NOTA WYDAWNICZA
Oddajemy do rak Czytelników ksiazke autora, który choc mieszka poza granicami Polski, uwaznie sledzi wydarzenia w kraju.
Kazimierz Z. Poznanski, bo o nim mowa, jest profesorem University of Washington w Seattle, na zachodnim wy-brzezu Stanów Zjednoczonych. Doktoryzowal sie na Wy-dziale Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, a w 1979 r. wydal w PWN swoja pierwsza ksiazke: Innowacje w kapitalizmie.
W 1980 r. Woodrow Wilson School, Princeton University przyznala mu roczne stypendium.
W 1981 r. za-czal wykladac ekonomie na Cornell Uniwersity, Ithaca, w stanie Nowy York. Rezultaty jego badan z tego okresu zostaly wlaczone do dwóch analitycznych opracowan Kon-gresu Stanów Zjednoczonych (pierwszy przypadek udzialu polskiego ekonomisty w tej prestizowej publikacji). Wykla-dal ekonomie równiez na Northwestern University w Evanston. Jako stypendysta Hoover Institution prowa-dzil prace badawcze w Stanford University (Kalifornia). W 1987 r. opublikowal na University of California - Berkeley ksiazke pt. Technologia i konkurencja: Blok sowiecki w gospodarce swiatowej. W 1992 r. wydal prace zbiorowa pt. Konstruowanie kapitalizmu, jedna z pierwszych publika-cji nt. transformacji postkomunistycznej (m.in. wspólautorzy Kolakowski oraz Kornai). W 1997 r. nakladem Cambridge University Press wydano jego ksiazke Przewlekla transformacja: Zmiany instytucjonalne a wzrost gospodarczy w Polsce, 1970-1994. Jako profesor University of Washing-ton organizowal coroczne konferencje naukowe nt. trans-formacji z udzialem polskich i amerykanskich ekonomi-stów. Wyniki zebral w dwóch ksiazkowych edycjach (m.in. Prywatyzacja oraz stabilizacja w Polsce, wydana przez Kluwer Academic Press, z udzialem Sachsa oraz McKinnona). Od 1996 r. jest wspólredaktorem glównego amerykanskie-go periodyku poswieconego sprawom Europy Wschodniej: „East European Politics and Societies". Zamiescil ponad trzydziesci artykulów naukowych w periodykach amery-kanskich i brytyjskich. W 2000 roku wydano po polsku je-go ksiazke Wielki przekret. Kleska polskich reform, która znalazla sie na krajowej liscie bestsellerów. Ksiazka jest przygotowywana do angielskiego tlumaczenia pod tytulem Globalne iluzje: Wywlaszczenie Europy Wschodniej. Gotowa do druku na rynku amerykanskim jest jego ksiazka: Sladami Poppera: Zbiorowa obojetnosc i upadek spoleczny. Wydawnictwo nasze daje mozliwosc wypowiedzenia sie autorowi w ksiazce, wobec której trudno przejsc obojetnie. Prezentowane analizy ekonomiczne, ocena polskich re-form, wreszcie wnioski autora, wielu moga zaskoczyc lub szokowac, dla innych beda potwierdzeniem przypuszczen, ze cos w kierunkach naszych reform i dostosowania sie Polski do Europy jest nie tak.Prace te traktujemy jako kolejny, wazny glos w dyskusji o polskich sprawach.
A oto co pisze sam prof. K.Z. Poznanski. „Niniejsza ksiazka jest napisana od nowa praca zbudowana na sche-macie mojej poprzedniej ksiazki Wielki przekret. Kleska polskich reform. Minelo kilka miesiecy od ukazania sie tamtej ksiazki, mojej pierwszej publikacji po polsku od dwudziestu lat. Jej sukces byl dla mnie sporym zaskoczeniem. Obawialem sie, ze moja skrajnie krytyczna ocena zmian ustrojowych w gospodarce zrazi czytelników. Ksiaz-ke sprzedano jednak w niespotykanym - jak na ten gatu-nek - nakladzie dwudziestu kilku tysiecy egzemplarzy. Niestety nie znalazla ona uznania w glównych osrodkach opiniotwórczych, w tym akademickich. Odniesc mozna wrazenie, ze polscy naukowcy w zasadzie uznali ksiazke za niewygodna, gdyz przez cala dekade glosza pochwale reform, które ja opisalem jako kleske. Oczywiscie nie na-lezy zbyt duzo oczekiwac po jednej ksiazce, ale mozna sie pocieszyc, ze stala sie przynajmniej przedmiotem konwer-sacji w tych kregach. Ukazalo sie mnóstwo recenzji, tyle, ze wysokonakladowa prasa albo calkowicie przemilczala ksiazke albo odniosla sie do niej z wyjatkowa zjadliwoscia. Mialem tez kilka zaproszen do telewizyjnych oraz radio-wych dyskusji, które zawsze byly bardzo burzliwe. Spo-tkalem sie tez z mlodzieza studencka, glównie w Krako-wie i Warszawie. Dwukrotnie mialem okazje przedstawic swoje poglady poslom na zaproszenie Sejmu. Odebralem tez obszerna poczte elektroniczna od czytelników, którzy w wiekszosci zareagowali z duza troska na moja krytyke reform. Dla nich, biernosc osrodków wplywu czy samych wladz w sprawach poruszanych w ksiazce musi byc bardzo deprymujaca. Uleglem ich zachetom do dalszego penetro-wania tematyki polskich reform. Postanowilem przygotowac nowa prace, która pomija drugorzedne watki i propo-nuje równie krytyczna ocene obecnych przemian ustrojo-wych z nadzieja, ze spotka sie z nie mniejszym zaintereso-waniem. W tym celu musialem tez znalezc nowego wy-dawce, który obnizylby ogromnie wygórowana cene nalo-zona na poprzednia ksiazke. Ograniczony czas nie pozwo-lil mi na wykorzystanie w tej pracy wszystkich otrzyma-nych dotad uwag. Te uwagi, a takze zupelnie nowe mate-rialy na temat reform oraz stanu gospodarki, uwzgledniam w mojej najnowszej ksiazce, juz w polowie zakon-czonej. Nadalem jej tytul Ostatnie wybory: rozklad panstwa
WPROWADZENIE
Transformacja ustrojowa ruszyla szybko, tyle, ze równie szybko doszlo do katastrofy, najpierw w formie gwaltownej recesji, a potem póldarmowej wyprzedazy majatku na rzecz obcych inwestorów. Minelo raptem nieco wiecej niz dziesiec lat od chwili, gdy uwolniona od komunizmu Polska wpadla w obled re-form, których zadaniem mialo byc stworzenie kapitalizmu. Tylko w obledzie mozliwe bylo, zeby budujac „wyzszy" kapi-talizm, wdrozyc system, który nie dorównuje temu, co zosta-wil „nizszy" komunizm. Wsparte zarliwa propaganda, nieu-dane pomysly reform trafiaja do realizacji bez zadnych prób zastanawia sie nad ich katastrofalnymi konsekwencjami dla gospodarki.
Istote tych przemian ustrojowych najlepiej oddaje okre-slenie „wielki przekret", gdyz w trakcie próby budowy ka-pitalizmu po komunizmie doszlo do póldarmowej wyprze-dazy wiekszosci narodowego majatku obcym inwestorom. Ten konkretny aspekt zmian ustrojowych, które tocza sie wieloma torami naraz, jest najwazniejszy przy ocenie dzie-sieciolecia po upadku komunizmu. Dziesieciolecia, w którym nastapilo bezprecedensowe ogolocenie narodu z jego majatku. Popularna wsród kregów, które okreslaja sie jako liberal-ne, opinia, ze kapital sprzedano bardzo tanio i do tego w ob-ce rece, bo walila sie w gruzy pozostawiona przez komunizm gospodarka, jest niepowazna. Polska znalazla sie bowiem w glebokiej recesji nie przed reformami, ale dopiero gdy te reformy zostaly podjete, czyli po 1990 roku. Co wiecej, go-spodarka weszla w zapasc dokladnie, dlatego, ze panstwo porzucilo potrzeby produkcji na rzecz wyprzedazy majatku.
Do sprzedazy pozostajacego w gestii panstwa majatku na-rodowego prawie za darmo doszlo, dlatego, ze zagrozeni utrata swych posad decydenci mieli malo czasu na ukartowanie przetargów. W tym pospiechu, najbardziej przydatni okazali sie obcy nabywcy, bardziej dyskretni w dzialaniu i zasobni finansowo niz ich krajowi konkurenci. Sposród obcych inwe-storów wybrano z kolei tych, którzy byli sklonni do zaofero-wania najwyzszych tzw. prowizji w zamian za zanizone ceny.
Wiem, ze „przekret" to okreslenie z ulicy, takze moze ra-zic, ale mamy tutaj do czynienia z dzialaniami, które nie za-sluguja na bardziej wyszukany jezyk. Zreszta, slowo to we-szlo do powszechnego uzytku, kiedy zaczely sie obecne re-formy ustrojowe, miedzy innymi pod haslem wyplenienia afer ery komunistycznej. Ówczesne afery gospodarcze, na-wet potraktowane lacznie, nie umywaja sie jednak swoja skala do „przekretu" zwiazanego z dokonana prywatyzacja majatku panstwa.
Nie byle, jaki to przekret, w którym majatek banków i przemyslu jest uplynniany przez aparat panstwa za okolo dziesiec procent jego aktualnej wartosci. Pozostale dzie-wiecdziesiat procent wycieka oczywiscie do nabywców za granice, zamiast zasilic mocno wyglodzona gospodarke, która zostawil po sobie stagnacyjny komunizm. Na taka to ogromna strate narazono spoleczenstwo, zeby zainkasowac prowizje, stanowiace tylko maly ulamek wartosci sprywatyzowanego kapitalu. Równiez te dziesiec procent, które po „wielkim przekre-cic" trafia do budzetu panstwa, nie jest zuzywane na pomnazanie produkcyjnego majatku. W sferze budzetowej ma miejsce maly przekret, w wyniku, którego znaczna czesc przychodu przechwytywana jest na uzytek prywatny (np. na niebotyczne pensje zarzadów w ciagle jeszcze licznych pan-stwowych spólkach, jak równiez w niedawno zreformowa-nych lokalnych samorzadach czy tez w nowo powolanych kasach chorych).
Przyszlosc gospodarki wydaje sie nawet bardziej przy-gnebiajaca niz smutna terazniejszosc tej panicznej wyprze-dazy. Polska skazuje sie bowiem na coroczny wyciek zysków z kapitalu, które, obok plac za prace, stanowia glówny skla-dnik dochodu narodowego. Poniewaz zagraniczni wlascicie-le przejeli komunistyczne monopole, maja warunki do dyk-towania plac i wypompowywania zawyzonych w ten sposób zysków na skale nawet dziesieciu procent dochodu narodo-wego rocznie.
Lacznie, jednorazowe straty wynikle z niedoszacowania sprzedawanego majatku oraz ciagle straty z tytulu wyprowa-dzanych zysków, wielokrotnie przerastaja znikome prowizje zarobione przez decydentów na posrednictwie. Chodzi, wiec tutaj o „wielki przekret" nie tyle ze wzgledu na skale osobi-stych korzysci odniesionych przez mniejszosc decydujaca o sprzedazy majatku, ile ze wzgledu na rozmiary strat dla wy-laczonej z procesu decyzyjnego wiekszosci spoleczenstwa.
Pozbawiona zysków, naleznych teraz zagranicznym wla-scicielom, gospodarka staje sie kapitalistyczna, choc w kraju zostaja tylko dochody z pracy - czyli place. Z obcym kapita-lem i lokalna praca, Polska staje sie krajem, który niejako musi zyc z dnia na dzien, z „golej" pensji. Mozliwosci zaku-mulowania wlasnego kapitalu wylacznie w oparciu o zarobki pracownicze sa nikle i równie male sa szanse na wyrwanie sie z niefortunnej sytuacji, gdzie tylko praca jest wlasna. Dzis szukanie pracy w bankach i fabrykach przypomina migracje za chlebem we wlasnym kraju, gdyz wiekszosc ich jest zagraniczna wlasnoscia. Zatrudnieni w ten sposób staja sie jakby sezonowymi pracownikami nie w obcym kraju, ale we wlasnym. Przy normalnej emigracji zarobkowej, gdy je-dzie sie do zamoznego kraju jak np. Niemcy, mozna liczyc na wysokie place. Przy wewnetrznej migracji trzeba zadowolic sie niskimi, polskimi placami, moze nawet na zawsze.
Pierwszym wyraznym sygnalem, na jak niewiele moze li-czyc lokalna praca jest obecna, druga z rzedu od chwili upad-ku komunizmu, recesja gospodarcza. Jak widac, fakt, ze ma-jatek trwaly trafia glównie w obce rece, to nie uchronil Pol-ski od nowego wstrzasu, za który trzeba placic naglym wzro-stem bezrobocia oraz placowa stagnacja. Gdyby starannie policzyc to bezrobocie, wyszloby na to, ze co czwarty lub, co piaty Polak zdolny do pracy znalazl sie juz bez pracy, oraz przewaznie bez zadnego zasilku.
Mój jezyk znowu moze kogos razic, tym razem z tego powodu, ze traci innym zargonem, nie z ulicy, ale raczej z katedry, tym marksistowskim. Wszak krytykuje kapita-lizm, rozprawiajac o placach oraz zysku, czy o pracy oraz kapitale, jak to czynia w swych wywodach marksisci. Jest to jednak tylko czysto przypadkowa zbieznosc, gdyz mnie, ja-ko ekonomiste, nic nie laczylo z marksizmem ani wtedy, gdy byl on jeszcze bardzo modny, ani tez obecnie, gdy ra-czej wyszedl z mody.
Bedac z wyksztalcenia liberalnym ekonomista wierze w kapitalizm, tyle, ze budzi mój niepokój wylaniajacy sie w Polsce zalezny typ kapitalizmu bez wlasnych kapitalów i bez rodzimych kapitalistów, a wiec swego rodzaju - jak go nazywam - „niekompletny kapitalizm". Powinno byc oczywi-ste, ze jest to gleboki niepokój liberalnego ekonomisty, a nie marksisty, gdyz ten ostatni jest wrogiem zarówno kapitalu jak i kapitalistów, bez róznicy, zarówno wlasnych jak obcych. Nikt poza - wywodzaca sie z liberalizmu - szkola ewolu-cyjna, w której dokladnie miesci sie moje myslenie, z taka pasja nie podjal obrony kapitalizmu, równiez przed komuni-zmem, z jego idea gospodarki bez rynków i wlasnosci. Szcze-gólne zaslugi mial w tym Hayek (1944), wskazujac na prak-tyczna niemoznosc zrealizowania komunistycznego idealu. Schumpeter (1942) dowodzil z kolei, ze nawet gdyby komu-nizm dal sie urzeczywistnic, to niewatpliwie bylby to regres.
Moje okreslenie siebie mianem liberalnego ekonomisty moze zdziwic niektórych zadeklarowanych liberalów w Europie Wschodniej, w tym znaczna czesc polskiego sro-dowiska intelektualnego, gdzie nie wypada byc kims in-nym. Nie zgadzaja sie na zadna, nawet umiarkowana kry-tyke reform ustrojowych. Przeciwnie, egzaltuja sie swym, jak twierdza, wielkim triumfem w budowie kapitalizmu. Ponoc szczesliwie juz zakonczonej w wiekszosci krajów Europy Wschodniej.
Niewykluczone, ze ta róznica w ocenie wynika stad, ze ich liberalizm wywodzi sie nie z ewolucyjnej mysli, ale z nur-tu, który nazywa sie ekonomia neoklasyczna. Wedlug mnie, przyczyny tych rozbieznosci musza byc jednak inne, gdyz na-wet poslugujac sie neoklasycznymi kategoriami nie sposób przeoczyc ulomnosci polskiego „niekompletnego kapitali-zmu". To nie jest wcale sprawa tej czy innej tradycji liberal-nej a raczej ich niecheci do nazywania rzeczy po imieniu.
Liberalizm, w zadnej postaci, nie wyklucza krytycznego spojrzenia na kapitalizm, gdyz ma bardzo wyrazna wizje „dobrych" instytucji. Liberalizm stoi tak samo murem za rynkami, jak i przeciw „zlym" rynkom. Jest tez w pelni swia-dom tego, ze nie kazda wlasnosc prywatna jest z definicji „dobra". Podstawowym kryterium oceny jest stopien wol-nosci gospodarowania, której to wolnosci nie da sie nijak oderwac od swobody zawierania umów i od wlasnosci zaso-bów kapitalu. Liberalizm, w tym szkola ewolucyjna, zaklada, ze wolnosc nie wyczerpuje wymogów wlasciwie rozumianego kapitali-zmu; nalezy do nich tez pewien system moralny. Instytucje, takie jak rynek czy wlasnosc, nie sa bowiem darem natury, ale sa ludzkimi wynalazkami, tworzonymi w zgodzie z obo-wiazujacymi regulami moralnymi. Bedac produktem tych re-gul, otwarte rynki oraz prywatna wlasnosc, czyli kapitalizm, sa tym silniejsze, im solidniejsze sa te moralne podstawy.
Poniewaz zywotnosc kapitalizmu wyrasta z szerokiego zasiegu wlasnosci, zrozumiala jest liberalna - równiez mo-ralna - negacja feudalizmu, w którym kapital - ziemia - byl w rekach niewielu. Stad tez liberalne potepienie komuni-zmu, w którym liczy sie nie tyle wlasnosc ziemi, co raczej kontrola nad maszynami jako kapitalem. W warunkach agrarnego feudalizmu zakres wlasnosci kapitalu ogranicza sie do arystokracji, a w przemyslowym komunizmie do ka-dry partyjnej.
Jednoczesnie, ze wzgledu na taka waska baze posiadania, w obydwu tych systemach sila robocza znajduje sie w sytuacji faktycznego poddanstwa. Z racji ich szczególnej pozycji, tak feudalna arystokracja jak i komunistyczna partia, przypisuja sile robocza do miejsca pracy i narzucaja jej niekorzystne wa-runki wynagrodzenia. A zatem, mamy do czynienia z dwoma swego rodzaju formami poddanstwa, czy ekonomicznej za-leznosci; jedna jest tradycyjna, a druga nowoczesna.
Jesli sie przyjrzec Europie Wschodniej po komunizmie, to rodza sie watpliwosci, czy obecna zmiana ustrojowa to nie jest przypadkiem kolejna, obok komunizmu, nowocze-sna „droga do poddanstwa". Przez zamiane aparatu partii na obcych rezydentów, jako prawie wylacznych dysponen-tów kapitalu, nie poszerza sie waska baza wlasnosci. Nowi wlasciciele, z ich uprzywilejowana pozycja ekonomiczna, dalej moga dyktowac warunki zatrudnienia i wynagrodzenia lokalnej pracy. Komunizm obiecywal wolnosc, ale dal poddanstwo dla ogólu rzadzonych, podobnie jest z polskim postkomunizmem, tyle, ze z jedna kardynalna róznica. A to, dlatego, ze teraz - po utracie tytulu wlasnosci do wiekszosci zasobów -podcieta zostala baza wolnosci tak dla rzadzacych jak i rza-dzonych. Nie chodzi, wiec tylko o to, ze mamy do czynienia z inna droga do poddanstwa. W gre wchodzi, bowiem droga do wiekszego poddanstwa, co nadaje zupelnie inny wymiar klesce reform.
W kontekscie tych przemian wlasnosciowych moze nasu-nac sie jeszcze bardziej zatrwazajaca mysl, mianowicie, ze w „niekompletnym kapitalizmie" nie chodzi juz wcale o rela-cje poddanstwa miedzy dwoma odlamami obywateli narodu polskiego. Tu wchodza w gre relacje miedzy Polakami, wlasci-wie bez wlasnego kapitalu, oraz innymi narodami, które ten kapital w wiekszosci przejely. Istota przemian ustrojowych nie jest, wiec wcale uwolnienie narodu, ale jego zniewolenie.
Prawdziwe znaczenie tych zmian w gospodarce, w jej sy-stemie instytucji, bedzie dopiero w pelni docenione, kiedy chora gospodarka znajdzie juz wyraz w chorej polityce. Z go-spodarka glównie w rekach zagranicznych mozna oczekiwac, ze polityka tez przejdzie w rece zagraniczne, gdyz nie da sie oderwac polityki od gospodarki. Wtedy raczej trudny do ogarniecia fakt pozbawienia narodu jego kapitalu znajdzie juz przelozenie na bardziej namacalny bieg zycia politycznego.
Znajda sie, bowiem partie czy platformy, które przystosu-ja sie do odmienionej rzeczywistosci wiazac swój los z obcym kapitalem. Najlatwiej to przyjdzie tzw. liberalnym osrodkom, których dzialania pozwolily obcemu kapitalowi wykluczyc z gry polski kapital. Majac na mysli wszechobecny obcy ka-pital, wystapia na niby w obronie nieobecnego polskiego ka-pitalu. Dokladniej, w imie nieobecnej polskiej klasy kapitali-stycznej, beda zadac zdlawienia plac polskiej sily roboczej.
CZESC PIERWSZA
WYMYSLONY
POSTEP
Przejmowanie fabryk czy banków przez, zagranicznych wla-scicieli jest dzisiaj w swiecie czyms normalnym, ale nie sposób uznac za normalne przejmowanie calej gospodarki jakiegos kra-ju, a tym bardziej za póldarmo. Tak sie niestety stalo w Polsce, gdzie zamiast uratowac dla przyszlych pokolen to, co zostalo z komunizmu - zmarnowano ten spadek.
W zamian za niewy-górowane prowizje, wlasciwie napiwki, decydenci uplynnili ka-pital za ulamek jego prawdziwej wartosci. W ten sposób slaba gospodarczo Polska, cierpiaca na brak kapitalu, zostala w zasa-dzie pozbawiona wlasnego kapitalu. Nikt oczywiscie nie zdemontuje fabryk i banków by wywiezc je za granice. Dla co poniektórych stanowi to wystarczajacy powód, zeby nie martwic sie o przebieg polskiej prywatyzacji. Chyba nie zdaja sobie spra-wy, ze przez wyprzedaz tego majatku w obce rece nastapil maso-wy wywóz legalnych tytulów do przynaleznej im wlasnosci. Tym samym wywieziono prawa do przejmowania zysków, które przynosi sprzedany przez panstwo kapital. Moznaby sie ciagle po-cieszac, ze przez taka wyprzedaz sciagnieto bardziej doswiadczonych kapitalistów z zagranicy. Ale mozna bylo ich zdobyc w in-ny sposób, taki, który nie wykluczylby jednoczesnego stworzenia silnej wlasnej klasy kapitalistycznej. Gdyby obcy kapital naply-nal w formie budowy nowych fabryk czy zakladania nowych banków zagranicznych, Polska tez uzyskalaby dostep do wieksze-go doswiadczenia, jakie reprezentuja zagraniczni wlasciciele. Co wiecej, zamiast wyprzedawac zastany kapital obcym inwestorom uzyskano by dodatkowy kapital, nalezy przypuszczac, ze z tech-nika doskonalsza niz krajowa.
Panstwowy kapital moznaby wte-dy sprzedac rodzacej sie lokalnej
klasie kapitalistycznej, zeby ona zadbala o jego niezbedna techniczna
modernizacje. Sprzedajac kapital obcym oddano prawo do zysków jako waznej czesci
dochodu narodowego, za bardzo marne oplaty oraz bez jakiejs wiekszej nadziei na
trwale przyspieszenie produkcji przez jej dy-namiczna modernizacje. Nazwanie
tego porazka byloby zbyt la-godne, to jest wlasciwie katastrofa. W ten sposób po
komuni-stycznej katastrofie przyszla zaraz postkomunistyczna. Poprze-dnie
niepowodzenie gleboko wrylo sie w zbiorowa psychike lu-dzi, ale obecne dopiero
zaczyna powoli docierac do swiadomosci
polskiego
spoleczenstwa.
ROZDZIAL PIERWSZY
WYWLASZCZENIE NARODOWE
Wlasciwie zaden wazniejszy aspekt obecnej polskiej
transformacji ustrojowej nie zostal dotad poddany jakiejs rzetelnej analizie
ekonomicznej, bo jest to niestety prawie calkowicie „niema"
transformacja.
Poniewaz znajomosc faktów jest slaba,
malo kto sobie uswiadamia, ze skutkiem reform nie jest zwykly kapita-lizm. Jesli
przyjac za norme Europe Zachodnia, to stosunki wlasnosciowe w zreformowanej
Polsce sa zupelna dewiacja. Ci, którzy to dostrzegaja, sa zwykle zdania, ze
Polska nie miala innego wyjscia. Mówia tak zupelnie niepomni, ze to
zdyskredytowany dzisiaj marksizm uzasadnial bezsensowne systemowe koncepcje
odwolujac sie do przeróznych „histo-rycznych koniecznosci".
Niespelnione zamierzenia
Nie ma kapitalizmu bez prywatnej wlasnosci, wiec refor-my zaczely sie od dylematu, w jaki sposób w prywatne rece przekazac olbrzymi majatek panstwa; czy w drodze roz-dawnictwa obywatelom czy tez przez sprzedaz indywidual-nym inwestorom. Zwolennicy darmowej dystrybucji powoly-wali sie na brak prywatnych oszczednosci, z których mozna by oplacic zakup kapitalu. Na rzecz sprzedazy mial przemawiac fakt, ze tylko w ten sposób majatek trafi w najlepiej przygotowane rece.
Pomysly rozdawnictwa nie znalazly w Polsce wiekszego uznania wsród reformatorów. Wybrano rynkowy, jak sie wy-dawalo, wariant - sprzedazy bezposrednio lub przez tzw. oferte publiczna, czyli gielde. Tym kanalem mialy byc uplyn-niane wieksze obiekty, dla mniejszych otwarto tzw. likwida-cje przez ratalny wykup. Z mysla o stworzeniu warstwy kapi-talistycznej uznano, ze we wszystkich przypadkach glówny strumien akcji zostanie skierowany do inwestorów wewne-trznych.
Chociaz majatek panstwa mial byc sprzedany glównie kra-jowcom, to jednak, gdy ruszyla pierwsza transza, w latach 1990-1992, wiekszosc specjalnie wyselekcjonowanych obiek-tów trafila do zagranicznych wlascicieli. Podobno udzielono tych preferencji zagranicznym inwestorom, zeby przekonac obywateli do inwestycji. Byc moze manewr ten kogos z oby-wateli przekonal, tyle, ze sprzedaz w tym trybie dalej zostala skierowana prawie wylacznie w zagraniczne rece.
Dla scislosci, w latach 1990-1992, w procesie prywatyza-cji pojawily sie tez zalazki duzego krajowego kapitalu, sku-piajace producentów z róznych branz w tzw. holdingi. Nie wynikalo to z preferencji aktualnych wladz, ale raczej bylo konsekwencja procesów, które zaczely sie juz w ostatnim ro-ku rzadów Rakowskiego. Przez jakis czas krajowe holdingi wchlanialy nowe obiekty, ale w koncu same staly sie przedmiotem zagranicznych przejec (nawet tak dynamiczna grupa jak Elektrim).
Pod kontrole zagraniczna przeszly tez w koncu zasoby przekazane w 1995 r. na rzecz tzw. funduszy inwestycyjnych, wprowadzonych jako namiastka powszechnego rozdawnic-twa. Obywatele otrzymali równe certyfikaty, które musieli na-stepnie zamienic na udzialy w jednym z funduszy restruktury-zujacych przydzielone im przedsiebiorstwa. Po dwóch-trzech latach, fundusze skonsolidowaly te udzialy na tyle, by zaczac systematycznie wyprzedawac je zagranicznym inwestorom.
Efekty tej wielotorowej wyprzedazy, jesli chodzi o prze-mysl, daly o sobie znac juz w 1997 r., gdy obcy udzial wyniósl 15 procent. Prawdziwa lawina wyprzedazy ruszyla w roku 1999. Stalo sie tak glównie, dlatego, ze po raz pierwszy wysta-wiono do prywatyzacji sporo obiektów o bardzo duzej skali, polskie giganty. Na skutki nie trzeba bylo dlugo czekac, gdyz pod koniec 1999 r. udzial obcego kapitalu w przemysle prze-kroczyl 40 procent, a w 2000 r. doszedl do 50 procent.
Plany sprzedazy na najblizsze lata sa niemniej ambitne, maja pójsc resztki przejetej przez Francuzów telekomunikacji oraz energetyka, na która ochote maja zwlaszcza Niemcy. Nieprzerwanie szuka sie tez zagranicznych nabywców na hu-ty stali oraz kopalnie wegla. Udzial obcego kapitalu moze calkiem latwo dojsc do 60-70 procent przed rokiem 2003, gdy najprawdopodobniej nie zostanie juz nic waznego do prywatyzacji (moze tylko jeszcze panstwowe koleje).
Jesli chodzi o banki, to na poczatku reform byly one prak-tycznie wylaczone ze sprzedazy dla zagranicy; zmiana nastapi-la dopiero po sprzedazy Banku Slaskiego w 1994 r. W 1997 r., udzial sektora zagranicznego w bankowosci wciaz jeszcze wy-nosil ponizej 20 procent. Ale juz pod koniec 1999 r. kontrola zagraniczna banków, mierzac tzw. aktywami wyniosla 56 pro-cent, a biorac za podstawe obliczen tzw. kapital wlasny -65 procent, a obecnie, czyli w 2001 r., az 75 procent.
Wolniej odbywa sie przejmowanie sektora ubezpieczenio-wego, gdyz dopiero w 1999 r. sprzedano pierwsze udzialy pan-stwowego monopolisty, PZU. Ale, zanim doszlo do tej -wstrzasanej sporami - sprzedazy, udzial zagraniczny juz byl pokazny, przede wszystkim dzieki tworzeniu wlasnych sieci. Mozna szacowac, ze przed sprzedaza ten udzial byl w grani-cach 30 procent, tak, ze po prywatyzacji PZU podniósl sie on do 45 procent, z tym, ze lada moment moze sie dalej podniesc. Podczas gdy w finansach - ubezpieczeniach i bankowosci - pewna czesc obcych udzialów pochodzi z zakladania wla-snych sieci, w przemysle budowa zagranicznych fabryk pod klucz jest minimalna. Nawet w tak dynamicznej dziedzinie jak motoryzacja, powstala tylko jedna sredniej wielkosci wy-twórnia w Gliwicach, General Motors. Glówny producent, wloski Fiat, poprzestal na modernizacji Tych, a zbankruto-wany Daewoo pozostawil na wpól rozgrzebany Zeran.
Owszem, naplynely z zagranicy spore „swieze" inwestycje do Polski, ale glównie w sektorze handlu. Skala ich jest taka, ze gwaltownie rugowana jest lokalna siec handlu detaliczne-go, która przetrwala nawet czasy komunizmu. Jak dotad, za-graniczni inwestorzy interesuja sie glównie supermarketami, które juz w tej chwili zapewniaja im okolo 25 procent calych obrotów. Przy obecnym tempie, handel zostanie niedlugo zdominowany przez zagranice tak jak przemysl czy finanse.
Tlo regionalne
Patrzac na reszte Europy Wschodniej, rzucaja sie w oczy Wegry,
najbardziej zaawansowane w wyprzedazy zagra-nicznej. W 1999 r. zagranica miala
pod swoja kontrola 70 procent sektora bankowego, czyli cala jego finansowo
zdro-wa czesc (Zalacznik 1). W przemysle udzial ten tez byl juz wtedy w 70
procentach zagraniczny, przy czym znowu poza zasiegiem obcych inwestorów
znalazly sie zaklady borykaja-ce sie z trudnosciami - utrzymywane przy zyciu
przez budzet. Sciezke szybkiej wyprzedazy za granice przyjely tez byle republiki
baltyckie, w tym zwlaszcza Estonia, gdzie udzial obcego kapitalu jest bliski 80
procent, tak w przemysle, jak i w bankach.
W innych
krajach baltyckich - Lotwie i Litwie - udzial ten w przemysle jest nizszy, ale w
sektorze bankowym sytuacja jest podobna (przy czym wiekszosc kapitalu bankowego
w tych trzech krajach zostala przejeta przez dwa szwedzkie banki, niedawno
zreszta polaczone w jeden bank).
W krajach, w których prywatyzacje oparto na kupono-wym rozdawnictwie, przejmowanie zasobów przez zagranice okazalo sie wolniejsze. Tak sie stalo w Czechach, choc zaso-by przekazane na bezplatny rozdzial obywatelom równaly sie wartosciowo tym wystawionym na sprzedaz. Mimo tych po-czatkowych komplikacji, w 1999 r. obcy kapital kontrolowal 35 procent przemyslu oraz 45 procent bankowosci, gdzie udzial ten nagle podniósl sie do 65 procent w 2001 r.
W Rosji, gdzie przyjeto za wzór czeski program, fabryki oraz banki zostaly przejete glównie przez kierownictwo oraz zalogi, nie zostawiajac nic dla wiekszosci obywateli. Glówna czesc kapitalów zostala nastepnie wyprowadzona by zasilic biznesy krajowych tzw. oligarchów, wywodzacych sie z daw-nej nomenklatury. Oligarchia musiala, choc tylko czesciowo, wesprzec sie na zagranicy ze wzgledu na nielegalny charakter bardzo wielu operacji (np. prania pieniedzy).
Gdy w Rosji wylonil sie swego rodzaju „nomenklaturowy kapitalizm", w Bulgarii czy Rumunii - ale równiez na Ukrai-nie - byla nomenklatura przejsciowo utrzymala kontrole produkcji, ale bez prawa wlasnosci. Slabsza od swych rosyj-skich odpowiedników, nomenklatura takze musiala ulec - od dwóch lat zaczela sie wyprzedaz. W Bulgarii i Rumunii, wiekszosc banków jest juz przejeta przez zagranice, a na Ukrainie, obcy, glównie Rosjanie, wykupuja przemysl, zwla-szcza ciezki.
Szczególnie trudny, jesli chodzi o zagraniczne przejecia okazal sie wariant przyjety w bylej Jugoslawii, gdzie postano-wiono zmienic tzw. samorzadowy model przez sprzedaz ak-cji pracownikom. Widac to w Serbii, gdzie dotad wlasciwie brak obcego kapitalu, a akcje znalazly sie przewaznie w rekach zalóg i dyrekcji. Z kolei, w Slowenii, gdzie prywatyzacja zostala wlasciwie zakonczona, udzial zagranicy w przemysle jest w granicach 15 procent, a w bankach - 10 procent.
Chorwacja oraz Bosnia, stanowia przyklad gdzie zalamal sie ten
samorzadowy model. Jesli chodzi
o sama Bosnie, to w
wyniku wojny stala sie ona miedzynarodowym protekto-ratem, w ramach, którego
dano preferencje zagranicznym nabywcom, glównie w górnictwie. Podobnie stalo sie
w Kosowie, a Serbia, jako przedmiot ataku, omal nie podzielila losu swej
prowincji. To moze zabrzmiec drastycznie, ale tworzenie protektoratów jawi sie
jako alternatywna metoda prywatyzacji.
Najbardziej trudny dla inwestorów zagranicznych okazal sie model Chin, gdzie po prostu nie doszlo do prywatyzacji. Chiny uczynily swoja gospodarke nie mniej prywatna niz Eu-ropa Wschodnia, prawie wylacznie przez zezwolenie wla-snym obywatelom na otwieranie biznesów. Te biznesy okaza-ly sie tak prezne, ze zupelnie przycmily sektor publiczny, który utrzymano w duzym stopniu z pomoca zagraniczna, gdyz glównie tam zezwolono na zagraniczne inwestycje.
Wariant budowy kapitalizmu bez prywatyzacji byl dostep-ny dla Polski jak i dla reszty Europy Wschodniej. Zadne czynniki ekonomiczne teoretycznie nie przemawialy za tym, ze tylko Chiny mogly pójsc ta droga. Na pewno nie ma to nic wspólnego z tym, ze Chiny sa wielkie a Polska, czy inne gospodarki regionu, male. Chetnie uzywaja tego argumentu polscy tzw. liberalowie, choc oczywiscie w ekonomii liberal-nej nie ma osobnych teorii dla malych i duzych gospodarek.
Wysuwa sie tez argument, ze Chiny sa inne, gdyz nie przechodza politycznej transformacji. Ciagle dziala tutaj mo-nopartia, nikt tez o nic nie pyta rzadzonych. Tyle, ze w Euro-pie Wschodniej tez nie doszlo do referendum w sprawie pry-watyzacji, a zwlaszcza wyprzedazy za granice. Co wiecej, w odróznieniu od Polski czy Czech wladze chinskie nie staraly sie narzucic doktrynerskich programów. Mniej demokra-tyczne Chiny wybraly, wiec bardziej demokratyczna droge re-form ekonomicznych.
Reszta swiata
Wychodzac poza swiat bylego komunizmu, mozna zaczac od gospodarki Irlandii, która stanowi ulubiony przyklad tzw. liberalów. Ich zdaniem, wyjatkowo szybko rozwijajaca sie Irlandia to dowód na to, ze strategia wyprzedazy zagranice jest najbardziej racjonalna dla kraju, który, jak Polska, startu-je do kapitalizmu z powaznym opóznieniem. W Irlandii 40 procent kapitalu przemyslowego jest obecnie w rekach zagra-nicznych, a w bankach ten udzial wynosi nawet 50 procent.
Gdyby jednak przyjrzec sie sredniej dla calej Unii Euro-pejskiej, to obraz ten wyglada zupelnie inaczej. Udzial obce-go kapitalu w przemysle nie wykracza poza 15 procent (w Niemczech jest on ponizej 10 procent). W bankach sta-nowi on srednio tylko 13 procent (ale w Austrii - 4 procent, a w Niemczech niewiele wiecej). W Hiszpanii oraz Portuga-lii, bardziej zblizonych gospodarczo do poziomu rozwoju Europy Wschodniej, udzial zagraniczny w bankach wynosi ponizej 15 procent.
Jeszcze wiekszy kontrast mozna dostrzec w niebankowych finansach, jak np. w ubezpieczeniach. W krajach unij-nych w ubezpieczeniach dominuje wlasny kapital, czesto pu-bliczny. W Europie Wschodniej, w tym równiez w Polsce, bez najmniejszych przeszkód wpuszcza sie obcy kapital do tego sektora. Wegry zdolaly juz calkowicie pozbyc sie wlasnych ubezpieczen, a Czechy wlasnie sprzedaly obcemu inwestoro-wi swego panstwowego monopoliste ubezpieczeniowego.
Prawdziwym ewenementem jest rynek emerytalny, który w Europie Zachodniej opiera sie glównie na panstwowych systemach skladkowych. W Europie Wschodniej podobny system zastepowany jest przez tzw. chilijski model, w którym prywatne - otwarte - fundusze emerytalne inwestuja wplaty. Tak sie stalo w Estonii, na Wegrzech, a ostatnio - w Polsce, przy czym we wszystkich przypadkach nowo tworzone fun-dusze sa glównie pod kontrola zagranicznych inwestorów.
Tak wysokiej penetracji gospodarki przez obcy kapital nie tylko nie mozna spotkac w Europie Zachodniej, ale nigdzie prywatyzacja nie zostala skazana na zagranicznych inwesto-rów. Nie zostala skazana z pewnoscia w Austrii, gdzie w trak-cie zaczetej w koncu lat 60-tych masowej prywatyzacji zaden znaczacy zaklad czy bank nie zostal sprzedany zagranicznym nabywcom. Podobnie w Wielkiej Brytanii, na której to przy-kladzie ponoc oparli sie dzielni polscy reformatorzy.
Prawie bez wyjatku, obcy kapital musial budowac obiek-ty i sieci od podstaw, takze w Irlandii, gdzie, jak podalem, obcy udzial wlasnosciowy w bankowosci jest bardzo wysoki, tyle, ze zagraniczne banki powstaly prawie wylacznie z no-wych inwestycji. Stare irlandzkie, w sensie wlasnosci, banki dalej, wiec obracaja glównie lokalnymi oszczednosciami, na-tomiast naplywowe zagraniczne instytucje finansowe pracuja glównie na wkladach, które naplywaja z zagranicy.
W sredniorozwinietej, podobnie jak Polska, Turcji, obcy kapital tez kierowany jest nie na wykup, ale glównie w budo-we nowych obiektów. Przez ostatnich dziesiec lat tureccy in-westorzy nabyli 85 procent prywatyzowanego majatku. Sko-rzystaly zwlaszcza rodzinne konglomeraty, laczace produkcje i sprzedaz z finansami. Daje to im kontrole nad cala gospo-darka do tego stopnia, ze sa w stanie dosyc skutecznie tamo-wac ewentualna inwazje zagranicznego kapitalu.
Jesli chodzi o pozaeuropejskie kraje sredniorozwiniete to sytuacja w Europie Wschodniej rózni sie tez od krajów Azji Wschodniej. W Korei Poludniowej udzial obcego kapitalu w przemysle czy bankach nie przekracza 5 procent. Podobnie jak na Tajwanie, gdzie np. w bankach jest 4 procent ob-cego kapitalu, a blisko 60 procent nalezy ciagle do panstwa. W Malezji rola obcego kapitalu w bankach jest wieksza - na poziomie 17 procent, a najwyzsza chyba na Filipinach -35 procent.
Trendy, widoczne w Europie Wschodniej, sa natomiast bardzo zblizone do zmian w Ameryce Lacinskiej, gdzie od lat trwa masowa prywatyzacja, w tym w bankowosci. Np. w Brazylii, w wyniku prywatyzacji, obcy udzial wynosi na ra-zie 15 procent, ale rosnie; w Meksyku jest on bliski 35 pro-cent, podobnie zreszta jak w Chile. W Argentynie odpowie-dni udzial osiagnal juz 40 procent, a w Wenezueli, ostatnio, zaledwie po dwóch latach prywatyzacji banków, az 55 pro-cent.
Silne podobienstwa mozna tez znalezc w sferze ubezpieczeniowej, oraz w dziedzinie emerytur. Dotyczy to zwlaszcza Chile, gdzie 50-60 procent zasobów funduszy jest kontrolo-wane przez zagranicznych udzialowców, przy czym narzuty za obsluge premii siegaja 25 procent. Zagraniczny kapital ma kontrole nad 30 procentami rynku emerytalnego w Ameryce Lacinskiej (wiekszosc tych srodków pozostaje przy tym w ge-stii jednego banku amerykanskiego, czyli Citibanku).
Wybierajac sprzedaz wiekszosci wlasnych kapitalów zagranicznym inwestorom, Polska nie zblizyla sie bynajmniej do Europy Zachodniej, choc taki byl zamiar. Weszla nato-miast na droge, na której znalazly sie kraje Ameryki Lacin-skiej, gdzie, jak widac, prywatyzacja - choc wolniej - prowa-dzi glównie do obcych przejec. W ten sposób, mozna powie-dziec, nastepuje nie tyle oczekiwana „europeizacja" polskie-go kapitalizmu, ale jego swoista „latynizacja".
Podsumowanie
Obraz, który sie wylania z miedzynarodowych porównan podwaza rozpowszechniony poglad, ze Polska przyjela jedyna dostepna droge zmian wlasnosciowych. To, co sie sta-lo nie bylo zadna historyczna koniecznoscia w tym sensie, ze zadne teoretyczne rozwiazanie z wyjatkiem przyspieszonej, masowej prywatyzacji opartej na wyprzedazy wiekszosci ma-jatku za granice nie dawalo nadziei na stworzenie dynamicz-nej gospodarki, w której rosnie ogólny dobrobyt.
Na to, ze ten szeroko przyjety poglad jest mitem - nazwij-my go mitem nieuchronnosci - wskazuje chociazby fakt, ze wsród bylych komunistycznych krajów Slowenia, zamiast prywatyzacyjnego wynarodowienia, wybrala wariant narodo-wej prywatyzacji. Choc zwolennicy masowej wyprzedazy ma-jatku za granice bardzo krzywia sie na porównania z China-mi, przyklad budujacych kapitalizm Chin równiez dowodzi, ze, chocby teoretycznie, istnial jeszcze inny wybór.
Jedyny wspólczesny model budowy kapitalizmu, który sie naprawde sprawdzil wsród sredniorozwinietych krajów przy-jela dotad Azja Wschodnia. W zadnym zas razie Ameryka Lacinska, która przesladuja niepowodzenia. To, ze w Azji Wschodniej kapital pozostal wlasny a w Ameryce Lacinskiej wlasnie trwa jego radykalna wyprzedaz na rzecz zagranicy, moze sugerowac, ze przyjmujac „latynoski" wariant, Polska zeszla byc moze na prawdziwe gospodarcze bezdroza.
Ta „latynoska" sciezka reform nie moze byc dla Polski optymalna, nawet gdyby przyjac, ze to jest przejsciowa faza, w której spoleczenstwo ma sie nauczyc kapitalizmu od ob-cych. Trudno jest bowiem zrozumiec jak ma sie ono nauczyc byc kapitalistami bez wlasnego kapitalu, czy to nie jest jak lekcja plywania bez wody. Wyglada, wiec na to, ze nie chodzi o jakas faze przejsciowa, ale raczej o bardzo trwala sytuacje. I jako taka trzeba tez ja chyba dzisiaj oceniac.
ROZDZIAL DRUGI
SPRZENIEWIERZONY MAJATEK
Wielu ekonomistów nalegalo, aby majatek panstwa rozdac równo
obywatelom, którzy go stworzyli, ale zamiast tego, niejako w imieniu obywateli,
panstwo w istocie rozdalo caly ten majatek cudzoziemcom.
Skoro zagranicy sprzedawany jest wspólnie wytworzony majatek, jego
wycena powinna byc znana publicznie, ale nie jest. Ciagle malo, kogo ten fakt
oburza, gdyz przyjal sie poglad, ze komunizm zostawil zlom. Cena nie jest wazna,
wazne jest to, by malo warte fabryki i banki oddac w dobre rece. Bez wzgledu na
to, jaka jest prawda, nalezy jednak zba-dac jak wyceniono narodowy majatek.
Poniewaz chodzi o zbiorowe wywlaszczenie, kalkulacje te nazywam „rachun-kiem
wywlaszczenia".
Szok cenowy
Proponuje zaczac od zapoznania sie z przychodem za sprzedany majatek panstwa, bo takie dane sa latwo do-stepne z budzetu panstwa. Za caly okres 1990-1999, gdy sprzedano mniej wiecej polowe sektora przemyslowo-bankowego, wplynelo okolo 9-11,5 miliardów dolarów. Nalezy, wiec przyjac, ze w momencie zakonczenia procesu prywaty-zacji, powiedzmy w roku 2004, przychód z prywatyzacji w najlepszym razie ulegnie podwojeniu do lacznej sumy rów-nej 18-23 miliardów dolarów.
Mozna by powiekszyc strone wplywów, gdyz zagraniczni inwestorzy pozyskuja kapital nie tylko od panstwa, ale tez z zakupów gieldowych, czy z zamiany dlugów. Nalezaloby wtedy jednak odjac koncesje panstwa na rzecz obcych na-bywców (np. ulgi podatkowe, czy wylaczenia celne). Nikt nigdy nie zadal sobie trudu, zeby wyszacowac wartosc tych zachet finansowych, choc nie mozna wykluczyc, ze moga one z uplywem lat dorównac wplywom ze sprzedazy majatku za-granicy.
Trzymajmy sie jednak tej sumy 18-23 miliardów, która zostanie uzyskana z wyprzedazy, i zastanówmy sie czy suma ta moze byc adekwatna do wartosci kapitalu. Poniewaz kapi-tal powstaje z nieskonsumowanej czesci dochodu narodowe-go, czyli z oszczednosci, najlepiej jest porównac ten przy-chód z rocznymi oszczednosciami. Stanowia one 20 procent dochodu narodowego, np. w 1998 r., przy dochodzie ok. 160 miliardów dolarów, wyniosly 32 miliardy dolarów.
Wynikaloby stad, ze polski majatek sprzedawany jest za mniej niz roczne oszczednosci. Przy takiej cenie, Polacy mo-gliby kupic swój dotad „wlasny" kapital stosunkowo malym wysilkiem, bo roczne oszczedzanie 20 procent dochodów to nie jest nieslychane wyrzeczenie. Zeby te oszczednosci trafi-ly do faktycznych nabywców kapitalu, potrzebne byloby po-srednictwo banków, ale nawet niewydolne banki, moglyby z pewnoscia zrobic to wszystko w ciagu - powiedzmy -dwóch, trzech lat.
Gdyby ktos mial nadal watpliwosci, ze majatek sprzeda-wany jest za smiesznie niskie ceny proponuje, zeby sie zasta-nowil co by bylo gdyby np. Austria zaoferowala swoje banki i fabryki Polsce za ekwiwalent swoich rocznych oszczedno-sci. Skoro jej gospodarka jest dwa razy wieksza od polskiej, Polska moglaby, na polskich warunkach, za swoje dwuletnie oszczednosci, wykupic austriacki przemysl i banki, przy czym, nie bylby to juz jakis ewentualny komunistyczny szmelc. Powyzsza operacja bylaby absurdalna, gdyz przy wla-sciwej - rynkowej - wycenie, nie mozna by kupic Polskich banków/fabryk za roczne oszczednosci, ani tych w Austrii za dwuletnie. Stworzenie kapitalu, w kazdym przypadku, wy-magalo wykorzystania wieloletnich oszczednosci. Gdyby przyjac, ze zbudowanie polskiego kapitalu wymagalo inwe-stowania narodowych oszczednosci przez dziesiec lat, to wypadloby, ze jest on sprzedawany za 10 procent prawdziwej wartosci.
To wyliczenie, choc przyblizone, wlasciwie powinno wy-starczyc, ale mozna siegnac do innej - bardziej dokladnej -metody, przez wykorzystanie koncepcji tzw. wspólczynnika kapitalochlonnosci. Okresla on liczbe jednostek kapitalu niezbedna do wytworzenia jednej jednostki dochodu narodowego rocznie. W przemysle z reguly wynosi on trzy lub cztery, czyli ze potrzeba trzech badz czterech dolarów kapi-talu, by rocznie wytworzyc jednego dolara dochodu naro-dowego.
Przyjmijmy, ze wspólczynnik kapitalochlonnosci w ban-kowosci jest taki jak w przemysle, oraz, ze te dwa sektory daja polowe rocznego dochodu Polski, a wiec polowe 160 miliardów dolarów, czyli 80 miliardów dolarów. Gdyby przy-jac wspólczynnik równy 3/1, wtedy, by rocznie wyproduko-wac taka wartosc, sektory te musialyby dysponowac majat-kiem wartym trzy razy wiecej, czyli 240 miliardów dolarów, albo 360 miliardów dolarów, gdyby przyjac wspólczynnik 4/1 (Zalacznik 2).Chcialbym tutaj przypomniec, ze identyczne zalozenia przyjeli Niemcy Zachodni, kiedy zabrali sie do prywatyzacji majatku Niemiec Wschodnich. Stosujac wspólczynnik 3/1 ustali, ze pozostawiony przez komunizm zasób wart byl 320 miliardów dolarów, czyli zblizony byl do tego, który wyliczy-lem dla Polski. Ma to sens, gdyz dochód narodowy obu go- spodarek, mimo duzej róznicy w poziomie ich populacji, byl bardzo zblizony w momencie, gdy upadal w nich system komunizmu.
W kontekscie mojej analizy calkiem jalowe jest zastana-wianie sie, w jakim stopniu majatek Polski, czy Niemiec Wschodnich, byl fizycznie zuzyty. Faktem jest, ze zwlaszcza w Polsce, w wyniku zalamania inwestycyjnego w koncówce komunizmu, kapital trwaly - w tym maszyny - byl bardzo zuzyty fizycznie. Zastosowany tutaj wspólczynnik wartosci kapitalu przypadajacy na jednostke dochodu narodowego, odnosi sie jednakowoz nie do zuzytego, ale do niezuzytego kapitalu.
Teraz mozna juz blizej ustalic, jaki okres oszczedzania byl niezbedny dla stworzenia kapitalu, który zostawil komu-nizm. Wystarczy podzielic faktyczna wartosc kapitalu, 240-360 miliardów dolarów przez roczne oszczednosci wy-noszace 32 miliardy dolarów. Wypada, ze taki zasób kapita-lu wymagalaby 7,5 albo nawet 11 lat oszczedzania. Wynika-loby wiec stad, ze kapital polskich banków i fabryk idzie za granice za okolo 9-12 procent jego faktycznej wartosci.
Wieczny wyciek
Nie wystarczy zbadac sam sposób wyceny sprzedawane-go majatku, gdyz ze sprzedaza wiaze sie jednoczesnie przekazanie tytulu do wywozu dochodów z kapitalu. Ci, którym nie przeszkadza wyprzedaz dowodza, ze taki wywóz jest nierealny, gdyz inwestorzy beda reinwestowac dochody. Ale nawet gdyby gospodarka byla wyjatkowo atrakcyjna, odplyw taki jest nieunikniony, gdyz w realnym swiecie pienia-dze inwestuje sie nie po to zeby inwestowac, ale takze zeby konsumowac.
Aby rachunek wywlaszczenia byl pelny nalezaloby uwzglednic odplyw glównej formy dochodów z kapitalu -zysków, jak równiez tzw. rent, które powstaja, gdy rynki sa niedoskonale. Prawda jest, bowiem taka, ze choc rynki za-stapily plany, zachowana zostala ogromna monopolizacja gospodarki. Zagraniczni inwestorzy nabyli nie tylko pan-stwowy kapital, ale przejeli jednoczesnie pozycje monopoli-styczne, oraz zwiazane z nimi renty, które nalezaly kiedys do partii/panstwa.
Panstwo, jako druga obok rynku glówna instytucja, tez jest niedoskonale, otwierajac kolejne mozliwosci osiagania rent. Dowodem na obecnosc tych, nazwijmy je, panstwo-wych rent moze byc dopiero, co przeprowadzona analiza zdyskontowanej sprzedazy majatku zagranicznym inwesto-rom. Albowiem, gdyby sie blizej zastanowic, finansowe ko-rzysci, jakie zagraniczni nabywcy odniesli na skutek pan-stwowego „upustu" cenowego, to tez rodzaj monopolistycz-nej renty.
W ostatecznym rachunku zródlem rent - czy to rynko-wych, czy panstwowych - sa place. W przypadku tych ryn-kowych, place sa np. drenowane przez wygórowane ceny narzucane przez monopolistów. W przypadku rent panstwo-wych równiez cierpia place, gdyz nie placac podatków, badz zawyzajac koszty wykonawstwa w ramach zamówien rzado-wych, ci sami monopolisci uszczuplaja srodki na uzupelnie-nie plac (np. w formie bezplatnego lecznictwa, czy ogólne-go szkolnictwa).
Poniewaz nie mozna liczyc na to, ze zyski/renty beda sta-le reinwestowane w kraju, panstwo mogloby próbowac za-blokowac odplyw dochodów za granice. To prawda, ze ist-nieje taka teoretyczna mozliwosc, gdyz zagraniczne firmy ze wzgledu na swa lokalizacje podlegaja miejscowej legislacji. Ale przeciez nie mozna traktowac tej mozliwosci serio, gdy panstwo wlasnie dowiodlo póldarmowa sprzedaza majatku, ze wcale nie liczy sie z potrzebami narodowej gospodarki.
Zreszta dominujaca pozycja obcego kapitalu pozwala mu na „szantaz gospodarczy" panstwa, a na dodatek kapital ten jest bardzo trudny do kontrolowania. Z latwoscia moze on wyprowadzac swoje zyski/renty chocby przez manipulacje w handlu zagranicznym, który juz dzisiaj jest w 2/3 w obcych rekach. Robi sie to przez tzw. ceny transferowe (zawyzajac ceny swych dostaw importowych z wlasnych filii oraz zaniza-jac ceny opartego o ten przywóz eksportu do tychze filii).
Inna mozliwosc niewidzialnego wywozu stwarzaja zagra-niczne banki. Ze wzgledu na ciagle bardzo „drogi" krajowy kredyt, banki te przechwytuja zyski/renty z reszty gospodar-ki. Stad moze fakt, ze w ostatnich latach realna wartosc giel-dowa spólek przemyslowych malala, a bankowych rosla. Wy-wóz tych przychodów jest mozliwy przez ukartowane trans-akcje miedzy polskimi a zagranicznymi bankami-matkami, wykazujacymi zawyzone, albo nieistniejace, koszty wlasne.
Zeby sie zorientowac, o jakim wycieku mówimy, mozna przyjac, ze czyste zyski to 10 procent dochodu narodowego. Skoro banki i przemysl daja polowe dochodu, przypada na nie polowa zysków, czyli 5 procent dochodu narodowego. Zagraniczni inwestorzy zdobyli tytul do tych 5 procent, a wraz z rentami moze lacznie nawet do 10 procent. Przy 160 miliardach dolarów dochodu narodowego, chodzi o po-tencjalna sume rzedu 16 miliardów dolarów - sume rosnaca wraz z gospodarka.
Juz dzisiaj, w polowie drogi do pelnej wyprzedazy, dre-naz zysków z Polski (nie uwzgledniajac rent) mozna szaco-wac na 2-3 miliardy dolarów (Rutkowski 2001). Jest to bar-dzo realistyczna ocena, gdyz na Wegrzech, z jedna trzecia polskiego dochodu narodowego, w 1998 r. z tytulu repatriacji dochodów z zagranicznego kapitalu, bilans platniczy po-gorszyl sie o 1.5 miliarda dolarów. W zwiazku z tym, rzad wegierski zostal zmuszony do zaciagania kredytów, oczywi-scie zagranicznych.
Ten odplyw zysków/rent jest przy tym jednokierunkowy, gdyz Polska, podobnie jak Wegry, nie tworzy za granica wiek-szych zasobów kapitalowych. W 1998 r. Europa Wschodnia wydala zaledwie 1/4 miliardów dolarów na zakup kapitalu za-granica, oczywiscie bez zadnego dyskonta. To jest nic w relacji do sprzedazy, gdyz w tymze roku region sprzedal kapital wart 54-63 miliardy dolarów ze srednim dyskontem na poziomie dziewiecdziesiat procent za ok. 5-6 miliardów dolarów.
Zupelnie inna jest sytuacja w Europie Zachodniej, gdzie nawet slabiej rozwinieta Hiszpania zaczela wlasnie wykazy-wac dodatni bilans kapitalowy, glównie przez inwestycje w Ameryce Lacinskiej. Niedawno sprywatyzowana hiszpan-ska Telefonica przystapila tam do akwizycji za 27 miliardów dolarów. Za ta sume moglaby ona „kupic" Polske, choc cho-dzi tylko o jedna firme, której biznes nie tak dawno byl tyl-ko pare razy wiekszy od jej prywatyzowanego polskiego od-powiednika.
Jalowa machinacja
Zeby dokonczyc „rachunek wywlaszczenia", nalezaloby sie jeszcze zastanowic, czy w zamian za wyzbycie sie zy-sków/rent Polska skorzysta z wyzszej wydajnosci kapitalu. Mozna zalozyc, ze zagraniczni kapitalisci sa lepiej przygoto-wani do uzytkowania kapitalu. Ale po to, zeby wyprzedaz miala sens, te ewentualne korzysci w formie wyzszej wydaj-nosci musialyby dac efekt produkcyjny wiekszy od lacznych strat na darmowej wyprzedazy kapitalu oraz rocznym drenazu zysków/rent.
Pobiezna analiza sugeruje, ze jest malo prawdopodobne, zeby korzysci z wydajnosci usprawiedliwily masowa wyprze-daz obcym, gdyz nie widac jakiegos skoku w inwestycjach. Tylko wtedy jednak moglaby nastapic niezbedna poprawa wydajnosci, gdyz lepsza technike wdraza sie glównie przez inwestycje. Nie widac tez, zeby inwestycje szly do dziedzin, gdzie koncentruja sie zmiany techniczne; odwrotnie czesto ma miejsce likwidacja nowoczesnych dziedzin produkcji, np. elektroniki.
Kto wie, czy wejscie obcego kapitalu nie doprowadzi do trwalego cofniecia technicznego, gdyz malejacy wysilek in-westycyjny prowadzi do upadku tzw. zaplecza badawczego. Gwaltownie spadla liczba naukowców oraz wysokosc nakla-dów, czego wyrazem jest spadek liczby krajowych patentów. Liczba zgloszonych do opatentowania wynalazków spadla z 4100 w 1990 r. do 2800 w 1995 r., o jedna trzecia (na Wegrzech ta liczba spadla w 1990-1995 z 2300 do 1100, czyli o ponad polowe).
Dobitny jest przyklad ABB (Hofheinz 1994), która ku-pila 58 fabryk silników w Europie Wschodniej, w tym pra-wie wszystko, co mialy Polska i Czechy. Nie odnowiono produkcji, wystarczyla reorganizacja, na która wydano -glównie w formie wynagrodzen dla wlasnych kierowników - 300 milionów dolarów, czyli ok. 20 milionów dolarów na jedna nabyta fabryke. Polski potentat Zamech, byly rywal, stal sie podrzedna baza, prawie bez samodzielnych linii produkcyjnych.
Te informacje to oczywiscie zbyt malo, zeby formulowac solidne wnioski na temat efektów wyprzedazy majatku, za-cznijmy wiec kolejny etap „rachunku wywlaszczenia". Mia-nowicie, spróbujmy ustalic, gdzie znalazlaby sie gospodarka, gdyby w ogóle nie doszlo do prywatyzacji a utrzymalby sie trend w produkcji widoczny w koncówce komunizmu, czyli za Jaruzelskiego, pozostawiajac na boku kwestie ewentualnych róznic w strukturze produkcji (tj. jakosci i asortymentu wyrobów).
Dla polskich tzw. liberalów takie sieganie do przeszlosci jest nie do pomyslenia, gdyz ich zdaniem gdyby nie ostatnie reformy rynkowe, nastapilby w Polsce istny koniec swiata. Nie ma jednak dowodu na to, ze grozila apokalipsa. Z pew-noscia produkcja moglaby dalej rosnac 4 procent jak w la-tach 1983-1989. Przyjmujac 4 procent, zaczynajac od punk-tu gdy gospodarka dzwignela sie juz z kryzysu lat 1990-1992, wpadloby, ze w 2004 r. dochód narodowy wy-nióslby okolo 190 miliardów dolarów. A gdzie bylaby Polska, gdyby nic nie stracila na sprzedazy majatku z 90-procento-wym dyskontem. Przyjmujac za podstawe 240 miliardów do-larów faktycznej wartosci kapitalu, ta strata wynosi 216 mi-liardów dolarów. Gdyby cala ta suma zostala zainwestowana, przy wspólczynniku kapitalochlonnosci 3/1, dochód narodowy podnióslby sie o jedna trzecia, czyli o okolo 72 miliardy dolarów. Mielibysmy, wiec w 2004 r. nie 190 ale raczej 262 miliardów dolarów dochodu narodowego.
Wyzsza wydajnosc musialaby, wiec zapewnic przynaj-mniej ten sam poziomu dochodu narodowego, a takze do-datkowy przyrost wyrównujacy coroczny wyciek za granice zysków/rent. Gdyby przyjac, ze wyciek stanowi 10 procent wartosci calego dochodu narodowego, wtedy dodatkowy przyrost dochodu narodowego musialby wyniesc okolo 26 miliardów dolarów, dajac koncowy poziom wymaganego do-chodu narodowego w 2004 r. równy 262 + 26, czyli 288 miliardów dolarów.
Mozna teraz latwo sprawdzic, czy Polska znajdzie sie na takim poziomie rozwoju w 2004 r., kiedy zakonczy sie juz proces prywatyzacji. W tym celu zalózmy optymistycznie, ze w okresie 1999-2004 r. gospodarka rosnie nie 4 ale 5 pro-cent rocznie, czyli wiecej niz w ostatnich dwóch latach. Przy takim tempie dochód narodowy osiagnie tylko 210 miliardów dolarów, zabraknie wiec 78 miliardów dolarów by po-kryc straty z wyprzedazy oraz wyrównac drenaz zysków/rent.
Ale nie mozna wykluczyc, ze 5 procent stopy wzrostu to zbyt optymistyczne zalozenie, albowiem sa dowody, ze go-spodarka wlasnie weszla w kolejny kryzys, drugi po tym z lat 1990-1992. Obym byl zlym prorokiem, ale jezeli w kolejnym kryzysie - tez dziela Balcerowicza - produkcja spadnie na-wet nie 20 procent jak w latach 1990-1992 ale 10 procent, wtedy Polska w 2004 r. osiagnie tylko 190 miliardów dola-rów, czyli tyle ile mialaby bez póldarmowej wyprzedazy swe-go majatku za granice.
Niewiele, wiec trzeba, zeby sie okazalo, ze tzw. liberalowie zaordynowali Polsce program budowy kapitalizmu, który nie da im zadnej namacalnej poprawy poziomu zycia w porów-naniu z rozwojem bez reform, natomiast zostawi spoleczen-stwo bez wypracowanego przez cale pokolenia kapitalu. Nie pozostaloby wtedy nic innego do powiedzenia niz to, ze ten program polega na wywlaszczeniu narodu z kapitalu bez zadnej rekompensaty, lub prosciej - na jego konfiskacie.
Podsumowanie
Mozna teraz wykazac bezzasadnosc kolejnej potocznej opinii dotyczacej reform ustrojowych, gloszacej jakoby Polacy musieli oddac majatek narodowy za bezcen w obce rece, gdyz nie bylo ich stac na jego wykupienie. Skoro jednak Polacy stworzyli ten majatek to nie powinni miec problemu, zeby przy odpowiedniej polityce prywatyzacji, wykupic go sa-memu. Nie mieli natomiast szansy na wykupienie wielokrot-nie wiekszego majatku trwalego Austrii, gdyz go przeciez nie zbudowali.
Jakze obludne jest mówienie o finansowej niemoznosci Polaków, w swietle tego, ze majatek przemyslu i banków zostal sprzedany za jedna dziesiata jego aktualnej wartosci. Na to, zeby wykupic majatek po pelnych cenach Polacy potrze-bowaliby sporo czasu, ale na tak nisko wyceniony majatek, wystarczylyby roczne oszczednosci spoleczenstwa. Nie jest prawda, ze zostawiony przez komunistów kapital byl nic nie wart, prawda jest, ze on zostal sprzedany za bezcen, tyle, ze nie Polakom.
Prawdziwa „nedza" transformacji wychodzi na jaw, gdy zrozumiemy, ze sprzedajac za nic, reformatorzy stracili srod-ki na pomnozenie narodowego kapitalu. Przy ekwiwalentnej sprzedazy, za kazdy stary obiekt mozna by postawic dokla-dnie drugi tak samo stary, tak, ze majatek by sie podwoil. Wtedy nie musialoby dojsc do utraty kontroli nad majatkiem narodowym, gdyz jedno poszloby do obcych a drugie trafi-loby do lokalnych wlascicieli, wiec podzial bylby pól-na-pól.
Dopiero teraz, gdy Polska nie ma wlasnego majatku, po-jawia sie prawdziwy problem, jak lokalni inwestorzy maja zakumulowac kapital, zwlaszcza ten wiekszej skali. Trudno to bedzie zrobic bez zysków, zwlaszcza, ze zagraniczni wla-sciciele nie wpadna na pomysl, zeby zaproponowac od-sprzedaz banków i fabryk, skad pochodza zyski, za jedna dziesiata wartosci. Wymyslona przez tzw. liberalów niewy-dolnosc finansowa Polaków po komunizmie, jedynie teraz staje sie faktem.
ROZDZIAL TRZECI
NIEKOMPLETNY
KAPITALIZM
Odejscie od komunizmu dokonalo sie glównie w sferze jezykowej, czy w wyobrazni, poniewaz tak naprawde reformy ustrojowe pozostawily pewne glówne defekty komunizmu nietkniete. To, ze w wyniku nieudolnych reform zamieniono w Polsce zwyrodnialy komunizm na kapitalizm w jego absolutnie wynaturzonej wersji mozna najlepiej zrozumiec porównujac nowy system nie tyle z sytuacja w ustabilizowanych krajach ka-pitalistycznych, co z powalonym wlasnie komunizmem. A to, dlatego, ze komunizm stanowi bezsporne wynaturzenie, wiec mozna by sie spodziewac, ze jako wynaturzenie, „niekomplet-ny kapitalizm" musi miec z nim raczej wiele wspólnego.
Patologia spoleczna
Nie od dzisiaj odczuwam gleboki niepokój jesli chodzi o
przebieg zmian ustrojowych w Polsce.
Od samego za-rania
reform znalazlem sie w gronie tych amerykanskich eko-nomistów, jak np. Murrell
(1992), którzy z wielka rezerwa patrzyli na rozwój wydarzen. W tej poczatkowej
fazie przedmiotem naszych watpliwosci byla skrajnosc „terapii szokowej". Swym
radykalizmem zbytnio przypominala ko-munistyczne kampanie szturmowe, nie wrózac
tym samym nic dobrego dla losów gospodarki.
Tak tez sie stalo, gdyz w wyniku zbyt gwaltownych posu-niec polska gospodarka wpadla od razu w gleboka recesje gospodarcza. Ale recesje sa krótkotrwale, przychodzi po nich rozwój, natomiast instytucje spoleczne, gdy powstana to la-two nie odchodza, w kazdym razie nie bez silnego oporu. Debata nad recesja przeslonila niestety wazniejszy fakt, ze od pierwszej chwili reformy zaczely rodzic chory kapitalizm, przekreslajac szanse na prezny rozwój na dluzsza mete.
Kiedy zaczela sie transformacja, wygladalo na to, ze refor-my zapewnia wdrozenie jakiegos wypróbowanego od dawna wariantu kapitalizmu. Wiecej, wygladalo na to, ze reformato-rzy maja calkowicie wolny wybór jesli chodzi o konkretna forme kapitalizmu. Zastanawiano sie, wiec, czy wybrac model tzw. anglosaski, gdzie rola panstwa jest bardzo ograniczona, czy raczej tzw. kontynentalny model kapitalizmu, gdzie pan-stwo jest bardzo aktywne, jak np. w Niemczech czy Francji.
W pierwszym roku transformacji sam zaczalem powaznie rozwazac najbardziej prawdopodobny kierunek przemian ustrojowych w Polsce. Zalozylem wtedy kilka mozliwych roz-wiazan, nawet taka ewentualnosc, ze zaden z wypróbowa-nych wariantów kapitalizmu nie musi byc wcale wprowadzo-ny. Uznalem, ze skoro nie tak dawno „przytrafil" sie Europie Wschodniej taki grozny „niewypal" jak komunizm, nie moz-na wykluczyc, ze znowu cos moze nie wypalic.
Jednym z niepozadanych wariantów bylby tzw. kapitalizm polityczny, w którym wladza uzywana jest do zdobycia pry-watnej kontroli nad publicznym kapitalem. W ten sposób nastapiloby automatyczne uwlaszczenie bylej nomenklatury, niejako na wzór wielu krajów, które doszly do kapitalizmu z pominieciem komunizmu (np. we Wloszech po ich poli-tycznej unifikacji albo jeszcze wyrazniej w Turcji czy w Male-zji, gdzie korpus oficerski zasilil szeregi kapitalistów).
Innym patologicznym wariantem, który nalezalo brac pod uwage bylby kapitalizm, w którym majatek panstwa jest przejmowany glównie przez zagranicznych inwestorów. Wbrew deklaracjom na temat przescigania rozwinietego ka-pitalizmu, rzady komunistyczne nie wydobyly wschodnioeu-ropejskich krajów ze stanu ogólnego zacofania, w jakim w niego weszly. A, jak wiadomo, w zacofanych krajach znacz-na czesc czynnego kapitalu, znajduje sie z reguly w rekach zagranicznych.
Dzisiaj widac, ze transformacja nie odbywa sie glównie droga politycznego kapitalizmu, gdyz kapital narodowy przejmowany jest nie przez byle czy nawet nowe elity wladzy, ale przede wszystkim przez zagranicznych inwestorów. Transformacja wepchnela region na droge tzw. zaleznego ka-pitalizmu, jak to czesto ma miejsce wlasnie w krajach zaco-fanych. Tyle, ze w zacofanej gospodarczo Europie Wscho-dniej w gre wchodzi zagraniczna dominacja na zupelnie wy-jatkowa w historii skale.
Upajajac sie samym faktem upowszechnienia prywatnej wlasnosci kregi, tzw. liberalne twierdza, ze w Polsce rodzi sie system, który byc moze odbiega od normy, od tego, co ma miejsce np. w Europie Zachodniej, ale nie jest bynajmniej wynaturzeniem. Odwrotnie, buduje sie w Polsce „najwyzszy etap kapitalizmu", czyli kapitalizm globalny, gdzie kapital jest rozproszony i anonimowy. W tej sytuacji wszelkie narze-kanie na brak wlasnych kapitalów jest dowodem niezrozu-mienia nowych czasów.
Opinia, ze powstaje „najwyzszy etap kapitalizmu", to zwykle nieporozumienie, zapozyczone z marksowskiej idei internacjonalizmu. To marksowski internacjonalizm poli-tyczny zaklada zanik odrebnych narodów oraz narodowych interesów. W tej fikcji, beznarodowi robotnicy - proletariu-sze - lacza sie ponad glowami kapitalistów. W nowej fikcji, w której chodzi raczej o gospodarczy internacjonalizm, la-cza sie natomiast beznarodowi kapitalisci, nad glowami ro-botników.
Zamiast spekulowac na temat tego, czy polskie reformy wydaly „najwyzszy etap kapitalizmu", lepiej jest zastanowic sie czy tworzac kapitalizm bez rodzimych kapitalistów nie za-chowano glównej cechy komunizmu. Ta cecha jest nie tyle li-kwidacja prywatnej wlasnosci na rzecz publicznej, ale stwo-rzenie nowej struktury spolecznej. Z eliminacja prywatnej wlasnosci nastapila rzecz wazniejsza - usuniecie klasy kapi-talistycznej, zwlaszcza tej z pokaznymi zasobami kapitalu.
Jezeli uznac spoleczna strukture komunizmu za patolo-gie, to rodzacy sie obecnie porzadek tez niestety stanowi pa-tologie. W wyniku oddania wiekszosci kapitalu nie odradza sie, bowiem zniszczona przez komunizm burzuazja. Mimo niewatpliwego nawalu reform, pozostala w Polsce splaszczo-na - niekompletna - struktura spoleczna z powalonego ko-munizmu. Pojawia sie sladowy drobny kapital, ale jego obe-cnosc nie stanowi istoty kapitalizmu, gdyz taki istnial nawet w ustroju feudalnym.
Dalszy regres
Podstawowa cecha komunistycznej patologii zostala w gruncie
rzeczy nie tylko utrwalona ale i poglebiona. Na pierwszy rzut oka mogloby sie
wydawac niemozliwe, zeby kapitalizm, jako „naturalny" lad, który jednostki
niejako tworza same z siebie, mógl wyostrzyc patologie komunizmu. W istocie
rzeczy, kapitalizm w jego najlepszej wersji bez-sprzecznie góruje nad komunizmem
w swej najlepszej for-mie, ale nie jest juz tak bezsporne, ze nawet w swej
calkowicie wypaczonej wersji kapitalizm bezapelacyjnie góruje nad kazda forma
komunizmu.
Tak jest w przypadku polskiego
„niekompletnego", czy „bezklasowego" kapitalizmu, gdyz dokonane wlasnie
prze-kazanie wiekszosci kapitalu zagranicy wprowadza wazna zmiane w zastanych
relacjach wlasnosci. Zeby jednak uchwycic ten aspekt transformacji, nalezaloby
ustalic, kto za komunizmu sprawowal wladze nad kapitalem, bo jak byl kapital, to
musial przeciez do kogos nalezec, przynajmniej w sensie prawa decydowania o
sposobie jego wykorzystania w produkcji.
Formalnie
wlasnosc kapitalu w komunizmie byla pu-bliczna, ale faktycznie znajdowala sie w
gestii partii, co za-pewnial monopol wladzy politycznej. Partia byla, wiec
jedy-nym najemca a spoleczenstwo podporzadkowana sila robo-cza. Nie nalezy
popadac w iluzje, ze poniewaz majatkiem zarzadzali niewybieralni partyjni, to
majatek byl niczyj. Ta-ka niebezpieczna iluzja sugeruje, ze w drodze
prywatyzacji zagraniczni inwestorzy posiedli jedynie zupelnie bezpanski
kapital.
Wraz z dokonujacym sie przejsciem do
„niekompletnego" kapitalizmu partia, jako sprawujaca monopol wladzy sila
po-lityczna, traci w drodze prywatyzacji swoje funkcje kontrolne na rzecz sily
ekonomicznej w postaci cieszacych sie monopo-lem wlasnosci obcych inwestorów.
Jak widac, istota zmian wlasnosciowych jest wymiana - czy lepiej substytucja -
apa-ratczyków partii, jako nieformalnych dysponentów, na zagra-nicznych -
formalnych - wlascicieli kapitalu.
Komunizm wywlaszczyl
rzadzonych na rzecz partii, ale kontrola nad majatkiem utrzymana byla w ramach
panstwa narodowego, teraz natomiast wywlaszczeniu ulega caly na-ród, lacznie
nawet z rzadzacymi, wiec kontrola kapitalu wy-chodzi poza te ramy. Powinno sie,
wiec raczej zaprzestac mówienia o prywatyzacji, co brzmi raczej pozytywnie, a
zaczac mówic o masowym wywlaszczaniu calego narodu na rzecz obcych inwestorów -
albo lepiej o „prywatyzacji przez wywlaszczenie".
Niepodzielna kontrola kapitalu pozwalala partii na dre-nowanie
spoleczenstwa, czynnika pracy, w celu akumulowania tzw. nadwyzki. W tym
zachowaniu wyrazala sie rola par-tii jako swoistego substytutu klasy
kapitalistycznej, której glównym motywem jest maksymalizacja „wynagrodzenia"
kapitalu. Rozszerzala sie tez baza dla pomnazania kapitalu, gdyz nadwyzka - choc
niezbyt efektywnie - byla inwestowa-na przez kadry glównie w dobra kapitalowe, w
tym w prze-mysl ciezki.
W wyniku roszady miedzy kadrami
partyjnymi a obcymi wlascicielami, ci ostatni zyskuja kontrole nad podzialem
do-chodu narodowego, która sprawowala partia/panstwo. Moz-na zalozyc, ze tak jak
byle kadry, a moze nawet bardziej, za-graniczni inwestorzy zainteresowani beda
maksymalizacja „wynagrodzenia" kapitalu. W nowym wydaniu nadal, wiec bedzie
istnialo dazenie do narzucenia sile roboczej - pracy -wyjatkowo niekorzystnego
podzialu, kosztem plac.
W komunizmie takie wyduszanie
„niezasluzonej" warto-sci (czyli - rent) dokonywalo sie w danym kraju miedzy
kon-kurujacymi czynnikami produkcji, przeplacanym kapitalem i niedoplacona
praca. Przeplyw zysku, jako zasluzonego „wy-nagrodzeniem" kapitalu, tez byl
tylko wewnetrzny. Nato-miast w kapitalizmie bez kapitalistów „niezasluzona"
war-tosc, premiujaca kapital kosztem pracy, oraz zysk - sa juz przerzucane
miedzy czynnikami produkcji w róznych kra-jach.
W
zbudowanym w miejsce komunizmu systemie, obieg gospodarczy nie jest, wiec juz
zamkniety, ale ma wbudowany na stale „wyciek". Podzial na zyski i place wiaze
sie bowiem nieuchronnie ze stalym odplywem efektów produkcji, warto-sci, poza
granice danego kraju. Poniewaz zyski oraz renty wydawane sa poza granicami,
krajowa sila robocza nie moze liczyc nawet na posrednie korzysci z ich
wydatkowania (na przyklad w formie obslugi luksusowej konsumpcji).
Jest to narodowy problem, poniewaz w trakcie budowy
kapitalizmu kraje Europy Wschodniej jako calosc zostaja pozbawione wlasnego
kapitalu. Nie da sie, wiec inaczej dys-kutowac o tym zjawisku niz w kategoriach
narodowych. Zwlaszcza, ze kapitalizm oraz panstwo narodowe sa niero-zerwalne; w
kazdym razie powstaly jednoczesnie. Nie ma narodu bez pewnej formy nacjonalizmu
jako zródla pojecia interesu narodowego, cementujacego ludzi w koherentna
zbiorowosc.
Nie mozna sobie wyobrazic, zeby jakies
spoleczenstwo wyzbylo sie wiekszosci majatku trwalego na rzecz zagranicy przy
rozbudowanej swiadomosci interesu publicznego. Po-kutuje opinia, ze
transformacja ustrojowa w Polsce zaczela sie od zrywu narodowego, w którym
sprawa nadrzedna stalo sie dobro publiczne. Ale musialo stac sie inaczej, w
rzeczywi-stosci glówna sila napedowa tego procesu musialo byc raczej
zaprzeczenie takiej swiadomosci, wrecz zwrot w strone pel-nej prywaty.
Nietrwalosc struktur
Mimo, ze „niekompletny kapitalizm", bardziej zgodny z logika
ekonomiczna, z faktyczna wlasnoscia, moze okazac sie bardziej wydajny niz
wsparty na logice politycznej, czyli golej wladzy, komunizmu - nie wystarczy to
dla utrzy-mania systemu. Warto przypomniec, ze w latach komuni-stycznych bunty
robotnicze nasilaly sie po okresie poprawy ekonomicznej (np. pózne lata Gierka).
Komunizm zostal odrzucony, mimo ze do konca dochód narodowy rósl, czesto nawet
bardzo znacznie.
O spolecznej ocenie systemów decyduja
nie tyle ocen ogólnego stanu gospodarki, co opinie na temat dystrybucji dochodu
narodowego. W okresie komunizmu niezadowole-nie spoleczne nabieralo wydzwieku
nacjonalistycznego, gdyz atakowano partie za to, ze dlawila place robotników na
rzecz radzieckich mocodawców (np. sprzedajac za bezcen statki). Przed podobna
grozba stoi „niepelny kapitalizm", gdyz pomówienie o eksploatacje moze pojawic
sie prawie w kazdej chwili.
Fakty moga sie nie liczyc,
gdyz spoleczenstwa latwo staja sie podejrzliwe, jesli chodzi o intencje obcych
panstw, gdy ich obecnosc w danym kraju jest nazbyt widoczna. Trudno zas o
bardziej dobitne dowody takiej obecnosci niz obecna struktura wlasnosci w
polskiej gospodarce. Zwlaszcza ze wla-snosc skupia sie w rekach miedzynarodowych
korporacji, tak poteznych, iz kazdy ich ruch moze wstrzasnac podstawami raczej
niewielkiej gospodarki Polski.
Na dodatek, wbrew róznym
mrzonkom, wlaczajac idee umiedzynarodowienia kapitalu, gospodarki sa wciaz
glów-nie narodowe, a narody jak wiadomo sa nierówne. Nawet takie ponadnarodowe
struktur, jak Unia Europejska, dzia-laja na zasadach proporcjonalnosci glosów do
skali kraju-czlonka. Fakt, ze zagraniczni wlasciciele kapitalu moga li-czyc na
wsparcie przez ich panstwa pochodzenia, a takze przez najrózniejsze
„ponadnarodowe" struktur , poglebia nierównosc sil.
Idea umiedzynarodowienia - globalizacji - kapitalu, za-kladajaca ogólna, swiatowa harmonie interesów jest tak sa-mo zludna, jak komunistyczna wizja ogólnej harmonii w for-mie „miedzynarodówki" prac . Depczac narodowe odczucia, komunistyczny internacjonalizm wyzwolil destrukcyjny na-cjonalizm, który obrócil sie przeciwko systemowi. Bazujac na swej alternatywnej wizji „miedzynarodówki" kapitalu, obe-cny system tez moze wyzwolic podobne niszczace nastroje. Komunizm wlasciwie upadl bezglosnie, wrecz banalnie, ale okazac sie moze, ze ostateczne rozstanie z jego spadkiem, czy przedluzeniem w postaci „niepelnego kapitalizmu", z ob-cym kapitalem, moze przybrac forme prawdziwego politycz-nego wstrzasu. To sa tylko spekulacje, ale historia daje wiele do myslenia, gdyz w okresie przedwojennym, gdy gospodar-ka polska byla kapitalistyczna, zblizone okolicznosci wlasno-sciowe staly sie przyczyna ostrych ataków na obcy kapital. Warto przypomniec, ze przed wojna udzial obcego kapi-talu byl w Polsce bardzo wysoki a duza jego czesc byla w re-kach niepolskich grup etnicznych. Nie byl to jednak „nie-kompletny kapitalizm", gdyz kapital zagraniczny - w sensie rezydencji -nie stanowil, jak teraz, wiekszosci. W szczegól-nosci nie w sektorze finansowym, czyli w bankach i ubezpie-czeniach, gdzie wynosil ledwie 10-15 procent. W przemysle zagranica miala 30-35 procent kapitalu (Landau i Toma-szewski, 1967).
Nawet ten stan, w dopiero co wyzwolonej Polsce wywolal gleboka
troske. Polski zywiol kapitalistyczny czul sie zagro-zony nie tylko ze strony
wielkich korporacji zagranicznych, ale równiez przez miejscowe mniejszosci
etniczne (np. na Górnym Slasku czy na Kresach). Byl to okres bardzo aktyw-nych
zabiegów slabo rozwinietej polskiej klasy kapitalistycz-nej o poszerzenie
wplywów, zwlaszcza przed wybuchem gwaltownego kryzysu swiatowego, tzw. Wielkiej
Depresji lat 30-tych.
Obawy o nadmierne wplywy
zagranicy zdominowaly na-stroje w latach kryzysu wlasciwie na calym kontynencie
Eu-ropy, ale i poza nia, w szczególnosci w Ameryce Lacinskiej, bez wzgledu na to
czy obcy stan wlasnosci byl dominujacy. Podobne nastroje wywolywala wówczas
nawet jakakolwiek bardziej wyrazna obecnosc obcych towarów. Nastawienia te staly
sie pozywka dla dwóch radykalnych nurtów, komuni-zmu, ale równiez odbiegajacego
od komunizmu - faszyzmu.
W przypadku faszyzmu zyskaly
aprobate koncepcje rasi-stowskiego panstwa oraz akceptacja koncepcji totalnej
woj-ny jako instrumentu polityki zewnetrznej, wymierzonej prze-ciw odbieranym
jako zagrozenie panstwom. Komunistom nacjonalistyczne sentymenty ulatwily
pozyskanie spoleczne-go przyzwolenia dla totalnego panstwa, uprawnionego do
uzycia nadzwyczajnych srodków w stosunkach wewnetrz-nych, wobec postrzeganych
jako grozba klas posiadajacych.
W Niemczech, liderze
faszyzmu, wyrosly one z poczucia, ze gospodarka jest lupem silniejszych
konkurentów, nacjona-lizm posluzyl do wykreowania bardziej chorobliwych
nastro-jów nacjonalistycznych. W Rosji, jako liderze, wyroslego z podobnego
poczucia, komunizmu, nacjonalizm byl doktrynalnie czyms raczej obcym. W miejsce
tego snuto uniwersal-na wizje jednolitej szczesliwej masy „równych" ludzi
zamiast, jak w faszyzmie, wizji uniwersalizmu jednej „najwyzszej" rasy.
Podsumowanie
Jak widac, inny skutecznie wylansowany poglad, ze polskie
reformy ustrojowe stanowia radykalne przejscie od komu-nistycznej nienormalnosci
do kapitalistycznej normalnosci, nie wytrzymuje prostej konfrontacji z faktami.
Samo przej-scie do systemu kapitalizmu, jak widac, nie gwarantuje, sy-stemowej
normalnosci. Prawde mówiac, w jakims sensie, to co sie ostatnio stalo z systemem
gospodarczym, spowodowa-lo nawet poglebienie dotychczasowej
nienormalnosci.
Komunistyczna likwidacja prywatnej
wlasnosci w drodze nacjonalizacji dokonanej przez pierwsze wladze po wojnie byla
jednoczesnie wywlaszczeniem obcych wlascicieli, jak równiez etnicznych
mniejszosci. Przynajmniej w Polsce czy w Czechach zmiany te byly tez w duzym
stopniu konsekwencja przymusowej deportacji ludnosci niemieckiej wedlug
podyktowanego przez zwycieski Zwiazek Radziecki, za zgoda pozostalych aliantów,
podzialu terytoriów pobitych Niemiec.
Jesli mozna mówic
o braku ciaglosci w procesie odejscia od komunizmu, to chyba glównie wlasnie w
owym „narodo-wym" aspekcie przemian wlasnosciowych. Komunizm doko-nal po wojnie
wywlaszczenia obcego kapitalu jako waznej, ale nie dominujacej sfery wlasnosci,
formalnie na rzecz cale-go narodu, faktycznie na rzecz partii. Postkomunizm
ozna-cza natomiast prawie pelne uwlaszczenie zagranicznych podmiotów kosztem
calego narodu, juz bez tej partii.
Mamy wiec wreszcie
polski kapitalizm, tyle, ze zachowano ustanowiony przez komunizm podstawowy
uklad struktury wlasnosci. Nadal brak silnej lokalnej klasy kapitalistycznej
obracajacej rodzimym kapitalem w celach produkcyjnych a nie w celu zagranicznej
wyprzedazy. W tym sensie polska gospodarka pozostaje w objeciach systemu, który
z przekory, ale równiez troche zlosliwie, mam bardzo ochote nazwac nie tyle
„póznym", co „najpózniejszym" komunizmem.
CZESC DRUGA
ZMARNOWANE PANSTWO
Powstanie „niekompletnego kapitalizmu", w którym brak silnej rodzimej klasy kapitalistycznej, nie byloby mozliwe bez mani-pulacji spoleczna swiadomoscia, przez glówny odlam inteligen-cji, okreslajacej sie jako „liberalna". Inteligencja wystapila w tej roli po czesci ze wzgledu na wlasne interesy, gdyz wyprze-daz zagranicy za bezcen narodowego majatku stworzyla dla pewnych jej odlamów okazje do osobistych korzysci. Dla in-nych, przylaczenie sie do tej totalnej manipulacji stalo sie jedy-nym sposobem unikniecia marginalizacji w pozbawionym fun-duszy swiecie nauki i kultury. Glównie wspólnym wysilkiem tych ludzi powstalo w spoleczenstwie zamieszanie, czy wrecz cofniecie myslowe, o tyle dziwne, ze dopiero niedawno skonczy-lo sie pranie mózgów, które uprawiala, z pomoca rzesz inteligen-cji, komunistyczna machina propagandowa. Nowa kapitali-styczna machina nie poszlaby w ruch, gdyby nie zabiegi tych, którzy mieli cos do zyskania na wywlaszczeniu narodu na rzecz obcych inwestorów za bezcen. Chodzi o zastepy ludzi bezposre-dnio zwiazanych z rozdysponowaniem majatku panstwa, ludzi, których mozna okreslic mianem „handlarzy zlomem". To im posluzyla wyjatkowo absurdalna teza, ze trzeba sprzedawac tanio i obcym, gdyz ponoc na wskros nieracjonalny komunizm wlasciwie nie zostawil zasobów kapitalu, tylko zlom, no i bez-radna dyrekcje na strazy tego zlomu. Gdyby to jednak bylo prawda, wtedy gospodarka polska moglaby istniec tylko na pa-pierze, bo jak nie ma kapitalu to nie ma produkcji. Tak samo przydatna okazala sie niedorzeczna teza, ze nalezy zaufac przy-wódcom reform w postaci dynamicznej grupy tzw. liberalów. A to, dlatego, ze w przeciwienstwie do nieracjonalnej wladzy za komunizmu, gdy rzadzili za zaslugi ludzie z partyjnego klucza, teraz decyzje sa racjonalne, gdyz znalazly sie w rekach wybra-nych z konkursu technokratów. Tymczasem po upadku komu-nizmu doszlo do negatywnej selekcji kadr decydentów, nie tyl-ko w sensie fachowosci, ale tez postaw moralnych, w tym poszanowania interesu publicznego. Bez przyjecia tego wszystkiego do wiadomosci nie sposób jest ogarnac nawet czesciowo rozgry-wajacego sie na naszych oczach najnowszego dramatu polskiej gospodarki, oraz - niestety - polskiej historii.
ROZDZIAL CZWARTY
WYMUSZONA RECESJA
Dlawiace gospodarke, nigdy nie skorygowane bledne decyzje
reformatorów, sa odpowiedzialne za wyprzedaz majatku za granice, poniewaz jego
zagospodarowanie przez krajowych inwestorów okazalo sie niewykonalne
W swietle poprzedniego wywodu moze okazac sie nie calkiem
zrozumiale, dlaczego to majatek narodowy po-szedl glównie w obce rece, skoro
ceny jego sprzedazy byly iscie wyprzedazowe. Krajowych inwestorów powinno byc
stac na okazyjne zakupy kapitalu, a jednak odeszli z kwit-kiem. Stalo sie tak
dlatego, ze dzialania tego aparatu pan-stwowego, który zanizyl ceny, nie daly
krajowym kapitalistom szans konkurowania po przejeciu majatku z poteznymi
nie-polskimi rywalami.
Radosc niszczenia
Zeby rozwiklac problem skad sie wzielo przejecie kapita-lowe
przez zagranice, trzeba wpierw zrozumiec, co sie stalo z gospodarka po 1990 r.,
gdy Balcerowicz zdecydowal sie na swoja „terapie wstrzasowa". Przed 1990 r.
przez kilka lat komunistyczna gospodarka parla do przodu w calkiem przyzwoitym
tempie. Jak to sie, wiec stalo, ze nagle, w drodze z podrzednego komunizmu do
nadrzednego kapitalizmu, która ten czlowiek wytyczyl, gospodarka wpadla we
wprost niespotykana recesje.
Mimo ze pochlonela ona
jedna piata dochodu narodo-wego, dominuje niedorzeczny, wywodzacy sie z
odpowie-dzialnych za program reform tzw. liberalów, poglad, ze rece-sja,
przypadajaca na lata 1990-1992, nie zasluguje na to miano, gdyz jest fikcja
statystyczna. Nie bylo zadnej recesji, ale tylko eliminacja zbednych produktów.
Produktów, które wytwarzano za komunizmu, mimo ze nikt ich nie chcial; mi-mo to
byly corocznie wliczane do dochodu narodowego (Balcerowicz 1997).
Glównym powodem, dla którego partia/panstwo za ko-munizmu
dopuszczala do nadmiaru produkcji, byla ponoc jej obsesja, zeby nie zwazajac na
potrzeby spoleczenstwa nieustannie zwiekszac wskazniki produkcji dóbr
kapitalo-wych, tj. maszyn i urzadzen. Doszlo, wiec do tego, co sie na-zywa
„nadmiernym uprzemyslowieniem", wyrazajacym sie w wiekszym procentowo udziale
przemyslu w tworzeniu do-chodu narodowego niz np. w wolnej od takiej obsesji
Euro-pie Zachodniej
Niepotrzebna produkcja byla
mozliwa, gdyz partia/pan-stwo szczodrze subsydiowala producentów, którzy z racji
nie-sprzedanej produkcji mieli deficyty. Ci producenci oczywi-scie marnowali
zasoby pracy i kapitalu, stad zaordynowane w trakcie „terapii" Balcerowicza
odciecie subsydiów, nie tyl-ko usunelo zbedna produkcje, ale uwolnilo srodki na
wzrost potrzebnej produkcji. Mamy powód do radosci, gdyz po od-chudzajacej
kuracji, nastepuje zaraz ekspansja gospodarki.
Poniewaz
recesja lat 1990-1992 uderzyla glównie w prze-mysl, zwlaszcza w dziedziny
produkujace dobra kapitalowe, ich udzial w dochodzie narodowym istotnie spadl.
Mogloby to byc uznane za statystyczne potwierdzenie tezy o nadmier-nym
uprzemyslowieniu oraz za oczywista oznake postepu. Gdyby oczywiscie nie fakt, ze
w wyniku recesji, oraz dalszych wydarzen, udzial tego dzialu kapitalowego -
maszyn i urza-dzen - spadl ponizej wskazników zachodnioeuropejskich.
Kierujac sie ta logika, nalezaloby dalej poprawiac struk-ture
polskiej gospodarki przez obnizenie produkcji w in-nych dzialach, które mialyby
wyzszy udzial w tworzeniu do-chodu narodowego niz w Europie Zachodniej. Gdyby w
wy-niku kolejnej „zdrowej", usuwajacej zbedna produkcje, re-cesji nastapilo
statystyczne przestrzelenie w jakiejkolwiek dziedzinie, nalezaloby zaczac usuwac
stamtad niepotrzebne nadwyzki, tym samym powodujac kolejna - nalezy rozumiec
fikcyjna - recesje.
To jest absurdalny sposób myslenia,
gdyz nie jest mozli-we, zeby Polska byla nadmiernie uprzemyslowiona przez -ponoc
nawiedzonych - komunistów. Zaden potrzebny - ra-czej juz zbedny - ekonomista,
nie móglby, bowiem obronic tezy, ze sredniorozwinieta gospodarka polska, mogla
cierpiec na nadmiar przemyslu, czyli dóbr kapitalowych. Od-wrotnie, glówny
problem takiej gospodarki to niedostatek dóbr kapitalowych, stad tez potrzeba
siegania do ich przy-wozu z zagranicy.
Prawda jest
taka, ze jesli w ogóle mówic o obsesji par-tii/panstwa to wyrazala sie ona w
dlawieniu produkcji nieprze-myslowej, czyli uslug. Uwazano, ze uslugi nie daja
produkcji, choc z czasem uznano, ze ze wzgledu na aspiracje ludzi trze-ba
tolerowac ich rozwój. Skoro jednak problem polegal na niedorozwoju sektora
uslug, zamiast „poprawiac" proporcje gospodarcze niszczac przemysl, nalezalo te
strukture najzwy-czajniej zmienic, rozwijajac sektor uslug szybciej niz
przemysl.
W taki sam, zalosny sposób, zalamuja sie inne
elementy koncepcji recesji jako kuracji odchudzajacej, jak chocby teza, ze
istnieje jakas proporcjonalna zaleznosc miedzy zbedna produkcja a glebokoscia
ponoc tylko statystycznego zalama-nia w produkcji. Nie jest ona calkowicie
pozbawiona sensu, gdyz jakas produkcja za komunizmu byla nietrafiona. Z
pew-noscia moglo byc jej nawet wiecej niz w typowej gospodarce rynkowej, gdzie
tez nie wszystko w produkcji jest zgrane.
Trudno jednak
na tej bazie powaznie dowodzic, ze spa-dek polskiego dochodu narodowego o jedna
piata mial zródlo wylacznie w zbednej produkcji. Zeby to bylo mozliwe, przez
caly okres komunizmu partia/panstwo musialaby gdzies skladowac zbedne nadwyzki,
czyli ta jedna piata rocz-nej produkcji. Juz po pieciu latach, nawet bez wzrostu
pro-dukcji, zgromadzono by góry wyrobów bedace równowarto-scia rocznego dochodu
narodowego, a komunizm trwal trzy-dziesci piec lat.
A w
ogóle, to gdzie lezaly te zwalowiska zbednych samo-chodów, po które za komunizmu
ustawialy sie kolejki. Ich produkcja spadla w latach 1990-1992 o jedna trzecia;
co ro-ku, calymi latami, trzeba bylo, wiec gdzies co trzeci samochód skladowac.
Albo gdzie gromadzono jedna piata produkcji pil-nie wtedy poszukiwanej zywnosci,
gdyz ta po 1990 r. zmalala o jedna piata. Co z dwoma trzecimi nieosiagalnych
nowych mieszkan, skoro liczba ich po 1990 r. zmalala dokladnie o dwie
trzecie.
Kuracja glodowa
Gdyby teoria fikcyjnej recesji byla prawdziwa, wtedy podleczone
banki oraz fabryki nadawalyby sie szybko do przejecia przez krajowych
inwestorów. Ale oni wcale ich nie przejeli na wlasny uzytek, wiec musiala to byc
chyba au-tentyczna recesja, za która stal prawdziwy spadek produk-cji, glównie
tej potrzebnej ludziom. Co wiecej, za ta autentyczna recesja - wlasciwie
katastrofa - musiala sie kryc jakas bardzo bledna polityka, czyli fatalnie
chybiona terapia Balcerowicza.
Terapia Balcerowicza
istotnie chybila, gdyz zostala oparta na blednym aksjomacie, ze nalezy uruchomic
wszystkie do-stepne instrumenty panstwa, by zdusic wysoka w 1989 r. in-flacje.
Jednak walczac z inflacja, zeby uniknac recesji, zwykle rozluznia sie kredyt. W
Polsce zas cene kredytu drastycznie podniesiono, a podaz kredytu ograniczono o
jedna czwarta. Zabraklo nawet srodków na prowadzenie tzw. biezacej
dzia-lalnosci, zakup materialów czy oplacanie robotników.
Nie tylko gwaltownie wyschly zródla pieniadza, ale - tez pod haslem
zwalczania inflacji - dopuszczono przez obnize-nie stawek celnych do równie
raptownego otwarcia gospo-darki na import. Przed 1990 r. rynek krajowy byl
chroniony wysokimi barierami, podczas gdy nagle w latach 1990-1991 cla ustalono
na poziomie zaledwie 6-8 procent (Kolodko 1999). W ten sposób, cala rzesza
krajowych producentów zostala wypchnieta z polskiego rynku przez zagranicznych
dostawców.
Kryzys plynnosci oraz jednoczesna utrata
rynków, musia-ly podciac gospodarke, która zreszta juz byla w slabej kondy-cji.
Nie nalezy sie dziwic, ze, majac przed oczami widmo bankructwa, krajowi
producenci zaczeli ograniczac produk-cje. W tych warunkach, lokalni inwestorzy
mogliby sie zaan-gazowac w kupno zagrozonego bankructwem majatku pan-stwa tylko
gdyby byli pewni, ze problemy z uzyskaniem kre-dytu czy sprzedaza w kraju beda
tylko przejsciowe.
Mogloby sie wydawac, ze skoro po
1992 r. gospodarka zaczela znowu isc do przodu, powinien rozbudzic sie apetyt
lokalnych inwestorów na trwale przejmowanie majatku pan-stwa. Niestety, zabójcza
polityka Balcerowicza zostala w za-sadzie utrzymana, z pewnoscia w sferze
kredytu. Kredyt po-zostal niezmiennie trudno dostepny oraz tak kosztowny, ze
nawet w tej chwili stopa procentowa w Polsce jest prawie trzy razy wyzsza niz w
krajach Unii Europejskiej.
Nie nastapila tez zadna
korekta jesli chodzi o ochrone rynku wewnetrznego; odwrotnie, nie liczac pewnych
krótkich okresów, utrzymano polityke redukcji barier importowych. Po radykalnej
obnizce cel na prawie wszystkie towary w 1990 r. nastapila w 1992 r. ich
czesciowa odbudowa. Ale zaraz potem wszedl niestety w zycie uklad z Unia
Europejska, który zobo-wiazal Polske, zeby w ciagu niespelna pieciu lat zrównala
swe taryfy celne z bardzo niskimi clami unijnymi.
Trzon
niesprywatyzowanego - panstwowego - majatku znalazl sie, wiec w stanie
permanentnego kryzysu, jak w przy-padku hutnictwa. Zaraz po 1992 r., radzilo
sobie niezle, ale w miare obnizek cel, do zera, oraz licznych zwolnien, import
zdolal zalac juz jedna trzecia rynku. Zaczely sie, wiec klopo-ty finansowe,
zwlaszcza, ze odbiorcy stali zaczeli zalegac z platnosciami. Na zadna z hut nie
moze porwac sie krajo-wiec, ale obce koncerny prawie juz zdobyly polski rynek,
wiec tez sie nie pala.
Polscy reformatorzy nie cofneli
sie przed kompletnym od-slonieciem rynku stalowego, chociaz unijne panstwa
stosuja skuteczne bariery w tej dziedzinie. Np. w uzyciu sa tzw. spe-cjalne
antydumpingowe cla, obejmujace 30 procent zela-za/stali i 44 procent produktów
metalowych. Bariery uzywa-ne sa tez w innych galeziach przemyslu, stad, podczas
gdy oficjalna, srednio wazona skala cel wynosi w calym przemy-sle 5,1 procent,
prawdziwa stopa jest blizsza 9 procent.
Skutki naglego
odsloniecia sie na bezlitosna konkurencje z importu dobitnie widac w rolnictwie.
Rolnictwo znalazlo sie w trwalej zapasci w Polsce nie dlatego, ze produkowalo
zbedne wyroby. Przeciwnie, produkowalo wyroby potrzeb-ne, swietnie radzace sobie
na rynkach eksportowych, takze dolarowych. Powód byl inny: zalew produktów
rolnych z Europy Zachodniej, polaczony, na poczatku zmian ustrojowych, z
bezplatnymi dostawami „interwencyjnych" nadwyzek.
Podczas gdy Polska jest przymuszana przez unijna biuro-kracje do
otwarcia swych rolniczych rynków, unijne rolnictwo jest nadal chronione przed
importem jak dziesiec lat temu, czyli wyjatkowo szczelnie. Np. producenci
wolowiny korzy-staja z cla w wysokosci 125 procent oraz z zakazu przywozu
znacznie tanszej, hormonalnie hodowanej wolowiny z Kana-dy oraz ze Stanów
Zjednoczonych. Z kolei, mleczne produk-ty oblozone sa zaporowym clem na poziomie
58 procent.
Co wiecej, kraje unijne, tak w hutnictwie
jak w rolnic-twie, zachowaly rózne instrumenty wspomagania eksportu (np. tanie
kredyty czy gwarancje kredytowe), z których Pol-ska zrezygnowala. Skutki tego sa
widoczne zwlaszcza jesli chodzi o wschodni kierunek handlu, szczególnie Rosje i
Ukraine. Polska byla kiedys na tych rynkach potega, w tym w zywnosci, a dzisiaj,
glównie z wyboru, jest karlem, tracac swa pozycje glównie wobec wspieranych
przez panstwa kon-kurentów z Unii.
Nieuczciwa walka
Wystawieni na miazdzaca konkurencje z importu oraz borykajacy
sie z brakiem kredytu, miejscowi inwesto-rzy mieli tylko jedna szanse w
staraniach o panstwowy maja-tek. Ta jedyna szansa bylaby dla nich polityka
przemyslowa panstwa wyrównujaca warunki konkurencji o majatek z oply-wajacymi w
fundusze obce firmy bedace zródlem importo-wego zagrozenia (patrz sugestie
Kornaia, 1991). Stalo sie jednak dokladnie odwrotnie - panstwo przyjelo
„polityke antyprzemyslowa".
Zamiast chronic lokalnych
nabywców zniesiono jakiekol-wiek formalne wymogi dla zagranicznego udzialu w
prywaty-zacji. To byla dobrowolna decyzja polskich wladz, nie majaca nic
wspólnego z negocjacjami akcesyjnymi z Unia. Nie ma tez precedensu wsród
czlonków Unii znoszenia barier dla ru-chów kapitalowych jeszcze przed formalnym
przyjeciem (Austria do ostatniej chwili utrzymala ograniczenia wobec obcych
inwestorów, np. w sektorze motoryzacji).
Zreszta, nawet
jak sie juz jest czlonkiem Unii, przepisy zezwalaja na wylaczenie ruchów
kapitalowych z pelnej libe-ralizacji w ramach tzw. unii monetarnej. Dania
zdecydowala sie poczekac z przyjeciem wspólnej waluty, zeby dac swym bankom czas
na konsolidacje tak, by uniknac obcych prze-jec. Portugalia weszla do tego
monetarnego rezimu, ale z podobnych powodów zaczela pod nadzorem panstwa szyb-ka
konsolidacje róznych dziedzin, w tym tez w swym sekto-rze bankowym.
Przy calym swym liberalizmie, Unia nie jest wcale obsza-rem
calkowicie pozbawionym panstwowej wlasnosci, takze nie ma potrzeby sprzedawania
na sile wszystkiego co pan-stwowe, zeby sie „dopasowac". W Portugalii, kiedy
przed niewielu laty wstepowala do Unii, publiczne banki stanowily 80 procent, a
teraz ciagle 45 procent. W Niemczech az 40 procent sektora pozostaje w rekach
panstwowych (glównie w formie - nastawionych na wspieranie rozwoju - tzw.
ban-ków regionalnych).
To, ze w Polsce nie wprowadzono
zadnych reglamentacji, stanowi odchylenie od praktyk, jesli nie wrecz norm
zacho-dnioeuropejskich, ale w innych elementach obecne polskie podejscie do
obcego kapitalu jest tez dewiacja. Najbardziej chyba szokuje wczesna decyzja,
zeby w polskich warunkach natychmiast wystawic na sprzedaz caly kapital. W ten
spo-sób powstala bowiem ogromna nadwyzka podazy majatku panstwa nad efektywnym
popytem ze strony lokalnych in-westorów.
Na dodatek
zdecydowano sie oferowac majatek glównie tzw. inwestorom strategicznym,
reflektujacym na ponad 50 procent udzialów, gotowym do okreslonych nowych
inwesty-cji. Kierowano sie doktryna Balcerowicza (2000), ze sprze-daz
„rozproszona", w mniejszych udzialach, nie zapewnia maksymalnej ceny, choc nikt
w praktyce ich nie maksymali-zowal. Ograniczeni finansowo polscy inwestorzy
stali sie je-szcze mniej zdolni do walki z obcym nabywca.
Co wiecej, krajowy inwestor prawie nigdy nie mógl liczyc na - finansowe
- zachety, oferowane obcokrajowcom, jak to stalo sie np. z bankami. Przez cale
lata wymóg dotyczacy re-zerw bankowych ustalono na poziomie 30 procent, trzy
ra-zy wyzszym niz w Unii. Podrozylo to koszty dzialalnosci banków, oraz cene
kredytu, tym samym obnizajac rynkowa wartosc banków. Kiedy wiekszosc banków
stala sie juz wla-snoscia zagraniczna, w 1999 r., wskaznik rezerw w Polsce
zrównano z unijnym.
Z kolei w przemysle zagraniczni
nabywcy zyskali zachety w postaci czesto nawet dziesiecioletnich okresów
zwolnien podatkowych, niedostepnych dla krajowców. Podczas gdy pierwsi zostali
objeci zerowymi clami na import maszyn i urzadzen, podobny przywilej nie objal
jednak polskich na-bywców majatku. Polscy wlasciciele nie moga nawet marzyc o
takim wsparciu w obliczu bankructwa jakie niedawno panstwo obiecalo upadajacemu
Zeraniowi, czyli koreanskie-mu Daewoo.
Do tego
wszystkiego, panstwo zrezygnowalo z jakichkol-wiek ogólnie przyjetych w swiecie
wymogów wobec obcych in-westorów, oprócz tzw. obowiazkowych inwestycji. W
wiekszo-sci przypadków te obowiazki nie byly egzekwowane, gdyz cho-dzilo jedynie
o stworzenie wrazenia, ze laczna faktyczna cena sprzedazy jest wyzsza niz wplata
do budzetu. Zamiast sprowa-dzic dodatkowy kapital z zagranicy, nabywcy z reguly
siegneli do zysków wypracowywanych przez swe polskie nabytki.
Negocjujac wysokosc obowiazkowych inwestycji strona polska prawie nigdy
nie domagala sie zeby zagraniczny inwestor wprowadzil konkretna technike
produkcji czy wyrób. Jakze inaczej zachowala sie natomiast Irlandia, której
polity-ka przyciagania obcych inwestycji - przypomne, glównie na budowe nowych
obiektów - nie polegala tylko na niskich stawkach podatkowych. Wazniejsze bylo
to, ze prawie bez wyjatku, mozna bylo inwestowac tylko w dziedziny „wyso-kiej"
techniki.
Trudno o wiekszy kontrast niz to, co sie
stalo po otwarciu na obcy kapital z elektronika w Irlandii i w Polsce. W Polsce,
dysponujaca bardzo wyksztalcona kadra elektronika padla wlasciwie z marszu, a
obce firmy weszly glównie z wlasnym towarem. W Irlandii, ci sami producenci
stworzyli od zera prezna branze elektroniczna, podobnie jak w Finlandii, gdzie -
tez pod opieka panstwa - taka silna branza, oparta w duzym stopniu na obcej
kadrze, powstala w ciagu ostat-nich paru lat.
Podsumowanie
Nalezy odrzucic kolejny popularny dzisiaj poglad, miano-wicie
ze dzieki reformom ustrojowym udalo sie od za-raz wylaczyc panstwo z nadmiernej
interwencji w gospodar-ke. Owszem, zrezygnowano z jawnej polityki przemyslowej,
która zapewniala przemyslowi i rolnictwu nie tylko rozliczne subwencje ale i
prawie pelna ochrone przed importem. W to miejsce wprowadzono jednak niejawna
polityke przemyslo-wa, tyle, ze nastawiona nie na wsparcie wlasnych
producen-tów, lecz obcych.
W zgodzie z logika „terapii
szokowej", praktykowana za komunizmu polityka przemyslowa zostala rozmontowana w
sposób radykalny; polska gospodarka zostala, wiec wtraco-na w calkowicie
niepotrzebna, mozliwa do ominiecia, glebo-ka recesje. Poniewaz polityka ochrony
gospodarki nie zosta-la nigdy nawet czesciowo zrekonstruowana, spowodowalo to z
kolei, ze krajowi inwestorzy stali sie niezdolni do przejmo-wania na trwale
panstwowych fabryk i banków.
W tych warunkach jedynym
sposobem na powstrzymanie zagranicznego przejecia polskiej gospodarki bylo
formalne wylaczenie obcych inwestorów z prywatyzacji, albo zaniecha-nie na
pewien czas prywatyzacji w ogóle. Decyzja w tej spra-wie nalezala wylacznie do
polskich wladz, gdyz zadne osrod-ki zewnetrzne, wlacznie z Unia Europejska nie
mialy prawa zabronic takich wyborów. W kazdym razie, zaden taki zakaz nie
powinien nabrac mocy przed pelna akcesja.
Zamiast tych
zakazów, w miejsce polityki popierania wla-snych inwestorów weszla polityka
popierania obcych inwe-storów, czyli wlasciwie „polityka antyprzemyslowa". Nie
cho-dzi o jakies przypadkowe ruchy panstwa, ale zupelnie spójne dzialania,
których glównym przeslaniem stalo sie ulatwienie obcym producentom przejecia
rynków wewnetrznych. Albo - jako najwiekszy przywilej - taniego przejecia
krajowych producentów wraz z ich dawnymi rynkami zbytu.
ROZDZIAL PIATY
LABIRYNTY KORUPCJI
Miejsca bardzo mocno juz wyblaklego marksizmu nie zajal
bynajmniej wsparty na solidnej moralnosci liberalizm, ale rozpasany
amoralizm, przyzwalajacy na gwalcenie interesu publicznego i omijanie
prawa
Morderczy klimat dla krajowych inwestorów nie
zostal nigdy skorygowany, gdyz nie chodzi o zwykle bledy ze strony rzadzacych,
ale o ich niezbyt nawet skrywane intere-sy wlasne. Komunizm zrodzil sie
w nienormalnych okolicz-nosciach przemocy, „niekompletny
kapitalizm" powstaje zas w warunkach nagminnej korupcji. Ze wzgledu na
uznaniowosc oraz bezkarnosc, aparat panstwa moze naruszac cele spoleczne,
wlaczajac wymogi uczciwej sprzedazy naro-dowego majatku.
Wspólna korzysc
Zeby zrozumiec role korupcji w prywatyzacji, a wlasciwie w
calej transformacji, trzeba sie cofnac w czasie do póznego komunizmu i jego
upadku. Obowiazuje proste rozumowanie, ze komunizm upadl, bo musial upasc, gdyz
byl z gruntu zlym systemem. Gdyby jednak przyjac takie proste myslenie, stajemy
bezradni wobec nastepujacej kwestii: jak to jest mozliwe, ze skoro system
komunizmu byl od poczat-ku uwazany za zly, to, dlaczego ten zly system nie
zostal odrzucony niejako od reki.
Przyznam, ze przez
jakis czas nie znajdowalem odpowie-dzi, az natknalem sie na tekst Kolakowskiego
(1990), w którym rzucil on teze, ze komunizm skonczyl sie powol-nie przez upadek
wiary w jego racje tak po stronie partii, jak i mas. Stwierdzenie takie wymagalo
duzej odwagi, gdyz sugerowalo, ze to nie jest tak, ze tylko partia chciala
kiedys ko-munizmu a masy nigdy go nie chcialy. Odwrotnie, obie gru-py poczatkowo
wsparly system a potem - znowu razem - go porzucily.
Pozostala mi jednak niejasnosc, jakie racje weszly w miejsce dawnej
wiary w komunizm - czy przypadkiem in-na wiara, w inny system, czy raczej
niewiara w nic, a tym sa-mym przyzwolenie na nie-system. Poniewaz wiara w system
zaklada spójnosc moralna, rozumiana jako sens interesu pu-blicznego, nie bylo
tez jasne, czy w miejsce bylego porzad-ku wszedl zwiazany z innym systemem
moralny porzadek, czy tez raczej nastapilo podwazenie interesu ogólnego, czy-li
demoralizacja.
Z czasem doszedlem do wniosku, ze
istotnie komunizm z poczatku mial ogólne poparcie, wlacznie z moralnym
przy-zwoleniem na monopol wladzy oraz rutynowa przemoc. Tak jak w kazdym
porzadku moralnym, baza poparcia byl sens publicznego interesu, któremu niewolny
i brutalny system mial sluzyc. Ale z czasem nastapilo przewartosciowanie, tyle,
ze wraz z nim przyszla demoralizacja, zdefiniowana wyzej ja-ko odejscie od
poczucia interesu publicznego.
Uznalem tez, ze tego
zwrotu, rozumianego jednak nie jako równoczesny zanik wiary, ale jako
demoralizacja, dokonala tak partia/panstwo, jak i masy. Jesli chodzi o kadry, to
w pewnej chwili uznaly, ze komunizm daje im przywilej decydowania o losie mas,
ale nie osobiste korzysci materialne. Kiedy góre wziely wzgledy prywatne nad
publicznymi, kadry uznaly, ze mozna by pozbyc sie komunizmu, azeby zaczac sie
bogacic w dowolny sposób, równiez nawet w drodze korupcji.
Z kolei rzadzeni uznali, ze system, który zawsze dawal im duze poczucie
bezpieczenstwa, w tym stala prace i sztywne ce-ny, równiez oferuje im tylko
marne korzysci materialne. Choc nie na taka skale jak rzadzacy, masy równiez
zaczely systema-tycznie pasozytowac na panstwowej gospodarce. Zwyciezyl
konsumeryzm, wraz, z którym przyszlo masowe wycofywanie sie z politycznej
aktywnosci, wraz z cichym przyzwoleniem na coraz bardziej widoczna korupcje
wladz.
Powyzszy zwrot dokonal sie w Polsce w okresie
Gierka, choc nie mozna za ten fakt winic jego osobiscie czy tez jego ekipe.
Podobnie, nie mozna postawic takiego zarzutu ekipie Brezniewa, czy tez jemu
osobiscie, choc pod jego wladza nasta-pil taki sam zwrot w Zwiazku Radzieckim
(patrz Jowitt 1992). A to dlatego, ze komunizm mial w sobie od poczatku ziarno
upadku, w tym sensie, ze predzej czy pózniej musialo dojsc do demoralizacji,
czyli korupcji wladz i obojetnosci ludzi.
U podstaw
demoralizacji, jako odrzucenia interesu pu-blicznego, lezala skrajna
centralizacja wladzy politycznej. Je-sli chodzi o samych rzadzacych, ogromna
centralizacja za-gwarantowala im nie tylko pelna swobode dzialania, ale i
bezkarnosc, nawet w sytuacji lamania ustanowionego pra-wa. Stad tez w momencie,
gdy kadry partyjne zdecydowaly sie zastapic interes ogólny wlasnym, nie musialy
obawiac sie powazniejszych sankcji prawnych czy tez kadrowej repry-mendy.
Partyjny monopol wladzy mial równie demoralizujacy wplyw na
rzadzonych, gdyz uczynil ich w zasadzie bezradny-mi. Uderzajac w instytucje tzw.
spolecznosci cywilnej, jak rodzina czy wspólnota, zatomizowal on rzadzonych.
Wszczepil im poczucie, ze skoro ich glosy/czyny nie licza sie w ogólnym
rachunku, wiec lepiej wycofac sie z zycia publicznego. Rza-dzeni znalezli dla
siebie program zastepczy w formie u uciecz-ki w zycie osobiste i pomnazanie dóbr
konsumpcyjnych. Fakt, ze to wlasnie demoralizacja partii i mas spowodowala, ze
ko-munizm - jak kazdy inny system objety demoralizacja - mu-sial upasc, nie
zostal w pelni uswiadomiony. W ostatnich la-tach komunizmu pelno bylo
opozycyjnych ataków na korupcje, tyle ze rozumiano przez nia nie tyle nielegalne
korzysci materialne co fakt sprawowania wladzy przez uzurpacje. Kry-tyka
dotyczyla, wiec prawie wylacznie rzadzacych, tak jakby rzadzeni, czyli wiekszosc
nie cierpiala na te dolegliwosc.
Antykomunistyczna
opozycja narzucila koncepcje upad-ku komunizmu jako rewolucji mas walczacych o
inna wiare, czyli moralnosc. To byl ponoc proces, w którym rzadzeni ja-ko
moralni nosiciele zmian ulegli niejako przebudzeniu z le-targu. Motywowane
troska o ogólny interes masy eliminuja, wiec kierowana przez waskie interesy
czlonków partie. Bu-rzac mocno zwiazane z nia poklady korupcji, przebudzone masy
gwarantuja nastanie moralnego panstwa.
Negatywny wybór
O tym, ze uzdrawiajaca panstwo moralna rewolucja nie doszla do
skutku, najlepiej swiadczy fakt, ze wraz z upadkiem komunizmu nie zaczelo sie
budowanie spraw-nego panstwa tylko niszczenie resztek, które zostaly z daw-nego
panstwa. Zamiast odnowy ducha publicznego, nastapi-la raczej dalsza
demoralizacja, znowu tak za sprawa rzadza-cych jak i rzadzonych, tym razem
zainteresowanych w osiagnieciu jak najwiekszych korzysci osobistych z podzialu
schedy po komunizmie.
Wraz z zalamaniem komunizmu,
pojawila sie niespotyka-na, mozna powiedziec - „historyczna", szansa, przed
która chyba nigdy wczesniej nie stanelo prawie zadne panstwo w hi-storii. Raptem
w rekach rzadzacych znalazla sie do podzialu nie jak za komunizmu roczna
produkcja, ale zakumulowany przez dziesieciolecia narodowy kapital. W ten
sposób, teraz za kapitalizmu, ulegly zwielokrotnieniu mozliwosci zaspaka-jania
wlasnych korzysci dla ludzi aparatu panstwa.
Pokusa
byla przy tym wyjatkowo ogromna, gdyz pozosta-wiony przez komunizm ogromny zasób
kapitalu byl tak jak za komunizmu nadal swego rodzaju mieniem porzuconym. Za
komunizmu kapital byl faktycznie niczyj, ale nie na sprzedaz, teraz ten kapital,
ciagle niczyj, mógl stac sie przedmiotem sprzedazy. Dysponenci mogli, wiec
potrakto-wac prywatyzowany majatek narodu jako bezpanski i nie przejmowac sie
ustaleniem jego faktycznej wartosci ani scia-ganiem zan pelnych cen.
Nic, wiec dziwnego, ze prywatne interesy rzadzacych, czy-li
korupcja stala sie motorem calej ustrojowej transformacji, w tym wyboru jej
modelowej koncepcji przejscia z komuni-zmu do kapitalizmu. Ten fakt, sam w
sobie, dokladnie tlu-maczy dlaczego wraz z upadkiem komunizmu, glównym ce-lem
wladz, juz nie starego partii/panstwa ale nowego pan-stwa bez partii, stalo sie
nie dbanie o ogólny dobrobyt ale o grabiez odziedziczonych zasobów
majatku.
Nie moglo byc inaczej, gdyz dla
zainteresowanego wla-snymi korzysciami aparatu panstwa wybór czym sie zajac,
produkcja czy rozdzialem, zalezal glównie od tego, która z tych sfer dawala
wieksze mozliwosci naduzyc. Przynajmniej poczatkowo, gdy zasoby majatku zastane
po komunizmie byly pilnowane przez zalogi, nielegalne spijanie zysków z
panstwowej produkcji nie moglo dorównac prowizjom z ewentualnego rozdzialu
majatku panstwa, z którego szla ta produkcja.
W ten
sposób, porzucony zostal nie tylko model panstwa z czasów wlasnie pogrzebanego
komunizmu, ale tez model nowoczesnego panstwa w ogóle. Przy wszystkich swoich
eks-cesach, panstwo za komunizmu reprezentowalo wspólny model panstwa
interwencyjnego, dbajacego o produkcje. W polskiej drodze do kapitalizmu dokonal
sie regres nie tyl-ko ze wzgledu na wywlaszczenie z kapitalu calego narodu, wraz
z rzadzacymi, ale tez dlatego, ze nagle panstwo niejako porzucilo naród.
Korupcja podyktowala nie tylko wybór podzialu zasobów kapitalu
w miejsce wspierania produkcji, ale zdeterminowa-la tez wybór sposobu - metody -
zmian wlasnosciowych. Zeby zmaksymalizowac mozliwosci korupcyjnych korzysci
konieczne bylo przede wszystkim wylaczenie z prywatyzacji innych potencjalnych
stron. Innymi slowy, wazne stalo sie, zeby przynajmniej w tej dziedzinie
zapewnic daleko idaca autonomie panstwa, charakteryzujaca system
komunizmu.
To tlumaczy, dlaczego szybko wykluczono
samoprywatyzacje przez zalogi - robotników i dyrekcje - rozstrzygajac
niejasnosci z okresu komunistycznego tak, ze majatek trwa-ly uznano nie za
wlasnosc ogólna, ale jako prawnie nalezny panstwu. Korupcja zostal tez
podyktowany wybór sprzeda-zy majatku jako glównego kanalu prywatyzacji.
Porzucono bezplatne rozdawnictwo majatku, gdyz nie gwarantowalo ono panstwu
prowizji na tym poziomie co jego sprzedaz.
Stad wziela
sie napasc tzw. liberalów na popierane przez dawne „niezalezne" zwiazki
rozdawnictwo, ze równo dzie-lac kapital miedzy obywateli, czy nawet tylko wsród
zalóg, doprowadzi sie do wypaczenia kapitalizmu. Nie ma wat-pliwosci, ze taki
kapitalizm, nazywany przez jego zwolen-ników „kapitalizmem demokratycznym",
bylby wypacze-niem. Tyle, ze obrany przez panstwo wariant sprzedazy tez grozil
wypaczonym kapitalizmem, bez lokalnej wlasnosci kapitalu.
Z mysla o maksymalizacji prowizji zostal rozstrzygniety kolejny
podstawowy wybór w sprawie modelu prywatyzacji, mianowicie podjeto decyzje zeby
przeznaczyc na sprzedaz jak najwiecej z dostepnych srodków trwalych w jak
najkrót-szym czasie. Gdyby nie pogon za latwymi prowizjami aparat panstwa
wybralby wolne tempo dystrybucji majatku sprzeda-zy. Tak, by miec czas na
prawidlowe przygotowanie majatku do oficjalnych przetargów oraz staranna
selekcje ofert.
Tak, wiec, prywatyzacja zamiast
uzdrowienia panstwa, odebrala mu na stale kontrole nad zasobami oraz dala
oka-zje do naduzyc, stala sie sama glównym zródlem dalszego je-go rozkladu.
Fakt, ze w wyniku prywatyzacji panstwo w osta-tecznym rachunku traci swe zasoby
nie mial juz wiekszego znaczenia dla jego moralnego stanu. Pozbawione resztek
przyzwoitosci panstwo nie jest zdolne do wlasnej odnowy, a tym bardziej do
zaszczepiania poczucia interesu ogólnego.
Potega korupcji
Teza, ze korupcja stala sie napedowa sila prywatyzacji, a tym
samym calej transformacji, moglaby sie oczywiscie komus nie spodobac, no bo
gdzie sa prokuratorskie dowody. Gdzie sa dowody na to, ze prywatyzatorzy
rzeczywiscie przed sprzedaza dopuszczaja do zalamania banków czy fa-bryk. Albo,
gdzie sa namacalne dowody, ze w przypadku ja-kiegos banku czy fabryki, ktos
rzeczywiscie wykorzystal nadarzajaca sie okazje, zeby zanizyc cene majatku dla
wla-snej korzysci.
Ktos by mógl rzec, ze przedstawione
wczesniej wylicze-nia na temat skandalicznie zanizonych wycen to nie dowód na
korupcje, gdyz gdyby to byla prawda to mielibysmy do czynienia z nie konczacymi
sie procesami nieuczciwych de-cydentów. Tyle, ze w Polsce, nie mówiac o Rosji,
wymiar sprawiedliwosci jest absolutnie niesprawny. Wykroczenia prywatyzacyjne
zwykle nie sa scigane,
a nawet jesli dochodzi do
rozpraw sadowych, sam wynik procesu zwykle bywa do kupienia.
Moze u kogos pojawic sie inna watpliwosc, czy istotnie korupcja panstwa
rzadzi sprzedaza majatku, gdyz nie bardzo wiadomo dlaczego korupcja mialaby
prowadzic do zanizania cen. Gdyby ceny byly sztucznie zanizone potencjalni
nabyw-cy zaczeliby walke miedzy soba. Zadzialalby wiec rynek, czy-li prawo
popytu i podazy. Pod wplywem nadmiernego popy-tu musialyby podniesc sie ceny
podazy majatku, na tyle ze ostateczny nabywca zaplacilby jego pelna wartosc
rynkowa.
Tam, gdzie rzadzi korupcja, nie rzadzi jednak
zaden ry-nek, ale zmowa, w której sprzedajacy decyduje o tym kto dokladnie
dostanie majatek. Po to, zeby zaoferowac zanizo-na cene oraz wyciagnac lapówke,
taki urzednik ma tylko jedno wyjscie, mianowicie uniemozliwic szeroki dostep do
przetargu na majatek kupujacym. Innymi slowy, jedyna na-prawde zgodna z logika
korupcji strategia sprzedazy majat-ku stal sie, jak juz sugerowalem, falszywy
przetarg z „gwa-rantowana" wyplata.
Wlasciwie to chodzi
o wielostopniowy proceder, w którym potencjalni nabywcy zagraniczni najpierw na
zasa-dach rynku walcza, zeby z pomoca firm doradczych dotrzec do odpowiednich
urzedników. Najszybszy lub najhojniejszy z walczacych wygrywa, po czym nastepuje
nierynkowy przydzial. Wytypowany kontrahent ma juz zapewniony kontrakt, a inni
inwestorzy stanowia tylko parawan albo sluza jako gwaranci na wypadek jesli taki
„robiony bieg" nie zadziala od razu.
Ale nawet jak
uporamy sie z tymi dotyczacymi wyceny, ktos móglby kwestionowac czy istotnie
korupcja rzadzi wszy-stkim, bo gdyby to byla prawda to bezkarni sprzedajacy sami
przyjeliby za bezcen majatek zamiast oddawac go obcym nabywcom. Takiej
alternatywy jednak nie bylo, gdyz - ze wzgle-du na wspomniany wczesniej
tragiczny stan gospodarki - za-dni krajowi pretendenci, wlacznie z decydentami,
nie mogli marzyc o osiagnieciu trwalych zysków z przejetych obiektów.
Do tego dochodzi fakt, ze urzednicy dysponujacy majat-kiem nie
byli zainteresowani zagarnieciem fabryk czy ban-ków na stale, nawet gdyby mialy
przyniesc dobre zyski. Nie marzyli o zostaniu kapitalista, nie tym z
marksowskiej gro-teski, ale ciezko pracujacym i pilnie oszczedzajacym
osobnikiem. Pragneli oni glównie zdobycia latwego pieniadza i dostepu do
rozrzutnej konsumpcji, zeby odbic sobie do woli mlode lata, które ponoc podle im
zmarnowal siermiez-ny komunizm.
Nawet gdyby sie zgodzic
z powyzszym, pozostaje kolejna watpliwosc, ze skoro sami sprzedajacy nie mieli
ochoty na przejecie na wlasnosc prywatyzowanego kapitalu, dlaczego wybrali z
reguly obcych zamiast lokalnych nabywców. Nie mozna dowiesc przemoznej roli
korupcji, dopóki sie staran-nie nie wyjasni, dlaczego nieuczciwi urzednicy
mieliby wzgardzic lapówkami oferowanymi ze strony lokalnych in-westorów na rzecz
prowizji plynacych od ich zagranicznych rywali.
Mozna
by na to odpowiedziec, ze slabsi finansowo lokal-ni inwestorzy nie mogli przebic
zagranicznych, ale to nie jest koniec sprawy. Zreszta, poniewaz lapówki placone
za darmo-wy majatek byly marne, jak zasilki, nie wydaje sie zeby kwe-stie
finansowe byly tutaj najwazniejsze. Istotnie, wybór padal glównie na
zagranicznych nabywców, gdyz okazali sie lepiej przygotowani niz krajowcy do
dzialania w warunkach chro-nicznej korupcji jaka zapanowala w Polsce.
Trzeba pamietac, ze korupcja to swiat ciemnych zakuliso-wych
konszachtów, wiec zeby w nim sobie radzic, nie tak jak na rynku - w pelnym
swietle - trzeba opanowac specjalne re-guly. Jedna z nich jest, zeby nielegalnie
ukladajace sie strony, bez mozliwosci odwolania sie do prawa, mogly sobie ufac.
Obcy nabywcy okazali sie bardziej godni zaufania od krajo-wych pretendentów,
gdyz przyjeli wypróbowana zasade, ze na-lezy bezwzglednie wywiazywac sie z
przyjetych zobowiazan.
Zagraniczni nabywcy okazali sie
nie tylko bardziej wiary-godni jesli chodzi o warunki szemranych umów, ale byli
tez w stanie bardziej skutecznie podporzadkowac polskich urze-dników. Przyjeli
zasade oplacania wszystkich rywalizujacych frakcji decydentów i to na jak
najwyzszym szczeblu. Zabrali sie tez do skrupulatnego zakladania
kompromitujacych dossier na wypadek wylamania sie zamieszanych w afery, co
przemienilo Polske w prawdziwie egzotyczna „kraine te-czek".
Podsumowanie
Nie ma, jak widac, innego wyjscia jak odrzucic kolejny
wyjatkowo niedorzeczny poglad na temat reform, ze najlepsza gwarancja na szybkie
usprawnienie systemu bylo masowe wpuszczenie obcych inwestorów, z ich wiekszym
doswiadczeniem rynkowym i szacunkiem dla prawa. Z pew-noscia prywatyzacja
majatku, który przechwycili obcy na-bywcy, nie dostarcza na to dowodów,
odwrotnie, w procesie zakupu zaczeli bezpardonowo gwalcic prawa rynku i
na-gminnie lamac prawo.
Trudno sie temu dziwic, gdyz
wsród zagranicznych inwe-storów zainteresowanych sprzedawanym majatkiem
prze-wazyly korporacje miedzynarodowe. Maja one wyjatkowe doswiadczenie robienia
interesów w warunkach upadlego panstwa, gdyz nie dzialaja tylko w rozwinietych
krajach, jak Unia, gdzie korupcja jest raczej marginesem. Korporacje
miedzynarodowe sa równiez gleboko zakorzenione w go-spodarkach zacofanych, gdzie
korupcja jest sposobem prze-trwania.
Komparatywna (=
wzgledna) przewaga zagranicznych korporacji w korupcji obrócila sie zreszta nie
tylko przeciw krajowym inwestorom, kapitalistom, ale tez przeciw samemu
aparatowi panstwa. Pierwszych wykluczyly one z procesu prywatyzacji majatku a
drugich, czyli samo panstwo, jego sprzedajnych decydentów, mimo ze ci
dostarczyli im ten ma-jatek - niejako na talerzu - za ulamek realnej wartosci,
kor-poracje sklonily do przyjecia bardzo marnych lapówek.
Najlepiej jest przekonac sie o tym, jak dalece obcy inwe-storzy górowali
nad sprzedawcami majatku przez zestawie-nie ukrytych korzysci nabywców z
ukrytymi prowizjami dla urzedników. Prowizje mozna szacowac na 2-4 procent
wply-wów z prywatyzacji równych 18-23 miliardów dolarów. Cho-dzi o 0,4 do 0,5
miliarda dolarów, co stanowi tylko pól pro-cent 216 miliardów dolarów kapitalu,
który na czysto - po odliczeniu cen - zyskali zagraniczni nabywcy w zamian za
la-pówki.
ROZDZIAL SZÓSTY
HANDLARZE
ZLOMEM
Z nadgorliwego apologety komunizmu inteligencka elita
przeksztalcila sie w jego najbardziej zdeterminowanego przeciwnika, zeby
nastepnie zostac poplecznikiem innej dewiacji - kapitalizmu z obcym kapitalem i
lokalna praca.
Panstwo nie jest anonimowe, a wladza
jest personalna, wiec nie powinno byc klopotu z wyjsciem poza ogólna analize
mechanizmów wyprzedazy majatku i ustaleniem ja-kie sily polityczne wykonaly te
operacje. Jako ekonomista nie powinienem wchodzic na teren, który nalezy do
politologów, ale ci nie sa skorzy do udzielenia odpowiedzi. Choc odpo-wiedz jest
prosta, mianowicie, ze wszystkie dotad rzadzace osrodki przylozyly sie do tej
wyprzedazy, tyle, ze w nierów-nym stopniu.
Sila przewodnia
Szukajac politycznych sil zwiazanych z wyprzedaza majat-ku
nalezy zaczac od analizy glównych grup interesu oraz ról, które te grupy wziely
na siebie w procesie wywlaszczenia. Kiedy sie spojrzy na ten proces z tej
perspektywy, wylania sie obraz przechodzenia do kapitalizmu, które stanowi wynik
konfliktu dwóch grup. W jednej znalezli sie ci, którzy przy okazji chcieli po
prostu zostac sami kapitalistami a w drugiej ci, którzy mysleli raczej o innych
korzysciach niz kapitalizm dla siebie.
Sadzac po
wynikach, czyli wywlaszczeniu kapitalu na rzecz zagranicy, w tym konflikcie grup
interesu prawie na-tychmiastowe zwyciestwo musialy odniesc nie te kregi, które
byly zainteresowane przejmowaniem kapitalu, by zostac pro-duktywnym kapitalista.
Byly to raczej kregi, które wykorzy-staly wladze by stac sie „posrednikami" w
wyprzedazy majat-ku w obce rece. Wszystko z mysla o zaspokojeniu swych zgo-la
niekapitalistycznych potrzeb, czyli wybujalej konsumpcji.
Za tym zwyciestwem kryje sie przede wszystkim zaskaku-jaca wygrana
stosunkowo malo liczebnej grupy, mianowicie trzonu inteligencji, prawie
wylacznie miejskiej. Uksztaltowa-na w duzym stopniu przez opozycje wobec
komunizmu gru-pa ta nie zdobyla sobie wielkiego wyborczego poparcia. Mi-mo braku
tego poparcia, proces reform zostal podporzadko-wany tej grupie pozbawionej
niestety bezposredniego intere-su w przywróceniu kapitalistycznej
produkcji.
Nie ulega zadnej watpliwosci, ze glówne
inteligenckie sro-dowiska przylaczyly sie do opozycji wobec komunizmu nie z
potrzeby kapitalizmu, czyli checi stania sie samemu kapita-listami. Chodzilo im
raczej o poszerzenie sfery wolnosci, cze-sto traktowanej jako wyzsze dobro, samo
w sobie. Dopisano do tego misje, zeby wzorem polskiej przeszlosci niesc wol-nosc
ogólowi, choc nie bylo dla tych inteligenckich kregów do konca jasne jak nalezy
dokladnie rozumiec sens wolnosci.
Inteligenckie starcie
ze skazanym na upadek komuni-zmem nie mialo jednak charakteru wylacznie
ideowego, gdyz doszly do tego silne interesy osobiste, tym wieksze im blizej
znalezli sie osrodków wladzy. Z tegoz dokladnie powo-du, gdy doszlo do wyboru
modelu prywatyzacji, srodowiska inteligenckie uzyly swoich wplywów nie dla
zagarniecia kapi-talu na wlasny uzytek, bo go raczej nie chcialy dla siebie.
Uzyly tych wplywów w tym celu, zeby z korzyscia wlasna sprzedac kapital
innym.
Na wyborze modelu prywatyzacji zaciazyla tez
typowa dla polskiej inteligencji awersja wobec charakterologicznie odmiennych
kapitalistów, tyle, ze tym razem przyjela ona szczególna forme.
Jej potepienie spadlo nie na wszystkich kapitalistów, ale wylacznie na
miejscowy zywiol kapitalistycz-ny. Zywiol ten uznano za zbyt prowincjonalny,
zeby sobie po-radzil we wspólczesnym - globalnym - kapitalizmie, w ich miejsce
powinni, wiec przyjsc swiatowcy z zagranicy.
Z
powyzszego rozumowania inteligenckie srodowiska zdolaly wyeliminowac wzgledy
moralne, które moglyby suge-rowac, ze prowincjonalni czy nie, krajowcy maja
prawo do wlasnosci tego co wypracowali bardziej niz ktokolwiek inny. Za tym
krylo sie ogólniejsze przekonanie tych kregów, ze nie nalezy mieszac
kapitalistycznego rynku z tradycyjna moral-noscia, lub inaczej - ekonomii z
socjologia. Zinterpretowali wolnosc gospodarcza jako forme spolecznego
nihilizmu.
Mialo to niemale znaczenie praktyczne, gdyz, zanegowanie
moralnosci, jako bazy nie tylko rynku, ale kazdej spolecznej instytucji, stalo
sie wygodnym usprawiedliwieniem dla sprze-dazy ogólnego majatku bez ogladania
sie na prawo. W ten sposób, przynajmniej w ich oczach, dopuszczalna stala sie
po-wszechna praktyka zanizania, cen w celu uzyskania prowizji przy zmianie
wlasciciela zasobów kapitalu z organu panstwa na prywatna osobe, czyli na
zagranicznego rezydenta.
Zadna inna grupa spoleczna
otwarcie nie przyjela tej filo-zofii, nie wszystkie jednak rzucily wyzwanie
inteligencji. Nie-które z nich wrecz zwiazaly sie z tymi kregami w celach
spra-wowania wladzy, chodzi glównie o robotników z dawnej opo-zycji -
nielegalnych zwiazków. Czesc tej grupy zawsze chcia-la, zeby kapital zostal
rozdany czyniac kapitalistów ze wszystkich. Ale jej trzon szybko przesunal sie w
strone wyprzeda-zy zagranicy za korzysci wlasne, czyli preferencyjne
akcje.
To te dwie grupy, bez ambicji stania sie
kapitalistami, a w pewnym sensie nawet anty-kapitalistyczne, solidarnie,
wy-kluczyly z gry o narodowe zasoby lokalne grupy, które chcia-ly kapitalizmu
dla siebie, czyli prokapitalistyczne. Co zakrawa na ironie, wsród pokonanych
znalazla sie jedyna wazna gru-pa, która za komunizmu zachowala wlasnosc -
chlopi. Z tego tytulu byli bowiem wyjatkowo przygotowani do wykorzysta-nia
mozliwosci jakie daje normalny - ludzki - kapitalizm.
Narzucona przez inteligencje, jako „sile przewodnia", wy-przedaz w rece
zagraniczne zostawila tez na lodzie inna, tyle, ze znacznie mniej zasobna,
pozostalosc po kapitalizmie, mia-nowicie wywlaszczonych po wojnie
przedsiebiorców i kamieniczników. Jedyna szansa byla dla nich reprywatyzacja
prze-prowadzona na tyle szybko, zeby ich zagarnieta wlasnosc nie zostala
ponownie zagarnieta, tym razem przez zagranicznych inwestorów; do takiej
reprywatyzacji nigdy nie doszlo.
Wsród wylaczonych
znalezli sie tez dotychczasowi komu-nistyczni dyrektorzy banków i fabryk, którzy
w przeciwien-stwie do przedwojennych wlascicieli zebrali bogate doswiad-czenie w
zarzadzaniu kapitalem. Sadzac po krajach rozwinie-tego kapitalizmu, stanowili
oni grupe najlepiej przygotowana do przejmowania kapitalu, ale odebrano im te
szanse argu-mentujac, ze jako zwiazani z komunizmem nie maja do tego moralnego
tytulu, ale maja go obcy nabywcy bez pytania o przeszlosc.
Propaganda wyprzedazy
Kiedy sie czyta powyzszy opis swoistego „konfliktu klaso-wego"
w którym grupy zainteresowane kapitalem sciera-ja sie z tymi, którzy go nie
chca, rodzi sie pytanie co to takiego pozwolilo trzonowi inteligencji stac sie
„sila przewodnia" rodzacego sie „niekompletnego kapitalizmu". Przeciez,
inte-ligencja byla nie tylko slaba liczebnie ale jej ewentualne ko-rzysci z
wywlaszczenia na rzecz zagranicy - prowizje - bladly w porównaniu z tym co mieli
finansowo do zyskania lokalni nabywcy.
Kregi
inteligenckie wygraly, glównie dlatego ze przejely z komunizmu najwazniejszy
instrument wladzy, czyli srodki przekazu. Nie chodzi o to, ze pojawil sie jeden
organ, ale o to, ze najbardziej wplywowe media, choc wolne od pan-stwowej
cenzury, przyjely te sama generalna linie programo-wa. Z wymiana redaktorów
naczelnych nastapila nieslychana wulgaryzacja mediów, powrót do wczesnych wzorów
komu-nistycznych, gdy demolowano tzw. wrogów klasowych.
Wykonujac wyrok na sobie, inteligencja stoczyla sie z obroncy wyzszej
kultury do nosicielki anty-kultury, ale jed-noczesnie zyskala szanse bardziej
skutecznego narzucenia spoleczenstwu falszów wspierajacych wyprzedaz majatku. W
tym klamstwa, ze komunizm zostawil gospodarke w tak kiepskim stanie, ze fabryki
i banki to zlom, który powinien zaraz znalezc solidnego uzytkownika - najlepiej
cudzoziem-ca. Oraz, po cenie zlomu, zeby bron boze sie nie rozmyslil.
W jednej, wspartej przez media, wersji stwierdza sie, ze
odziedziczono zlom, gdyz komunizm doprowadzil do kom-pletnego fizycznego zuzycia
majatku trwalego. Wskazniki zu-zycia sa rzeczywiscie wysokie, co nie zmienia
jednak faktu, ze niezuzyta - aktywna - czesc polskiego majatku ciagle by-la
bardzo duzo warta. Innymi slowy, ile by nie bylo tego zlo-mu w postaci zuzytych
maszyn, nie mialo to wcale wplywu na wartosc sprzedawanych niezuzytych
maszyn.
Zgodnie z inna wersja, kiedy upadl komunizm,
upadla tez produkcja, wiec ile by nie wlozono kiedys w budowe za-kladów czy
organizacje banków dla nabywcy, to niewiele znaczylo, bo licza sie tylko zyski z
przyszlej produkcji. Nie wiadomo jednak, dlaczego poczatkowe zalamanie produkcji
mialoby przekonac potencjalnych nabywców, ze przyszle zy-ski tez beda marne. Jak
gorliwie podaja te same media, za-raz po zalamaniu produkcja oraz zyski zaczely
przeciez szybko rosnac.
Najlepiej widac zabiegi srodków
przekazu na przykladzie poszczególnych sektorów, jak chocby finansów. Ile razy
za-czynaja sie przygotowania do sprzedazy banków, pojawiaja sie lamenty, ze tak
zle dzialaja bo np. wieki trwa realizacja zwyklego czeku. Od czasu to czasu do
rangi niezwyklego wydarzenia urasta tez informacja na temat bankructwa jakiegos
krajowego banku, tak jednak malego, ze malo kto o nim kie-dykolwiek slyszal, a
jeszcze mniej mialo z nim do czynienia.
Kiedy jednak
trzeba pochwalic tzw. liberalnych reforma-torów, ze ci ratuja bankowosc, tak jak
inne wystawione pod mlotek sektory, ton mediów sie zmienia. Nagle okazuje sie,
ze od 1994 r., przed fala wyprzedazy, gdy rzad oddluzyl ban-ki w formie
obligacji, staly sie one najbardziej zyskowna dzie-dzina gospodarki. Nie tylko,
ze wyrózniaja sie na tle zbankru-towanych banków czeskich, czy tych rosyjskich -
mafijnych, ale maja wyniki finansowe lepsze od banków unijnych.
Urabianie opinii przez srodki przekazu okazalo sie na ty-le skuteczne,
ze malo kogo zdziwilo, ze zdrowe banki - z ak-tywami rzedu az 90 miliardów
dolarów - po 1994 r. zostaly prawie w calosci sprzedane zagranicy za 3 miliardy
dolarów, czyli za darmo. Gdyz dokladnie tyle panstwo wyplaci ban-kom do 2004 r.
z budzetu w formie oprocentowania wspo-mnianych oddluzeniowych obligacji, które
wraz z innymi ak-tywami przeszly w rece nowych zagranicznych wlascicieli.
Gdyby jednak ktos smial sie sprzeciwic tego rodzaju
wy-wlaszczeniowej operacji, media maja nan repertuar niewy-brednych ataków.
Gdyby, na przyklad, ten ktos wspomnial, ze nie nalezy chyba wszystkiego
wyprzedawac zagranicy, do-padna go oskarzeniem, ze jest szowinista. Nigdy jednak
dotad nie przyszlo ludziom mediów do glowy, by uzyc jakiegos odpowiedniego
okreslenia na tych, którzy mysla, ze najlepiej bedzie wtedy jak w polskich
rekach zostanie nic, ino sznur.
Na smialka, który z
kolei zechcialby kwestionowac ceny, po których majatek jest uplynniany, srodki
przekazu maja in-na inwektywe. Na temat zanizonych cen moze bowiem roz-prawiac
tylko osobnik, który ma jakies zludzenia na temat tego, ze komunizm byl w stanie
tworzyc cos wiecej niz zlom. Z rozpedu, taki krytyk wyceny majatku, moze nawet
obe-rwac od machiny jako niezyciowy sympatyk pokonanego ko-munizmu, czy - zgola
pogardliwie - jako komuch.
A prawda jest taka, ze jesli
mozna w ogóle mówic o zlo-mie w kontekscie polskiej prywatyzacji to nie tak jak
sobie zycza glówne srodki przekazu, ze zastany kapital byl wart ty-le co zlom,
ale ze ten kapital zostal potraktowany jak zlom. Z pomoca srodków przekazu
sprzedano banki i fabryki, wla-sciwie to cala Polske w cenie zlomu, rekami
ludzi, których ominely dotad epitety. Z racji charakteru ich zajecia naleza-loby
od zaraz zaczac ich nazwac „handlarzami zlomem".
Zgrana wladza
Inteligencji nie moglo wystarczyc samo przejecie kontroli nad
mediami. Zeby zdobyc wladze, potrzebowala ona tez politycznej organizacji do
realizacji swych celów. Stala sie nia z poczatku Unia Demokratyczna, potem
przemianowana, w tym samym duchu orwellowskiej nowomowy, na Unie Wolnosci. Nie
mógl to byc zaden innych duch, gdyz nikt inny po-za ta partia nie zaangazowal
sie z podobna sila w pozbawie-nie ogólu ludzi bazy, na której opiera sie
wolnosc, czyli ich wlasnego kapitalu.
Unia przejela
ster wladzy pierwsza, w 1989 r., ale nie bez wsparcia ze strony
niezaleznych zwiazków zawodowych, glównie robotniczych. Byl to stosunkowo
zrozumialy sojusz, gdyz obydwie sily mialy ten sam polityczny rodowód,
antyko-munistyczna opozycje. Byle zwiazki byly dostatecznie silne, zeby wziac
rzady we wlasne rece, ale ich kierownictwo posta-nowilo stronic od polityki.
Zdecydowano, ze w imieniu daw-nej opozycji zmianami ustrojowymi pokieruje
inteligencja.
Korzystajac z wyjatkowej okolicznosci, ze
trzeba bylo od podstaw sformulowac program reform, Unia, z Balcerowiczem,
podjela sie tego dziela. Gdy w 1991 r., w miejsce rza-du, w którym przypadly mu
finanse, przyszedl nastepny, tez z Unia, ale bez Balcerowicza, ruszyla
integracja, z inna Unia, Europejska. Juz wtedy bylo jasne, ze glówna technika
tej partii bedzie radykalna sprzedaz inwestorom zagranicznym pod presja
najprzerózniejszych formalnych wymogów zwia-zanych
z
integracja.
Nie tego spodziewali sie robotniczy
sojusznicy, gdyz liczy-li na to, ze albo majatek zostanie w rekach panstwa,
tyle, ze bedzie zarzadzany zgodnie z interesem robotników, albo, ze zostanie
rozdany wszystkim. To byl tylko jeden z powodów do narastajacych zatargów w
rzadach bylej opozycji; innym byl fakt, ze nie doszlo do obiecanej poprawy
gospodarczej. Zaczal sie natomiast okropny kryzys lat 1990-1992, który uderzyl
glównie w panstwowy przemysl, czyli w bastion ro-botników.
Sytuacje te wykorzystaly, odsuniete od wladzy, partie wy-wodzace sie z
dawnego okresu tak,
ze w wyborach 1993 r. kontrole nad
gospodarka przejela koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz Polskiego
Stronnictwa Ludowego. Na-stapil gleboki zwrot, gdyz zamiast zyc widmem
komunizmu, jak byla antykomunistyczna opozycja, koalicja zajela sie wid-mem
kapitalizmu. Zdecydowala, ze od ostrej walki o refor-my wazniejsza jest walka z
ostrym kryzysem gospodarki.
To dlatego pod rzadami tej
koalicji doszlo do wyhamowa-nia tempa prywatyzacji, jak to mówili wtedy
odsunieci od steru ludzie Unii - prawie o polowe. Zamiast na sile sprze-dawac
majatek panstwa, lewicowa koalicja zaostrzyla nadzorcza kontrole nad sektorem
panstwowym oraz wpro-wadzila zmiany w przepisach - zwane komercjalizacja. Mia-ly
one zwiekszyc kompetencje panstwowej dyrekcji, tak by zblizyc warunki jej
dzialania do sektora prywatnego.
Choc doszlo do
potrzebnego zwolnienia tempa transferu majatku za granice, dopuszczono do kilku
nierozwaznych sprzedazy, np. calego sektora cementowego oraz wyrobów
tytoniowych. Wazniejszy jest jednak fakt, ze rzady lewicowej koalicji stanowia
jedyny okres, kiedy swiadomie starano sie skierowac kapital glównie w rece
krajowe. Na ten okres przypadl rozwój krajowych tzw. holdingów w przemysle,
których zarzady znalazly sie glównie z rekach bylej partyjnej
nomenklatury.
Swiadoma tego, ze zadne preferencje dla
krajowych na-bywców na nic sie nie zdadza ze wzgledu na narzucone Pol-sce pod
rzadami Unii Wolnosci zobowiazania otwarcia go-spodarki na obrót towarem i
kapitalem, koalicja podjela je-dyny jak dotad krok, który mógl uratowac kraj
przed wywla-szczaniem. Podjeto próbe stworzenia zapory w postaci zgru-powanych
wokól panstwowych banków oraz ubezpieczyciela -monopolisty nowego typu holdingów
- ale program ten szybko ugrzazl.
Trudno jest te
wszystkie fakty zaakceptowac bylej opozy-cji antykomunistycznej, jak równiez
prawicy jako takiej, gdyz zyje ona obrazem partii z okresu komunistycznego jako
sil antypolskich. Z tych samych powodów prawicowe partie nie-chetnie mówia o
wlasnych dokonaniach po 1997 r., kiedy na zasadzie rykoszetu wyrwaly wladze
lewicowej koalicji. Maja do tego realne powody, gdyz najwieksza wyprzedaz
zagrani-cy dokonaly te wlasnie sily, programowo narodowe.
Najbardziej szkodliwym aktem prawicy bylo przekazanie w rece zagraniczne
calego systemu finansowego, który obraca pieniadzem, dzieki któremu - z kolei -
obraca sie rynek. Kiedy odchodzila lewicowa koalicja, udzial obcego kapitalu w
bankach wynosil ponizej 20 procent. Dzieki prawicy ten udzial podniósl sie do
wspomnianych wczesniej 75 procent. Co wiecej, lewica trzymala wiekszosc
ubezpieczen w gestii krajowej, gdy za sprawa prawicy sa one juz glównie w obcych
rekach.
Szczególna role w tej prawicowej koalicji
odegrala Unia, gdyz znowu na zasadzie tzw. pasa transmisyjnego z
komuni-stycznych czasów, gdy zwiazki szly za partia, zwiazkowy trzon AWS lub
Akcji dal gospodarke Unii, czyli Balcerowiczowi. Zaczal swe rzady od decyzji,
zeby bez zadnej zwloki sprzedac zagranicy pozostale banki. Ale gdy Unia, wraz z
nim, wyszla z koalicji, orgia wyprzedazy sie nie skonczyla, o czym swiadczy
m.in. ostra „walka" rzadu Akcji o niepolski cukier.
Podsumowanie
Nie da sie wiec utrzymac ogólnie przyjetego pogladu, mianowicie
ze glówna przeszkoda w budowie kapitali-zmu od poczatku byly przezytki
komunistycznego myslenia reprezentowane przez sily polityczne sprzed upadku
komu-nizmu. Jest w tym troche racji, gdyz istotnie intelektualna spuscizna z
dawnego okresu bolesnie odbila sie na zmia-nach ustrojowych, tyle, ze wylacznym
nosicielem tego prze-zytku okazala sie byla opozycja antykomunistyczna,
zwla-szcza inteligencka.
Inteligencja nie przyjelaby,
wzorem komunizmu, wrogiej postawy wobec krajowych kapitalistów, gdyby nie jej
gorliwa akceptacja idei internacjonalizmu. Nawet za trudnych cza-sów
komunistycznych, internacjonalizm, z negacja narodu, nie byl jednak traktowany
tak powaznie jak obecnie. Mial on co najwyzej charakter sloganowy, gdyz nikomu z
komunistycznych wladz nie przyszloby do glowy, zeby dzielic sie na-rodowym
kapitalem z innymi krajami, nawet sposród tzw. obozu.
Wdrazanie takiej doktryny jak internacjonalizm, czy to w imie wspólnoty
robotników, jak w podrecznikowym komu-nizmie, czy wspólnoty kapitalistów z
„niekompletnego kapi-talizmu", wymaga zakwestionowania tradycji moralnej. Gdy w
komunizmie odbierano wlasnosc prywatna, moralnosc by-la naginana przez partie.
Przy budowie „niekompletnego ka-pitalizmu" przez wywlaszczenie narodu doszlo
jednak - przy udziale inteligencji - do odrzucenia moralnosci.
Choc nikt nie potrzebowal inteligencji, zeby zachecala go do przyjecia
kapitalizmu, zabrala sie ona jednak do propa-gandy „wyzszosci" kapitalizmu, tego
„niekompletnego", nad komunizmem. Zrobila to w rewolucyjnym stylu, który
mono-partia porzucila na dlugo przed upadkiem komunizmu. Za-miast zajac sie
polepszeniem bytu przecietnego czlowieka, byla opozycja, jako „przezytek
komunizmu", wybrala jego rewolucyjne uswiadamianie - w nieswiadomosci
kleski.
CZESC TRZECIA
PRZEKLENSTWO
HISTORII
Likwidacja narodowego kapitalu przez póldarmowa wyprzedaz
zagranicy stawia Polske w sytuacji gorszej niz kiedykol-wiek w nowoczesnej
historii jej gospodarki. Od dwóch juz stuleci Polska zmaga sie o zachowanie
narodowej kontroli nad swym majatkiem, glównie w obliczu gospodarczej ekspansji
jej sasiadów. Tak bylo oczywiscie w okresie zaborów, czy to w drodze
niemieckiego rugowania z ziemi czy rosyjskich konfi-skat majatków.
Polska ziemia, jako glówny skladnik narodo-wego kapitalu,
przechodzila wtedy w obce rece z reguly za ula-mek wartosci. W niemieckim
zaborze dzialo sie tak pod presja dlugów, a w zaborze rosyjskim ze wzgledu na
krótki czas wyzna-czony na sprzedaz posiadlosci. Na to, zeby pozbawic Polaków
wszystkich zasobów, zaborcy potrzebowaliby jednak nastepnych stu lat, pod
koniec, których wyrwaliby z polska ziemia równiez korzenie polskosci. Do tego
nigdy nie doszlo, gdyz w miedzycza-sie Polska odzyskala niepodleglosc. Nadal
jednak pokazna czesc zasobów kapitalowych byla w rekach zagranicznych, zwlaszcza
w niemieckich, ale juz nie w rosyjskich. Dopiero, gdy nastal ko-munizm po raz
pierwszy we wspólczesnej historii Polski kapital stal sie wylacznie narodowy.
Jakkolwiek silna byla wtedy rosyj-ska kontrola polskiej gospodarki nie zmienia
to oczywistego fak-tu, ze rosyjscy mocodawcy nie mieli tytulów wlasnosci.
Natomiast po upadku tego jak by nie bylo narodowego komunizmu, zaledwie w ciagu
dziesieciolecia, wylonil sie nienarodowy ka-pitalizm. Poniewaz wiekszosc
kapitalu, banków i fabryk, znala-zla sie w rekach zagranicznych, w tych tez
rekach znalazla sie prawie pelna kontrola gospodarki. W tym sensie, czyli pod
wzgledem suwerennosci gospodarczej, w wyniku wywlaszcze-niowej prywatyzacji,
sytuacja ulegla naglemu pogorszeniu. Sprzedany majatek trafil raczej do rak
niemieckich, a w kazdym razie nie do rosyjskich, takze obecnego ograniczenia
suwerenno-sci nie mozna dalej przypisywac Rosji. Mimo tych niezbitych faktów,
jedyne zewnetrzne zagrozenie, które przykuwa dzisiaj uwage wiekszosci Polaków
jest nie to realne, ale to nieistnieja-ce - rosyjskie. Nic chyba bardziej nie
swiadczy o niskim stanie swiadomosci przecietnego obywatela oraz o tym, jak
bezmierny musi byc cynizm tych, którzy z racji dostepu do wladzy manipu-luja
zbiorowa swiadomoscia. Po to, zeby zalosne dzielo rozdra-pywania polskiego
kapitalu doszlo do swego naturalnego konca, czyli do pelnej likwidacji
polskosci.
ROZDZIAL SIÓDMY
ZAKLAMANA
PRZESZLOSC
Nie moglo sie udac przejscie z komunizmu do kapitalizmu, gdyz
malo kto rozumie czym byl komunizm, nawet ta czesc spoleczenstwa, czyli
wiekszosc, która uwaza szczytowa dekade póznego komunizmu za gospodarczo
najlepsze lata po wojnie.
Istota „polskiej drogi" do
kapitalizmu jest manipulacja hi-storia dla doraznych korzysci tych, którzy
marnuja historie. Najlepiej o tym swiadcza ciagle odwolania tzw. liberalów do
dekady Gierka. Jest to ponoc okres bezsensownego uzaleznienia gospodarki oraz
wynikajacego stad krachu. Dopiero na tym tle mozna ponoc ogarnac gospodarcze
uniezaleznie-nie oraz zbudowany na nim cud obecnej dekady Balcerowicza.
Niestety, porównanie wypada mocno na korzysc Gierka.
Zapomniane reformy
U podstaw tezy tzw. liberalów, ze polityka Gierka, bedace-go u
steru partii w latach 1970-1980, dopuscila do nadmiernego uzaleznienia
gospodarki od zagranicy lezy opi-nia, ze tak jak wszyscy partyjni liderzy bal
sie reform gospodarki. Byly one potrzebne dla rozruszania gospodarki, ale
wymagaly delegowania wladzy w dól, z czym wiazalo sie ry-zyko utraty kontroli. A
to dlatego, ze jak ktos poza scislym centrum zasmakuje uroków wladzy to zaraz
bedzie chcial jej wiecej, kosztem tegoz centrum.
Wedlug
tej szeroko przyjetej interpretacji, w obliczu kule-jacej gospodarki zostawionej
przez Gomulke, Gierek mial ograniczony wybór. Doszlo do zastoju gospodarczego,
gdyz ze wzgledu na niska wydajnosc, brakowalo srodków na inwe-stycje.
Zwiekszenie wydajnosci wymagaloby glebszych zmian systemowych, których nikt nie
bral powaznie pod uwage. Je-dynym wyjsciem okazaly sie zagraniczne kredyty na
zakup dóbr inwestycyjnych, tak wiec zaczelo sie pozyczanie.
Nic nie jest jednak dalsze od prawdy, gdyz reformowanie bylo ostatnia
rzecza, od której musieli stronic partyjni przy-wódcy. Przeciez komunisci
zaczeli od gigantycznej reformy, jaka bylo zburzenie podstaw kapitalizmu.
Wynikalo to z ich wiary, ze mozna organizowac gospodarke w dowolny sposób, tak
by polepszyc wykorzystanie zasobów, kapitalu czy pracy. To nastawienie nigdy sie
nie zmienilo; reformy szly nieustan-nie, tyle, ze juz na wyraznie skromniejsza
skale.
Ci nieliczni sposród tzw. liberalów, którzy
dostrzegaja fakt, ze mono-partia ciagle grzebala w systemie gospodarki, uwazaja
z kolei, ze nie mialo to wiekszego znaczenia. Nie byly to bowiem prawdziwe
reformy, ale zabiegi kosmetycz-ne, glównie obliczone na dobre wrazenie,
zwlaszcza w wydaniu nowych liderów. Nie inaczej mial, ich zdaniem, posta-pic
Gierek, kiedy doszedl, wiec do wladzy, zeby pokazac swój dynamizm, zarzadzil
huczne reformy, aby je nastepnie szybko porzucic. Znowu nie ma w tym lutu
prawdy, gdyz za Gierka doszlo do bardzo waznych zmian ustrojowych, zreszta
utrzymanych w tym samym duchu co reformy jego poprzednika, Gomulki. Tak jak w
przypadku Gomulki, reformy Gierka dokonaly dalszej erozji systemu
komunistycznego. Nawet jesli oficjal-nie gloszono, ze wprowadzane przez partie
reformy maja slu-zyc utrwaleniu scentralizowanego porzadku, prowadzily one do
systematycznego odchodzenia od komunizmu.
Niczego
innego nie mogla przyniesc decyzja Gierka, zeby rozczlonkowac centrum
gospodarcze, przekazujac kompe-tencje z organów planowania do tzw. ministerstw
branzo-wych. Proces planowania, z milionami formularzy idacych do góry oraz
tysiacami decyzji idacych w dól, stal sie nagle ma-lo wazna formalnoscia. Dla
przeciwwagi skoncentrowano produkcje w tzw. zjednoczeniach branzowych, co tylko
po-ciagnelo za soba dalsza decentralizacje decyzji.
Nie
moze byc wiec mowy o strachu przed decentralizacja wladzy, gdyz nie tylko, ze do
niej doszlo, ale stalo sie tak nie przez przypadek. Zmiany byly potraktowane
przez Gierka jako niezbedny warunek skutecznego otwarcia gospodarki na swiat, na
import i kredyty. To otwarcie bylo zreszta samo w sobie aktem odwagi, gdyz
zdawano sobie sprawe z tego, ze wraz z uzaleznieniem od zagranicznego
importu
i kredytu, pole manewru dla wladz partii musi
sie dodatkowo zawezic.
Kryl sie za tym, jak i za calym programem reform, swoisty
przelom ideologiczny, gdyz marksizm ma wyjatkowo wyra-zna awersje do
kapitalowego wiazania gospodarki narodowej z zagranica, nawet ograniczonego.
Albowiem kazdy kapital, tak wlasny jak i obcy, jest traktowany jako nieuchronne
zródlo eksploatacji pracy, sily roboczej. Praca jest jedynym zródla dobrobytu,
badz, uzywajac marksowskiej frazeologii, tzw. wartosci, kapital moze, wiec tylko
zyc kosztem pracy.
Ze zmianami w systemie gospodarki
przyszly tez, kto wie czy nawet nie bardziej brzemienne w skutkach, zmiany
poli-tyczne, zwlaszcza w naborze kadry. Rozluzniono kryteria ide-ologiczne, w
tym sprawy pochodzenia spolecznego czy par-tyjnej gorliwosci, stanowiace zródlo
tzw. negatywnej selekcji. Nastapil jednoczesnie przelom w stylu sprawowania
wladzy, gdyz Gierek, jako pierwszy, uznal, ze - typowe dla komuni-zmu - uzycie
przemocy nie moze byc instrumentem wladzy.
Nalezy dodac
do tego wymiar zewnetrzny, mianowicie to, ze za posunieciami Gierka kryla sie
chec powiekszenia niezaleznosci od Zwiazku Radzieckiego. Tak jak nikt w
kie-rownictwie partii nie staral sie obalic komunizmu, nikt na serio nie
rozwazal oderwania od Zwiazku Radzieckiego. Zainteresowana wladza, ekipa ta
postanowila tylko posze-rzyc pole swego dzialania przez zachodnie kontakty,
zwla-szcza z Europa, gdzie ranga komunistycznej Polski podnio-sla sie
niezwykle.
Na tym etapie zaleznosc od Zwiazku
Radzieckiego nie byla odbierana przez przywództwo jako pozbawiona pew-nych
zalet. Podczas gdy wschodnie granice wydawaly sie trwale, zachodnie staly pod
pewnym znakiem zapytania. Polska potrzebowala dobrych stosunków z Sowietami,
wte-dy gdy Gomulka uzyskal od Niemiec Zachodnich potwier-dzenie ustalonych po
wojnie granic. Jak równiez wtedy, gdy Gierek przystapil z kolei do przesiedlenia
póltora miliona autochtonów.
Ukrywane realia
Ktos móglby ciagle twierdzic, ze na polu reform Gierek dzialal
zbyt malo, zwlaszcza w porównaniu z reformami w dekadzie Balcerowicza, pod
którym jakby zerwala sie tama. Tyle, ze przeciez reformy ustrojowe to nie jest
wyscig na czas, chodzi w nich o to, zeby usprawnic gospodarke. Gdyby przy-jac te
miare, to reformy Gierka, choc skromniejsze, daly lep-sze wyniki niz reformy
Balcerowicza, wlacznie z ta sfera, która najostrzej atakuja przeciwnicy Gierka -
uzaleznieniem. Zeby nie byc goloslownym, wezmy dla porównania sie-dem lat
ujemnych bilansów handlowych dla okresu Gierka z lat 1971-1978 oraz Balcerowicza
z lat 1991-1998. Przyj-mijmy jako miare procentowe relacje skumulowanego
deficytu handlowego do skumulowanego eksportu za te rózne lata. W epoce Gierka
deficyty importowe wyniosly 47 pro-cent eksportu a w epoce Balcerowicza - 36
procent, czyli niewiele mniej,
w kazdym razie na
poziomie, który tez nale-zaloby uznac za ryzykowny.
Gdyby isc dalej z tym porównaniem dwóch dekad okaza-loby sie, ze po 1978
r. deficyt handlowy zostal bardzo szyb-ko wyeliminowany, podczas gdy obecny
deficyt handlowy najpierw ulegl zwiekszeniu, by pokazac maly spadek dopie-ro w
2001 r. Stad, gdyby przedluzyc okres analizy o nastepne trzy lata, wtedy w
latach 1979-1981 skumulowany import okazalby sie mniejszy niz caly eksport,
natomiast dla lat 1999-2001 deficyt w imporcie bylby o 66 procent wyzszy od
calej wartosci eksportu.
W obydwu dekadach nierównowaga
w handlu zagranicz-nym znalazla odbicie w rosnacym dlugu zewnetrznym, gdyz
dziure w obrotach towarowych trzeba bylo pokryc kredyta-mi. W dekadzie Gierka
dlug podniósl sie od zera do 23 mi-liardów dolarów, co stanowilo 160 procent
przeliczonego na dolary eksportu w 1979 r. W dekadzie Balcerowicza, dlug
zwiekszyl sie z 48 do 61 miliardów dolarów, co stanowilo ekwiwalent az 230
procent dolarowego eksportu w 1999 r..
Tzw. liberalowie
nie zostawiaja suchej nitki na Gierku twier-dzac, ze nie tylko pozyczyl za duzo,
ale ze uzyl importu nie na tworzenie mocy eksportowych, ale wsparcie konsumpcji.
To nieprawda, gdyz blisko 40 procent importu skladalo sie z dóbr inwestycyjnych,
czesto calych obiektów przemyslowych. Ale krytyka ta jest zasadna jesli chodzi o
okres Balcerowicza, kiedy ten udzial wyniósl tylko 15 procent; takze efekt
proeksportowy okazal sie jak dotad znikomy (Podkaminer 2000).
Blizsze porównanie wyników w eksporcie za Gierka i Bal-cerowicza
potwierdza powyzszy kontrast w ich sposobie wykorzystania importu. Okres Gierka
to byly lata glebokich zmian w strukturze eksportu na rzecz dóbr przetworzonych
oraz budowania nowych specjalnosci (np. obiekty przemy-slowe, Poznanski 1997).
Okres Balcerowicza to lata, w których wlasnie doszlo do wyhamowania tempa
eksportu oraz zamiany Polski w kraj bez zadnej chyba specjalizacji.
Ktos móglby starac sie zignorowac te fakty twierdzac, ze bez
wzgledu na to jakie byly efekty w eksporcie jedynie stra-tegia Gierka tak czy
inaczej zawiodla, gdyz w przeciwnym ra-zie Polska nie stanelaby w 1980 r. na
granicy finansowej nie-wyplacalnosci wobec swych zagranicznych kredytodawców. W
ostatecznym rachunku, wlasnie ze wzgledu na niedosta-teczny potencjal
eksportowy, gospodarka stoczyla sie w kryzys 1979-1982; nalezy dodac, jedyny
jaki zna dotad komunizm.
Fakt, ze doszlo do kryzysu,
który kosztowal Polske jedna czwarta jej dochodu narodowego oraz ogromne straty
w konsumpcji prywatnej, nie ma jednak wiele wspólnego z sytuacja w eksporcie. Z
pewnoscia dlug byl dostatecznie wysoki, zeby spowodowac pewne perturbacje, ale
nie tego typu rujnujacy kryzys. Prawdziwym powodem kryzysu nie byl wcale brak
mocy eksportowych ale niemoznosc ich mobiliza-cji przez wladze w obliczu
niepokojów robotniczych, które wybuchly w 1980 r.
To,
ze u zródel recesji tkwil wybuch polityczny, powinno stac sie calkiem oczywiste
jesli porówna sie Polske np. z We-grami, które mimo wiekszego obciazenia dlugami
na jedne-go mieszkanca uniknely recesji. Podobnie z bardzo zadluzo-na Rumunia,
której potencjal eksportowy byl znacznie slab-szy niz Polski czy Wegier. Stalo
sie tak, gdyz tak Wegry jak Rumunie ominal polityczny kryzys, wiec ich wladze
mogly uruchomic niepopularne instrumenty potrzebne dla opano-wania dlugu.
Jak juz chce sie oceniac Gierka na podstawie tego, ze nie
udalo mu sie uniknac recesji, to trzeba wtedy przyznac, ze Balcerowicz nie
okazal sie lepszy. Doprowadzil do poczat-ków recesji w 2000 r., której zarysy
przypominaja los innych nadmiernie zadluzonych rozwijajacych sie krajów, które
wpadly w finansowe tarapaty, jak np. Meksyk w 1994 r. czy Tajlandia w 1997
r. Jesli Polska pójdzie ich droga, jej recesja moze spowodowac straty w
produkcji gorsze niz w latach 1979-1982.
Za tym, ze
obecna recesja moze okazac sie gorsza prze-mawia fakt, ze obecnie, tak jak za
Gierka, waznym moto-rem recesji sa trudnosci polityczne, tyle, ze
nieporównywal-nie wieksze. Za Gierka, recesja stala sie nieodwracalna ze wzgledu
na zbuntowane spoleczenstwo w obliczu spójnego panstwa, które mialo jak ratowac
sytuacje. Choc za Balcerowicza, w obliczu recesji, spoleczenstwo jest spokojne,
poli-tyczne warunki sa gorsze, gdyz w wyniku korupcji panstwo stalo sie
bezradne.
Utajnione porównanie
Obraz dwóch dekad jest ciagle niepelny, gdyz nie wiado-mo na
ile, mimo recesji, udalo sie Gierkowi i Balcerowiczowi wykorzystac deficyty
handlowe oraz dlugi zagranicz-ne dla rozbudowy gospodarki. Nawet gdyby zadnemu z
nich nie wyszlo pomnozenie potencjalu eksportowego, pozostaje wazne pytanie na
ile import przysluzyl sie do powiekszenia zasobów kapitalu. W koncu, wlasnie
radykalne powiekszenie tych zasobów bylo waznym celem obydwu tych
liderów.
Z pewnoscia Gierek osiagnal pod tym wzgledem
wiecej w swej dekadzie niz Balcerowicz, gdyz zasoby kapitalu, mie-rzone
wartoscia srodków trwalych brutto, wzrosly za Gierka po 1970 r. przyjetym jako
100 do 181 w 1980 r., podczas gdy przyjmujac 1989 r. za 100 indeks przyrostu za
Balcerowicza w 1999 r. wyniósl tylko 123, czyli jedna czwarta tego co dokonal
Gierek (i tyle, ile udalo sie osiagnac w bardzo trudnych dla polskiej gospodarki
latach 1982-1989, za Jaruzelskiego).
Warto przypomniec,
ze Gierek zdecydowal sie na nape-dzanie gospodarki na kredyt, oraz dlugami, nie
tyle dla sa-mego pomnazania zasobów kapitalu, gdyz nie kierowal sie jakas
obsesja budowania fabryk czy kopaln ale raczej checia zapewnienia pracy
zblizajacemu sie tzw. wyzowi demogra-ficznemu. W tym wzgledzie tez osiagnal
sukces, który przy-cmiewa Balcerowicza, gdyz za Gierka powstalo 2.1 miliona, a
za Balcerowicza zlikwidowano 2.1 miliona miejsc pracy, czyli jedna piata.
Upór, z jakim Balcerowicz wpedzal Polske w wysokie bezrobocie
jest niespotykany, gdyz wiekszosc tych 2.1 milio-na ludzi wywalono na bruk w
pierwszych latach jego reform. Gdy w 1994 r. zaczely sie rzady lewicowej
koalicji, SLD z PSL, liczba bezrobotnych zaczela szybko spadac, tak, ze pod
koniec jej rzadów, w 1997 r. wyniosla l milion mniej. Gdy w 1997 r. Balcerowicz
wzial gospodarke w swoje rece za koalicji AWS z UW, szybko dodano l milion ludzi
do sta-tystyk bezrobotnych.
W strategii Gierka miescilo
sie tez zapewnienie realnych przyrostów dochodu, oraz konsumpcji, dla
gospodarstw do-mowych, bo to nie byla jakas kolejna stalinowska
industria-lizacja, kiedy gotuje sie stal, ale garnki sa puste. Balcerowicz to
tez nie inne wcielenie Stalina, ale jednak konsumpcja, policzona w cenach
stalych, wzrosla za Gierka o blisko 65 punktów procentowych w latach 1970-1979,
podczas gdy za Balcerowicza odpowiedni wskaznik wzrostu wyniósl tyl-ko 35
punktów.
Powyzsze porównanie nie oddaje prawdziwego
kontra-stu, gdyz w wielu waznych dziedzinach konsumpcji korzy-stne zmiany za
Gierka zostaly zniwelowane za Balcerowi-cza, jak np. w spozyciu miesa. Polak
spozywal 49 kilogra-mów rocznie w 1970 r. ale juz 69 kilogramów w 1980 r., 20
kilo, czyli 40 procent wiecej. Jeszcze w 1989 r. za Rakowskiego spozycie bylo
takie jak w 1980 r., by spasc do 57 kilogramów w 1997 r., o 12 kilogramów lub 20
procent (Zalacznik 3).
Gorzej wypada tez epoka
Balcerowicza w sferze kultu-ry; z pewnoscia jesli mierzyc ja iloscia sprzedanych
ksiazek, trzeba przyznac, ze zawsze jedna z najnizszych w powojen-nej Europie. W
1970 r., gdy zaczela sie epoka Gierka, na tysiac mieszkanców przypadalo 3451
ksiazek, ale w 1980 juz 4136, a - po jego odejsciu - za Jaruzelskiego, w 1989
r., az 4165. W 1997 r., juz w tzw. „wolnej Polsce", pod rzada-mi Balcerowicza,
sprzedano 2425 ksiazek, czyli 1800 wolu-minów mniej.
Gdyby przyjac jako wskaznik dostepnosc mieszkan, zwy-kle umieszczona
wysoko na skali preferencji konsumentów, za Gierka liczba izb na tysiac
mieszkanców wzrosla z 19,4 w 1970 r. do 23,3 w 1980 r.., czyli o jedna piata,
podczas gdy za Balcerowicza liczba ta spadla do 8,5 izb, czyli az o dwie
trzecie. Jednoczesnie, ogólna powierzchnia uzytkowa mie-szkan ulegla redukcji
miedzy 1980 r. i 1999 r. z 13,9 do 7,2 kilometrów kwadratowych, czyli o prawie
polowe.
Co wiecej, zmiany w konsumpcji w tych dwóch
dekadach dokonaly sie przy innych zalozeniach jesli chodzi o podzial korzysci ze
wzrostu narodowej produkcji. Za Gierka, podzial byl z pewnoscia zbyt
splaszczony, co stanowi grzech komuni-zmu, ale ciagle w zgodzie z koncepcja
nowoczesnego pan-stwa, które nie toleruje biedy. Za Balcerowicza, w biede
zo-staly wpedzone cale grupy zawodowe, zwlaszcza rolnicy, a biedni ogólem
stanowia juz jedna czwarta ogólu.
Powyzsze porównania
oczywiscie nie maja sluzyc wyka-zaniu wyzszosci komunizmu nad kapitalizmem, jak
chcieliby tego tzw. liberalni krytycy. Tutaj chodzi tylko o wydobycie na jaw
wstydliwie ukrywanych statystyk dotyczacych porówna-nia konkretnego przypadku
komunizmu oraz kapitalizmu.
Z takiego zestawienia
niestety wynika, ze skazany na zaglade komunizm radzil sobie lepiej za Gierka
niz kapitalizm w wy-daniu Balcerowicza, tez chyba skazany na zaglade.
Wyrazajac sie bardziej dobitnie, nie chodzi o wybielanie
komunizmu nawet z tych najlepszych jego lat za Gierka, ale raczej o obnazenie
zwyrodnialego kapitalizmu ostatnich lat, gdy doszlo do kleski.
W tym sensie, jest to tez próba ukaza-nia wyzszosci normalnego
kapitalizmu, takiego jak w Unii Europejskiej, który „pracuje" na wszystkich
ludzi, z nienor-malnym, jak w Polsce, który „pracuje" na uprzywilejowane
warstwy, zreszta glównie nie z kraju ale z zagranicy.
Podsumowanie
Konieczne jest - jak widac - rozstanie sie z marnym mitem
dotyczacym oceny niedawnej przeszlosci, mianowi-cie, ze reformy tzw. liberalne
przeniosly gospodarke z piekla do raju, z lap Gierka w dlonie Balcerowicza.
Balcerowicz nie zabral Polski ze soba do raju, nie dal Polsce nawet cudu, o
którym rozpisuja sie tzw. liberalowie, tak, ze jesli mozna w ogóle mówic o
cudzie gospodarczym w powojennej Polsce, to wypada, ze w gre wchodzi tylko
dekada z czasów Gierka, za komunizmu.
To, ze wiekszosc
ludzi uwaza dzisiaj, ze okres Gierka byl najlepszym jakiego doswiadczyli po
wojnie, to nie dlatego, ze - jak twierdza tzw. liberalowie - maja zamet w glowie
z po-wodu nostalgii za latami, gdy byli biedni, ale mlodzi. Prawda jest taka, ze
to tzw. liberalowie, wykorzystujac monopol me-dialny, staraja sie zamacic w
glowach innym propagujac swo-ja wersje komunistycznego kultu jednostki, czyli
„architekta cudu gospodarczego" - Balcerowicza.
Nie
moglo dojsc do cudu za Balcerowicza, gdyz wsparl on wzrost produkcji na jeszcze
wiekszych deficytach handlowych niz Gierek, stworzyl jedynie „domek z kart",
który nie jest w stanie stac o wlasnych silach. Ten „domek z kart" zo-stal
postawiony w trakcie zupelnie zbednej „pierwszej recesji Balcerowicza" z lat
1990-1992, a poczynajac od 2000 r., za-czal sie on rozpadac juz w „drugiej
recesji Balcerowicza", wy-niklej nie tyle z bledów panstwa co z jego
niemocy.
Nie moze tez byc mowy o cudzie, gdyz
Balcerowicz nie zadowolil sie deficytami handlowymi, ale siegnal po inny
sro-dek, iscie piekielna sztuczke, zeby ozywic gospodarke przez wyprzedaz w obce
rece stworzonego glównie za Gierka kapi-talu. Podczas gdy Gierek obiecal Polakom
podwojenie kapi-talu, czyli zbudowanie „drugiej Polski", Balcerowicz caly ten
podwojony kapital, glówne zródlo narodowego bogactwa, roztrwonil za bezcen,
zostawiajac niestety „Polske zerowa".
ROZDZIAL
ÓSMY
NIEMIECKIE NIEPORZADKI
„Polska droga" do „niekompletnego kapitalizmu" nie zaczela sie w Polsce,
ale w Niemczech Wschodnich, albo dokladniej w Niemczech Zachodnich, które na
swój wlasny sposób szybko zreformowaly bezwolne Niemcy Wschodnie
Dopiero jak sie przyjmie, ze prototypem „polskiej drogi" sa
reformy przeprowadzone w Niemczech Wschodnich, mozliwe staje sie uzyskanie
klarownego obrazu obecnej Polski. Mianowicie, w obydwu przypadkach w wyniku
zmian lokalne gospodarki, zwlaszcza przemysl oraz rolnictwo, ulegly na wste-pie
reform dewastacji. Zas, podobnie jak w przypadku Nie-miec Wschodnich, glówne
korzysci z póldarmowego rozdyspo-nowania publicznego majatku odniosly
Niemcy Zachodnie.
Spreparowane umysly
Szukanie uzytecznych analogii, nalezy zaczac od przeba-dania, w
jaki to sposób Niemcy Zachodnie zdobyly wplyw na opinie publiczna w Niemczech
Wschodnich, jak równiez w Polsce. Wplyw ten byl potrzebny, zeby zyskac aprobate
dla scenariusza na przechodzenie do kapitalizmu przez jednoczesny kryzys
produkcji i oddanie kapitalu. Od-powiedz brzmi, ze w obydwu krajach u podloza
lezy mobi-lizacja srodków masowego przekazu, jako propagatora te-goz
scenariusza
W Niemczech Wschodnich uzyskanie kontroli
nad srod-kami przekazu bylo wyjatkowo proste, gdyz kraj ten zostal wcielony do
Niemiec Zachodnich w drodze eliminacji jego wszystkich odrebnych instytucji
politycznych, wlacznie z me-diami. W miejsce wylacznie partyjnej prasy i
telewizji weszly koncerny oraz osrodki polityczne, czyli glówne partie, z
Nie-miec Zachodnich, gdyz zwyczajem Europy Zachodniej glów-ne tytuly prasowe
przewaznie naleza do samych partii.
Wariant ten nie
mógl byc oczywiscie powtórzony w Pol-sce, nie bylo zwlaszcza mowy o
natychmiastowej wymianie lokalnych partii czy nawet ich podporzadkowaniu. Ale,
od pierwszej chwili zaczelo sie wykupywanie prasy przez zagra-niczne koncerny, w
tym w szczególnosci te z Niemiec Za-chodnich. Ci ostatni, bardzo szybko zdobyli
mocna pozycje w paru sektorach ogólnokrajowej prasy, np. w pismach
go-spodarczych. A teraz wchodza juz poteznie w tygodniki po-lityczne.
Po kilku latach prawie 50 procent prasy znalazlo sie w re-kach
zagranicznych, a dzisiaj ten udzial jest najprawdopodob-niej bliski 75 procent.
To jest absolutnie niezwykla sytuacja, z pewnoscia w swietle doswiadczen Europy
Zachodniej, gdzie obce udzialy sa minimalne, szczególnie jesli chodzi o pi-sma
polityczne. Dostep do obcej prasy jest w tych krajach sze-roki, ale - dla
ochrony interesów swych obywateli - ich kon-stytucje zabraniaja obcej dominacji
w publikacjach lokalnych.
Choc uzaleznienie prasy przez
Niemcy Zachodnie okaza-lo sie totalne w Niemczech Wschodnich, a w Polsce tylko
czesciowe, nie mialo to wiekszego znaczenia, gdyz inne zagraniczne koncerny
przyjely podobna wykladnie. Bez potrze-by uzgodnienia, kierujac sie interesami
zagranicznych nabywców, przystapily do przekonania miejscowej ludnosci, ze
bedzie najlepiej gdy bedzie sie ona biernie przygladac jak dla jej wspólnego
dobra zagraniczni nabywcy tworza system ka-pitalizmu.
W
ramach lekcji biernosci, zaczeto powtarzac opinie, ze tylko oparcie na silach
zewnetrznych daje szanse dojscia do kapitalizmu, gdyz chory komunizm zostawil
glównie „skazo-nych" ludzi, niezdolnych do zdrowego dzialania. Komunizm to
ekwiwalent hitleryzmu, albo nawet cos gorszego, wiec je-go elity, wlaczajac
kadre kierownicza przemyslu czy finan-sów, nawet jesli w ogóle maja jakies
przydatne kwalifikacje, nie maja zadnego moralnego tytulu do tego, zeby budowac
kapitalizm.
Innym, waznym elementem kampanii biernosci
stala sie teza, ze jesli wkrocza np. Niemcy Zachodni, jako autorzy po-wojennego
cudu gospodarczego, wtedy Niemcy Wschodnie czy Polska beda, tak jak Niemcy
Zachodnie, bogate i spokoj-ne. Mial sie wiec wreszcie powtórzyc cud gospodarczy
na wschodnich rubiezach Europy. Skoro zas czeka cud, a cudu nie da sie przeciez
w zaden sposób przyspieszyc, wschodnie rubieze moga tylko poslusznie czekac az
cud ten sie faktycz-nie objawi.
To wlasnie w ramach
tego widzenia zmian ustrojowych, akcenty w mysleniu przesunely sie
z poczatkowo centralne-go dla reform pojecia „przejscia do
kapitalizmu", jako zbio-rowego wysilku, na rzecz terminów, które sugeruja latwe
„wlaczenie do kapitalizmu". W kontekscie Niemiec Wscho-dnich pojawil sie zwrot
„zjednoczenie" z Niemcami Zacho-dnimi, w przypadku zas Polski wprowadzono
nasycony ma-giczna moca zwrot „integracja" - naturalnie ta z Unia.
Choc przejecie prasy bylo istotne dla uksztaltowania ta-kiego
widzenia zmian ustrojowych, nie nalezy przeceniac tego faktu, gdyz zagraniczne
koncerny trafily na podatny grunt. Inteligencja, zwlaszcza ta opozycyjna, w
duzym stop-niu sama uznala, ze najlepsza postawa dla Polski jest bier-nosc. W
tym miescilo sie równiez przekonanie o wlasnej niz-szosci; stad zadowolenie, ze
jej poglady sa zbiezne z opinia-mi z zagranicy oraz goraca aprobata przejecia
prasy przez ob-ce koncerny.
W swietle tych uwag,
wspomniany wczesniej monopol by-lej opozycyjnej inteligencji na srodki przekazu
nie moze byc traktowany doslownie, gdyz faktycznie znalazl sie on w ob-cych
rekach. Ze wzgledu na powinowactwo pogladów w sprawie transformacji,
inteligenckie kregi uzyskaly od obcych wlascicieli „licencje" na prezentowanie
wspólnego spoj-rzenia na reformy, w którym nie ma miejsca na lokalna inicja-tywe
w budowie kapitalizmu a tym samym na wlasna klase kapitalistyczna.
Fakt, ze przy tym bardzo nieeuropejskim modelu me-diów, nigdy
nie doszlo do rzetelnej debaty na temat zasadno-sci masowego przejmowania
miejscowego kapitalu przez ob-cych inwestorów, stanowi dostateczne
potwierdzenie, ze za-graniczne media nie przyjely roli bezstronnego nosnika
in-formacji. Rzadkie próby poruszenia tego tematu staly sie wy-lacznie
przedmiotem ataku ze strony gorliwie wystepujacych w obronie zgubnej propagandy
lokalnych informatorów.
Wyludzenie gospodarki
Poniewaz w wyniku faktycznego zawieszenia zycia poli-tycznego
Niemcy Wschodnie najlepiej nadawaly sie do skoku na majatek, tutaj doszlo tez do
skrajnej wersji wyprze-dazy w obce rece. Prawie bez wyjatku fabryki oraz banki
by-ly sprzedane w rece nabywcy zachodnioniemieckiego. Tylko 5-6 procent majatku
wykupili inni obcy inwestorzy, a nastepne 4-5 procent kapitalu, glównie w formie
malych zakladów w przemysle, zostalo wykupione, na ratalnych zasadach, przez
Niemców Wschodnich.
Równie skrajna forme przybrala
wycena majatku, gdyz w zadnym przypadku, wlacznie z Polska, wycena nie zostala
dokonana wylacznie przez nabywców. W Niemczech Wscho-dnich na czele prywatyzacji
stanela powolana przez Niemcy Zachodnie agencja, która ani razu nie siegnela po
niezalezne wyceny przez miedzynarodowe firmy audytorskie. W Polsce,
przynajmniej, posluzono sie takimi firmami, co samo w so-bie, sadzac po
wynikach, nie gwarantuje realnych wycen.
Ale w
przeciwienstwie do Polski, przed przystapieniem do prywatyzacji rzad Kohla
przygotowal stosunkowo solidny inwentarz majatku Niemiec Wschodnich. Caly
majatek trwa-ly - maszyny i budynki - zostal w 1989 r., jak juz wspomnia-lem,
wyceniony na 320 miliardów dolarów, plus pominiete wczesniej 270-320 miliardów
dolarów w formie nierucho-mosci (wg. Sinn i Sinn 1992). Wskazywalo to na raczej
za-sobna gospodarke, nieco wieksza od gospodarki Polski.
Mimo ze gospodarka Niemiec Wschodnich byla nieco wieksza od gospodarki
Polski, sprzedano ja nie za wieksze pieniadze ale wrecz z doplata dla nabywców.
Zamiast otrzy-mac oczekiwane 320 miliardów dolarów za sprzedaz srod-ków trwalych
Niemiec Wschodnich, agencja prywatyzacyjna skonczyla z deficytem 180 miliardów
dolarów, który musie-li pokryc obywatele Niemiec Zachodnich, w ramach
specjal-nie utworzonego na cele zjednoczenia podatku, tzw.
„soli-darnosciowego".Pod wzgledem niedoszacowania kapitalu, polski „wielki
przekret" blednie wiec przy wschodnioniemieckim, w gre weszly tez wieksze sumy.
Gdyby dodac nieoplacone 320 mi-liardów dolarów srodków trwalych wlozonych przez
obywa-teli Niemiec Wschodnich do 180 miliardów dolarów deficy-tu pokrytego przez
obywateli Niemiec Zachodnich, laczna suma wynioslaby 500 miliardów dolarów. Tyle
mniej wiecej zyskali na „najwiekszym przekrecic" inwestorzy z Niemiec
Zachodnich.
Wykup kapitalu przez Niemcy Zachodnie nie
zakonczyl sie jednak na Niemczech Wschodnich, to bylo raczej tylko pole
doswiadczalne. Po Niemczech Wschodnich przyszla ko-lej na inne kraje Europy
Wschodniej, tyle, ze nie na podobna skale, gdyz do walki o ich kapital narodowy
stanely tez inne kraje Europy Zachodniej. Rola Niemiec Zachodnich od po-czatku
byla jednak najsilniejsza, miedzy innymi dzieki do-swiadczeniu zdobytemu w
Niemczech Wschodnich.
Stad wziely sie glówne argumenty
na rzecz bardzo szyb-kiej sprzedazy lepiej przygotowanym finansowo, czy
facho-wo, zagranicznym inwestorom, wsparte jak by nie bylo iscie rekordowym
tempem operacji na froncie wschodnioniemieckim. Tu ma tez swoje zródlo pokretna
teza, ze komunizm zo-stawil tylko bezwartosciowy zlom, czyli jak barwnie
sformu-lowaly to media w Niemczech Zachodnich, ze jest tak fatal-nie, ze
konieczne bedzie pelne zaoranie conajmniej polowy fabryk i banków.
Decydujaca rola Niemiec Zachodnich w prywatyzacji na terenach
Europy Wschodniej, wziela sie równiez czy szczegól-nie stad, ze to jej
inwestorzy wkroczyli na te tereny najlepiej uzbrojeni w techniki wykupywania za
bezcen. Nie powinno sie miec bowiem zadnych zludzen, ze w Niemczech Wscho-dnich
rozegrala sie walka, w której wygrywali ci, którzy najle-piej byli przygotowani
do skorumpowania pozbawionych ja-kiegokolwiek nadzoru urzedników
prywatyzacyjnych.
Przykladem tego, jak skuteczne
okazaly sie starania Nie-miec Zachodnich sa Wegry, ale Polska tez moze sluzyc
jako przyklad, gdyz ich inwestorzy zdobyli najwieksza ilosc skaza-nego na
wyprzedaz kapitalu. Przynajmniej jedna trzecia tego co dostalo sie w zagraniczne
posiadanie, w tym w bankowo-sci, trafila do nabywców z Niemiec Zachodnich.
Poprzez obecne konsolidacje udzial ten systematycznie sie podnosi, nie da sie,
wiec wykluczyc, ze moze on latwo dojsc do polowy.
Polska dowodzi jednoczesnie, ze inwestorzy z Niemiec Zachodnich trzymaja
sie utartych szlaków, które pokrywaja sie z ich historycznymi sferami wplywów.
Nie jest to bowiem tylko rezultat geograficznej bliskosci, ze na terenach tzw.
Ziem Odzyskanych poza inwestorami z Niemiec Zachodnich nie liczy sie prawie nikt
inny. Do nich nalezy nie tylko prawie cala prasa regionalna, ale wszystkie
lokalne banki i wiekszosc fabryk, nie tylko tych najwiekszych ale nawet tych
srednich.
Jedynym elementem kapitalu, który czeka na
przejecie sa tereny rolne i nieruchomosci, glównie ze wzgledu na ciagle
obowiazujace polskie klauzule ochronne. Tyle sa one jednak warte co aparat
panstwa stojacy na ich strazy, ten sam aparat, który wyprzedal za póldarmo
fabryki i banki. Dane statystycz-ne
w tym zakresie sa
wyjatkowo malo dostepne, ale na Zie-miach Odzyskanych powoli dokonuje sie wykup
ziemi i nie-ruchomosci, znowu glównie przez niemieckich nabywców.
Podlejszy koniec
Gdyby ktos mial jakies zludzenia, co przynosi ze soba oddanie
narodowego kapitalu w obce rece, powinien sie tylko przyjrzec temu, co sie stalo
z gospodarka Niemiec Wschodnich pod wplywem Niemiec Zachodnich. Mogloby sie
wydawac, ze kapitalistyczni nabywcy, kierowani zyskiem, zabiora sie do
pomnazania kapitalu i tworzenia atrakcyjnych miejsc do pracy. Innymi slowy, ze
rzeczywiscie zapewnia oni, ze Niemcy Wschodnie bardzo szybko przerodza sie w
Za-chodnie. Nic podobnego sie nie stalo, gdyz Niemcy Zachodnie bar-dzo szybko
zdewastowaly gospodarke Niemiec Wschodnich, mimo ze staly sie one czescia
wspólnych juz Niemiec. Powin-no to stanowic wazne ostrzezenie dla innych krajów,
w których doszlo do przejecia kapitalowego przez zagranice. Albowiem, jesli
Niemcy Zachodnie nie cofnely sie przez zrujnowaniem swoich Niemiec Wschodnich,
mozna by oczekiwac tylko cze-gos gorszego gdzie indziej, w tym w obcej
Polsce.
Wraz z przejeciem majatku, Niemcy Zachodnie
zastoso-waly w Niemczech Wschodnich najbardziej skrajna odmiane „terapii
szokowej", taka jaka polskim tzw. liberalom nawet sie nie snila. Doszlo, wiec
tez do wyjatkowej katastrofy, gdyz w dwa lata po rozpoczeciu reformowania
Niemiec Wscho-dnich przez Zachodnie, ich dochód narodowy spadl o okolo 32
procent. Tej glebokosci spadek w okresie zaledwie dwóch lat reformowania
zanotowala tylko zdziczala Albania.
Mimo ze minelo
ponad dziesiec lat od chwili gdy Kohl, nazwany „kanclerzem zjednoczenia",
zarzadzil „szokowa te-rapie" w swojej wersji, Niemcy Wschodnie nie wyszly ze
swego kryzysu. Dochód narodowy Niemiec Wschodnich w 2000 r. byl 5 procent
ponizej 1989 r., a glówny sektor gospodarki, czyli przemysl, bylo 45 procent
ponizej 1989 r. Wypada, wiec, ze w ramach budowania kapitalizmu, Niem-cy
Wschodnie chyba na stale traca swoja zdolnosc produko-wania dóbr
kapitalowych.
Z rozbitego przemyslu pochodzi wiekszosc
bezrobotnych, których udzial wsród ludzi zdolnych do pracy jest od poczat-ku
zmian najwyzszy w Europie Wschodniej. W 1993 r., ofi-cjalna stopa bezrobocia
wyniosla 25 procent, a w 2000 r. by-la w granicach 20 procent. Pelna stopa jest
blizsza 30 pro-cent, gdyz trzeba uwzglednic osoby wlaczone w rzadowe programy
szkoleniowe a zwlaszcza rzesze wyrzuconych na wczesne emerytury, które
zamieniaja Niemcy Wschodnie w „kolonie emerytów"
Wszystkie te plagi mozna odnalezc w Polsce, choc jej go-spodarka mocniej
wyszla z kryzysu, skoro polski dochód narodowy podobnie jak produkcja
przemyslowa byly w 2000 r. prawie 25 procent powyzej stanu z 1989 r. Nie nalezy
jednak pocieszac sie tym kontrastem, gdyz mimo swych obecnych perypetii, jako
czesc Niemiec, za dekade Niemcy Wscho-dnie, choc mniej uprzemyslowione, beda
rozwiniete i stabil-ne jak Niemcy Zachodnie. W przypadku Polski nie wchodzi to w
rachube.
Scislej, z co trzecim doroslym na emeryturze,
Polska tez stala sie „kolonia emerytów", tyle, ze w odróznieniu od Nie-miec
Wschodnich, Polska nie korzysta z takich blogosla-wienstw, które spadly na
Niemcy Wschodnie. Glównie dlate-go, ze poprzez zjednoczenie Niemcy Wschodnie
zyskaly do-step do „opiekunczego panstwa" Niemiec Zachodnich. Go-spodarka padla
pod uderzeniami „terapii szokowej", ale mocno wspierani finansowo Niemcy
Wschodni poczuli sie lepiej.
Natychmiast Niemcy
Zachodnie zaczely wspomagac kon-sumpcje w Niemczech Wschodnich na poziomie 40
procent calego spozycia. Wyrzuceni na emerytury ludzie uzyskali za-silki
wielokrotnie przewyzszajace ich dawne place. Pomimo nizszej wydajnosci, pod
presja ogólnokrajowych zwiazków zawodowych Niemcy Wschodni zaczeli dostawac
place takie jak Niemcy Zachodni. Oczywiscie, Polska nie moze liczyc na zadne
takie transfery nawet gdyby weszla do Unii.
Jakby
policzyc wszystkie transfery z Niemiec Zachodnich, nie tylko te na wsparcie
dochodów ludnosci, w gre wchodza nieprzerwane potoki rzedu 100 miliardów dolarów
rocznie, czyli równowartosc trzech piatych rocznego dochodu narodo-wego Polski.
Polska moze najwyzej liczyc na kwoty z kasy Unii rzedu 5 - 10 miliardów dolarów
rocznie dopiero w nieokreslo-nej przyszlosci. Przy czym grozi jej, ze bedzie sie
musiala w ogóle wyrzec finansowych roszczen, zeby zostac przyjeta. To prawda, ze
strategia prywatyzacji przez wywlaszczenie pozbawila Niemców Wschodnich, tak jak
Polaków, szansy na wlasna warstwe kapitalistyczna. Tyle, ze Niemcy, jako
zjednoczony naród maja swoja narodowa klase kapitali-styczna, wiec w odróznieniu
od Polski, Niemcy maja „kom-pletny kapitalizm". Wypracowywane w Niemczech zyski
nie sa, wiec przedmiotem wywozu ale moga byc przekute w no-we inwestycje, a wiec
dodatkowe, moze nawet lepiej platne, miejsca pracy.
Ma
to korzystny wplyw na Niemcy Wschodnie, gdyz na-wet jesli te inwestycje dokonuja
sie w Niemczech Zacho-dnich, mozliwe jest przeniesienie sie. Faktycznie, od
mo-mentu zjednoczenia w Niemczech Zachodnich znalazlo pra-ce ok. 2 miliony
Niemców Wschodnich. Proporcjonalnie do wielkosci ludnosci, odpowiadaloby to
migracji okolo 8 milio-nów Polaków, gdyby Polska dostala taki sam dostep do
ryn-ku pracy w Niemczech Zachodnich, czy tez do calego rynku pracy Unii.
Ale otwarcie Unii, nawet Niemiec Zachodnich, dla pol-skiej
sily roboczej jest watpliwe, o czym moze swiadczyc fakt, ze jak dotad,
biedniejsza Polska tworzy miejsca pracy dla bo-gatszej Unii. Mimo znacznie
nizszych plac Polska od lat ge-neruje ogromne deficyty handlowe. W ten sposób
zamiast stworzenia w Polsce okolo 400 tysiecy miejsc pracy, powsta-ly one w
krajach, z którymi ma ona deficyty handlowe, czyli u czlonków Unii, zwlaszcza w
Niemczech Zachodnich.
Podsumowanie
W oczach wielu polskich ekonomistów Balcerowicz jest „ojcem
reform" polskich, czy wrecz wschodnioeuropejskich, oraz zwiazanych z nimi
gospodarczych cudów, a wiec równiez drugim Erhardem. Tyle, ze ten niemiecki
po-lityk zamiast „niekompletnego kapitalizmu" stworzyl po woj-nie „spoleczna
gospodarke rynkowa". Z pomoca tego modelu, gdzie zwiazki, pracodawcy i panstwo
dziela wladze, nie tylko, ze wyrwal Niemcy Zachodnie z prawdziwych ruin, ale
zapewnil tez prawdziwy cud.
Jezeli juz szukac
uzytecznych analogii, nalezaloby porów-nac Balcerowicza z bardziej wspólczesnym
niemieckim poli-tykiem, Kohlem, niekwestionowanym „ojcem reform" w Niemczech
Wschodnich, a takze w pozostalej czesci Euro-py Wschodniej. W
przeciwienstwie do swego poprzednika, Erharda, Kohl nie jest jednak autorem
zadnego cudu gospodarczego, gdyz raczej bezwstydnie, chociaz oczywiscie nie na
trwale, zmarnowal Niemcy Wschodnie, jej przemysl oraz rol-nictwo.
Nieswiadom tych bliskich wspólczesnych zwiazków, Balcerowicz
podjal sie, z gorszym skutkiem, realizacji zblizone-go wzorca zmian systemowych
w Polsce nie tyle w roli „ojca reform", ale „nieslubnego dziecka" Kohla. W ten
sposób, chcac niechcac, wsparl starania inwestorów z Niemiec Za-chodnich, zeby -
chocby nawet na znacznie mniejsza skale -powtórzyc ich wyjatkowo udana
wschodnioniemiecka opera-cje póldarmowego wykupu kapitalu równiez w sasiedniej
Polsce.
Nie odrobil przy tym swojej lekcji z ekonomii
liberalnej, mianowicie, ze jak sie odda pelna wladze nad reformami w rece
panstwa, to moze ono tak jak panstwo Kohla dopro-wadzic do tego co niemiecki
autor (Jurges 1997) nazwal „sfingowana aukcja", która pozbawila Niemcy Wschodnie
ka-pitalu, wpedzajac je przejsciowo w stan swoistej „kolonizacji". Gdyby odrobil
ta lekcje, pojalby w pore, w jaki stan podobna „sfingowana aukcja" moze wpedzic
na trwale Polske.
ROZDZIAL DZIEWIATY
UTRWALONE
NIERÓWNOSCI
Przemiany ustrojowe mialy zapewnic Polsce powrót do Europy,
czyli zblizenie do jej instytucji oraz jej poziomu zycia, ale nastapilo odejscie
od Europy, gdyz wdrozono odrebne instytucje, bez szans na zblizenie poziomu
zycia.
W jakis przedziwny sposób, po latach ogromnych
wysilków o odzyskanie pelnej panstwowosci, a tym samym nieskre-powanej
swobody decydowania o losie narodu, polska opinia publiczna poddala sie
zludzeniom, ze usuniecie jednego zagro-zenia, rosyjskiego, oznacza koniec
wszelkich zagrozen. Takie naiwne myslenie samo w sobie stalo sie zagrozeniem dla
pol-skiej panstwowosci, gdyz stworzylo pokuse dla innych panstw, by realizowac
swoje interesy kosztem tych polskich.
Dwuznaczny rozlam
Zeby zrozumiec, co sie stalo z polska panstwowoscia, trze-ba
zaczac od uczciwego spojrzenia na okres gdy powo-jenna Europa byla wyraznie
podzielona na kapitalistyczna oraz komunistyczna, ze strona komunistyczna pod
domina-cja Zwiazku Radzieckiego. Opinia publiczna dawno
juz przyjela stanowisko, ze powojenny podzial Europy byl total-ny a
dominacja radziecka byla niczym innym jak niewola. Malo gdzie, wraz z Polska,
widac dzisiaj zapal, zeby te spra-we analizowac.
Do
sprawy tej jednak warto powrócic, gdyz oceny te za-wsze cierpialy na nadmiar
emocji, niepotrzebnie zaciemniajac prawdziwa sytuacje Polski. Kto wie czy
nastroje antyrosyjskie nie sa dzisiaj nawet silniejsze niz te antyradzieckie,
gdy komu-nizm ciagle istnial, wiec bylo wiecej powodów do emocji. Na pytanie,
jaki kraj ma najbardziej niekorzystny wplyw na Pol-ske, wlacznie z jej zmianami
ustrojowymi, zwykle pada dzisiaj odpowiedz - Rosja, a potem jest bardzo dlugo
nikt.
Zarzut sowieckiej niewoli ma cos do siebie, gdyz
komu-nizm nie mialby szansy w Polsce bez dyktatu Sowietów po wygranej z Niemcami
wojnie. Ale na tym konczy sie jednak istota powojennej sowieckiej niewoli, gdyz
faktycznie gdyby nie zaskakujaca zgoda samego Zwiazku Radzieckiego na odejscie
od tego systemu, Polska ciagle bylaby w jego jarz-mie. Ale wszystkie inne
aspekty tej niewoli, a lista ich jest dluga, nie maja wiele wspólnego z
rzeczywistoscia, przynaj-mniej od chwili gdy padl stalinizm.
Przez niewole rozumie sie bowiem tez, ze Zwiazek Ra-dziecki byl
wlascicielem majatku Polski, ale to nijak sie ma do stanu faktycznego.
Formalnie, nic nie nalezalo do Sowie-tów, w przeciwnym razie po upadku komunizmu
mieliby ty-tul do sprzedazy polskiego majatku, ale do tego nie doszlo. Polski
rzad nie musial podejmowac zadnych kroków pra-wnych, zeby wydziedziczyc Zwiazek
Radziecki; jedyny krok, jaki rzad podjal, polegal na wydziedziczaniu obywateli
na rzecz aparatu panstwa.
Inni dowodza, ze nawet jesli
Sowieci nie posiadali majat-ku, to go uzywali przez narzucanie Polsce produkcji
w zgo-dzie z potrzebami Zwiazku Radzieckiego. Bez watpienia, chocby ze wzgledu
na scisla kontrole dostaw energii, Zwiazek Radziecki mial wiele do powiedzenia.
Tyle, ze ta kontrola nie mogla byc zbyt rozlegla, skoro calkowita wymiana
towarowa pomiedzy Zwiazkiem Radzieckim a Polska stanowila raptem 10 procent
calosci polskiego dochodu narodowego.
W tym miejscu
krytycy wtracaja, ze nawet jesli wymiana handlowa nie byla zbyt rozlegla,
Zwiazek Radziecki wykorzy-stywal swoja dominujaca pozycje, zeby eksploatowac
Polske. Ulubiony przyklad to dostawy polskiego wegla po zanizo-nych cenach za
Bieruta, ale to nie jest dowód eksploatacji. Starty dla Polski wynikaly nie z
dyktatu odbiorcy, ale ze sztywnego systemu cen, tak, ze gdy do wladzy doszedl
Gomulka to wymógl na Sowietach pelna rekompensate strat.
Istnieje jeszcze inny dowód na nieekwiwalentna wymiane, tyle, ze
wskazuje on na bardzo powazne, choc przejsciowe, straty ze strony Zwiazku
Radzieckiego, w zwiazku z zanizony-mi cenami jego energii. Stalo sie tak, gdyz
sowieckie ceny zo-staly przez lata sztywne, podczas gdy pod wplywem kryzysu w
1979 r. ceny swiatowe podniosly sie trzykrotnie. Na ten te-mat istnieje cala
masa szczególowych badan amerykanskich (Marrese and Yanous, 1983, oraz Poznanski
1989).
Warto to wszystko wziac pod uwage, w
szczególnosci zas fakt, ze w ramach sowieckiej niewoli Polska nie tylko byla
wolna od sowieckiej wlasnosci na swych terenach, ale, co wazniejsze, cieszyla
sie pierwszym w swej nowoczesnej histo-rii systemem, w którym wlasnosc byla
wylacznie narodowa. Natomiast posowiecka Polska, bez narzucania, zbudowala
system bez narodowej wlasnosci. Gdyby, wiec uzyc tylko kry-terium wlasnosci
wypadloby, ze obecna Polska musi byc bar-dziej, a nie mniej wolna. Nie ma nawet
co sie spierac z faktem, ze z racji braku swojej wlasnosci Polska musi byc
dzisiaj mniej wolna, ale moze przynajmniej ma kontrole nad produkcja, a tym
sa-mym sytuacja jest lepsza niz za sowieckiego dyktatu. Jest od-wrotnie, gdyz
ten kto ma wlasnosc ma tez kontrole, wiec obcy wlasciciele nie dyktuja juz tylko
bedace przedmiotem han-dlu 10 procent dochodu narodowego, co sie zarzuca bylym
Sowietom, ale 50 procent, tego z banków oraz przemyslu.
Gdyby zestawic niedowiedziona, mimo dziesieciu lat otwartych archiwów
komunizmu, eksploatacje Polski przez Sowietów z obecna, wychodzi znowu, ze jest
wiecej niewo-li. Nie da sie ukryc, ze narzucajac Polsce komunizm, Zwia-zek
Radziecki skazal ja na dalsze gospodarcze zacofanie, ale nie wykorzystal swojej
dominujacej pozycji, zeby wyrwac prawie caly polski kapital trwaly za 10 procent
jego realnej wartosci, jak to teraz uczynily inne kraje, w tym zwlaszcza Niemcy
Zachodnie.
Kolejne cofniecia
Gdyby na ten najnowszy obrót rzeczy spojrzal historyk
gospodarczy, móglby sie zastanowic czy obecna zamia-na rozmiekczonego komunizmu
na „niekompletny kapita-lizm" miesci sie przypadkiem w jakims ogólniejszym
tren-dzie. Zapytalby, czy zbudowany po wojnie komunizm, jak równiez zbudowany po
jego upadku kapitalizm, nie moga byc potraktowane jako kolejne próby
przyspieszenia moder-nizacji gospodarki Polski, która zaczela sie mniej wiecej
dwa stulecia wstecz.
Szukajac takich trendów, przez te
stulecia, nieuprzedzony historyk musialby dojsc do wniosku, ze Polska, tak jak
reszta Europy Wschodniej, bardzo slabo radzila sobie z modernizacja. W dodatku
ta czesc Europy wystartowala z powaznym opóznieniem do tzw. rewolucji
przemyslowej. Nigdy tez nie udalo sie jej zasypac luki gospodarczej, jaka
wylonila sie w momencie tego rozlamu, który spowodowal trwaly podzial kontynentu
- mozna go nazwac „tektonicz-nym peknieciem".
Tego typu
podzial mógl miec tylko swoje zródla w tym, ze Polska okazala sie niezdolna na
czas do przetworzenia swo-ich instytucji na modle tego, co w momencie rewolucji
stwo-rzyla Europa Zachodnia. Nie moze byc inaczej, gdyz wszyst-kie istotne
róznice w wynikach gospodarowania biora sie z róznic w instytucjach. Europa
Zachodnia wybrala wtedy kapitalizm, z jego instytucjami, wolnym rynkiem i
nowocze-snym panstwem, natomiast Europa Wschodnia tkwila nadal w
feudalizmie.
Brak nowoczesnego panstwa okazal sie
szczególnie do-tkliwy, gdyz bez panstwa nie jest mozliwe dzialanie wolnych
rynków, a bez tych ostatnich nie ma miejsca na powstanie klasy kapitalistycznej.
Wylonila sie, wiec dziwna sytuacja, w której z powodu braku wlasnej klasy
kapitalistycznej, za-danie rozwijania gospodarki spadlo na element naplywowy. A
zwlaszcza na panstwo, tyle, ze panstwo nie bylo w pelni rozwiniete - nie bylo
nowoczesne - wiec stalo sie ono swoi-sta bariera rozwoju.
Od chwili „tektonicznego pekniecia", panstwo zabralo sie do okresowej
wymiany istniejacych instytucji, z reguly w spo-sób drastyczny i
nieprzystosowany do prawdziwych potrzeb. Zwrócil na to uwage amerykanski
historyk Berend (1986), nazywajac te wymiany „negatywnymi reformami".
Poczyna-jac od próby odpowiedzenia na wzrost popytu na zywnosc z przemyslowej
Anglii, nie przez rozszerzenie prywatnej wla-snosci, ale przez odbudowe systemu
panszczyznianego.
W kolejnych próbach nie cofano sie do
wczesnego feudalizmu, ale kopiowano wzorce z kapitalistycznej Europy
Zacho-dniej, znowu w formie „negatywnych reform". Tak sie stalo na przelomie
wieku, gdy postanowiono pelniej wykorzystac pan-stwo do aktywizacji wlasnej
gospodarki. Tyle, ze pozbawione niezbednych demokratycznych ograniczników
panstwo wdalo sie w dzialania nastawione bardziej na jego wlasne potrzeby niz te
rodzacego sie przemyslu oraz bankowosci. Z niepowodzenia tej kolejnej, juz
kapitalistycznej próby, wyrosla popularnosc komunizmu jako ruchu
modernizacyj-nego, obiecujacego swój sposób na przelamanie gospodar-czego
zapóznienia. Mimo swego antykapitalistycznego nastawienia, byla to w istocie
próba imitacji kapitalizmu. Tyle, ze w gre wchodzila imitacja nie takiego
kapitalizmu, jaki wte-dy dzialal powiedzmy w Europie Zachodniej, ale raczej
imi-tacja systemu, do którego ten kapitalizm mial ponoc nieu-chronnie
zmierzac.
Komunizm nie okazal sie jednak konkluzja kapitalizmu czy jego
ukoronowaniem, ale nieporozumieniem, czyli ko-lejna „negatywna reforma", tyle,
ze nie ostatnia. Wlasnie Polska oraz reszta Europy Wschodniej dopisaly nastepny
rozdzial w tworzeniu nieudanych kopii instytucji
z
Europy Zachodniej. Tym razem, przez budowe kapitalizmu, który podobno tam ma
istniec, ale którego tam nie ma, mianowi-cie „niekompletnego kapitalizmu", w
którym ciagle brak klasy sredniej.
Poniewaz te kolejne,
bez wyjatku radykalne, reformy okazaly sie nieudane, zamiast redukowac
zapóznienie wo-bec Europy Zachodniej Polska zezwolila na jego poglebie-nie. W
momencie „tektonicznego pekniecia", dochód na mieszkanca w Polsce wynosil 90
procent sredniej obliczonej dla Europy Zachodniej. Kiedy na poczatku wieku
Polska przystapila do przyspieszonej industrializacji, dochód na mieszkanca
wyniósl 40 procent sredniej, czyli ze chodzilo o róznice calych pokolen.
Mimo swych ambitnych planów przescigania rozwiniete-go
kapitalizmu, komunizm, jako „negatywna reforma", do-prowadzil do poglebienia
dystansu. Pod koniec tej nieudanej próby stworzenia czegos wydajniejszego niz
ówczesny kapi-talizm, przecietny dochód w Polsce stanowil 30 procent sre-dniej.
Po upadku komunizmu, w trakcie budowy „niekom-pletnego kapitalizmu", w wyniku
glebokiej recesji, Polska spadla do okolo 25 procent poziomu Europy Zachodniej
(Janos2001).
Trudno ocenic, jak dalej potocza sie losy
polskich wysil-ków modernizacyjnych, ale jedno jest pewne, ze zwiazane z
„niekompletnym kapitalizmem" przeplywy czesci polskie-go dochodu narodowego w
formie zysków i rent, tych z nie-oplaconej sily roboczej, do Europy Zachodniej,
beda utru-dnialy zasypywanie luki w poziomie zycia miedzy Polska a Europa
Zachodnia, W najlepszym chyba razie mozliwe be-dzie utrzymanie wyjsciowego
dystansu, czyli obecnego stanu marginalizacji.
Uscisk globalizacji
Kiedy juz siegnelismy do historii, zeby zrozumiec sens obecnych
wydarzen, warto przywolac inny wazny trend, mianowicie, ze ze wzgledu na swoja
slabosc gospodarcza, panstwo, tak w Polsce, jak i w innych krajach Europy
Wscho-dniej, bylo wyjatkowo slabiutkie. Z tego powodu, kraje te stale znajdowaly
sie w obliczu ograniczenia lub utraty pan-stwowosci. Dowody sa liczne, wlacznie
z przypadkiem roz-biorów Polski, które przerwaly polska panstwowosc na prze-szlo
stulecie.
Moze to zabrzmiec dziwnie, ale wyglada na to,
ze jedy-nym dotad w polskiej historii momentem, w którym panstwo bylo nowoczesne
byl epizod komunizmu. Sam nie mialbym chyba odwagi napisac takiego zdania, gdyby
nie to, ze zdanie takie padlo z ust bylego bardzo znanego dysydenta z Wegier,
Tamasa (1999). Dzisiaj ze wzgledu na swoje krytyczne opinie w sprawie
transformacji ustrojowej ten filozof spoleczny jest znowu w opozycji, juz
legalnej, ale równie nie tolerowanej.
Trudno mi sie
oprzec, zeby nie przywolac pelniej jego opi-nii, ze zmiany ustrojowe po
komunizmie nie polegaja na budowaniu czegokolwiek, ale na niszczeniu tego co
zastano. To co zastano to byla forma nowoczesnosci, natomiast to co sie teraz
stalo to forma barbarzynstwa. Zamiast ulec reformie, byle panstwo jest uzywane
dla pospiesznego wzbogacenia sie przez plemiennych wodzów. Obojetnych wobec
marnego lo-su wspólplemienców, porzuconych w szarych blokach.
Powyzsza opinia, ani moje powolanie sie na nia, nie sa zadna próba
wybielenia komunizmu, ale zwrócenia uwagi na fakt, ze komunizm wprowadzil system
biurokracji. W tym okresie, autorytet panstwa byl bardzo wysoki, nie tyl-ko ze
wzgledu na strach, ale tez jego ogólna sprawnosc. Dzialanie aparatu panstwa
oparte zostalo na scislych regu-lach, na tyle przestrzeganych przez sluzbe
publiczna, ze zaj-mowala sie przede wszystkim realizacja funkcji wyznaczo-nych
organom wladzy.
Zeby nie bylo jakis watpliwosci:
komunistyczne panstwo bylo oczywiscie ideologiczne, tak, ze spajala je bardziej
dok-tryna niz prawo; co wiecej, przemoc odgrywala w nim wielka role. Ale to
ciagle bylo panstwo porównywalne do logiki pan-stwa, które zbudowaly rozwiniete
kraje Europy Zachodniej. Trzeba bowiem pamietac, ze instytucja nowoczesnego
pan-stwa nie jest z definicji demokratyczna, moze wystapic w naj-rózniejszej
formie, w tym w formie niedemokratycznej. Wymowe tego wywodu mozna latwiej
pojac, jak sie uwzgledni fakt, ze ze wzgledu na wspomniana historie braku
panstwo-wosci, kraje Wschodniej Europy nie mialy wiele czasu, zeby budowac
nowoczesne panstwo. Okres miedzywojenny byl niedostatecznie dlugi - takze dla
Polski. Choc udalo sie jej spoic trzy byle zabory w jedna calosc, jej panstwo do
konca bylo rozdzierane politycznymi sporami. Chyba z tej racji, nie-mieccy
politycy nazywali to polskie panstwo „sezonowym".
Na rzecz oceny komunizmu, jako krótkiego okresu, gdzie dzialalo
nowoczesne panstwo, tyle, ze opanowane bledna wi-zja historii, przemawia jeszcze
bardziej oplakany stan panstwa po komunizmie. Polska miala „wrócic" do historii,
na-lezy rozumiec do tej z kapitalizmem, czyli przedwojennej. Ty-le, ze nie
wrócila nawet do tego stanu w jakim byla w okre-sie miedzywojennym. Nie mozna
niestety wykluczyc, ze pan-stwo polskie jest wlasciwie w stanie
samolikwidacji.
Tak znaczne oslabienie polskiego
panstwa byloby bez znaczenia, gdyby prawda bylo to co mówia zwolennicy tzw.
globalizacji, pojetej jako zanik panstw na rzecz rynku, czyli korporacji.
Osobiscie uwazam to za nonsens, ale nawet gdy-by to byla prawda, nie nalezy
wnosic, ze ta zapasc polskiego panstwa nie niesie za soba zagrozenia. A to
dlatego, ze na-wet jesli w wyniku globalizacji, inne panstwa nie beda
zagro-zeniem, moze ono dalej przyjsc z zewnatrz pod inna posta-cia, tychze
korporacji.
Ale prawda o globalizacji jest taka, ze
istotnie korporacje staly sie potezniejsze niz kiedykolwiek, tyle, ze zamiast
wy-miesc panstwo, maja je teraz po swojej stronie. Korporacje z Europy
Zachodniej nie wchodza do Polski na wlasna reke, ale z pomoca panstwa oraz Unii
Europejskiej. W tej roli, panstwa nie kieruja sie wzgledami politycznymi, w tym
po-szanowaniem innych panstw, ale logika ekonomiczna, bo to jest jedyna logika,
która rozumieja ich zorientowane na swiat korporacje.
Z
tego tez wzgledu, prowadzone przez Unie negocjacje nie wiele maja dzisiaj
wspólnego z budowaniem „wspólnego domu", jak wówczas, gdy przyjmowano byle,
faszyzujace, dyktatury, czyli Grecje, Hiszpanie czy Portugalie. Nie stawia-no
wtedy niewykonalnych zadan, które zaspakajalyby potrzeby wlasnych korporacji
kosztem oslabienia tych zacofa-nych gospodarek, a tym samym ich przebudowywanych
panstw. Odwrotnie, otwarto kase na wielka skale do czasu li-kwidacji
zacofania.
Dzisiaj, ta sama organizacja deklaruje chec
budowy „wspólnego domu" z Polska, tyle, ze w trakcie stale uzgadnianych reform
nastepuje oslabianie jej zacofanej gospo-darki oraz rujnowanie jej panstwa w
przebudowie. Przejmo-wanie wiekszosci fabryk i banków spowodowalo, ze zamiast
wejsc do „wspólnego domu" Polska staje sie bezdomna. Wraz z tym staje sie
równiez bezrzadna, a tym samym coraz mniej zdatna do unijnego czlonkostwa,
przynajmniej jako suwerenny kraj.
Podsumowanie
Nie do utrzymania jest obecna pewnosc siebie, ze Polska wyrwala
sie ze swojej trudnej historii, okresowego obe-zwladniania przez obce potegi,
gdyz byc moze wlasnie wróci-la do tej trudnej historii. Zwlaszcza jesli prawda
jest, ze - jak pisze wybitny francuski politolog Moisi (1999) - cala Euro-pa
dokonala zwrotu w strone tzw. ancien regime. A wiec po-rzadku dzialajacego przed
wybuchem Rewolucji Francuskiej, w którym jedne kraje slably dajac okazje innym
krajom, by narzucaly im swoja wole.
Dzisiaj znowu silni
prowadza gry, które bezceremonial-nie lacza lub dziela slabsze kraje, z tym, ze
„miedzynarodowe" korporacje o narodowym charakterze sa odpowiedni-kiem
absolutnych monarchów. Obecnym odpowiednikiem -zwiazanej z monarcha-arystokracji
sa akcjonariusze, równie egoistyczni i pasywni. Wcisniete miedzy korporacje oraz
ak-cjonariuszy, panstwo staje sie wobec nich sluzebne, poslu-sznie asystujac w
ich próbach laczenia i dzielenia oslabio-nych krajów.
Przez swoje cyniczne posuniecia na arenie miedzynaro-dowej monarchowie
przyspieszyli Rewolucje Francuska, zwlaszcza przez dwa podzialy terytorium
Polski, odpowie-dnio w 1772 oraz 1795 roku. Ten sam cynizm, zarlocznych
monarchów, starajacych sie podporzadkowac slabsze kraje, doprowadzil do
rozdzwieków miedzy mocarstwami. A to dlatego, iz gleboko poderwal, zwlaszcza ze
wzgledu na machinacje pruskiego Fryderyka Wielkiego, ich wzajemne zau-fanie do
siebie.
Jesli chodzi o obecna europejska scene,
historia moze sie latwo powtórzyc, w tym sensie, ze znowu powodem do
re-gionalnej zawieruchy moze sie stac, choc pozbawiony tym razem udzialu Rosji,
„miedzynarodowy" podzial Polski, czy to z zachowaniem jej granic, czy bez. W ten
sposób, ponow-nie, w bolesny sposób politycy naucza sie, ze ekonomia nie moze
rzadzic polityka, krajowa czy swiatowa, oraz ze u podloza ludzkich zachowan lezy
potrzeba wolnosci, wla-snej i zbiorowej.
POSLOWIE
Konkludujac, w wyniku reform podjetych po upadku komunizmu
zostal zmarnowany polski system gospodarczy, gdyz w wyniku wyprzedazy majatku
obcym kapitalistom, pol-ski kapitalizm stal sie glównie niepolski. Pod wplywem
bled-nych reform zrujnowana zostala równiez narodowa gospodar-ka, gdyz jej
potencjal nie pracuje wcale na rzecz lokalnej sily roboczej. Nawet jesli
gospodarka polska bedzie sobie dobrze radzic, nie musi wyjsc to wcale na dobre
polskiej sile roboczej.
Ten zbiorowy akt
samozniszczenia mógl sie dokonac tylko dlatego, ze swiadomosc spoleczna oparta
jest od poczatku reform ustrojowych na powtarzanych w nieskonczonosc klamstwach.
Choc z gruntu nieprawdziwe, przyjete opinie o reformach, skladaja sie o dziwo w
calkiem spójna calosc, tak, ze wy-daja sie powazne. Dlatego, na niewiele sie zda
wykazanie blednosci jednej z tych opinii. Mozna naruszyc ten system my-slowy
dopiero jesli podwazy sie go jako calosc.
Wlasnie
dlatego, ze u zródel katastrofy leza nawarstwienia falszywej swiadomosci,
wydostanie sie z obledu reform wyda-je sie prawie niewykonalne. Ostoja tej
swiadomosci w obecnej Polsce jest glebokie przekonanie, ze kapitalizm musi sie
udac, gdy sie go naprawde zechce, zwlaszcza, ze dookola jest bujny swiat
kapitalizmu. Jesli nie wlasnymi silami, to kapitalizm be-dzie dzielem tych,
którzy juz opanowali jego tajniki, czyli wy-trawnych zagranicznych
kapitalistów.
To prawda, ze niedawno swiat kapitalizmu
przylozyl sie do obalenia polskiego komunizmu,
a w
ostatnich latach przyslu-zyl sie równiez do budowy polskiego kapitalizmu, tyle,
ze wy-paczonego. Mimo to, nie mozna liczyc, ze ten sam swiat ka-pitalizmu teraz
znowu sie wlaczy, zeby zmieniac, a tym bar-dziej obalac polska patologie. Moze
on pogodzic sie z ta pa-tologii, gdyz najlepszy na jaki ludzkosc stac
gospodarczy ustrój kapitalizmu potrafi sie wyzywic nawet odpadkami.
W porównaniu z zywotnym kapitalizmem, komunizm byl slabowitym
systemem, skazanym na upadek. Tak, ze wymie-rzony wen antykomunizm, mógl sobie
calkiem niezle, jak w Polsce, radzic z komunizmem. Inaczej przedstawia sie
jednak rzecz z kapitalizmem, któremu jako ustrojowi upa-dek nie grozi. Dlatego
ewentualny ruch wymierzony przeciw jego „niekompletnej" wersji, nawet gdyby byl
tak silny jak polski antykomunizm, nie mialby takich szans powodzenia.
Alternatywa liberalna
W interesie zwolenników „niekompletnego kapitalizmu" lezy
utrzymanie powszechnego dzisiaj prze-swiadczenia, ze Polska nie miala innego
wyjscia. Uwazaja sie oni za liberalnych ekonomistów, ale nie maja z nimi nic
wspólnego, wiec tylko przez ignorancje ich reformy okre-slane sa jako liberalne.
Gdyby bowiem autentyczny liberal-ny ekonomista zabieral sie do wymiany systemu
tak, by za-miast planów rzadzil nim rynek, wybralby przeciwna strate-gie niz
tzw. liberalowie.
Po pierwsze, w prawdziwie liberalnej
strategii reform za-dbalby najpierw o zdrowa sytuacje polityczna, czyli o
spraw-ne panstwo. Z cala swoja doktrynalna wiara w dzialanie wol-nego rynku,
liberalny ekonomista rozumie bowiem, ze jesli panstwo jest zepsute, to nie ma
zadnej szansy na przyzwoity rynek, najwyzej na jakas jego karykature. A to
dlatego, ze normalny rynek opiera sie na egzekwowanym prawie, a takie prawo
bazuje z kolei na panstwie, które stoi na strazy prawa.
Kiedy nastal czas reform, w 1989 r., tzw. liberalne kregi uznaly, ze
wlasnie zakonczyla sie rewolucja, która zmiotla stary polityczny porzadek.
Pozostaly, wiec tylko do zrobienia reformy w systemie gospodarki. W
rzeczywistosci nie bylo zadnej rewolucji, gdyz komunizm zniszczyla ogólna
demo-ralizacja. Kiedy wiec zmeczona wladza mono-partia skapi-tulowala, pozostalo
po niej tylko zzerane korupcja panstwo. Zatem nie bylo nadziei, zeby rynek
znalazl wlasciwa obudo-we prawna.
Najwieksza
komplikacja wynikala jednak stad, ze mocno nadwyrezone panstwo mialo sie
ewentualnie zajac prywatyza-cja, czyli rozdysponowaniem publicznego majatku,
jako ze bez prywatnej wlasnosci nie moze byc rynku. Powstalo realne
niebezpieczenstwo, ze w trakcie tej przebudowy stosunków wlasnosciowych dalej
sie bedzie walic panstwo. Zmiany ustro-jowe w sferze wlasnosci dostarczylyby
bowiem okazji do roz-lania sie korupcji na jeszcze wieksza niz wczesniej
skale.
Z galopujacym rozkladem panstwa jego aparat móglby tez zaczac
zaspakajac swoje wlasne potrzeby kosztem zasta-nych zasobów srodków produkcji.
Innymi slowy, po rabun-kowej gospodarce komunizmu przyszedlby rabunkowy
postkomunizm z jego wlasnymi sposobami na marnowanie zasobów. Mogloby sie nawet
okazac, ze ideologiczne panstwo z epoki komunizmu nie bylo w stanie dokonac
takich zni-szczen w substancji gospodarki jak skorumpowane panstwo
postkomunizmu. Poniewaz z prywatnej korupcji nie moga w zaden sposób wyniknac
publiczne korzysci, celowe bylo utrzymanie nie-których z istniejacych instytucji
nadzoru nad aparatem pan-stwa, zwlaszcza nad jego sektorem gospodarczym.
Ekspansja sektora prywatnego musiala poszerzyc mozliwosci naduzyc w sektorze
panstwowym, wiec nie trzeba bylo likwidowac np. pionu przestepczosci
gospodarczej w policji. Nalezalo nato-miast zaraz stworzyc nowe instytucje, np.
skarb panstwa.
Zapanowanie nad panstwem nie bylo
mozliwe bez scislego parlamentarnego nadzoru, ale instytucja sejmowa wymagala
czasu na konsolidacje. Mozna, wiec bylo dodatkowo oprzec sie na rozwinietej za
komunizmu kontroli spolecznej oraz Koscie-le, który zbudowal wielki autorytet
nie tyle na potepianiu komunizmu, co na walce o interes narodowy (np. wtedy, gdy
wsparl tzw. stan wojenny, bo przeciagajacy sie ostry konflikt partii z „wolnymi"
zwiazkami grozil narodowa kleska).
Po drugie, gdyby
panstwo kwalifikowalo sie juz to tego, zeby mu powierzyc reformy gospodarcze,
powinno ono sku-pic sie na przemianach wlasnosciowych, tyle, ze ograniczajac
swoja role do minimum. Liberalna ekonomia wypowiada sie bowiem nie tylko przeciw
mieszaniu sie panstwa w alokacje zasobów, jako domeny dzialania jednostek, czyli
rynku. Uwaza tez, ze nawet gdy panstwo jest zdrowe, jednostki win-ny same -
czyli rynkowo - skonstruowac rynek.
Skoro komunizm
zostawil po sobie glównie niewydajna wlasnosc panstwowa, istniala pokusa, zeby
od zaraz ja spry-watyzowac. W mysl liberalnej ekonomii oznaczaloby to jed-nak
nadmierna ingerencje, która zaklócilaby, a nawet spara-lizowala dzialanie tego
sektora. Z braku czasu na przystoso-wanie, w drodze do prywatyzacji, sektor
panstwowy móglby obnizyc swoja niezadowalajaca wydajnosc, a nastepnie wpasc w
gleboka zapasc, ciagnac za soba w dól nawet cala polska gospodarke.
Biorac to pod uwage, panstwo nie mialo innego wyboru, jak
ograniczyc sie w sektorze panstwowym do plytkich re-form, zwlaszcza zwiekszenia
wynagrodzen kierowniczych. Najlepiej przez tzw. kontrakty menadzerskie, które
uzalez-nialyby wysokosc wyplat od poziomu wykorzystania majatku. Wzmocniloby to
motywacje oraz sklonilo do zachowania posad ze strony doswiadczonej kadry,
kuszonej przez mozliwo-sci niekontrolowanych dochodów w sektorze
prywatnym.
Zasada minimalizacji ingerencji panstwa nie
wykluczala jednak tego, by od razu przystapic do prywatyzacji, tyle, ze glównie
oraz przez oferty na male pakiety akcji, czyli bez prawa do wiekszosci glosów w
zarzadzie. Zeby bez perturba-cji przekazac cale fabryki i banki, niezbedna byla
obecnosc krajowego sektora prywatnego na taka skale, zeby mógl do-starczyc
dostatecznej liczby doswiadczonych inwestorów oraz zeby krajowe banki
dysponowaly juz odpowiednimi funduszami.
W zwiazku z
tym, warunkiem sukcesu zmian wlasnoscio-wych nie bylo grzebanie w sektorze
panstwowym, ale raczej szerokie otwarcie mozliwosci startu prywatnych biznesów.
Gdyby wyzwolic prywatna inicjatywe, wtedy nawet bez pry-watyzacji sektor
prywatny zdobylby dominacje, a panstwowy zszedlby na margines. Z wyzsza
wydajnoscia, sektor prywat-ny móglby rosnac nawet dwa razy szybciej niz
panstwowy, tak, ze uzyskalby przewage juz po okolo dziesieciu latach.
Panstwo moglo sie wstrzymac ze sprzedaza na duza ska-le do
tego wlasnie momentu równiez dlatego, ze dopiero wtedy popyt na majatek ze
strony krajowych inwestorów bylby dostateczny, zeby zadac godziwych cen. Oraz,
zeby z pomoca takich cen wyselekcjonowac najlepiej przygotowa-nych nabywców.
Nawet wtedy nie bylo wskazane, zeby wy-rzucac caly majatek na lade, ale raczej
dzialac metodycznie, w takim tempie, zeby panstwo moglo wlasciwie skalkulowac
ceny zbytu. Po trzecie, w prawdziwym liberalnym wariancie nie moz-na zamknac
kraju na klódke, nie dopuszczajac
w ogóle
zagra-nicznych inwestorów. Nie wolno jednak zezwolic na to, zeby bez ograniczen
mieli oni dostep do narodowej gospodarki, zamieniajac ja w swoiste wiezienie.
Ekonomia liberalna nigdy nie postulowala absolutnego otwarcia, ale jedynie to,
zeby w miare swoich potrzeb kazda gospodarka okreslila najlepszy dla siebie
zakres zagranicznej obecnosci kapitalowej.
Najlepszy
zakres jest zas taki, który wzmacnia miejsco-wych inwestorów zamiast podcinac
ich egzystencje, przeto ze wzgledu na zacofanie krajowej klasy kapitalistycznej
nie mozna bylo sie obyc bez okresowego zakazu sprzedazy ob-cym inwestorom
kontrolnych pakietów w istniejacych fabry-kach i bankach. Zwlaszcza tych z mocna
pozycja na lokal-nym rynku, gdyz ich sprzedanie w zagraniczne rece ulatwia, na
zasadach reakcji lancuchowej, przejecie powiazanych z nimi firm.
Poniewaz zakupy istniejacych starych firm nie musza prowadzic
do modernizacji, wlasciwszym rozwiazaniem jest zezwolenie na wsady rzeczowe z
zamiana na akcje. Jeszcze korzystniejsze jest zezwolenie obcym inwestorom na
zakla-danie nowych fabryk i banków, tyle, ze z góry nalezaloby przyjac górny
limit wlasnosci zagranicznej w oparciu o aktu-alna srednia dla Unii, albo
srednia jaka mialy w momencie akcesu do Unii najnowsze kraje czlonkowskie;
Grecja, Hi-szpania i Portugalia.
Krajowi inwestorzy
maja nie tylko pelne prawo do ochro-ny wlasnosci, ale tez rynków, gdyz utrata
rynków moze sie skonczyc bankructwem ich firm, badz wrogim przejeciem przez
zagranice. Liberalna ekonomia preferuje otwarte go-spodarki, które handluja bez
skrepowania z calym swiatem, ale nigdzie w tej ekonomii nie jest powiedziane, ze
nalezy li-kwidowac taryfy celne gdy gospodarce grozi wyniszczenie czy tez
wydarcie wiekszosci jej majatku przez obcych.
Ze
wzgledu na polskie zacofanie, najlepiej bylo znowu pójsc sladem Unii, której
panstwa starannie chronia swoje zagrozone konkurencja sektory produkcji. Ze
wzgledu na wieksza obecnosc takich wrazliwych na import sektorów, polska
gospodarka wymagala jeszcze wiekszej ochrony. Za-miast ukladów opartych na
glebokich ustepstwach celnych, zwlaszcza jednostronnie korzystnych dla Unii,
polska go-spodarka pilnie potrzebowala jednostronnych koncesji ze strony
Unii.
W niektórych sektorach, zwlaszcza tych dajacych
duze za-trudnienie, tylko dlugookresowe wysokie bariery dla importu dawaly
szanse na przetrwanie. Dotyczy to szczególnie rolnic-twa, gdzie do dyspozycji sa
trudniejsze do obrony przed unij-nymi negocjatorami cla tzw. zaporowe. Mniej
drazliwe sa na-tomiast subsydia na poziomie tych, z których zyja unijni
rol-nicy, czy tez tak powszechny w Unii srodek jak wymagany procentowy udzial
krajowej zywnosci w hurcie i detalu.
Powyzsza
alternatywna strategia w duzym stopniu pokry-wa sie ze scenariuszem zmian
ustrojowych, który przyjela, jak dotad jako jedyna w Europie Wschodniej,
Slowenia. To, ze wylacznie Slowenia przyjela liberalny kierunek reform, bez
wyprzedazy zagranicy, nie oznacza jednak, ze nie nada-wal sie on dla innych
krajów regionu. Ale tylko w Slowenii zostaly zapewnione warunki dla jego
realizacji, mianowicie odpowiedzialny aparat panstwa zabiegajacy o interesy swej
gospodarki.
Pod wieloma wzgledami sytuacja wyjsciowa
Polski i Slo-wenii byla podobna, chocby przez fakt, ze obydwa kraje mia-ly za
soba lata emancypacji gospodarczej od silniejszych sa-siadów, odpowiednio Rosji
i Serbii. Podobnie jak fakt, ze w obydwu krajach pozycja zalóg byla bardzo
silna; w Polsce dzieki „niezaleznym" zwiazkom, w Slowenii - dzieki tzw.
partycypacyjnemu modelowi firm. Gdyby, wiec Polska tylko zreperowala panstwo, to
moglaby bardzo latwo pójsc szla-kiem Slowenii.
Wówczas,
zamiast pasc ofiara pisanego palcem na wodzie „cudu Balcerowicza", Polska
moglaby sie rozwijac jak Slowe-nia, która znalazla sie pierwsza w kolejce do
przyjecia przez Unie. Przyklad Slowenii dowodzi, nie tylko, ze mozna stwo-rzyc
dynamiczna, odporna na kryzysy, gospodarke bez oddania majatku zagranicy.
Wskazuje równiez, ze Unia nie zada od kazdego petenta, by najpierw wyzbyl sie na
jej rzecz swe-go majatku, ale ze wybór nalezy tylko do kraju-kandydata.
Tzw. liberalowie przemilczaja przypadek Slowenii, gdyz ten
podwaza cala ich mitologie „polskiej drogi" do kapitalizmu. Wygodnie zapominajac
o tym, ze Slowenia odniosla sukces wybierajac inna droge, powtarzaja w kólko, ze
wylacznie pol-ska strategia pozwala na udana budowe kapitalizmu. Kazda inna
prowadzi do kleski jaka poniosla Bialorus, która nie tyl-ko zaniechala sprzedazy
swego majatku zagranicy, ale w ogóle nie wpuscila obcych inwestycji (np.
Lewandowski 2000).
Bialorus rzeczywiscie poszla inna
droga niz Polska, ale niestety, porównania statystyczne nie daja wcale podstawy
do wniosku, ze poniosla kleske. Atak medialny na Bialorus jest jednak tak
zmasowany, ze malo kto siega do danych, z tym, ze nie chodzi glównie o
porównania z Polska. Polske ominal szok, który przezyla Bialorus w wyniku
rozpadu Zwiazku Radzieckiego. Podobny szok przezyly inne byle re-publiki, wiec
wyniki Bialorusi powinno sie porównywac ra-czej z nimi a nie z Polska.
Gdy przyjmie sie te perspektywe to widac, ze taki
post-sowiecki kraj jak chwalona Estonia,
w której
przyjeto „pol-ska droge", z szybkim wywlaszczeniem na rzecz zagranicy, wypada
gorzej niz Bialorus, bez prywatyzacji na rzecz kogokolwiek. Najlepiej to widac w
przemysle, gdyz na Bialorusi zbliza sie on do poziomu z 1989 r., podczas gdy w
Estonii produkcja przemyslu jest ciagle o prawie polowe nizsza niz w 1989 r.;
stad wyzsza jest tez estonska stopa bezrobocia (Zalacznik 4). Starannie ukrywana
przez tzw. liberalów tajemnica jest fakt, ze w ostatnich czterech latach dochód
narodowy Bialo-rusi wzrósl o jedna trzecia. Bialorus znalazla sie wsród
naj-szybciej rozwijajacych sie gospodarek regionu - przed szyb-ko tracaca oddech
Polska. Gdyby oprzec sie tylko na tych danych, wpadloby zaprzestac straszenia
Polaków „bialoruska droga". Zwlaszcza, ze Bialorus nie popelnila zbiorowego
sa-mobójstwa oddajac obcym swój majatek za „bezdurno".
Wybryk rewolucji
Ze wzgledu na radykalizm reform wykonanych przez pra-wie
pozbawiony kontroli aparat panstwa, wytyczony w 1989 r., za rzadów
Mazowieckiego, scenariusz budowy ka-pitalizmu ma swe zródla nie tyle
w liberalnej mysli co w dok-trynie marksowskiej. Jego skutki
dla gospodarki sa zreszta podobne do tych, które zawsze niosa za soba
marksowskie re-wolucje. Mamy przeto w Polsce, dzieki tzw. liberalom, niezna-na
nigdzie w Europie Zachodniej aberracje instytucjonalna.
Po pierwsze - wdrozony zostal swoisty marksowski ideal gospodarki, w
której brak jest krajowej klasy kapitalistycznej, a jest tylko robotnicza.
Oczywiscie, kapitalisci sa obecni, ty-le ze zagraniczni, mozna rzec z importu,
ale niestety nie na takich zasadach jak w przeszlosci. W polskiej historii,
naply-wowy element odgrywal zwykle duza role w gospodarce, ale tez czesto ulegal
on polonizacji. Teraz nie ma takiej nadziei, gdyz obcy kapitalisci zakladaja w
Polsce jedynie filie.
Nie ma mowy o zintegrowaniu tych
importowanych kapi-talistów, chocby w tym sensie, zeby rozwineli poczucie
odpo-wiedzialnosci za losy lokalnych robotników. Gdy wlasciciele nie czuja tego
rodzaju odpowiedzialnosci, wtedy robotnicy tez nie maja powodu aby byc lojalni
wobec wlascicieli, piania sie wiec potencjalnie niestabilna sytuacja, która
mozna opanowac tylko przez powszechne oglupienie albo przez odwolanie sie do
przemocy, podobnie jak to sie dzialo za komunizmu.
Importowanie kapitalistów to byc moze latwiejszy spo-sób na budowanie
kapitalizmu, niz tworzenie wlasnych ka-pitalistów, ale jak to bywa z importem,
trzeba zan zaplacic.Nawet slono, gdyz majatek sprzedawany jest zagranicy za
dziesiec procent wartosci, co wydaje sie niemozliwoscia. Nikt nie podwazyl
jednak tego wyliczenia, nie mozna bo-wiem wziac na serio kilku absolutnie
uragajacych podstawo-wym zasadom akademickiej ekonomii usilowan (Bugaj 2000;
Glikman 2001).
Przekazanie budowanego przez pokolenia
majatku za ula-mek wartosci to tylko wstepny koszt nabycia kapitalistów z
im-portu; do tego dochodzi staly doroczny koszt ich utrzymania. Za psie grosze
oddano bowiem obcym inwestorom tytul do dochodu z kapitalu, czyli zysków. Inne
zródlo finansowania przyrostu majatku, kredyt bankowy, tez znalazlo sie pod
kon-trola zagraniczna. Odebrano wiec gospodarce nie tylko trwaly majatek ale i
mozliwosc jego samodzielnego odtworzenia.
Nie mialoby
to tak groznej wymowy, gdyby motyw ma-ksymalizacji zysku sam z siebie zapewnil,
ze zagraniczni wlasciciele polskiej gospodarki zadbaja o jej interesy. Tyle, ze,
odwrotnie niz sobie to wyobrazaja tzw. liberalowie, za-graniczni wlasciciele nie
walcza o zyski dla dobra ludzkosci. Robia to glównie dla swoich udzialowców,
wsród których brakuje niestety polskich akcjonariuszy. Ale tez pod naci-skiem
dzialajacych u nich w kraju zwiazków zawodowych, a nie tych polskich.
Dziw bierze, ze tzw. liberalowie zapomnieli równiez o tym, ze
w kapitalizmie firmy nie swiadcza sobie wzajem-nych uprzejmosci. Kapitalizm to
bezwzgledna walka ekono-miczna, w której wszystkie firmy kombinuja jak sie
pozbyc pojedynczych konkurentów, mozliwie na zawsze. Albo przy-najmniej zmusic
ich, zeby wzieli na siebie mniej intratne podwykonawstwo. Ta sama regula
dominacji dotyczy calych gospodarek, tyle, ze wymaga jednoczesnego dzialania
bar-dzo wielu firm.
Po drugie - Polakom odebrano nie
tylko majatek i zyski, ale, co jest kolejnym pilnie ukrywanym faktem -
drastycznie redukowane sa funkcje „panstwa opiekunczego", jak np. bezplatne
szkolnictwo, subsydiowana kultura, czy po-wszechna opieka zdrowotna. Polska
zbudowala, wiec nie tyl-ko „niekompletny kapitalizm", którego nie ma w Europie
Zachodniej, ale równie jej nieznany model gospodarki, gdzie dziala „niekompletne
panstwo"; bez normalnych funkcji spolecznych.
O wadze
swiadczonych przez panstwo uslug najlepiej mozna sie przekonac, jak sie spojrzy
na to, gdzie plynie stru-mien inwestycji zagranicznych. Nie plynie on bynajmniej
do gospodarek, w których ze wzgledu na szczuplosc podatków nie stac panstwa na
uslugi spoleczne. Zupelnie odwrotnie, kieruje sie on glównie do krajów gdzie te
uslugi sa rozbudo-wane, w tym do Europy Zachodniej. Jak juz zabraknie ma-jatku
panstwa na sprzedaz, Polska szybko sie przekona o tej prawidlowosci.
Wycofywanie sie panstwa w Polsce z róznych opiekun-czych
powinnosci nie idzie przy tym w parze z oddawaniem obywatelom funduszy dotad
wydatkowanych na te uslugi. Upadek „opiekunczego panstwa" wynika glównie stad,
ze wysychaja zródla podatkowe ze strony sektora produkcji. Jak tez, ze wzgledu
na nasilajacy sie rozrost aparatu administru-jacego uslugami, wykorzystujacego
swoja pozycje na rzecz windowania wlasnych pensji oraz pozyskiwania tzw.
prowizji. Problemy budzetowe nie sa przy tym bez zwiazku z faktem, ze polskie
panstwo bardzo hojnie zwalnia obce firmy z podat-ków. Co wiecej, mimo dwukrotnie
wyzszej wydajnosci, sektor zagraniczny od 1996 r. wykazuje straty, gdy resztki
sektora pan-stwowego robia zyski. Z tego powodu sektor zagraniczny w ogóle nie
placi podatków od zysku do budzetu. Zmienia to Polske w dziwny kraj, w którym
wlasciciele kapitalu nie placa podatków, ale placi go sila robocza - oraz
emeryci.
Zdaniem tzw. liberalów, najlepiej byloby
zlikwidowac po-datek od zysku, który rzekomo zniecheca do inwestycji w srodki
trwale, a tym samym pomniejsza liczbe nowych miejsc pracy. Rozumujac w ten
sposób, trzebaby powie-dziec, ze nie powinno sie tez sciagac podatków od placy,
gdyz zniechecaja one robotników do podejmowania pracy. Idac dalej tym torem
myslenia, powinno sie tez wyeliminowac obecne podatki od swiadczen emerytalnych,
bo to prze-ciez zniecheca do zycia.
Tzw. liberalowie
nie rozumieja, ze celem podatków od zysku jest sciagniecie naleznosci za
korzysci jakie osiagaja wlasciciele kapitalu z tytulu uslug panstwa, jak np.
dostep do wyedukowanej sily roboczej. To prawda, ze niektóre z tych uslug
mogliby oni sami finansowac, wlacznie ze wspieraniem systemu edukacyjnego. Jak
dotad jednak, nikt nie slyszal o tym, zeby obce firmy w Polsce lozyly na szkoly
czy uczelnie, choc nie jest im obca taka dzialalnosc, ale u siebie w kraju, nie
u obcych.
Po trzecie - odzierane z uslug socjalnych,
polskie spole-czenstwo zostaje z gospodarka wyjatkowo podatna na kry-zysy
produkcji, czyli kryzysogenna. Trudno sobie bowiem wyobrazic, zeby w wyniku
niespotykanego pogwalcenia libe-ralnej ekonomii oraz liberalnej polityki mogla
powstac go-spodarka odporna na recesje. A wiec taka, która z pelnym rozmyslem
skonstruowaly po ostatniej wojnie wszystkie kra-je Europy Zachodniej
wprowadzajac panstwo do rynkowej gospodarki.
Mozna bylo
sie o tym fakcie przekonac juz w latach 1990-1992, kiedy gospodarka wkroczyla w
pierwszy ostry „kryzys Balcerowicza". Prawie nikt z polskich ekonomistów nie
potraktowal tego zalamania jako powaznego ostrzezenia. Kryzys mial bowiem byc
spoleczna zaplata za wyrwanie sie z komunizmu. Dzisiaj, gdy Polska wchodzi w
drugi „kryzys Balcerowicza", te same kregi twierdza, ze spoleczenstwo da-lej
czepia sie komunizmu, a nowa recesja jest kolejna zaslu-zona nauczka.
U podstaw obydwu kryzysów nie leza wygórowane apety-ty
lokalnej sily roboczej, gdyz w obydwu przypadkach place rosly wolniej od
wydajnosci a wydatki spoleczne panstwa spadaly. Kryzysy Balcerowicza nie sa
oczywiscie kara za ko-munizm, ale konsekwencja podporzadkowania gospodarki
zagranicznym interesom. Najpierw jeszcze bez silnej obe-cnosci kapitalowej, czy
wlascicielskiej zagranicy, a obecnie dlatego, ze wiekszosc banków i fabryk jest
juz zagraniczna.
Dominujacy w produkcji sektor
zagraniczny importuje bo-wiem znacznie wiecej niz eksportuje, rosnie wiec szybko
dlug zagraniczny a wraz z nim grozba niewyplacalnosci. W kazdej chwili moze
pojawic sie panika finansowa oraz ucieczka tzw. spekulacyjnego pieniadza. I
zalamanie waluty, z którym kry-zys w produkcji staje sie nieunikniony. Wszystko
to spadnie na barki panstwa, ale ono jest zbyt slabe w stosunku do sek-tora
zagranicznego, zeby wymusic na nim adaptacje.
Widac to
w ostatnich dwu latach, gdy z braku innych mozliwosci bezradne panstwo przyjelo
taktyke odsuwania kryzysu przy pomocy kryzysu. Jedynym praktycznym sposo-bem na
obnizenie deficytów handlowych okazalo sie bo-wiem spowolnienie wzrostu
gospodarki przez obcinanie inwestycji oraz konsumpcji. Trudnosci zbytu w kraju
spowo-dowaly pewien spadek importu i ruszyl troche eksport, ob-nizyl sie wiec
deficyt handlowy, ale zbyt malo by zahamowac nasilenie kryzysu.
Glówne osrodki wladzy pogodzily sie z mysla, ze gdy za-czynaja sie
problemy z deficytem wymiany handlowej oraz zadluzeniem, ciezar przystosowania
trzeba zwalic na sile ro-bocza. Walka z kryzysem odbywa sie przy pomocy
bezrobo-cia, tak, ze Polska staje sie krajem obcego kapitalu i lokalne-go
bezrobocia. Powstaje bledne kolo, w którym obcy kapi-tal wyrzuca na bruk lokalna
prace, oraz, unikajac obciazen podatkowych, odbiera panstwu srodki na
przeciwdzialanie bezrobociu.
Zeby sie przekonac dokad
dokladnie zmierza Polska ze swym „niekompletnym kapitalizmem" wystarczy sie
rozejrzec po tych krajach rozwijajacych sie, które przez kilka ostatnich lat
byly chwalone za swe sukcesy, a dzisiaj gnebia je kryzysy. Wystarczy wziac
Argentyne, do niedawna uwazana za wzór dyscypliny finansowej oraz liberalizacji
gospodarki. W srodku glebokiego kryzysu, Argentyna zbiera teraz slowa nagany za
niedostatek finansowej dyscypliny oraz liberalizacji.
Tak jak w obecnej Polsce, pierwszym sygnalem gospodar-czego zagrozenia w
Argentynie okazalo sie galopujace zadlu-zenie zagraniczne oraz deficyty
budzetowe. Doszlo do tej nie-równowagi, mimo ze Argentyna od lat stosuje
bardziej rygo-rystyczny niz Polska mechanizm finansowy, w którym obieg pieniadza
zalezy od podazy dolarów. Nie pomógl tez fakt, ze Argentyna zdolala przekazac
swoje glówne banki, oraz mono-pole (np. telekomunikacje, energetyke) w rece
zagraniczne.
Wspomniany mechanizm uzaleznienia podazy
pieniadza wymusil w 1998 r. spadek produkcji oraz plac, przypominaja-cy efekty
tzw. schladzania przez Balcerowicza w Polsce. Przez trzy lata place spadly o
jedna piata, albo o polowe w relacji do wydajnosci. Tym niemniej, w 2001 r.
doszlo do ucieczki kapi-talu i zalamania waluty. Argentyna uzyskala prawie
kilkana-scie miliardów dolarów pomocy, ale najpierw musiala zgodzic sie na
obnizenie plac o nastepne pietnascie procent.
Inna
lekcja sluzy Turcja, równiez do niedawna chwalona jako wzór kraju rozwijajacego
sie, kto wie czy nawet nie przy-klad cudu gospodarczego. W 2001 r., Turcja tez
wpadla jed-nak w potezny kryzys finansowy, z grubsza przypominajacy scenariusz,
który przechodzi gospodarka Argentyny. Kryzys ten tylko w tym roku spowodowal
dramatyczna dewaluacje pieniadza oraz utrate okolo dwudziestu procent dochodu
narodowego, i nie widac dlan szybkiego zakonczenia.
Tak
jak w Argentynie, upadek gospodarki zostal zapo-czatkowany przez ucieczke
kapitalu, glównie spekulacyjnego, ulokowanego na gieldzie i w panstwowych
papierach. Pa-nike wywolala jednak nie tylko eskalacja zagranicznych dlu-gów czy
ostre problemy budzetowe, ale takze fatalna sytua-cja w bankach, glównie
panstwowych. Udzielily one, w spo-sób korupcyjny, ogromnych tzw. niesciagalnych
kredytów, zmuszajac panstwo do miliardowego oddluzania na barkach
podatnika.
Mogloby sie wydawac, ze skoro banki polskie
sa glównie zagraniczne, nie sa one podatne na tureckie klopoty, ale jak dochodzi
do kryzysu finansowego, banki prywatne tez wpa-daja w tarapaty. Mozna sobie
latwo wyobrazic sytuacje, w której, z powodu bankructw w przemysle zagraniczne
ban-ki w Polsce wpadaja w pochodny wlasny kryzys. Panstwo sta-neloby wtedy przed
koniecznoscia ratowania zagranicznych banków, naturalnie tez kosztem krajowego
podatnika.
Wyjscie awaryjne
Moznaby pomyslec, ze dziesiec lat psucia systemu gospo-darki
przez tzw. liberalów to wzglednie krótki okres, wiec nie powinno byc trudnosci z
naprawieniem szkód. Niestety, w jakims sensie Polska znalazla sie na dnie swej
nowoczesnej historii, gdyz chyba nigdy odruchy moralne nie ulegly takiej
dramatycznej erozji. Odbicie sie od tego dna bedzie trudne, gdyz wszystkie
mozliwe glówne wyjscia zostaly juz zatrzasniete, pozostaly jedynie bardzo
ryzykowne wyjscia awaryjne.
Po pierwsze, wypadaloby
zaprzestac odnowionej po upadku komunizmu „negatywnej selekcji",
wspólodpowie-dzialnej za obecne zalamanie postaw moralnych. Chodzi o
rozmontowanie zlozonych mechanizmów doboru, których glówne niszczace dzialanie
polega dzisiaj na tym, ze wyno-sza na wplywowe stanowiska ludzi nastawionych na
wlasne interesy. Natomiast odsuwaja od procesu decyzji ludzi, którzy nie
zatracili jeszcze poczucia odpowiedzialnosci za sprawy publiczne.
Negatywna selekcja nie wynika z tego, ze - jak twierdza tzw.
liberalowie - pozostalosci starszego pokolenia zabloko-waly dostep mlodszemu
pokoleniu. Odwrotnie, wyplynely teraz na powierzchnie piramidy wladzy glównie
zastepy mlodszych roczników, które wkroczyly w zmiany ustrojowe niekiedy
zagubione, a czesto obojetne na interes publiczny. Wyparli oni starsza
generacje, scislej zwiazana z powojenna odbudowa, w której zachowaly sie silne
odruchy spoleczne.
W ostatnich latach niestety polskimi
rekami dokonano w Polsce takiego samego zabiegu, jaki w Niemczech Wschodnich
wykonali po upadku komunizmu Niemcy Za-chodni, czyli rozpedzenie calej elity
okolo stu tysiecy wy-ksztalconych ludzi w starszym wieku. Nie uczynili tego
Niemcy Zachodni u siebie nawet po upadku hitleryzmu, czy Austriacy, gdzie, mimo
silnych nastrojów nazistowskich, nie doszlo do porachunków, glównie za sprawa
Kosciola, przypomne - katolickiego.
Ludzie z moralnym
autorytetem nie uzyskaja wplywu na bieg polskiej gospodarki, dopóki nie dojdzie
do zmian w mediach, które sa straznikiem „negatywnej selekcji". Stad plyna
brutalne ataki tzw. liberalów na kazdego, kto osmieli sie wyrazic troske o
interes publiczny. Media w Pol-sce to prawie monopol, glównie zreszta z udzialem
zagra-nicznych koncernów, którym nie zagrazaja teraz, tak skuteczne pod koniec
komunizmu, tajne powielacze czy zaglu-szane radiostacje.
Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której najwazniej-sze partie
polityczne, nawet z poparciem polowy potencjal-nych wyborców, czuja sie
zastraszone przez tzw. liberalnych ko-mentatorów. Zeby uniknac samosadu mediów,
przywództwa tych partii czesto zmuszane sa do mówienia ich glosem. Z tych samych
powodów boja sie wdac w pewne tematy, gdyz srodki przekazu nie chca, zeby byly
one otwarcie poruszane - takie na przyklad jak kwestia pól darmowej
wyprzedazy.
Pozytywna selekcja nie jest wiec mozliwa
bez demono-polizacji mediów wzorem Unii Europejskiej, gdzie tytulom prasowym czy
stacjom nadawczym wolno dzialac tylko na wyznaczonym terenie majac okreslony
niewielki udzial w dochodach reklamowych. Odpowiednio, zagraniczne koncerny
moglyby posiadac tylko niskie udzialy w prasie, a zwlaszcza w telewizji.
Nadwyzkowe udzialy uleglyby obli-gatoryjnemu odsprzedaniu krajowym inwestorom,
najlepiej np. glównym partiom.
Po drugie - wylacznym
celem dalszej prywatyzacji musi sie wreszcie stac tworzenie rodzimej klasy
kapitalistycznej, tak by krajowa wlasnosc stala sie dominujaca, zwlaszcza w
bankach. Dlatego nalezaloby od zaraz zatrzymac jakakol-wiek sprzedaz majatku w
rece zagraniczne, nie liczac zaku-pów w ramach niskich pulapów dla ogólu obcych
akcji. W tym samym czasie powinno sie wreszcie uruchomic ula-twienia finansowe,
w tym ulgowe linie kredytowe, dla na-bywców krajowych.
Wybór miedzy krajowym z zagranicznym nabywca nalezy wylacznie do
polskiego rzadu, w kazdym razie nie ma w tej sprawie zadnych wiazacych ustalen z
Unia. Powolywanie sie przez tzw. liberalów na jakies decyzje w tej sprawie jest
klam-stwem, o czym mozna sie bylo przekonac, gdy zapadla sejmo-wa uchwala, ze
ostatnie dwa polskie banki maja byc sprzeda-ne krajowym inwestorom. Nawet jednym
slowem unijni biu-rokraci nie skomentowali tej suwerennej polskiej
decyzji.
Dla zwiekszenia stanu posiadania wlasnej klasy
kapital-istycznej, niezbedna jest tez dokladna weryfikacja wazniej-szych umów
prywatyzacyjnych z punktu widzenia ich zgod-nosci z prawem. W przypadku
stwierdzenia sztucznie zani-zonych cen powinno sie zadbac o uzyskanie
finansowych rekompensat. W skrajnych przypadkach, nalezaloby zakwestionowac cale
umowy prywatyzacyjne oraz przekazac majatek do puli zarezerwowanej wylacznie dla
krajowych inwestorów.
Mozna oczekiwac, ze zagraniczni
wlasciciele zechca odwolac sie do unijnych wladz w przypadku rewizji umów kupna
majatku. Jest jednak malo prawdopodobne, zeby unijne wladze zdolaly dowiesc
poprawnosci wycen, na pew-no nie na bazie porównan z cenami, jakie uzyskano ze
sprzedazy podobnych fabryk czy banków na terenach unij-nych. Równie
nieprawdopodobne jest by stanely one w obronie transakcji, które sa ewidentnie
oparte na mani-pulacjach cenowych.
Nie wystarczy zadbac
o to, zeby jak najwiecej majatku trafilo do krajowych kapitalistów, gdyz zadne
srodki, poza wtórna nacjonalizacja, nie sa w stanie doprowadzic do szybkiego
przywrócenia kontroli nad bankami i przemy-slem. Trzeba sie wiec pogodzic na
pewien przynajmniej czas z tym faktem, ale jednoczesnie podjac wszystkie
legal-ne kroki, zeby zapewnic, ze sektor zagraniczny bedzie dzialal w sposób
mniej szkodliwy dla polskiej gospodarki niz to dzieje sie obecnie.
Sektor zagraniczny dziala jak tzw. „szara strefa", na wzór tej
z komunizmu, tyle,
ze na nieporównywalnie wiek-sza
skale no i prawie bez nadzoru. Mozna nad nia zapano-wac tylko przy pomocy
bezposrednich ingerencji panstwa, jak na przyklad szacunkowej wyceny naleznosci
podatkowych czy obligatoryjnych taryf placowych. Trzeba sie liczyc, ze takie
kroki moga wywolac nieprzychylna reakcje ze stro-ny Unii, tyle, ze na jej
terenie szara strefa dziala na niepo-równywalnie mniejsza skale.
Po trzecie - odbudowa krajowej wlasnosci wymaga nowe-go
podejscia do integracji z Unia Europejska, tak by panstwo polskie uzyskalo
niezbedna swobode dzialania. Sam w sobie akt przystapienia nie rozwiaze
niezwykle zlozonych problemów gospodarczych Polski. Moga one byc latwiej
rozwiaza-ne jesli polska strona, w twardych negocjacjach, uzyska od-powiednie
warunki. Z pewnoscia nic dobrego nie da dalsza taktyka oddawania prawie
wszystkiego bez zadnej walki.
Najwiekszym chyba
oskarzeniem dotychczasowej taktyki, a zarazem dowodem rozkladu panstwa, jest
fakt, ze najbar-dziej dzisiaj zagrozone sektory - rolnictwo, metalurgia i
gór-nictwo - zostaly w 1990 r. zidentyfikowane przez ekonomi-stów Unii jako
najwieksze konkurencyjne zagrozenie dla jej wlasnych producentów. Zamiast wzorem
unijnych rzadów wesprzec te wazne dziedziny panstwo pozwala na ich uwiad zgodnie
z unijnymi programami tzw. restrukturalizacji.
Gdzie sie nie obejrzec widac podobnie szkodliwa nie-moznosc,
tak, ze jedynym rozsadnym wyjsciem staje sie chwi-lowe zamrozenie dalszych
negocjacji. W kazdym razie nie ma wiekszego sensu, zeby strona polska brala sie
do realiza-cji jakichkolwiek nowych postanowien dopóki nie uzyska pelnoprawnego
czlonkostwa. Wystarczy jesli beda trwaly przygotowania jednolitych dokumentów
prawnych na wypa-dek gdyby ostatecznie zapadla korzystna dla Polski decyzja w
sprawie przyjecia.
Nastroje w sprawie przyjecia Polski
ulegly w Unii ochlo-dzeniu z powodu obaw, które bedzie Polsce trudno szybko
rozwiac. Nie chodzi bowiem o fakt, ze jej gospodarka jest malo rynkowa, bo nie
jest, ale, ze ma zbyt malo panstwa, co jest prawda. Na niewiele wiec przyda sie
hurtowe tlumacze-nie ustaw oraz branie kolejnych zobowiazan, gdyz nie napra-wia
panstwa. Moga sie tylko zle odbic na panstwie, zwlaszcza, ze te zobowiazania
zapadaja czesto zgodnie z logika korup-cji, a nie ekonomii.
Przez odlozenie czlonkostwa nie tylko, ze odciazy sie z dodatkowej pracy
bardzo slabowite panstwo, ale zyska ono moznosc przenegocjowania lub anulowania
ustalen, które obecnie niszcza jej gospodarke. Z pewnoscia panstwo powinno
odzyskac prawo ustalania ochronnych cel oraz iloscio-wych ograniczen np. w
postaci udzialów importu w lacznej sprzedazy pewnych produktów. Musi miec
równiez prawo subsydiowania polskich produktów na wlasnych warunkach.
Nie jest dopuszczalne, zeby zacofana polska gospodarka nie
mogla liczyc ani na swoje panstwo, ani na wladze unijne, gdyz kraje czlokowskie
coraz ostrzej stawiaja warunek, zeby z chwila akcesji Polska zrezygnowala z
unijnej pomocy, mie-dzy innymi rolnej. Z krajów-kandydatów Czechy oraz Esto-nia,
gdzie rolnictwo jest relatywnie male, poszly na takie ustepstwa. Stan gospodarki
Polski przemawia jednak prze-ciwko podobnym ustepstwom wobec Unii.
Szukajac dróg wyjscia, Polska moglaby sie sporo nauczyc od
róznych krajów czlonkowskich Unii, w tym miedzy innymi od Austrii,
zwlaszcza jesli chodzi o stosunki z Unia. Nie jest bowiem tak, ze wszyscy jej
czlonkowie za kazda cene gotowi sa pielegnowac wiezi z Unia. Austria dowodzi, ze
interesy wladz kraju nie zawsze sa zgodne z interesem unijnych wladz, oraz ze
gdy dochodzi miedzy nimi do ostrej kolizji, interes na-rodowy bierze góre nad
interesem ponadnarodowym.
Glównym powodem
niezadowolenia Austriaków jest fakt, ze wladze Unii zbytnio ingeruja w sprawy
ich kraju, tak jakby byl krajem drugiej klasy. Dowodem tego stal sie dla nich
cho-ciazby fakt, ze Austria zostala poddana przez Unie nieslycha-nym atakom
potepienia oraz sankcjom, gdy niedawno demokratycznie wybrala „zly" rzad,
wyrazajacy obawy przed dykto-wanym przez wladze unijne otwarciem granic dla
emigran-tów, jako zagrozeniem dla tozsamosci Austriaków.
Dazenie do zachowania niezaleznosci wykracza zreszta poza przynaleznosc
do Unii, dotyczy tez ewentualnego czlon-kostwa Austrii w Pakcie Atlantyckim. Od
dawna nieprzychyl-ne stanowisko Austriaków wobec ich udzialu w tym wojsko-wym
sojuszu uleglo poglebieniu. Oburzenie wywolal niedaw-ny atak bloku, z powietrza,
na równie mala Serbie. Trzy czwarte Austriaków uznalo, ze ich kraj nie ma nic do
robienia w tym bloku militarnym, ze lepiej jak pozostana neutralni.
Innym przejawem tego, ze kraje czlonkowskie dbaja o swoja
niezaleznosc w ramach Unii jest postepowanie Danii. Wlasnie niedawno, w obawie
przed nadmierna ingerencja, wyborcy zdecydowali, ze Dania bezterminowo odlozy
decyzje w sprawie oczekiwanego przez wladze Unii przyjecia wspól-nego pieniadza
oraz centralnego banku. Dunscy przeciwnicy tej fazy integracji, zwlaszcza
farmerzy, wygrali referendum, mimo niedostatku funduszy i bez wsparcia ze strony
rzadu.
Podobnie jak Austria, przywiazana do
tradycyjnego, ro-dzinnego rolnictwa Dania, ze zgroza spoglada, jak biurokra-cja
Unii forsuje przepisy w sprawie swobodnego dostepu cu-dzoziemców do ziemi. Na
oczach Danii rozgrywa sie tez ko-lejna unijna plaga, której wynikiem jest masowa
rzez zakazo-nych zwierzat, w tym w Niemczech. Gdyby nie staly upór Da-nii wobec
narzucanego przez Unie „naukowego" modelu rol-nictwa, jej konkurencyjne
rolnictwo tez dopadalyby te ciezkie plagi.
Danii, ale
tez Austrii, chodzi jednak nie tyle o stosunki z cala Unia, co raczej z jej
glówna potega - sasiednimi Niem-cami. Obawiaja sie ich dominacji, tak jak
Portugalczycy, którzy opieraja sie róznym unijnym presjom z obawy przed
ekspansywna Hiszpania. Czy jak Finowie, ostrozni z panuja-ca przez wieki
Szwecja. Nie myla sie, gdyz historia ma to do siebie, ze dominacja latwo wraca.
Widac pewne ludzkie pasje sa wieczne, a sily zla moga byc przynajmniej tak
przemozne jak sily dobra.
1/ Udzial obcego kapitalu w przemysle oraz
bankach w r 2000 (procentowe)
2/ Szacunek strat i obciazen zwiazanych z prywatyzacja
3/ Porownanie dwoch dekad: Gierka i
Balcerowicza
4/ Kryzys
gospodarczy w Europie Wschodniej 1989-1999 indexy (rok 1989 =
100%)
Zestawienia te ze wzgledu na objetosc i uklad nie sa na tej witrynie przytaczane
Miroslaw Krupinski
Balcerowicz Leszek, Wolnosc i rozwój. Ekonomia Wolnego Rynku, Kra-ków: Znak, 1995
Balcerowicz Leszek, Socjalizm, Kapitalizm, Transformacja,
Warszawa:
Wydawnictwo Naukowe PWN, 1997
Balcerowicz Leszek, Obrona kosztownej utopii, „Gazeta Wyborcza", luty 2000
Berend lvan, The Historical Evolution of Eastern Europe as a Region, „International Organization", rocznik 40, numer 2, 1986
Berend lvan i Ranki Gyorgy, East Central Europe in the 19th and
20th Centuries,
Budapeszt: Akademiai Kiado, 1977
Bugaj Ryszard, Postkomunizm z Ameryki, „Gazeta Wyborcza", czer-wiec 2000
Glikman Pawel, A jednak sie oplaca, „Rzeczpospolita", marzec 2001
Hayek Friedrich, The Road to Serfdom, Chicago: University of Chica-go Press, 1944
Hayek Friedrich, The Fatal Conceit. The Errors of Socialism, Chicago: University of Chicago Press, 1988
Hirschman Albert, National Power and the Structure of Foreign Trade, Berkeley: University of California Press, 1945
Hofheinz Paul, Yes, You Can Win in Eastern Europe, „Fortune", maj, 1994
Janos Andrew, From Soviet Empire to Western Hegemony, „Eastern European Politics and Society", rocznik 15, numer 2, 2001
Jowitt Kenneth, The New World Disorder: The Leninist Extinction, Ber-keley: California University Press, 1992
Jurgs Michael, Die Treuhandler. Wie Helden und Halunken die DDR verkaufen, Munich: List, 1997
Kolakowski Leszek,: Mind and Body: Ideology and Economy in the Collapse of Communism, Poznanski Kazimierz Z., praca zbiorowa, „Constructing Capitalism", Boulder: Westview Press, 1992
Kolodko Grzegorz, Od szoku do terapii. Ekonomia polityczna transfor-macji, Warszawa: Poltext, 1999
Kornai Janos, The Road to Free Economy: Shifting from a Socialist System, New York: Norton & Norton, 1991
Kornai Janos, Post-socialist Transition: An Overall Survey,
„European
Review", rocznik l, numer l, 1993
Landau Zbigniew i Tomaszewski Jerzy, Gospodarka Polski miedzy-wojennej, 1918-1938, Warszawa: Ksiazka i Wiedza, 1967
Lewandowski Janusz, wypowiedz na marginesie „Jezeli jest tak zle, to dlaczego jest tak dobrze", wywiad „Gazety Wyborczej" z Kazimie-rzem Z. Poznanskim, 2000 (niedrukowany)
Lagowski Buguslaw, Liberalna kontrrewolucja, Warszawa:
Centrum
im. Adama Smitha, 1994
Marrese Michael and Jan Vanous, Soviet Subsidization of Trade with Eastern Europe, Berkeley: Institute of International Studies, 1983
Mises Ludwig, Socialism. An Economic and Sociological
Analysis,
New Haven: Yale University Press, 1951
Moisi Dominique, Personal View: Plus ca change..., „Financial Times", luty 22, 1999
Murrell Peter, Evolutionary and Radical Approaches to Economic Reform, „Economics of Planning", rocznik 25, numer l, 1992
Nieckarz Stanislaw, Polskie banki czy banki w Polsce, „Prawo i Go-spodarka", luty 20, 2000
Offe Claus, Varieties of Transition. The East European and East German Experience, Cambridge: The MIT Press, 1997
Podkaminer Leon, Sustainability of Poland's „Import-Led"
Growth,
The Vienna Institute Monthly Report, numer. 4,
2000
Popper Karl, 1962, The Open Society and Its Enemies,
Princeton:
Princeton University Press (first edition,
1943)
Poznanski Kazimierz Z., Technology, Competition and the Soviet Bloc in the World Market, University of California - Berkeley, Institute of International Studies, 1987
Poznanski Kazimierz Z., Opportunity Cost in Soviet Trade with Eastern Europe: Discussion of Methodology and New Evidence, „Soviet Studies", rocznik. XL, numer 2, 1988
Poznanski Kazimierz Z., An Interpretation of Communist Decay: The Role of Evolutionary Mechanisms, „Communist and Post-Communist Studies", rocznik 26, numer l, 1993
Poznanski Kazimierz Z., Poland's Protracted Transition:
Institutional
Change and Economic Growth
1970-1994, Cambridge Mass.:
Cambridge
University Press, 1996
Poznanski Kazimierz Z., Transformat/on as Privatization and Privatization as Expropriation: Patterns of Systemic Change in Eastern Europe, Seattle: University of Washington (niepublikowany rekopis), 1999
Poznanski Kazimierz Z., The Morals of Transition: Decline of Public Interest and Runaway Reforms in Eastern Europe, [w:] Antohi Sorin i Vladimir Tismaneanu, praca zbiorowa, Between Past and Future. The Revolutions of 1989 and their Aftemath, Budapest: Central European University Press, 2000
Poznanski Kazimierz Z., Ownership Structure and External Sector in Poland, New York: United Nations, Maj, 2001 (niepublikowany ma-terial)
Rosati Dariusz, Polska droga do rynku, PWE, Warszawa, 1998
Rutkowski Józef, Wielki szwindel, „Trybuna", maj 2001
Sachs Jeffrey, Poland's Jump to the Market Economy, Cambridge, Mass.: The MIT Press, 1993
Schumpeter Joseph, Capitalism, Socialism and Democracy, New York: Harper and Row, 1942
Sinn Gerlinde i Hans-Werner Sinn, Jumpstart. The Economic
Unification of Germany, Cambridge: The MIT Press, 1992
Soros George, The Crisis of Global Capitalism: Open Society Endagered,
New York: Public Affairs, 1999
Staniszkis Jadwiga, Political Capitalism in Poland, „East European Politics and Societies", rocznik 4, numer 2, 1992