-sci, trafila do nabywców z Niemiec Zachodnich. Poprzez obecne konsolidacje udzial ten systematycznie sie podnosi, nie da sie, wiec wykluczyc, ze moze on latwo dojsc do polowy.
Polska dowodzi jednoczesnie, ze inwestorzy z Niemiec Zachodnich trzymaja sie utartych szlaków, które pokrywaja sie z ich historycznymi sferami wplywów. Nie jest to bowiem tylko rezultat geograficznej bliskosci, ze na terenach tzw. Ziem Odzyskanych poza inwestorami z Niemiec Zachodnich nie liczy sie prawie nikt inny. Do nich nalezy nie tylko prawie cala prasa regionalna, ale wszystkie lokalne banki i wiekszosc fabryk, nie tylko tych najwiekszych ale nawet tych srednich.
Jedynym elementem kapitalu, który czeka na przejecie sa tereny rolne i nieruchomosci, glównie ze wzgledu na ciagle obowiazujace polskie klauzule ochronne. Tyle sa one jednak warte co aparat panstwa stojacy na ich strazy, ten sam aparat, który wyprzedal za póldarmo fabryki i banki. Dane statystycz-ne
w tym zakresie sa wyjatkowo malo dostepne, ale na Zie-miach Odzyskanych powoli dokonuje sie wykup ziemi i nie-ruchomosci, znowu glównie przez niemieckich nabywców.

Podlejszy koniec

Gdyby ktos mial jakies zludzenia, co przynosi ze soba oddanie narodowego kapitalu w obce rece, powinien sie tylko przyjrzec temu, co sie stalo z gospodarka Niemiec Wschodnich pod wplywem Niemiec Zachodnich. Mogloby sie wydawac, ze kapitalistyczni nabywcy, kierowani zyskiem, zabiora sie do pomnazania kapitalu i tworzenia atrakcyjnych miejsc do pracy. Innymi slowy, ze rzeczywiscie zapewnia oni, ze Niemcy Wschodnie bardzo szybko przerodza sie w Za-chodnie. Nic podobnego sie nie stalo, gdyz Niemcy Zachodnie bar-dzo szybko zdewastowaly gospodarke Niemiec Wschodnich, mimo ze staly sie one czescia wspólnych juz Niemiec. Powin-no to stanowic wazne ostrzezenie dla innych krajów, w których doszlo do przejecia kapitalowego przez zagranice. Albowiem, jesli Niemcy Zachodnie nie cofnely sie przez zrujnowaniem swoich Niemiec Wschodnich, mozna by oczekiwac tylko cze-gos gorszego gdzie indziej, w tym w obcej Polsce.
Wraz z przejeciem majatku, Niemcy Zachodnie zastoso-waly w Niemczech Wschodnich najbardziej skrajna odmiane „terapii szokowej", taka jaka polskim tzw. liberalom nawet sie nie snila. Doszlo, wiec tez do wyjatkowej katastrofy, gdyz w dwa lata po rozpoczeciu reformowania Niemiec Wscho-dnich przez Zachodnie, ich dochód narodowy spadl o okolo 32 procent. Tej glebokosci spadek w okresie zaledwie dwóch lat reformowania zanotowala tylko zdziczala Albania.
Mimo ze minelo ponad dziesiec lat od chwili gdy Kohl, nazwany „kanclerzem zjednoczenia", zarzadzil „szokowa te-rapie" w swojej wersji, Niemcy Wschodnie nie wyszly ze swego kryzysu. Dochód narodowy Niemiec Wschodnich w 2000 r. byl 5 procent ponizej 1989 r., a glówny sektor gospodarki, czyli przemysl, bylo 45 procent ponizej 1989 r. Wypada, wiec, ze w ramach budowania kapitalizmu, Niem-cy Wschodnie chyba na stale traca swoja zdolnosc produko-wania dóbr kapitalowych.
Z rozbitego przemyslu pochodzi wiekszosc bezrobotnych, których udzial wsród ludzi zdolnych do pracy jest od poczat-ku zmian najwyzszy w Europie Wschodniej. W 1993 r., ofi-cjalna stopa bezrobocia wyniosla 25 procent, a w 2000 r. by-la w granicach 20 procent. Pelna stopa jest blizsza 30 pro-cent, gdyz trzeba uwzglednic osoby wlaczone w rzadowe programy szkoleniowe a zwlaszcza rzesze wyrzuconych na wczesne emerytury, które zamieniaja Niemcy Wschodnie w „kolonie emerytów"
Wszystkie te plagi mozna odnalezc w Polsce, choc jej go-spodarka mocniej wyszla z kryzysu, skoro polski dochód narodowy podobnie jak produkcja przemyslowa byly w 2000 r. prawie 25 procent powyzej stanu z 1989 r. Nie nalezy jednak pocieszac sie tym kontrastem, gdyz mimo swych obecnych perypetii, jako czesc Niemiec, za dekade Niemcy Wscho-dnie, choc mniej uprzemyslowione, beda rozwiniete i stabil-ne jak Niemcy Zachodnie. W przypadku Polski nie wchodzi to w rachube.
Scislej, z co trzecim doroslym na emeryturze, Polska tez stala sie „kolonia emerytów", tyle, ze w odróznieniu od Nie-miec Wschodnich, Polska nie korzysta z takich blogosla-wienstw, które spadly na Niemcy Wschodnie. Glównie dlate-go, ze poprzez zjednoczenie Niemcy Wschodnie zyskaly do-step do „opiekunczego panstwa" Niemiec Zachodnich. Go-spodarka padla pod uderzeniami „terapii szokowej", ale mocno wspierani finansowo Niemcy Wschodni poczuli sie lepiej.
Natychmiast Niemcy Zachodnie zaczely wspomagac kon-sumpcje w Niemczech Wschodnich na poziomie 40 procent calego spozycia. Wyrzuceni na emerytury ludzie uzyskali za-silki wielokrotnie przewyzszajace ich dawne place. Pomimo nizszej wydajnosci, pod presja ogólnokrajowych zwiazków zawodowych Niemcy Wschodni zaczeli dostawac place takie jak Niemcy Zachodni. Oczywiscie, Polska nie moze liczyc na zadne takie transfery nawet gdyby weszla do Unii.
Jakby policzyc wszystkie transfery z Niemiec Zachodnich, nie tylko te na wsparcie dochodów ludnosci, w gre wchodza nieprzerwane potoki rzedu 100 miliardów dolarów rocznie, czyli równowartosc trzech piatych rocznego dochodu narodo-wego Polski. Polska moze najwyzej liczyc na kwoty z kasy Unii rzedu 5 - 10 miliardów dolarów rocznie dopiero w nieokreslo-nej przyszlosci. Przy czym grozi jej, ze bedzie sie musiala w ogóle wyrzec finansowych roszczen, zeby zostac przyjeta. To prawda, ze strategia prywatyzacji przez wywlaszczenie pozbawila Niemców Wschodnich, tak jak Polaków, szansy na wlasna warstwe kapitalistyczna. Tyle, ze Niemcy, jako zjednoczony naród maja swoja narodowa klase kapitali-styczna, wiec w odróznieniu od Polski, Niemcy maja „kom-pletny kapitalizm". Wypracowywane w Niemczech zyski nie sa, wiec przedmiotem wywozu ale moga byc przekute w no-we inwestycje, a wiec dodatkowe, moze nawet lepiej platne, miejsca pracy.
Ma to korzystny wplyw na Niemcy Wschodnie, gdyz na-wet jesli te inwestycje dokonuja sie w Niemczech Zacho-dnich, mozliwe jest przeniesienie sie. Faktycznie, od mo-mentu zjednoczenia w Niemczech Zachodnich znalazlo pra-ce ok. 2 miliony Niemców Wschodnich. Proporcjonalnie do wielkosci ludnosci, odpowiadaloby to migracji okolo 8 milio-nów Polaków, gdyby Polska dostala taki sam dostep do ryn-ku pracy w Niemczech Zachodnich, czy tez do calego rynku pracy Unii.
Ale otwarcie Unii, nawet Niemiec Zachodnich, dla pol-skiej sily roboczej jest watpliwe, o czym moze swiadczyc fakt, ze jak dotad, biedniejsza Polska tworzy miejsca pracy dla bo-gatszej Unii. Mimo znacznie nizszych plac Polska od lat ge-neruje ogromne deficyty handlowe. W ten sposób zamiast stworzenia w Polsce okolo 400 tysiecy miejsc pracy, powsta-ly one w krajach, z którymi ma ona deficyty handlowe, czyli u czlonków Unii, zwlaszcza w Niemczech Zachodnich.

Podsumowanie

W oczach wielu polskich ekonomistów Balcerowicz jest „ojcem reform" polskich, czy wrecz wschodnioeuropejskich, oraz zwiazanych z nimi gospodarczych cudów, a wiec równiez drugim Erhardem. Tyle, ze ten niemiecki po-lityk zamiast „niekompletnego kapitalizmu" stworzyl po woj-nie „spoleczna gospodarke rynkowa". Z pomoca tego modelu, gdzie zwiazki, pracodawcy i panstwo dziela wladze, nie tylko, ze wyrwal Niemcy Zachodnie z prawdziwych ruin, ale zapewnil tez prawdziwy cud.
Jezeli juz szukac uzytecznych analogii, nalezaloby porów-nac Balcerowicza z bardziej wspólczesnym niemieckim poli-tykiem, Kohlem, niekwestionowanym „ojcem reform" w Niemczech Wschodnich,  a takze w pozostalej czesci Euro-py Wschodniej. W przeciwienstwie do swego poprzednika, Erharda, Kohl nie jest jednak autorem zadnego cudu gospodarczego, gdyz raczej bezwstydnie, chociaz oczywiscie nie na trwale, zmarnowal Niemcy Wschodnie, jej przemysl oraz rol-nictwo.
Nieswiadom tych bliskich wspólczesnych zwiazków, Balcerowicz podjal sie, z gorszym skutkiem, realizacji zblizone-go wzorca zmian systemowych w Polsce nie tyle w roli „ojca reform", ale „nieslubnego dziecka" Kohla. W ten sposób, chcac niechcac, wsparl starania inwestorów z Niemiec Za-chodnich, zeby - chocby nawet na znacznie mniejsza skale -powtórzyc ich wyjatkowo udana wschodnioniemiecka opera-cje póldarmowego wykupu kapitalu równiez w sasiedniej Polsce.
Nie odrobil przy tym swojej lekcji z ekonomii liberalnej, mianowicie, ze jak sie odda pelna wladze nad reformami w rece panstwa, to moze ono tak jak panstwo Kohla dopro-wadzic do tego co niemiecki autor (Jurges 1997) nazwal „sfingowana aukcja", która pozbawila Niemcy Wschodnie ka-pitalu, wpedzajac je przejsciowo w stan swoistej „kolonizacji". Gdyby odrobil ta lekcje, pojalby w pore, w jaki stan podobna „sfingowana aukcja" moze wpedzic na trwale Polske.

 ROZDZIAL DZIEWIATY
UTRWALONE NIERÓWNOSCI

Przemiany ustrojowe mialy zapewnic Polsce powrót do Europy, czyli zblizenie do jej instytucji oraz jej poziomu zycia, ale nastapilo odejscie od Europy, gdyz wdrozono odrebne instytucje, bez szans na zblizenie poziomu zycia.
W jakis przedziwny sposób, po latach ogromnych wysilków  o odzyskanie pelnej panstwowosci, a tym samym nieskre-powanej swobody decydowania o losie narodu, polska opinia publiczna poddala sie zludzeniom, ze usuniecie jednego zagro-zenia, rosyjskiego, oznacza koniec wszelkich zagrozen. Takie naiwne myslenie samo w sobie stalo sie zagrozeniem dla pol-skiej panstwowosci, gdyz stworzylo pokuse dla innych panstw, by realizowac swoje interesy kosztem tych polskich.

Dwuznaczny rozlam

Zeby zrozumiec, co sie stalo z polska panstwowoscia, trze-ba zaczac od uczciwego spojrzenia na okres gdy powo-jenna Europa byla wyraznie podzielona na kapitalistyczna oraz komunistyczna, ze strona komunistyczna pod domina-cja  Zwiazku Radzieckiego.  Opinia publiczna  dawno juz  przyjela stanowisko, ze powojenny podzial Europy byl total-ny a dominacja radziecka byla niczym innym jak niewola. Malo gdzie, wraz z Polska, widac dzisiaj zapal, zeby te spra-we analizowac.
Do sprawy tej jednak warto powrócic, gdyz oceny te za-wsze cierpialy na nadmiar emocji, niepotrzebnie zaciemniajac prawdziwa sytuacje Polski. Kto wie czy nastroje antyrosyjskie nie sa dzisiaj nawet silniejsze niz te antyradzieckie, gdy komu-nizm ciagle istnial, wiec bylo wiecej powodów do emocji. Na pytanie, jaki kraj ma najbardziej niekorzystny wplyw na Pol-ske, wlacznie z jej zmianami ustrojowymi, zwykle pada dzisiaj odpowiedz - Rosja, a potem jest bardzo dlugo nikt.
Zarzut sowieckiej niewoli ma cos do siebie, gdyz komu-nizm nie mialby szansy w Polsce bez dyktatu Sowietów po wygranej z Niemcami wojnie. Ale na tym konczy sie jednak istota powojennej sowieckiej niewoli, gdyz faktycznie gdyby nie zaskakujaca zgoda samego Zwiazku Radzieckiego na odejscie od tego systemu, Polska ciagle bylaby w jego jarz-mie. Ale wszystkie inne aspekty tej niewoli, a lista ich jest dluga, nie maja wiele wspólnego z rzeczywistoscia, przynaj-mniej od chwili gdy padl stalinizm.
Przez niewole rozumie sie bowiem tez, ze Zwiazek Ra-dziecki byl wlascicielem majatku Polski, ale to nijak sie ma do stanu faktycznego. Formalnie, nic nie nalezalo do Sowie-tów, w przeciwnym razie po upadku komunizmu mieliby ty-tul do sprzedazy polskiego majatku, ale do tego nie doszlo. Polski rzad nie musial podejmowac zadnych kroków pra-wnych, zeby wydziedziczyc Zwiazek Radziecki; jedyny krok, jaki rzad podjal, polegal na wydziedziczaniu obywateli na rzecz aparatu panstwa.
Inni dowodza, ze nawet jesli Sowieci nie posiadali majat-ku, to go uzywali przez narzucanie Polsce produkcji w zgo-dzie z potrzebami Zwiazku Radzieckiego. Bez watpienia, chocby ze wzgledu na scisla kontrole dostaw energii, Zwiazek Radziecki mial wiele do powiedzenia. Tyle, ze ta kontrola nie mogla byc zbyt rozlegla, skoro calkowita wymiana towarowa pomiedzy Zwiazkiem Radzieckim a Polska stanowila raptem 10 procent calosci polskiego dochodu narodowego.
W tym miejscu krytycy wtracaja, ze nawet jesli wymiana handlowa nie byla zbyt rozlegla, Zwiazek Radziecki wykorzy-stywal swoja dominujaca pozycje, zeby eksploatowac Polske. Ulubiony przyklad to dostawy polskiego wegla po zanizo-nych cenach za Bieruta, ale to nie jest dowód eksploatacji. Starty dla Polski wynikaly nie z dyktatu odbiorcy, ale ze sztywnego systemu cen, tak, ze gdy do wladzy doszedl Gomulka to wymógl na Sowietach pelna rekompensate strat.
Istnieje jeszcze inny dowód na nieekwiwalentna wymiane, tyle, ze wskazuje on na bardzo powazne, choc przejsciowe, straty ze strony Zwiazku Radzieckiego, w zwiazku z zanizony-mi cenami jego energii. Stalo sie tak, gdyz sowieckie ceny zo-staly przez lata sztywne, podczas gdy pod wplywem kryzysu w 1979 r. ceny swiatowe podniosly sie trzykrotnie. Na ten te-mat istnieje cala masa szczególowych badan amerykanskich (Marrese and Yanous, 1983, oraz Poznanski 1989).
Warto to wszystko wziac pod uwage, w szczególnosci zas fakt, ze w ramach sowieckiej niewoli Polska nie tylko byla wolna od sowieckiej wlasnosci na swych terenach, ale, co wazniejsze, cieszyla sie pierwszym w swej nowoczesnej histo-rii systemem, w którym wlasnosc byla wylacznie narodowa. Natomiast posowiecka Polska, bez narzucania, zbudowala system bez narodowej wlasnosci. Gdyby, wiec uzyc tylko kry-terium wlasnosci wypadloby, ze obecna Polska musi byc bar-dziej, a nie mniej wolna. Nie ma nawet co sie spierac z faktem, ze z racji braku swojej wlasnosci Polska musi byc dzisiaj mniej wolna, ale moze przynajmniej ma kontrole nad produkcja, a tym sa-mym sytuacja jest lepsza niz za sowieckiego dyktatu. Jest od-wrotnie, gdyz ten kto ma wlasnosc ma tez kontrole, wiec obcy wlasciciele nie dyktuja juz tylko bedace przedmiotem han-dlu 10 procent dochodu narodowego, co sie zarzuca bylym Sowietom, ale 50 procent, tego z banków oraz przemyslu.
Gdyby zestawic niedowiedziona, mimo dziesieciu lat otwartych archiwów komunizmu, eksploatacje Polski przez Sowietów z obecna, wychodzi znowu, ze jest wiecej niewo-li. Nie da sie ukryc, ze narzucajac Polsce komunizm, Zwia-zek Radziecki skazal ja na dalsze gospodarcze zacofanie, ale nie wykorzystal swojej dominujacej pozycji, zeby wyrwac prawie caly polski kapital trwaly za 10 procent jego realnej wartosci, jak to teraz uczynily inne kraje, w tym zwlaszcza Niemcy Zachodnie.

Kolejne cofniecia

Gdyby na ten najnowszy obrót rzeczy spojrzal historyk gospodarczy, móglby sie zastanowic czy obecna zamia-na rozmiekczonego komunizmu na „niekompletny kapita-lizm" miesci sie przypadkiem w jakims ogólniejszym tren-dzie. Zapytalby, czy zbudowany po wojnie komunizm, jak równiez zbudowany po jego upadku kapitalizm, nie moga byc potraktowane jako kolejne próby przyspieszenia moder-nizacji gospodarki Polski, która zaczela sie mniej wiecej dwa stulecia wstecz.
Szukajac takich trendów, przez te stulecia, nieuprzedzony historyk musialby dojsc do wniosku, ze Polska, tak jak reszta Europy Wschodniej, bardzo slabo radzila sobie z modernizacja. W dodatku ta czesc Europy wystartowala z powaznym opóznieniem do tzw. rewolucji przemyslowej. Nigdy tez nie udalo sie jej zasypac luki gospodarczej, jaka wylonila sie w momencie tego rozlamu, który spowodowal trwaly podzial kontynentu - mozna go nazwac „tektonicz-nym peknieciem".
Tego typu podzial mógl miec tylko swoje zródla w tym, ze Polska okazala sie niezdolna na czas do przetworzenia swo-ich instytucji na modle tego, co w momencie rewolucji stwo-rzyla Europa Zachodnia. Nie moze byc inaczej, gdyz wszyst-kie istotne róznice w wynikach gospodarowania biora sie z róznic w instytucjach. Europa Zachodnia wybrala wtedy kapitalizm, z jego instytucjami, wolnym rynkiem i nowocze-snym panstwem, natomiast Europa Wschodnia tkwila nadal w feudalizmie.
Brak nowoczesnego panstwa okazal sie szczególnie do-tkliwy, gdyz bez panstwa nie jest mozliwe dzialanie wolnych rynków, a bez tych ostatnich nie ma miejsca na powstanie klasy kapitalistycznej. Wylonila sie, wiec dziwna sytuacja, w której z powodu braku wlasnej klasy kapitalistycznej, za-danie rozwijania gospodarki spadlo na element naplywowy. A zwlaszcza na panstwo, tyle, ze panstwo nie bylo w pelni rozwiniete - nie bylo nowoczesne - wiec stalo sie ono swoi-sta bariera rozwoju.
Od chwili „tektonicznego pekniecia", panstwo zabralo sie do okresowej wymiany istniejacych instytucji, z reguly w spo-sób drastyczny i nieprzystosowany do prawdziwych potrzeb. Zwrócil na to uwage amerykanski historyk Berend (1986), nazywajac te wymiany „negatywnymi reformami". Poczyna-jac od próby odpowiedzenia na wzrost popytu na zywnosc z przemyslowej Anglii, nie przez rozszerzenie prywatnej wla-snosci, ale przez odbudowe systemu panszczyznianego.
W kolejnych próbach nie cofano sie do wczesnego feudalizmu, ale kopiowano wzorce z kapitalistycznej Europy Zacho-dniej, znowu w formie „negatywnych reform". Tak sie stalo na przelomie wieku, gdy postanowiono pelniej wykorzystac pan-stwo do aktywizacji wlasnej gospodarki. Tyle, ze pozbawione niezbednych demokratycznych ograniczników panstwo wdalo sie w dzialania nastawione bardziej na jego wlasne potrzeby niz te rodzacego sie przemyslu oraz bankowosci. Z niepowodzenia tej kolejnej, juz kapitalistycznej próby, wyrosla popularnosc komunizmu jako ruchu modernizacyj-nego, obiecujacego swój sposób na przelamanie gospodar-czego zapóznienia. Mimo swego antykapitalistycznego nastawienia, byla to w istocie próba imitacji kapitalizmu. Tyle, ze w gre wchodzila imitacja nie takiego kapitalizmu, jaki wte-dy dzialal powiedzmy w Europie Zachodniej, ale raczej imi-tacja systemu, do którego ten kapitalizm mial ponoc nieu-chronnie zmierzac.

Komunizm nie okazal sie jednak konkluzja kapitalizmu czy jego ukoronowaniem, ale nieporozumieniem, czyli ko-lejna „negatywna reforma", tyle, ze nie ostatnia. Wlasnie Polska oraz reszta Europy Wschodniej dopisaly nastepny rozdzial w tworzeniu nieudanych kopii instytucji
z Europy Zachodniej. Tym razem, przez budowe kapitalizmu, który podobno tam ma istniec, ale którego tam nie ma, mianowi-cie „niekompletnego kapitalizmu", w którym ciagle brak klasy sredniej.
Poniewaz te kolejne, bez wyjatku radykalne, reformy okazaly sie nieudane, zamiast redukowac zapóznienie wo-bec Europy Zachodniej Polska zezwolila na jego poglebie-nie. W momencie „tektonicznego pekniecia", dochód na mieszkanca w Polsce wynosil 90 procent sredniej obliczonej dla Europy Zachodniej. Kiedy na poczatku wieku Polska przystapila do przyspieszonej industrializacji, dochód na mieszkanca wyniósl 40 procent sredniej, czyli ze chodzilo o róznice calych pokolen.
Mimo swych ambitnych planów przescigania rozwiniete-go kapitalizmu, komunizm, jako „negatywna reforma", do-prowadzil do poglebienia dystansu. Pod koniec tej nieudanej próby stworzenia czegos wydajniejszego niz ówczesny kapi-talizm, przecietny dochód w Polsce stanowil 30 procent sre-dniej. Po upadku komunizmu, w trakcie budowy „niekom-pletnego kapitalizmu", w wyniku glebokiej recesji, Polska spadla do okolo 25 procent poziomu Europy Zachodniej (Janos2001).
Trudno ocenic, jak dalej potocza sie losy polskich wysil-ków modernizacyjnych, ale jedno jest pewne, ze zwiazane z „niekompletnym kapitalizmem" przeplywy czesci polskie-go dochodu narodowego w formie zysków i rent, tych z nie-oplaconej sily roboczej, do Europy Zachodniej, beda utru-dnialy zasypywanie luki w poziomie zycia miedzy Polska a Europa Zachodnia, W najlepszym chyba razie mozliwe be-dzie utrzymanie wyjsciowego dystansu, czyli obecnego stanu marginalizacji.

Uscisk globalizacji

Kiedy juz siegnelismy do historii, zeby zrozumiec sens obecnych wydarzen, warto przywolac inny wazny trend, mianowicie, ze ze wzgledu na swoja slabosc gospodarcza, panstwo, tak w Polsce, jak i w innych krajach Europy Wscho-dniej, bylo wyjatkowo slabiutkie. Z tego powodu, kraje te stale znajdowaly sie w obliczu ograniczenia lub utraty pan-stwowosci. Dowody sa liczne, wlacznie z przypadkiem roz-biorów Polski, które przerwaly polska panstwowosc na prze-szlo stulecie.
Moze to zabrzmiec dziwnie, ale wyglada na to, ze jedy-nym dotad w polskiej historii momentem, w którym panstwo bylo nowoczesne byl epizod komunizmu. Sam nie mialbym chyba odwagi napisac takiego zdania, gdyby nie to, ze zdanie takie padlo z ust bylego bardzo znanego dysydenta z Wegier, Tamasa (1999). Dzisiaj ze wzgledu na swoje krytyczne opinie w sprawie transformacji ustrojowej ten filozof spoleczny jest znowu w opozycji, juz legalnej, ale równie nie tolerowanej.
Trudno mi sie oprzec, zeby nie przywolac pelniej jego opi-nii, ze zmiany ustrojowe po komunizmie nie polegaja na budowaniu czegokolwiek, ale na niszczeniu tego co zastano. To co zastano to byla forma nowoczesnosci, natomiast to co sie teraz stalo to forma barbarzynstwa. Zamiast ulec reformie, byle panstwo jest uzywane dla pospiesznego wzbogacenia sie przez plemiennych wodzów. Obojetnych wobec marnego lo-su wspólplemienców, porzuconych w szarych blokach.
Powyzsza opinia, ani moje powolanie sie na nia, nie sa zadna próba wybielenia komunizmu, ale zwrócenia uwagi na fakt, ze komunizm wprowadzil system biurokracji. W tym okresie, autorytet panstwa byl bardzo wysoki, nie tyl-ko ze wzgledu na strach, ale tez jego ogólna sprawnosc. Dzialanie aparatu panstwa oparte zostalo na scislych regu-lach, na tyle przestrzeganych przez sluzbe publiczna, ze zaj-mowala sie przede wszystkim realizacja funkcji wyznaczo-nych organom wladzy.
Zeby nie bylo jakis watpliwosci: komunistyczne panstwo bylo oczywiscie ideologiczne, tak, ze spajala je bardziej dok-tryna niz prawo; co wiecej, przemoc odgrywala w nim wielka role. Ale to ciagle bylo panstwo porównywalne do logiki pan-stwa, które zbudowaly rozwiniete kraje Europy Zachodniej. Trzeba bowiem pamietac, ze instytucja nowoczesnego pan-stwa nie jest z definicji demokratyczna, moze wystapic w naj-rózniejszej formie, w tym w formie niedemokratycznej. Wymowe tego wywodu mozna latwiej pojac, jak sie uwzgledni fakt, ze ze wzgledu na wspomniana historie braku panstwo-wosci, kraje Wschodniej Europy nie mialy wiele czasu, zeby budowac nowoczesne panstwo. Okres miedzywojenny byl niedostatecznie dlugi - takze dla Polski. Choc udalo sie jej spoic trzy byle zabory w jedna calosc, jej panstwo do konca bylo rozdzierane politycznymi sporami. Chyba z tej racji, nie-mieccy politycy nazywali to polskie panstwo „sezonowym".

Na rzecz oceny komunizmu, jako krótkiego okresu, gdzie dzialalo nowoczesne panstwo, tyle, ze opanowane bledna wi-zja historii, przemawia jeszcze bardziej oplakany stan panstwa po komunizmie. Polska miala „wrócic" do historii, na-lezy rozumiec do tej z kapitalizmem, czyli przedwojennej. Ty-le, ze nie wrócila nawet do tego stanu w jakim byla w okre-sie miedzywojennym. Nie mozna niestety wykluczyc, ze pan-stwo polskie jest wlasciwie w stanie samolikwidacji.
Tak znaczne oslabienie polskiego panstwa byloby bez znaczenia, gdyby prawda bylo to co mówia zwolennicy tzw. globalizacji, pojetej jako zanik panstw na rzecz rynku, czyli korporacji. Osobiscie uwazam to za nonsens, ale nawet gdy-by to byla prawda, nie nalezy wnosic, ze ta zapasc polskiego panstwa nie niesie za soba zagrozenia. A to dlatego, ze na-wet jesli w wyniku globalizacji, inne panstwa nie beda zagro-zeniem, moze ono dalej przyjsc z zewnatrz pod inna posta-cia, tychze korporacji.
Ale prawda o globalizacji jest taka, ze istotnie korporacje staly sie potezniejsze niz kiedykolwiek, tyle, ze zamiast wy-miesc panstwo, maja je teraz po swojej stronie. Korporacje z Europy Zachodniej nie wchodza do Polski na wlasna reke, ale z pomoca panstwa oraz Unii Europejskiej. W tej roli, panstwa nie kieruja sie wzgledami politycznymi, w tym po-szanowaniem innych panstw, ale logika ekonomiczna, bo to jest jedyna logika, która rozumieja ich zorientowane na swiat korporacje.
Z tego tez wzgledu, prowadzone przez Unie negocjacje nie wiele maja dzisiaj wspólnego z budowaniem „wspólnego domu", jak wówczas, gdy przyjmowano byle, faszyzujace, dyktatury, czyli Grecje, Hiszpanie czy Portugalie. Nie stawia-no wtedy niewykonalnych zadan, które zaspakajalyby potrzeby wlasnych korporacji kosztem oslabienia tych zacofa-nych gospodarek, a tym samym ich przebudowywanych panstw. Odwrotnie, otwarto kase na wielka skale do czasu li-kwidacji zacofania.
Dzisiaj, ta sama organizacja deklaruje chec budowy „wspólnego domu" z Polska, tyle, ze w trakcie stale uzgadnianych reform nastepuje oslabianie jej zacofanej gospo-darki oraz rujnowanie jej panstwa w przebudowie. Przejmo-wanie wiekszosci fabryk i banków spowodowalo, ze zamiast wejsc do „wspólnego domu" Polska staje sie bezdomna. Wraz z tym staje sie równiez bezrzadna, a tym samym coraz mniej zdatna do unijnego czlonkostwa, przynajmniej jako suwerenny kraj.

Podsumowanie

Nie do utrzymania jest obecna pewnosc siebie, ze Polska wyrwala sie ze swojej trudnej historii, okresowego obe-zwladniania przez obce potegi, gdyz byc moze wlasnie wróci-la do tej trudnej historii. Zwlaszcza jesli prawda jest, ze - jak pisze wybitny francuski politolog Moisi (1999) - cala Euro-pa dokonala zwrotu w strone tzw. ancien regime. A wiec po-rzadku dzialajacego przed wybuchem Rewolucji Francuskiej, w którym jedne kraje slably dajac okazje innym krajom, by narzucaly im swoja wole.
Dzisiaj znowu silni prowadza gry, które bezceremonial-nie lacza lub dziela slabsze kraje, z tym, ze „miedzynarodowe" korporacje o narodowym charakterze sa odpowiedni-kiem absolutnych monarchów. Obecnym odpowiednikiem -zwiazanej z monarcha-arystokracji sa akcjonariusze, równie egoistyczni i pasywni. Wcisniete miedzy korporacje oraz ak-cjonariuszy, panstwo staje sie wobec nich sluzebne, poslu-sznie asystujac w ich próbach laczenia i dzielenia oslabio-nych krajów.
Przez swoje cyniczne posuniecia na arenie miedzynaro-dowej monarchowie przyspieszyli Rewolucje Francuska, zwlaszcza przez dwa podzialy terytorium Polski, odpowie-dnio w 1772 oraz 1795 roku. Ten sam cynizm, zarlocznych monarchów, starajacych sie podporzadkowac slabsze kraje, doprowadzil do rozdzwieków miedzy mocarstwami. A to dlatego, iz gleboko poderwal, zwlaszcza ze wzgledu na machinacje pruskiego Fryderyka Wielkiego, ich wzajemne zau-fanie do siebie.
Jesli chodzi o obecna europejska scene, historia moze sie latwo powtórzyc, w tym sensie, ze znowu powodem do re-gionalnej zawieruchy moze sie stac, choc pozbawiony tym razem udzialu Rosji, „miedzynarodowy" podzial Polski, czy to z zachowaniem jej granic, czy bez. W ten sposób, ponow-nie, w bolesny sposób politycy naucza sie, ze ekonomia nie moze rzadzic polityka, krajowa czy swiatowa, oraz ze u podloza ludzkich zachowan lezy potrzeba wolnosci, wla-snej i zbiorowej.

 POSLOWIE

Konkludujac, w wyniku reform podjetych po upadku komunizmu zostal zmarnowany polski system gospodarczy, gdyz w wyniku wyprzedazy majatku obcym kapitalistom, pol-ski kapitalizm stal sie glównie niepolski. Pod wplywem bled-nych reform zrujnowana zostala równiez narodowa gospodar-ka, gdyz jej potencjal nie pracuje wcale na rzecz lokalnej sily roboczej. Nawet jesli gospodarka polska bedzie sobie dobrze radzic, nie musi wyjsc to wcale na dobre polskiej sile roboczej.
Ten zbiorowy akt samozniszczenia mógl sie dokonac tylko dlatego, ze swiadomosc spoleczna oparta jest od poczatku reform ustrojowych na powtarzanych w nieskonczonosc klamstwach. Choc z gruntu nieprawdziwe, przyjete opinie o reformach, skladaja sie o dziwo w calkiem spójna calosc, tak, ze wy-daja sie powazne. Dlatego, na niewiele sie zda wykazanie blednosci jednej z tych opinii. Mozna naruszyc ten system my-slowy dopiero jesli podwazy sie go jako calosc.
Wlasnie dlatego, ze u zródel katastrofy leza nawarstwienia falszywej swiadomosci, wydostanie sie z obledu reform wyda-je sie prawie niewykonalne. Ostoja tej swiadomosci w obecnej Polsce jest glebokie przekonanie, ze kapitalizm musi sie udac, gdy sie go naprawde zechce, zwlaszcza, ze dookola jest bujny swiat kapitalizmu. Jesli nie wlasnymi silami, to kapitalizm be-dzie dzielem tych, którzy juz opanowali jego tajniki, czyli wy-trawnych zagranicznych kapitalistów.
To prawda, ze niedawno swiat kapitalizmu przylozyl sie do obalenia polskiego komunizmu,
a w ostatnich latach przyslu-zyl sie równiez do budowy polskiego kapitalizmu, tyle, ze wy-paczonego. Mimo to, nie mozna liczyc, ze ten sam swiat ka-pitalizmu teraz znowu sie wlaczy, zeby zmieniac, a tym bar-dziej obalac polska patologie. Moze on pogodzic sie z ta pa-tologii, gdyz najlepszy na jaki ludzkosc stac gospodarczy ustrój kapitalizmu potrafi sie wyzywic nawet odpadkami.
W porównaniu z zywotnym kapitalizmem, komunizm byl slabowitym systemem, skazanym na upadek. Tak, ze wymie-rzony wen antykomunizm, mógl sobie calkiem niezle, jak w Polsce, radzic z komunizmem. Inaczej przedstawia sie jednak rzecz z kapitalizmem, któremu jako ustrojowi upa-dek nie grozi. Dlatego ewentualny ruch wymierzony przeciw jego „niekompletnej" wersji, nawet gdyby byl tak silny jak polski antykomunizm, nie mialby takich szans powodzenia.

Alternatywa liberalna

W interesie  zwolenników „niekompletnego kapitalizmu" lezy utrzymanie powszechnego dzisiaj prze-swiadczenia, ze Polska nie miala innego wyjscia. Uwazaja sie oni za liberalnych ekonomistów, ale nie maja z nimi nic wspólnego, wiec tylko przez ignorancje ich reformy okre-slane sa jako liberalne. Gdyby bowiem autentyczny liberal-ny ekonomista zabieral sie do wymiany systemu tak, by za-miast planów rzadzil nim rynek, wybralby przeciwna strate-gie niz tzw. liberalowie.
Po pierwsze, w prawdziwie liberalnej strategii reform za-dbalby najpierw o zdrowa sytuacje polityczna, czyli o spraw-ne panstwo. Z cala swoja doktrynalna wiara w dzialanie wol-nego rynku, liberalny ekonomista rozumie bowiem, ze jesli panstwo jest zepsute, to nie ma zadnej szansy na przyzwoity rynek, najwyzej na jakas jego karykature. A to dlatego, ze normalny rynek opiera sie na egzekwowanym prawie, a takie prawo bazuje z kolei na panstwie, które stoi na strazy prawa.
Kiedy nastal czas reform, w 1989 r., tzw. liberalne kregi uznaly, ze wlasnie zakonczyla sie rewolucja, która zmiotla stary polityczny porzadek. Pozostaly, wiec tylko do zrobienia reformy w systemie gospodarki. W rzeczywistosci nie bylo zadnej rewolucji, gdyz komunizm zniszczyla ogólna demo-ralizacja. Kiedy wiec zmeczona wladza mono-partia skapi-tulowala, pozostalo po niej tylko zzerane korupcja panstwo. Zatem nie bylo nadziei, zeby rynek znalazl wlasciwa obudo-we prawna.
Najwieksza komplikacja wynikala jednak stad, ze mocno nadwyrezone panstwo mialo sie ewentualnie zajac prywatyza-cja, czyli rozdysponowaniem publicznego majatku, jako ze bez prywatnej wlasnosci nie moze byc rynku. Powstalo realne niebezpieczenstwo, ze w trakcie tej przebudowy stosunków wlasnosciowych dalej sie bedzie walic panstwo. Zmiany ustro-jowe w sferze wlasnosci dostarczylyby bowiem okazji do roz-lania sie korupcji na jeszcze wieksza niz wczesniej skale.

Z galopujacym rozkladem panstwa jego aparat móglby tez zaczac zaspakajac swoje wlasne potrzeby kosztem zasta-nych zasobów srodków produkcji. Innymi slowy, po rabun-kowej gospodarce komunizmu przyszedlby rabunkowy postkomunizm z jego wlasnymi sposobami na marnowanie zasobów. Mogloby sie nawet okazac, ze ideologiczne panstwo z epoki komunizmu nie bylo w stanie dokonac takich zni-szczen w substancji gospodarki jak skorumpowane panstwo postkomunizmu. Poniewaz z prywatnej korupcji nie moga w zaden sposób wyniknac publiczne korzysci, celowe bylo utrzymanie nie-których z istniejacych instytucji nadzoru nad aparatem pan-stwa, zwlaszcza nad jego sektorem gospodarczym. Ekspansja sektora prywatnego musiala poszerzyc mozliwosci naduzyc w sektorze panstwowym, wiec nie trzeba bylo likwidowac np. pionu przestepczosci gospodarczej w policji. Nalezalo nato-miast zaraz stworzyc nowe instytucje, np. skarb panstwa.
Zapanowanie nad panstwem nie bylo mozliwe bez scislego parlamentarnego nadzoru, ale instytucja sejmowa wymagala czasu na konsolidacje. Mozna, wiec bylo dodatkowo oprzec sie na rozwinietej za komunizmu kontroli spolecznej oraz Koscie-le, który zbudowal wielki autorytet nie tyle na potepianiu komunizmu, co na walce o interes narodowy (np. wtedy, gdy wsparl tzw. stan wojenny, bo przeciagajacy sie ostry konflikt partii z „wolnymi" zwiazkami grozil narodowa kleska).
Po drugie, gdyby panstwo kwalifikowalo sie juz to tego, zeby mu powierzyc reformy gospodarcze, powinno ono sku-pic sie na przemianach wlasnosciowych, tyle, ze ograniczajac swoja role do minimum. Liberalna ekonomia wypowiada sie bowiem nie tylko przeciw mieszaniu sie panstwa w alokacje zasobów, jako domeny dzialania jednostek, czyli rynku. Uwaza tez, ze nawet gdy panstwo jest zdrowe, jednostki win-ny same - czyli rynkowo - skonstruowac rynek.
Skoro komunizm zostawil po sobie glównie niewydajna wlasnosc panstwowa, istniala pokusa, zeby od zaraz ja spry-watyzowac. W mysl liberalnej ekonomii oznaczaloby to jed-nak nadmierna ingerencje, która zaklócilaby, a nawet spara-lizowala dzialanie tego sektora. Z braku czasu na przystoso-wanie, w drodze do prywatyzacji, sektor panstwowy móglby obnizyc swoja niezadowalajaca wydajnosc, a nastepnie wpasc w gleboka zapasc, ciagnac za soba w dól nawet cala polska gospodarke.
Biorac to pod uwage, panstwo nie mialo innego wyboru, jak ograniczyc sie w sektorze panstwowym do plytkich re-form, zwlaszcza zwiekszenia wynagrodzen kierowniczych. Najlepiej przez tzw. kontrakty menadzerskie, które uzalez-nialyby wysokosc wyplat od poziomu wykorzystania majatku. Wzmocniloby to motywacje oraz sklonilo do zachowania posad ze strony doswiadczonej kadry, kuszonej przez mozliwo-sci niekontrolowanych dochodów w sektorze prywatnym.
Zasada minimalizacji ingerencji panstwa nie wykluczala jednak tego, by od razu przystapic do prywatyzacji, tyle, ze glównie oraz przez oferty na male pakiety akcji, czyli bez prawa do wiekszosci glosów w zarzadzie. Zeby bez perturba-cji przekazac cale fabryki i banki, niezbedna byla obecnosc krajowego sektora prywatnego na taka skale, zeby mógl do-starczyc dostatecznej liczby doswiadczonych inwestorów oraz zeby krajowe banki dysponowaly juz odpowiednimi funduszami.
W zwiazku z tym, warunkiem sukcesu zmian wlasnoscio-wych nie bylo grzebanie w sektorze panstwowym, ale raczej szerokie otwarcie mozliwosci startu prywatnych biznesów. Gdyby wyzwolic prywatna inicjatywe, wtedy nawet bez pry-watyzacji sektor prywatny zdobylby dominacje, a panstwowy zszedlby na margines. Z wyzsza wydajnoscia, sektor prywat-ny móglby rosnac nawet dwa razy szybciej niz panstwowy, tak, ze uzyskalby przewage juz po okolo dziesieciu latach.
Panstwo moglo sie wstrzymac ze sprzedaza na duza ska-le do tego wlasnie momentu równiez dlatego, ze dopiero wtedy popyt na majatek ze strony krajowych inwestorów bylby dostateczny, zeby zadac godziwych cen. Oraz, zeby z pomoca takich cen wyselekcjonowac najlepiej przygotowa-nych nabywców. Nawet wtedy nie bylo wskazane, zeby wy-rzucac caly majatek na lade, ale raczej dzialac metodycznie, w takim tempie, zeby panstwo moglo wlasciwie skalkulowac ceny zbytu. Po trzecie, w prawdziwym liberalnym wariancie nie moz-na zamknac kraju na klódke, nie dopuszczajac
w ogóle zagra-nicznych inwestorów. Nie wolno jednak zezwolic na to, zeby bez ograniczen mieli oni dostep do narodowej gospodarki, zamieniajac ja w swoiste wiezienie. Ekonomia liberalna nigdy nie postulowala absolutnego otwarcia, ale jedynie to, zeby w miare swoich potrzeb kazda gospodarka okreslila najlepszy dla siebie zakres zagranicznej obecnosci kapitalowej.
Najlepszy zakres jest zas taki, który wzmacnia miejsco-wych inwestorów zamiast podcinac ich egzystencje, przeto ze wzgledu na zacofanie krajowej klasy kapitalistycznej nie mozna bylo sie obyc bez okresowego zakazu sprzedazy ob-cym inwestorom kontrolnych pakietów w istniejacych fabry-kach i bankach. Zwlaszcza tych z mocna pozycja na lokal-nym rynku, gdyz ich sprzedanie w zagraniczne rece ulatwia, na zasadach reakcji lancuchowej, przejecie powiazanych z nimi firm.
Poniewaz zakupy istniejacych starych firm nie musza prowadzic do modernizacji, wlasciwszym rozwiazaniem jest zezwolenie na wsady rzeczowe z zamiana na akcje. Jeszcze korzystniejsze jest zezwolenie obcym inwestorom na zakla-danie nowych fabryk i banków, tyle, ze z góry nalezaloby przyjac górny limit wlasnosci zagranicznej w oparciu o aktu-alna srednia dla Unii, albo srednia jaka mialy w momencie akcesu do Unii najnowsze kraje czlonkowskie; Grecja, Hi-szpania i Portugalia.
Krajowi inwestorzy maja nie tylko pelne prawo do ochro-ny wlasnosci, ale tez rynków, gdyz utrata rynków moze sie skonczyc bankructwem ich firm, badz wrogim przejeciem przez zagranice. Liberalna ekonomia preferuje otwarte go-spodarki, które handluja bez skrepowania z calym swiatem, ale nigdzie w tej ekonomii nie jest powiedziane, ze nalezy li-kwidowac taryfy celne gdy gospodarce grozi wyniszczenie czy tez wydarcie wiekszosci jej majatku przez obcych.
Ze wzgledu na polskie zacofanie, najlepiej bylo znowu pójsc sladem Unii, której panstwa starannie chronia swoje zagrozone konkurencja sektory produkcji. Ze wzgledu na wieksza obecnosc takich wrazliwych na import sektorów, polska gospodarka wymagala jeszcze wiekszej ochrony. Za-miast ukladów opartych na glebokich ustepstwach celnych, zwlaszcza jednostronnie korzystnych dla Unii, polska go-spodarka pilnie potrzebowala jednostronnych koncesji ze strony Unii.
W niektórych sektorach, zwlaszcza tych dajacych duze za-trudnienie, tylko dlugookresowe wysokie bariery dla importu dawaly szanse na przetrwanie. Dotyczy to szczególnie rolnic-twa, gdzie do dyspozycji sa trudniejsze do obrony przed unij-nymi negocjatorami cla tzw. zaporowe. Mniej drazliwe sa na-tomiast subsydia na poziomie tych, z których zyja unijni rol-nicy, czy tez tak powszechny w Unii srodek jak wymagany procentowy udzial krajowej zywnosci w hurcie i detalu.
Powyzsza alternatywna strategia w duzym stopniu pokry-wa sie ze scenariuszem zmian ustrojowych, który przyjela, jak dotad jako jedyna w Europie Wschodniej, Slowenia. To, ze wylacznie Slowenia przyjela liberalny kierunek reform, bez wyprzedazy zagranicy, nie oznacza jednak, ze nie nada-wal sie on dla innych krajów regionu. Ale tylko w Slowenii zostaly zapewnione warunki dla jego realizacji, mianowicie odpowiedzialny aparat panstwa zabiegajacy o interesy swej gospodarki.
Pod wieloma wzgledami sytuacja wyjsciowa Polski i Slo-wenii byla podobna, chocby przez fakt, ze obydwa kraje mia-ly za soba lata emancypacji gospodarczej od silniejszych sa-siadów, odpowiednio Rosji i Serbii. Podobnie jak fakt, ze w obydwu krajach pozycja zalóg byla bardzo silna; w Polsce dzieki „niezaleznym" zwiazkom, w Slowenii - dzieki tzw. partycypacyjnemu modelowi firm. Gdyby, wiec Polska tylko zreperowala panstwo, to moglaby bardzo latwo pójsc szla-kiem Slowenii.
Wówczas, zamiast pasc ofiara pisanego palcem na wodzie „cudu  Balcerowicza", Polska moglaby sie rozwijac jak Slowe-nia, która znalazla sie pierwsza w kolejce do przyjecia przez Unie. Przyklad Slowenii dowodzi, nie tylko, ze mozna stwo-rzyc dynamiczna, odporna na kryzysy, gospodarke bez oddania majatku zagranicy. Wskazuje równiez, ze Unia nie zada od kazdego petenta, by najpierw wyzbyl sie na jej rzecz swe-go majatku, ale ze wybór nalezy tylko do kraju-kandydata.
Tzw. liberalowie przemilczaja przypadek Slowenii, gdyz ten podwaza cala ich mitologie „polskiej drogi" do kapitalizmu. Wygodnie zapominajac o tym, ze Slowenia odniosla sukces wybierajac inna droge, powtarzaja w kólko, ze wylacznie pol-ska strategia pozwala na udana budowe kapitalizmu. Kazda inna prowadzi do kleski jaka poniosla Bialorus, która nie tyl-ko zaniechala sprzedazy swego majatku zagranicy, ale w ogóle nie wpuscila obcych inwestycji (np. Lewandowski 2000).
Bialorus rzeczywiscie poszla inna droga niz Polska, ale niestety, porównania statystyczne nie daja wcale podstawy do wniosku, ze poniosla kleske. Atak medialny na Bialorus jest jednak tak zmasowany, ze malo kto siega do danych, z tym, ze nie chodzi glównie o porównania z Polska. Polske ominal szok, który przezyla Bialorus w wyniku rozpadu Zwiazku Radzieckiego. Podobny szok przezyly inne byle re-publiki, wiec wyniki Bialorusi powinno sie porównywac ra-czej z nimi a nie z Polska.
Gdy przyjmie sie te perspektywe to widac, ze taki post-sowiecki kraj jak chwalona Estonia,
w której przyjeto „pol-ska droge", z szybkim wywlaszczeniem na rzecz zagranicy, wypada gorzej niz Bialorus, bez prywatyzacji na rzecz kogokolwiek. Najlepiej to widac w przemysle, gdyz na Bialorusi zbliza sie on do poziomu z 1989 r., podczas gdy w Estonii produkcja przemyslu jest ciagle o prawie polowe nizsza niz w 1989 r.; stad wyzsza jest tez estonska stopa bezrobocia (Zalacznik 4). Starannie ukrywana przez tzw. liberalów tajemnica jest fakt, ze w ostatnich czterech latach dochód narodowy Bialo-rusi wzrósl o jedna trzecia. Bialorus znalazla sie wsród naj-szybciej rozwijajacych sie gospodarek regionu - przed szyb-ko tracaca oddech Polska. Gdyby oprzec sie tylko na tych danych, wpadloby zaprzestac straszenia Polaków „bialoruska droga". Zwlaszcza, ze Bialorus nie popelnila zbiorowego sa-mobójstwa oddajac obcym swój majatek za „bezdurno".

Wybryk rewolucji

Ze wzgledu na radykalizm reform wykonanych przez pra-wie pozbawiony kontroli aparat panstwa, wytyczony w 1989 r., za rzadów Mazowieckiego, scenariusz budowy ka-pitalizmu ma swe zródla nie tyle
w liberalnej mysli co w dok-trynie marksowskiej. Jego skutki dla gospodarki sa zreszta podobne do tych, które zawsze niosa za soba marksowskie re-wolucje. Mamy przeto w Polsce, dzieki tzw. liberalom, niezna-na nigdzie w Europie Zachodniej aberracje instytucjonalna.
Po pierwsze - wdrozony zostal swoisty marksowski ideal gospodarki, w której brak jest krajowej klasy kapitalistycznej, a jest tylko robotnicza. Oczywiscie, kapitalisci sa obecni, ty-le ze zagraniczni, mozna rzec z importu, ale niestety nie na takich zasadach jak w przeszlosci. W polskiej historii, naply-wowy element odgrywal zwykle duza role w gospodarce, ale tez czesto ulegal on polonizacji. Teraz nie ma takiej nadziei, gdyz obcy kapitalisci zakladaja w Polsce jedynie filie.
Nie ma mowy o zintegrowaniu tych importowanych kapi-talistów, chocby w tym sensie, zeby rozwineli poczucie odpo-wiedzialnosci za losy lokalnych robotników. Gdy wlasciciele nie czuja tego rodzaju odpowiedzialnosci, wtedy robotnicy tez nie maja powodu aby byc lojalni wobec wlascicieli, piania sie wiec potencjalnie niestabilna sytuacja, która mozna opanowac tylko przez powszechne oglupienie albo przez odwolanie sie do przemocy, podobnie jak to sie dzialo za komunizmu.
Importowanie kapitalistów to byc moze latwiejszy spo-sób na budowanie kapitalizmu, niz tworzenie wlasnych ka-pitalistów, ale jak to bywa z importem, trzeba zan zaplacic.Nawet slono, gdyz majatek sprzedawany jest zagranicy za dziesiec procent wartosci, co wydaje sie niemozliwoscia. Nikt nie podwazyl jednak tego wyliczenia, nie mozna bo-wiem wziac na serio kilku absolutnie uragajacych podstawo-wym zasadom akademickiej ekonomii usilowan (Bugaj 2000; Glikman 2001).
Przekazanie budowanego przez pokolenia majatku za ula-mek wartosci to tylko wstepny koszt nabycia kapitalistów z im-portu; do tego dochodzi staly doroczny koszt ich utrzymania. Za psie grosze oddano bowiem obcym inwestorom tytul do dochodu z kapitalu, czyli zysków. Inne zródlo finansowania przyrostu majatku, kredyt bankowy, tez znalazlo sie pod kon-trola zagraniczna. Odebrano wiec gospodarce nie tylko trwaly majatek ale i mozliwosc jego samodzielnego odtworzenia.
Nie mialoby to tak groznej wymowy, gdyby motyw ma-ksymalizacji zysku sam z siebie zapewnil, ze zagraniczni wlasciciele polskiej gospodarki zadbaja o jej interesy. Tyle, ze, odwrotnie niz sobie to wyobrazaja tzw. liberalowie, za-graniczni wlasciciele nie walcza o zyski dla dobra ludzkosci. Robia to glównie dla swoich udzialowców, wsród których brakuje niestety polskich akcjonariuszy. Ale tez pod naci-skiem dzialajacych u nich w kraju zwiazków zawodowych, a nie tych polskich.
Dziw bierze, ze tzw. liberalowie zapomnieli równiez o tym, ze w kapitalizmie firmy nie swiadcza sobie wzajem-nych uprzejmosci. Kapitalizm to bezwzgledna walka ekono-miczna, w której wszystkie firmy kombinuja jak sie pozbyc pojedynczych konkurentów, mozliwie na zawsze. Albo przy-najmniej zmusic ich, zeby wzieli na siebie mniej intratne podwykonawstwo. Ta sama regula dominacji dotyczy calych gospodarek, tyle, ze wymaga jednoczesnego dzialania bar-dzo wielu firm.
Po drugie - Polakom odebrano nie tylko majatek i zyski, ale, co jest kolejnym pilnie ukrywanym faktem - drastycznie redukowane sa funkcje „panstwa opiekunczego", jak np. bezplatne szkolnictwo, subsydiowana kultura, czy po-wszechna opieka zdrowotna. Polska zbudowala, wiec nie tyl-ko „niekompletny kapitalizm", którego nie ma w Europie Zachodniej, ale równie jej nieznany model gospodarki, gdzie dziala „niekompletne panstwo"; bez normalnych funkcji spolecznych.
O wadze swiadczonych przez panstwo uslug najlepiej mozna sie przekonac, jak sie spojrzy na to, gdzie plynie stru-mien inwestycji zagranicznych. Nie plynie on bynajmniej do gospodarek, w których ze wzgledu na szczuplosc podatków nie stac panstwa na uslugi spoleczne. Zupelnie odwrotnie, kieruje sie on glównie do krajów gdzie te uslugi sa rozbudo-wane, w tym do Europy Zachodniej. Jak juz zabraknie ma-jatku panstwa na sprzedaz, Polska szybko sie przekona o tej prawidlowosci.

Wycofywanie sie panstwa w Polsce z róznych opiekun-czych powinnosci nie idzie przy tym w parze z oddawaniem obywatelom funduszy dotad wydatkowanych na te uslugi. Upadek „opiekunczego panstwa" wynika glównie stad, ze wysychaja zródla podatkowe ze strony sektora produkcji. Jak tez, ze wzgledu na nasilajacy sie rozrost aparatu administru-jacego uslugami, wykorzystujacego swoja pozycje na rzecz windowania wlasnych pensji oraz pozyskiwania tzw. prowizji. Problemy budzetowe nie sa przy tym bez zwiazku z faktem, ze polskie panstwo bardzo hojnie zwalnia obce firmy z podat-ków. Co wiecej, mimo dwukrotnie wyzszej wydajnosci, sektor zagraniczny od 1996 r. wykazuje straty, gdy resztki sektora pan-stwowego robia zyski. Z tego powodu sektor zagraniczny w ogóle nie placi podatków od zysku do budzetu. Zmienia to Polske w dziwny kraj, w którym wlasciciele kapitalu nie placa podatków, ale placi go sila robocza - oraz emeryci.
Zdaniem tzw. liberalów, najlepiej byloby zlikwidowac po-datek od zysku, który rzekomo zniecheca do inwestycji w srodki trwale, a tym samym pomniejsza liczbe nowych miejsc pracy. Rozumujac w ten sposób, trzebaby powie-dziec, ze nie powinno sie tez sciagac podatków od placy, gdyz zniechecaja one robotników do podejmowania pracy. Idac dalej tym torem myslenia, powinno sie tez wyeliminowac obecne podatki od swiadczen emerytalnych, bo to prze-ciez zniecheca do zycia.
Tzw. liberalowie nie rozumieja, ze celem podatków od zysku jest sciagniecie naleznosci za korzysci jakie osiagaja wlasciciele kapitalu z tytulu uslug panstwa, jak np. dostep do wyedukowanej sily roboczej. To prawda, ze niektóre z tych uslug mogliby oni sami finansowac, wlacznie ze wspieraniem systemu edukacyjnego. Jak dotad jednak, nikt nie slyszal o tym, zeby obce firmy w Polsce lozyly na szkoly czy uczelnie, choc nie jest im obca taka dzialalnosc, ale u siebie w kraju, nie u obcych.
Po trzecie - odzierane z uslug socjalnych, polskie spole-czenstwo zostaje z gospodarka wyjatkowo podatna na kry-zysy produkcji, czyli kryzysogenna. Trudno sobie bowiem wyobrazic, zeby w wyniku niespotykanego pogwalcenia libe-ralnej ekonomii oraz liberalnej polityki mogla powstac go-spodarka odporna na recesje. A wiec taka, która z pelnym rozmyslem skonstruowaly po ostatniej wojnie wszystkie kra-je Europy Zachodniej wprowadzajac panstwo do rynkowej gospodarki.
Mozna bylo sie o tym fakcie przekonac juz w latach 1990-1992, kiedy gospodarka wkroczyla w pierwszy ostry „kryzys Balcerowicza". Prawie nikt z polskich ekonomistów nie potraktowal tego zalamania jako powaznego ostrzezenia. Kryzys mial bowiem byc spoleczna zaplata za wyrwanie sie z komunizmu. Dzisiaj, gdy Polska wchodzi w drugi „kryzys Balcerowicza", te same kregi twierdza, ze spoleczenstwo da-lej czepia sie komunizmu, a nowa recesja jest kolejna zaslu-zona nauczka.
U podstaw obydwu kryzysów nie leza wygórowane apety-ty lokalnej sily roboczej, gdyz w obydwu przypadkach place rosly wolniej od wydajnosci a wydatki spoleczne panstwa spadaly. Kryzysy Balcerowicza nie sa oczywiscie kara za ko-munizm, ale konsekwencja podporzadkowania gospodarki zagranicznym interesom. Najpierw jeszcze bez silnej obe-cnosci kapitalowej, czy wlascicielskiej zagranicy, a obecnie dlatego, ze wiekszosc banków i fabryk jest juz zagraniczna.
Dominujacy w produkcji sektor zagraniczny importuje bo-wiem znacznie wiecej niz eksportuje, rosnie wiec szybko dlug zagraniczny a wraz z nim grozba niewyplacalnosci. W kazdej chwili moze pojawic sie panika finansowa oraz ucieczka tzw. spekulacyjnego pieniadza. I zalamanie waluty, z którym kry-zys w produkcji staje sie nieunikniony. Wszystko to spadnie na barki panstwa, ale ono jest zbyt slabe w stosunku do sek-tora zagranicznego, zeby wymusic na nim adaptacje.
Widac to w ostatnich dwu latach, gdy z braku innych mozliwosci bezradne panstwo przyjelo taktyke odsuwania kryzysu przy pomocy kryzysu. Jedynym praktycznym sposo-bem na obnizenie deficytów handlowych okazalo sie bo-wiem spowolnienie wzrostu gospodarki przez obcinanie inwestycji oraz konsumpcji. Trudnosci zbytu w kraju spowo-dowaly pewien spadek importu i ruszyl troche eksport, ob-nizyl sie wiec deficyt handlowy, ale zbyt malo by zahamowac nasilenie kryzysu.
Glówne osrodki wladzy pogodzily sie z mysla, ze gdy za-czynaja sie problemy z deficytem wymiany handlowej oraz zadluzeniem, ciezar przystosowania trzeba zwalic na sile ro-bocza. Walka z kryzysem odbywa sie przy pomocy bezrobo-cia, tak, ze Polska staje sie krajem obcego kapitalu i lokalne-go bezrobocia. Powstaje bledne kolo, w którym obcy kapi-tal wyrzuca na bruk lokalna prace, oraz, unikajac obciazen podatkowych, odbiera panstwu srodki na przeciwdzialanie bezrobociu.
Zeby sie przekonac dokad dokladnie zmierza Polska ze swym „niekompletnym kapitalizmem" wystarczy sie rozejrzec po tych krajach rozwijajacych sie, które przez kilka ostatnich lat byly chwalone za swe sukcesy, a dzisiaj gnebia je kryzysy. Wystarczy wziac Argentyne, do niedawna uwazana za wzór dyscypliny finansowej oraz liberalizacji gospodarki. W srodku glebokiego kryzysu, Argentyna zbiera teraz slowa nagany za niedostatek finansowej dyscypliny oraz liberalizacji.
Tak jak w obecnej Polsce, pierwszym sygnalem gospodar-czego zagrozenia w Argentynie okazalo sie galopujace zadlu-zenie zagraniczne oraz deficyty budzetowe. Doszlo do tej nie-równowagi, mimo ze Argentyna od lat stosuje bardziej rygo-rystyczny niz Polska mechanizm finansowy, w którym obieg pieniadza zalezy od podazy dolarów. Nie pomógl tez fakt, ze Argentyna zdolala przekazac swoje glówne banki, oraz mono-pole (np. telekomunikacje, energetyke) w rece zagraniczne.
Wspomniany mechanizm uzaleznienia podazy pieniadza wymusil w 1998 r. spadek produkcji oraz plac, przypominaja-cy efekty tzw. schladzania przez Balcerowicza w Polsce. Przez trzy lata place spadly o jedna piata, albo o polowe w relacji do wydajnosci. Tym niemniej, w 2001 r. doszlo do ucieczki kapi-talu i zalamania waluty. Argentyna uzyskala prawie kilkana-scie miliardów dolarów pomocy, ale najpierw musiala zgodzic sie na obnizenie plac o nastepne pietnascie procent.
Inna lekcja sluzy Turcja, równiez do niedawna chwalona jako wzór kraju rozwijajacego sie, kto wie czy nawet nie przy-klad cudu gospodarczego. W 2001 r., Turcja tez wpadla jed-nak w potezny kryzys finansowy, z grubsza przypominajacy scenariusz, który przechodzi gospodarka Argentyny. Kryzys ten tylko w tym roku spowodowal dramatyczna dewaluacje pieniadza oraz utrate okolo dwudziestu procent dochodu narodowego, i nie widac dlan szybkiego zakonczenia.
Tak jak w Argentynie, upadek gospodarki zostal zapo-czatkowany przez ucieczke kapitalu, glównie spekulacyjnego, ulokowanego na gieldzie i w panstwowych papierach. Pa-nike wywolala jednak nie tylko eskalacja zagranicznych dlu-gów czy ostre problemy budzetowe, ale takze fatalna sytua-cja w bankach, glównie panstwowych. Udzielily one, w spo-sób korupcyjny, ogromnych tzw. niesciagalnych kredytów, zmuszajac panstwo do miliardowego oddluzania na barkach podatnika.
Mogloby sie wydawac, ze skoro banki polskie sa glównie zagraniczne, nie sa one podatne na tureckie klopoty, ale jak dochodzi do kryzysu finansowego, banki prywatne tez wpa-daja w tarapaty. Mozna sobie latwo wyobrazic sytuacje, w której, z powodu bankructw w przemysle zagraniczne ban-ki w Polsce wpadaja w pochodny wlasny kryzys. Panstwo sta-neloby wtedy przed koniecznoscia ratowania zagranicznych banków, naturalnie tez kosztem krajowego podatnika.

Wyjscie awaryjne

Moznaby pomyslec, ze dziesiec lat psucia systemu gospo-darki przez tzw. liberalów to wzglednie krótki okres, wiec nie powinno byc trudnosci z naprawieniem szkód. Niestety, w jakims sensie Polska znalazla sie na dnie swej nowoczesnej historii, gdyz chyba nigdy odruchy moralne nie ulegly takiej dramatycznej erozji. Odbicie sie od tego dna bedzie trudne, gdyz wszystkie mozliwe glówne wyjscia zostaly juz zatrzasniete, pozostaly jedynie bardzo ryzykowne wyjscia awaryjne.
Po pierwsze, wypadaloby zaprzestac odnowionej po upadku komunizmu „negatywnej selekcji", wspólodpowie-dzialnej za obecne zalamanie postaw moralnych. Chodzi o rozmontowanie zlozonych mechanizmów doboru, których glówne niszczace dzialanie polega dzisiaj na tym, ze wyno-sza na wplywowe stanowiska ludzi nastawionych na wlasne interesy. Natomiast odsuwaja od procesu decyzji ludzi, którzy nie zatracili jeszcze poczucia odpowiedzialnosci za sprawy publiczne.
Negatywna selekcja nie wynika z tego, ze - jak twierdza tzw. liberalowie - pozostalosci starszego pokolenia zabloko-waly dostep mlodszemu pokoleniu. Odwrotnie, wyplynely teraz na powierzchnie piramidy wladzy glównie zastepy mlodszych roczników, które wkroczyly w zmiany ustrojowe niekiedy zagubione, a czesto obojetne na interes publiczny. Wyparli oni starsza generacje, scislej zwiazana z powojenna odbudowa, w której zachowaly sie silne odruchy spoleczne.
W ostatnich latach niestety polskimi rekami dokonano w Polsce takiego samego zabiegu, jaki w Niemczech Wschodnich wykonali po upadku komunizmu Niemcy Za-chodni, czyli rozpedzenie calej elity okolo stu tysiecy wy-ksztalconych ludzi w starszym wieku. Nie uczynili tego Niemcy Zachodni u siebie nawet po upadku hitleryzmu, czy Austriacy, gdzie, mimo silnych nastrojów nazistowskich, nie doszlo do porachunków, glównie za sprawa Kosciola, przypomne - katolickiego.
Ludzie z moralnym autorytetem nie uzyskaja wplywu na bieg polskiej gospodarki, dopóki nie dojdzie do zmian w mediach, które sa straznikiem „negatywnej selekcji". Stad plyna brutalne ataki tzw. liberalów na kazdego, kto osmieli sie wyrazic troske o interes publiczny. Media w Pol-sce to prawie monopol, glównie zreszta z udzialem zagra-nicznych koncernów, którym nie zagrazaja teraz, tak skuteczne pod koniec komunizmu, tajne powielacze czy zaglu-szane radiostacje.
Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której najwazniej-sze partie polityczne, nawet z poparciem polowy potencjal-nych wyborców, czuja sie zastraszone przez tzw. liberalnych ko-mentatorów. Zeby uniknac samosadu mediów, przywództwa tych partii czesto zmuszane sa do mówienia ich glosem. Z tych samych powodów boja sie wdac w pewne tematy, gdyz srodki przekazu nie chca, zeby byly one otwarcie poruszane - takie na przyklad jak kwestia pól darmowej wyprzedazy.
Pozytywna selekcja nie jest wiec mozliwa bez demono-polizacji mediów wzorem Unii Europejskiej, gdzie tytulom prasowym czy stacjom nadawczym wolno dzialac tylko na wyznaczonym terenie majac okreslony niewielki udzial w dochodach reklamowych. Odpowiednio, zagraniczne koncerny moglyby posiadac tylko niskie udzialy w prasie, a zwlaszcza w telewizji. Nadwyzkowe udzialy uleglyby obli-gatoryjnemu odsprzedaniu krajowym inwestorom, najlepiej np. glównym partiom.
Po drugie - wylacznym celem dalszej prywatyzacji musi sie wreszcie stac tworzenie rodzimej klasy kapitalistycznej, tak by krajowa wlasnosc stala sie dominujaca, zwlaszcza w bankach. Dlatego nalezaloby od zaraz zatrzymac jakakol-wiek sprzedaz majatku w rece zagraniczne, nie liczac zaku-pów w ramach niskich pulapów dla ogólu obcych akcji. W tym samym czasie powinno sie wreszcie uruchomic ula-twienia finansowe, w tym ulgowe linie kredytowe, dla na-bywców krajowych.
Wybór miedzy krajowym z zagranicznym nabywca nalezy wylacznie do polskiego rzadu, w kazdym razie nie ma w tej sprawie zadnych wiazacych ustalen z Unia. Powolywanie sie przez tzw. liberalów na jakies decyzje w tej sprawie jest klam-stwem, o czym mozna sie bylo przekonac, gdy zapadla sejmo-wa uchwala, ze ostatnie dwa polskie banki maja byc sprzeda-ne krajowym inwestorom. Nawet jednym slowem unijni biu-rokraci nie skomentowali tej suwerennej polskiej decyzji.
Dla zwiekszenia stanu posiadania wlasnej klasy kapital-istycznej, niezbedna jest tez dokladna weryfikacja wazniej-szych umów prywatyzacyjnych z punktu widzenia ich zgod-nosci z prawem. W przypadku stwierdzenia sztucznie zani-zonych cen powinno sie zadbac o uzyskanie finansowych rekompensat. W skrajnych przypadkach, nalezaloby zakwestionowac cale umowy prywatyzacyjne oraz przekazac majatek do puli zarezerwowanej wylacznie dla krajowych inwestorów.
Mozna oczekiwac, ze zagraniczni wlasciciele zechca odwolac sie do unijnych wladz w przypadku rewizji umów kupna majatku. Jest jednak malo prawdopodobne, zeby unijne wladze zdolaly dowiesc poprawnosci wycen, na pew-no nie na bazie porównan z cenami, jakie uzyskano ze sprzedazy podobnych fabryk czy banków na terenach unij-nych. Równie nieprawdopodobne jest by stanely one w obronie transakcji, które sa ewidentnie oparte na mani-pulacjach cenowych.
Nie wystarczy zadbac o to, zeby jak najwiecej majatku trafilo do krajowych kapitalistów, gdyz zadne srodki, poza wtórna nacjonalizacja, nie sa w stanie doprowadzic do szybkiego przywrócenia kontroli nad bankami i przemy-slem. Trzeba sie wiec pogodzic na pewien przynajmniej czas z tym faktem, ale jednoczesnie podjac wszystkie legal-ne kroki, zeby zapewnic, ze sektor zagraniczny bedzie dzialal w sposób mniej szkodliwy dla polskiej gospodarki niz to dzieje sie obecnie.
Sektor zagraniczny dziala jak tzw. „szara strefa", na wzór tej z komunizmu, tyle,
ze na nieporównywalnie wiek-sza skale no i prawie bez nadzoru. Mozna nad nia zapano-wac tylko przy pomocy bezposrednich ingerencji panstwa, jak na przyklad szacunkowej wyceny naleznosci podatkowych czy obligatoryjnych taryf placowych. Trzeba sie liczyc, ze takie kroki moga wywolac nieprzychylna reakcje ze stro-ny Unii, tyle, ze na jej terenie szara strefa dziala na niepo-równywalnie mniejsza skale.
Po trzecie - odbudowa krajowej wlasnosci wymaga nowe-go podejscia do integracji z Unia Europejska, tak by panstwo polskie uzyskalo niezbedna swobode dzialania. Sam w sobie akt przystapienia nie rozwiaze niezwykle zlozonych problemów gospodarczych Polski. Moga one byc latwiej rozwiaza-ne jesli polska strona, w twardych negocjacjach, uzyska od-powiednie warunki. Z pewnoscia nic dobrego nie da dalsza taktyka oddawania prawie wszystkiego bez zadnej walki.
Najwiekszym chyba oskarzeniem dotychczasowej taktyki, a zarazem dowodem rozkladu panstwa, jest fakt, ze najbar-dziej dzisiaj zagrozone sektory - rolnictwo, metalurgia i gór-nictwo - zostaly w 1990 r. zidentyfikowane przez ekonomi-stów Unii jako najwieksze konkurencyjne zagrozenie dla jej wlasnych producentów. Zamiast wzorem unijnych rzadów wesprzec te wazne dziedziny panstwo pozwala na ich uwiad zgodnie z unijnymi programami tzw. restrukturalizacji.

Gdzie sie nie obejrzec widac podobnie szkodliwa nie-moznosc, tak, ze jedynym rozsadnym wyjsciem staje sie chwi-lowe zamrozenie dalszych negocjacji. W kazdym razie nie ma wiekszego sensu, zeby strona polska brala sie do realiza-cji jakichkolwiek nowych postanowien dopóki nie uzyska pelnoprawnego czlonkostwa. Wystarczy jesli beda trwaly przygotowania jednolitych dokumentów prawnych na wypa-dek gdyby ostatecznie zapadla korzystna dla Polski decyzja w sprawie przyjecia.
Nastroje w sprawie przyjecia Polski ulegly w Unii ochlo-dzeniu z powodu obaw, które bedzie Polsce trudno szybko rozwiac. Nie chodzi bowiem o fakt, ze jej gospodarka jest malo rynkowa, bo nie jest, ale, ze ma zbyt malo panstwa, co jest prawda. Na niewiele wiec przyda sie hurtowe tlumacze-nie ustaw oraz branie kolejnych zobowiazan, gdyz nie napra-wia panstwa. Moga sie tylko zle odbic na panstwie, zwlaszcza, ze te zobowiazania zapadaja czesto zgodnie z logika korup-cji, a nie ekonomii.
Przez odlozenie czlonkostwa nie tylko, ze odciazy sie z dodatkowej pracy bardzo slabowite panstwo, ale zyska ono moznosc przenegocjowania lub anulowania ustalen, które obecnie niszcza jej gospodarke. Z pewnoscia panstwo powinno odzyskac prawo ustalania ochronnych cel oraz iloscio-wych ograniczen np. w postaci udzialów importu w lacznej sprzedazy pewnych produktów. Musi miec równiez prawo subsydiowania polskich produktów na wlasnych warunkach.
Nie jest dopuszczalne, zeby zacofana polska gospodarka nie mogla liczyc ani na swoje panstwo, ani na wladze unijne, gdyz kraje czlokowskie coraz ostrzej stawiaja warunek, zeby z chwila akcesji Polska zrezygnowala z unijnej pomocy, mie-dzy innymi rolnej. Z krajów-kandydatów Czechy oraz Esto-nia, gdzie rolnictwo jest relatywnie male, poszly na takie ustepstwa. Stan gospodarki Polski przemawia jednak prze-ciwko podobnym ustepstwom wobec Unii.
Szukajac dróg wyjscia, Polska moglaby sie sporo nauczyc od róznych krajów czlonkowskich Unii,  w tym miedzy innymi od Austrii, zwlaszcza jesli chodzi o stosunki z Unia. Nie jest bowiem tak, ze wszyscy jej czlonkowie za kazda cene gotowi sa pielegnowac wiezi z Unia. Austria dowodzi, ze interesy wladz kraju nie zawsze sa zgodne z interesem unijnych wladz, oraz ze gdy dochodzi miedzy nimi do ostrej kolizji, interes na-rodowy bierze góre nad interesem ponadnarodowym.
Glównym powodem niezadowolenia Austriaków jest fakt, ze wladze Unii zbytnio ingeruja w sprawy ich kraju, tak jakby byl krajem drugiej klasy. Dowodem tego stal sie dla nich cho-ciazby fakt, ze Austria zostala poddana przez Unie nieslycha-nym atakom potepienia oraz sankcjom, gdy niedawno demokratycznie wybrala „zly" rzad, wyrazajacy obawy przed dykto-wanym przez wladze unijne otwarciem granic dla emigran-tów, jako zagrozeniem dla tozsamosci Austriaków.
Dazenie do zachowania niezaleznosci wykracza zreszta poza przynaleznosc do Unii, dotyczy tez ewentualnego czlon-kostwa Austrii w Pakcie Atlantyckim. Od dawna nieprzychyl-ne stanowisko Austriaków wobec ich udzialu w tym wojsko-wym sojuszu uleglo poglebieniu. Oburzenie wywolal niedaw-ny atak bloku, z powietrza, na równie mala Serbie. Trzy czwarte Austriaków uznalo, ze ich kraj nie ma nic do robienia w tym bloku militarnym, ze lepiej jak pozostana neutralni.
Innym przejawem tego, ze kraje czlonkowskie dbaja o swoja niezaleznosc w ramach Unii jest postepowanie Danii. Wlasnie niedawno, w obawie przed nadmierna ingerencja, wyborcy zdecydowali, ze Dania bezterminowo odlozy decyzje w sprawie oczekiwanego przez wladze Unii przyjecia wspól-nego pieniadza oraz centralnego banku. Dunscy przeciwnicy tej fazy integracji, zwlaszcza farmerzy, wygrali referendum, mimo niedostatku funduszy i bez wsparcia ze strony rzadu.
Podobnie jak Austria, przywiazana do tradycyjnego, ro-dzinnego rolnictwa Dania, ze zgroza spoglada, jak biurokra-cja Unii forsuje przepisy w sprawie swobodnego dostepu cu-dzoziemców do ziemi. Na oczach Danii rozgrywa sie tez ko-lejna unijna plaga, której wynikiem jest masowa rzez zakazo-nych zwierzat, w tym w Niemczech. Gdyby nie staly upór Da-nii wobec narzucanego przez Unie „naukowego" modelu rol-nictwa, jej konkurencyjne rolnictwo tez dopadalyby te ciezkie plagi.
Danii, ale tez Austrii, chodzi jednak nie tyle o stosunki z cala Unia, co raczej z jej glówna potega - sasiednimi Niem-cami. Obawiaja sie ich dominacji, tak jak Portugalczycy, którzy opieraja sie róznym unijnym presjom z obawy przed ekspansywna Hiszpania. Czy jak Finowie, ostrozni z panuja-ca przez wieki Szwecja. Nie myla sie, gdyz historia ma to do siebie, ze dominacja latwo wraca. Widac pewne ludzkie pasje sa wieczne, a sily zla moga byc przynajmniej tak przemozne jak sily dobra.



ZALACZNIKI:  w ksiazce wystepuja cztery strony zestawionych tabelarycznie wskaznikow ekonomicznych roznych krajow Swiata . Sa to zestawienia - porownania:

1/ Udzial obcego kapitalu w przemysle oraz bankach w r 2000 (procentowe)
2/ Szacunek strat i obciazen zwiazanych z prywatyzacja
3/ Porownanie dwoch dekad: Gierka i Balcerowicza
4/ Kryzys gospodarczy w Europie Wschodniej  1989-1999 indexy (rok 1989 = 100%)

Zestawienia te ze wzgledu na objetosc i uklad nie sa na tej witrynie przytaczane

Miroslaw Krupinski



Zródlo: Economic Survey of Europe, Nr. l, Genewa: United Nations, 2000
 LITERATURA

Balcerowicz Leszek, Wolnosc i rozwój. Ekonomia Wolnego Rynku, Kra-ków: Znak, 1995

Balcerowicz Leszek, Socjalizm, Kapitalizm, Transformacja, Warszawa:
Wydawnictwo Naukowe PWN, 1997

Balcerowicz Leszek, Obrona kosztownej utopii, „Gazeta Wyborcza", luty 2000

Berend lvan, The Historical Evolution of Eastern Europe as a Region, „International Organization", rocznik 40, numer 2, 1986

Berend lvan i Ranki Gyorgy, East Central Europe in the 19th and 20th Centuries,
Budapeszt: Akademiai Kiado, 1977

Bugaj Ryszard, Postkomunizm z Ameryki, „Gazeta Wyborcza", czer-wiec 2000

Glikman Pawel, A jednak sie oplaca, „Rzeczpospolita", marzec 2001

Hayek Friedrich, The Road to Serfdom, Chicago: University of Chica-go Press, 1944

Hayek Friedrich, The Fatal Conceit. The Errors of Socialism, Chicago: University of Chicago Press, 1988

Hirschman Albert, National Power and the Structure of Foreign Trade, Berkeley: University of California Press, 1945

Hofheinz Paul, Yes, You Can Win in Eastern Europe, „Fortune", maj, 1994

Janos Andrew, From Soviet Empire to Western Hegemony, „Eastern European Politics and Society", rocznik 15, numer 2, 2001

Jowitt Kenneth, The New World Disorder: The Leninist Extinction, Ber-keley: California University Press, 1992

Jurgs Michael, Die Treuhandler. Wie Helden und Halunken die DDR verkaufen, Munich: List, 1997

Kolakowski Leszek,: Mind and Body: Ideology and Economy in the Collapse of Communism, Poznanski Kazimierz Z., praca zbiorowa, „Constructing Capitalism", Boulder: Westview Press, 1992

Kolodko Grzegorz, Od szoku do terapii. Ekonomia polityczna transfor-macji, Warszawa: Poltext, 1999

Kornai Janos, The Road to Free Economy: Shifting from a Socialist System, New York: Norton & Norton, 1991

Kornai Janos, Post-socialist Transition: An Overall Survey, „European
Review", rocznik l, numer l, 1993

Landau Zbigniew i Tomaszewski Jerzy, Gospodarka Polski miedzy-wojennej, 1918-1938, Warszawa: Ksiazka i Wiedza, 1967

Lewandowski Janusz, wypowiedz na marginesie „Jezeli jest tak zle, to dlaczego jest tak dobrze", wywiad „Gazety Wyborczej" z Kazimie-rzem Z. Poznanskim,  2000 (niedrukowany)

Lagowski Buguslaw, Liberalna kontrrewolucja, Warszawa: Centrum
im. Adama Smitha, 1994

Marrese Michael and Jan Vanous, Soviet Subsidization of Trade with Eastern Europe, Berkeley: Institute of International Studies, 1983

Mises Ludwig, Socialism. An Economic and Sociological Analysis,
New Haven: Yale University Press, 1951

Moisi   Dominique,   Personal  View: Plus  ca  change...,   „Financial Times", luty 22, 1999

Murrell Peter,  Evolutionary and Radical Approaches to Economic Reform, „Economics of Planning", rocznik 25, numer l, 1992

Nieckarz Stanislaw, Polskie banki czy banki w Polsce, „Prawo i Go-spodarka", luty 20, 2000

Offe Claus,  Varieties of Transition. The East European and East German Experience, Cambridge: The MIT Press, 1997

Podkaminer Leon, Sustainability of Poland's „Import-Led" Growth,
The Vienna Institute Monthly Report, numer. 4, 2000

Popper Karl, 1962, The Open Society and Its Enemies, Princeton:
Princeton University Press (first edition, 1943)

Poznanski Kazimierz Z., Technology, Competition and the Soviet Bloc in the World Market, University of California - Berkeley, Institute of International Studies, 1987

Poznanski  Kazimierz Z.,   Opportunity Cost in  Soviet  Trade with Eastern Europe:  Discussion of Methodology and New Evidence, „Soviet Studies", rocznik. XL, numer 2, 1988

Poznanski Kazimierz Z., An Interpretation of Communist Decay: The Role of Evolutionary  Mechanisms, „Communist and Post-Communist Studies", rocznik 26, numer l, 1993

Poznanski Kazimierz Z., Poland's Protracted Transition: Institutional
Change and Economic Growth 1970-1994,   Cambridge Mass.:
Cambridge University Press, 1996

Poznanski Kazimierz Z., Transformat/on as Privatization and Privatization as Expropriation: Patterns of Systemic Change in Eastern Europe, Seattle: University of Washington (niepublikowany rekopis), 1999

Poznanski Kazimierz Z., The Morals of Transition: Decline of Public Interest and Runaway Reforms in Eastern Europe, [w:] Antohi Sorin i Vladimir Tismaneanu, praca zbiorowa, Between Past and Future. The Revolutions of 1989 and their Aftemath, Budapest: Central European University Press, 2000

Poznanski Kazimierz Z., Ownership Structure and External Sector in Poland, New York: United Nations, Maj, 2001 (niepublikowany ma-terial)

Rosati Dariusz, Polska droga do rynku, PWE, Warszawa, 1998

Rutkowski Józef, Wielki szwindel, „Trybuna", maj 2001

Sachs Jeffrey, Poland's Jump to the Market Economy, Cambridge, Mass.: The MIT Press, 1993

Schumpeter Joseph, Capitalism, Socialism and Democracy, New York: Harper and Row, 1942

Sinn Gerlinde i Hans-Werner Sinn, Jumpstart. The Economic Unification of Germany, Cambridge: The MIT Press, 1992
Soros George, The Crisis of Global Capitalism: Open Society Endagered, New York: Public Affairs, 1999

Staniszkis Jadwiga, Political Capitalism in Poland, „East European Politics and Societies", rocznik 4, numer 2, 1992